Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daniel Kickert: Jestem szczęściarzem, bo robię to, co kocham

Grzegorz Bereziuk
Kickert ani razu w tym sezonie nie wyszedł w pierwszej piątce, ale i tak ma świetne statystyki
Kickert ani razu w tym sezonie nie wyszedł w pierwszej piątce, ale i tak ma świetne statystyki fot. grzegorz bereziuk
Z Danielem Kickertem, silnym skrzydłowym PGE Turowa Zgorzelec, rozmawia Grzegorz Bereziuk.

Przygodę z koszykówką rozpoczął Pan jako młody chłopak?
Pierwszy kontakt z tą, jak się szybko okazało, piękną dyscypliną miałem w wieku ośmiu lat. Zacząłem wówczas chodzić na treningi lokalnej drużyny, w której grali moi koledzy.

Jakie zdarzenie wpłynęło na to, że podjął Pan próbę stania się zawodowcem?
Miałem wtedy 17 lat. Trafiłem do Australijskiego Instytutu Sportu (jego celem jest pomoc w rozwoju młodych utalentowanych sportowców, rokujących w młodym wieku nadzieje na osiągnięcie sukcesów - dop. red.). Będąc tam, szybko gromadziłem nowe doświadczenia. Szło mi nieźle i zdałem sobie sprawę, że mam szansę coś osiągnąć w koszykówce, a co za tym idzie, stać się zawodowym graczem.

W młodzieńczych latach miał Pan swojego bohatera na parkiecie? Kogoś, na kim się Pan wzorował?
Pasjonowała mnie gra Michaela Jordana, Hakeema Olajuwona i Davida Robinsona. Na wszelkie możliwe sposoby kombinowałem, by oglądać mecze z ich udziałem.

Do jakich czasów w swojej karierze wraca Pan najchętniej?
Najlepsze wspomnienia posiadam z 2006 roku. Wówczas z reprezentacją Australii grałem na mistrzostwach świata w Japonii. Dotarliśmy do drugiej rundy, w której ulegliśmy późniejszemu zdobywcy trzeciego miejsca ze Stanów Zjednoczonych. Także kariera na studiach była pełna wielu świetnych zdarzeń.

Czym tak naprawdę jest dla Pana koszykówka?
To połączenie pracy z hobby. Jestem szczęściarzem, że mogę robić to, co tak naprawdę kocham. Podejrzewam, że niewielu ludzi z taką szczerością może się wypowiedzieć na temat swojej pracy. Koszykówka otworzyła mi wiele drzwi i pozwoliła zobaczyć wiele ciekawych miejsc na świecie.

14 stycznia odbędzie się Mecz Gwiazd Tauron Bsket Ligi. Spodziewał się Pan powołania?
Jeśli mam być szczery, tego typu mecz będzie dla mnie nowością i fajnym doświadczeniem. Wyróżnienie i możliwość gry w Meczu Gwiazd to zaszczyt. Każdy uczestnik z pewnością jest bardzo szczęśliwy. Tego typu wydarzenia są świetną sprawą. Stwarzają szansę na nawiązywanie nowych kontaktów, tworzenie z koszykarzami innych zespołów. Takie mecze pozwalają zapomnieć na chwilę o klubowej rywalizacji i dobrze się pobawić.

Można jakoś scharakteryzować gwiazdę Tauron Basket Ligi?
Łatwiej zapamiętać gracza, który w każdym meczu zdobywa dużo punktów lub jest świetnie zbudowany i nie daje pograć pod koszem przeciwnikowi. Sam jednak nie wygra meczu, a tym bardziej nie zdobędzie dla klubu medali. Trzeba pamiętać, że gwiazdy są tylko częścią całości, który tworzy zespół.

Wielu ludzi twierdzi, że koszykarze w tego typu spotkaniach grają zachowawczo, a spotkania są pozbawione prawdziwych emocji. To prawda?Z pewnością w tego typu imprezach nie ma takiego natężenia walki i poziomu koncentracji, jak w spotkaniach ligowych. Byłoby dziwne, gdyby miało być inaczej. Mecz Gwiazd ma na celu przyciągnąć kibiców i pokazać koszykówkę z jak najlepszej strony. Fani mają polubić koszykarzy, a ci sprzedać im wszystkie umiejętności, które udało się zdobyć w swojej karierze. Tego typu mecze nie są codziennością. Sądzę, że zapowiada się dobre widowisko.

Rozmawiał Grzegorz Bereziuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska