Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Sztylka - generał o zielonym sercu

Justyna Kościelna
Rok 1995, zawodnicy Wratislavii na turnieju we Francji. Wprawne oko kibica Śląska Wrocław pewnie wypatrzy  na zdjęciu także trenera Krzysztofa Paluszka i Krzysztofa Wołczka, który pod Darkiem pokazuje znak wiktorii
Rok 1995, zawodnicy Wratislavii na turnieju we Francji. Wprawne oko kibica Śląska Wrocław pewnie wypatrzy na zdjęciu także trenera Krzysztofa Paluszka i Krzysztofa Wołczka, który pod Darkiem pokazuje znak wiktorii archiwum prywatne
Nieznany sprawco ze Lwowa! Czy wiesz, że okradając Dariusza Sztylkę, przyłożyłeś rękę do tego, że dziś w piłkarskim Śląsku Wrocław mamy nie tylko kapitana, ale i generała?

Daruś, strzeliłeś jakąś brameczkę? - pytanie Sztylki seniora - zdeklarowanego antyfana futbolu, od lat brzmi tak samo. Odpowiedź Darka ("Nie, nie strzeliłem") też rzadko kiedy się zmienia. Od zdobywania goli jest w końcu napastnik, a nie defensywny pomocnik, którym od zawsze był ulubieniec wrocławskich kibiców.

Rozgrzewka
Darek Sztylka, który w ciągu ostatnich 10 lat (!) rozegrał ponad 250 spotkań (!) w barwach Śląska, rozpoczynał na osiedlowym podwórku. Były lata 80. i chłopięcą wyobraźnią rządziły ówczesne gwiazdy stadionu przy Oporowskiej - Ryszard Tarasiewicz, Andrzej Rudy, Waldemar Prusik. Na boisku pod blokiem każdy chciał być jak oni. W jednej drużynie biegało po kilku "Tarasiów" i "Rudych". Darek bywał na zmianę: Ryśkiem albo Andrzejem.

Krzysztof Paluszek, wtedy sąsiad i pierwszy trener Darka (a dziś dyrektor sportowy Śląska Wrocław):- Jak my, trochę starsi, schodziliśmy z boiska, on na nie natychmiast wkraczał. Ciągle grał. No chyba że akurat z kumplami z podwórka rzucał surowymi jajami w okna sąsiadów.

- Największy ubaw mieliśmy, jak się rozbabrywały na ścianie - śmieje się Darek. I zaznacza, że udział w zorganizowanej grupie jajcarzy to jedyny grzech jego młodości.

- Od zawsze mieszkałem na Bzowej, w tym samym bloku co Paluszkowie (ojciec Krzysztofa, Ryszard, także jest trenerem), sto metrów od stadionu - wylicza zawodnik, choć w szkole od matematyki bardziej lubił historię i język polski.

Sztylkowie mieszkali pod numerem 23, Paluszkowie pod 9. Ich okna wychodziły na osiedlowe boisko - uważnie obserwowali młodych grajków.

- Miałem 8, może 9 lat, gdy Krzysztof zaproponował mi grę w młodzieżowym klubie Wratislavia. Dowóz miałem gratis - zabierał mnie na treningi swoim autem. Razem ze mną zaczynało trzech innych chłopaków z podwórka - opowiada Darek. Po czasie jednak się wykruszyli i ulica Bzowa miała we Wratislavii tylko jednego reprezentanta. Ale za to godnego! Darek kopał piłkę w swoim pierwszym klubie aż do momentu, w którym stał się dumnym posiadaczem dowodu osobistego, kilku ważnych tytułów (m.in. mistrzostwa Dolnego Śląska) i oldskulowych (jakby dziś powiedzieć) albo wymarzonych (jak mówili o nich wtedy) koszulek uszytych z płótna używanego do... produkcji flag.

- W latach 90. wszystkiego nam brakowało. Pamiętam radość chłopców, jak dostali te sztywne i nieprzepuszczające powietrza koszulki. A dresy? Jak załatwiliśmy, chodzili w nich dumni, jakby to był najważniejszy strój ich życia - opowiada trener Paluszek. Ekipę - podkreśla - mieliśmy dobrą. Darkowi partnerował m.in. Krzysztof Wołczek, dziś obrońca Śląska Wrocław.

Zespół od czasu do czasu wyruszał na podbój piłkarskiej Europy. - Chcieliśmy im pokazać inną piłkę. W 1995 roku pojechaliśmy do Francji - opowiada Krzysztof Paluszek. Podróż jelczem trwała 56 godzin. Między siedzeniami młodzi championi mieli poupychane torby z rzeczami, sprzęt. Ale opłaciło się - do Wrocławia wrócili bogatsi nie tylko o sportowe wrażenia, ale też o ubrania, którymi obdarzyła ich tamtejsza Polonia.

Wybryki? Raczej nie. - No, może kilka razy na dyskotekę przez okno wyszli, do czego przyznali się po latach - uśmiecha się były trener Wratislavii.
Boisko
Darek od zawsze grał w środku pola. Był liderem. Prowadził się dobrze, można rzec - sportowo.
- Był posłuszny, nigdy nie zawodził trenerów, wiedział, co chce osiągnąć. Inni chłopcy go szanowali, bo bardzo dobrze grał. No i nosił opaskę kapitana - chwali Darka Krzysztof Paluszek. Gdy po latach trafił do wymarzonego Śląska, też szybko ją założył.

Pierwsza połowa
Ale najpierw świetnie spisywał się we wrocławskim Polarze. Pod okiem, a jakże, Paluszka, ale tym razem Ryszarda.

Polarowi Darek zawdzięcza bardzo wiele, między innymi mikrofalówkę, którą dostał jako najlepszy gracz po lokalnych derbach (w ostatniej minucie strzelił gola Ślęzie). Ale pal licho sprzęt - o wiele ważniejsza w tej historii jest Magda. Co prawda, gdy Darek dostawał mikrofalówkę, kibicowała przeciwnej drużynie, w której grał jej brat, ale dwa lata później zaczęła kibicować Darkowi. I tak kibicuje mu do dziś. Od 13 lat jako żona.

- Opiekuńczy, zaradny, dowcipny, skromny, odpowiedzialny, rodzinny, pomocny, koleżeński - Magdalena rozpoczyna rozmowę od miniprzeglądu zalet męża. Oprócz tego Darek: znakomicie gotuje ("nasz dom słynie z jego pizzy"), jest wspaniałym ojcem i nie denerwował się, gdy po raz setny z kartką i długopisem wyjaśniał, na czym polega ten przeklęty spalony. Za sto pierwszym razem Magda zrozumiała i dziś o ofsajdzie, stałych fragmentach gry i innych takich może rozprawiać spokojnie.

Druga połowa
W 2001 roku Sztylka, jako dwudziestotrzylatek, po raz pierwszy zagrał dla Śląska - klubu, któremu od dziecka kibicował. Debiutował w ekstraklasowym, przegranym meczu z Górnikiem Zabrze. - Niczego specjalnego do gry nie wniosłem, biegałem wszędzie i nigdzie - taki byłem podniecony, że wreszcie gram dla swojej drużyny - relacjonuje po latach.

W następnym sezonie szło o niebo lepiej. Ale tylko Darkowi (szybko stał się podstawowym zawodnikiem i kapitanem), a nie drużynie. Zielono-biało-czerwoni spadli do drugiej, a rok później do trzeciej ligi. Wtedy Sztylka, razem z bramkarzem Radkiem Janukiewiczem, pojechał na testy do drużyny Karpaty Lwów szukać lepszej sportowej przyszłości. Nie znalazł. Za to złodziej "znalazł" ich portfele, telefony i paszport Radka.

- Okradli nas zaraz po przyjeździe do hotelu. Później długo czekaliśmy na wyjaśnienie sprawy. Raczej nie zachęciło to nas do pozostania za wschodnią granicą - opisuje pomocnik. - Dobrze się stało, że nie zdecydowałem się na grę poza Wrocławiem.

No pewnie, że dobrze. W 2008 roku Śląsk pod wodzą kapitana Sztylki ponownie zaczął walczyć o najwyższe klubowe trofea. Co prawda opaska, ze względu na problemy zdrowotne Darka, powędrowała do Sebastiana Mili, ale dawny lider ciągle miał nadzieję, że jeszcze zagra w zielonej koszulce. Kilkanaście miesięcy (i kilka pobytów u różnych lekarzy) później wrócił. W świetnej formie. W maju strzelił bramkę w zwycięskim aż 5:0 meczu z Arką Gdynia i został wicemistrzem Polski.

Śląsk po 24 latach ponownie zakwalifikował się do gry w europejskich pucharach. Trzydziestotrzyletni Darek pomyślał, że to odpowiedni moment, by zejść z boiska. Decyzja o zakończeniu kariery zaskoczyła nie tylko kibiców, ale i kolegów z zespołu.
Szatnia
Rezygnacja była dla nich równoznaczna ze stratą dwóch pomocników - Darka na boisku i Darka w szatni. Bo jak do tej pory szukali mechanika, dentysty albo mieszkania, chcieli coś załatwić u prezesa/trenera/kierownika drużyny to Sztylka zawsze im pomagał. W końcu zna Wrocław i Śląsk jak nikt inny. - On jest sercem naszej drużyny - nie ma wątpliwości Sebastian Mila.

- Zawsze powtarzam, że był, jest i będzie prawdziwym kapitanem Śląska. Ja tylko przejąłem po nim opaskę. Masażysta piłkarzy, Jarosław Szandrocho, mawia, że skoro Mila jest kapitanem, to Sztylka nosi stopień generalski.

Dogrywka
Kiedy jednak korki Darka Sztylki miały już zawisnąć na kołku, ich właściciel wygrzał plecy na tureckiej plaży i popływał trochę w basenie, zatęsknił za treningami, meczami i głupimi, męskimi dowcipami z szatni. Po powrocie z krótkich wakacji podpisał w czerwcu tego roku roczny kontrakt z klubem. Gra koncertowo. I już dwa razy w tym sezonie mógł zaskoczyć swojego tatę, mówiąc: "Tak, tato, strzeliłem brameczkę!".

Zmiana powrotna
Powoli jednak myśli o piłkarskiej emeryturze. Ale spokojnie, pod bokiem rośnie mu dwóch godnych następców. Łukasz (lat 12) już trenuje w młodzieżowej drużynie Śląska Wrocław, Kacper (lat 4) trenować zacznie od września.

- Jest bardzo przejęty. Jak tylko ćwiczę w domu, on zaraz staje obok i robi to samo - komplementuje młodszego syna Darek. I dodaje: - Już za chwilę w naszym domu liga angielska definitywnie wygra z bajkami.

Justyna Kościelna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dariusz Sztylka - generał o zielonym sercu - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska