Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Damian Janikowski: Medal już jest, jeszcze w tym roku będzie potomek

Wociech Koerber
Wrocławski zapaśnik wraca na top. W fińskim Vantaa zdobył brąz ME, a niebawem czekają go jeszcze większe sukcesy. W życiu prywatnym.

Damian Janikowski, trzeci zawodnik londyńskich igrzysk, znów w akcji. Swój drugi krążek mistrzostw Europy wywalczył w nowej kat. 85 kg (wcześniej musiał zbijać do 84). I to nie koniec sukcesów na ten rok, a na myśli nie mamy wcale wrześniowych MŚ w Taszkiencie (Uzbekistan). Otóż sympatia wrocławianina, Karolina, jest w stanie błogosławionym. - Dokładnie w drugim miesiącu ciąży. Na świat może przyjść najlepszy zapaśnik oraz wojownik MMA i UFC – raduje się pieszczoch Śląska.

Rywalizację o medal ME rozpoczął Janikowski od zwycięstwa 3:1 nad Jawitem Hamzatauem. Smakowało. Przed rokiem właśnie Białorusin pokonał Polaka w walce o najniższy stopień podium MŚ w Budapeszcie. Drugi bój okazał się pechowy. Nasz zawodnik przegrał z reprezentantem gospodarzy, Ramim Hietaniemim (1:3). Całe szczęście, że Fin dotarł aż do finału (uległ Żanowi Beleniukowi z Ukrainy), wciągając Janikowskiego do repesaży i dając szansę walki o pudło. Damian, jak na klasowego zawodnika przystało, przekuł podarunek w blachę. Pokonał kolejno Szweda Jima Peterssona (3:1), a następnie w takim samym stosunku Gruzina Roberta Kobliaszwilego. O brąz musiał się bić z utytułowanym Niemcem, Janem Fischerem. Poszło! 3:0.

- Cieszymy się tym bardziej, że mieliśmy przed startem duże obawy, czy Damian będzie w pełni sił – mówi nam trener Józef Tracz. - Zaczął go bowiem boleć kręgosłup. A przecież na ME startuje 8-9 naprawdę klasowych zawodników i wszystkie walki są bardzo trudne. Tylko jedna nie poszła po naszej myśli. Z Finem. Damian się zagapił przez informację sędziego, który kazał mu się zatrzymać. I wtedy przeciwnik wykonał akcję. Hietaniemi doszedł później do finału, gdzie zabrakło mu już tlenu. Przegrał z Ukraińcem Beleniukiem, którego Damian pokonał dwa lata temu na ME w Serbii – dodaje.

W repesażach już nikt Janikowskiego nie rozpraszał. - Przystąpił do nich skoncentrowany jak na mistrza przystało. Choć walka o brąz z Fischerem ułożyła się nie do końca tak, jak planowaliśmy. W drugiej rundzie Niemiec dostał ostrzeżenie za pasywność. Później, na nieco ponad minutę przed końcem, sędziowie szykowali się już do ostrzeżenia za pasywność dla Damiana. To by oznaczało porażkę. Wtedy jednak Damian wykonał swoje koronne wejście do pasa i sprowadzenie za dwa punkty, wybijając sędziom ten pomysł z głowy. No i jest kolejny medal do koszyka – dopowiada Tracz, trzykrotny medalista olimpijski.

Powody do dumy są, bo droga na pudło wymagała wylania hektolitrów potu. - Ci, którzy dochodzą do finału, muszą stoczyć trzy, maksymalnie cztery, walki. Ja odpadłem w drugiej rundzie, przebijałem się przez repesaże, więc tych pojedynków stoczyłem rekordowo dużo. Aż pięć – tłumaczy Janikowski. - Szczerze mówiąc, odbiera to nieco chęci do dalszej walki, ale wychodząc na matę zapominasz o tym. Każdy pojedynek był ciężki, a moje koronne chwyty w parterze, które zawsze ratowały mi skórę, tym razem wychodziły gorzej. Więcej punktów zyskiwałem z aktywności, ze stójki – dodaje.

Gdy wrocławianin przebił się w końcu przez Szweda Peterssona i Gruzina Kobliaszwilego, została ostatnia przeszkoda. Absolutnie należało ją pokonać, by wcześniejsza praca nie poszła na marne. Na podium chciał się także dostać 28-letni Niemiec Fischer, doświadczony zawodnik, brązowy medalista ME z 2010 roku. - I ten Fischer czekał na mnie aż trzy godziny, odpoczywał. Żartujemy sobie z trenerem, że w tym czasie uczył się obrony na wejście w pas. Bym go nie zaskoczył. Napór był i z jednej, i z drugiej strony, ale to ja zabrałem, co należało zabrać – triumfuje zawodnik, którego w kadrze prowadzi Ryszard Wolny, mistrz olimpijski z Atlanty (1996).

Janikowski znów zatem o sobie przypomina, bo w sezonie poolimpijskim szczęścia miał mniej (5. miejsce na MŚ). A niebawem szczęścia winno być od groma. - Medal się przyda, będzie mnie stać na nowe łóżko do mieszkania – uśmiecha się. Doprecyzujmy, że chodzi jednak o łóżeczko. - Moja Karolina jest w drugim miesiącu ciąży. To może być niezły wojownik. A do naszego nowego mieszkania na Kuźnikach planujemy się wprowadzić za około miesiąc – wyjaśnia zawodnik, który 29 czerwca skończy 25 lat. Partnerka jest o rok młodsza.

- Chciałbym podziękować firmom iTOled oraz Filigran, które wspierają mnie finansowo, a także Under Armour, Pit Bull West Coast i 7Nutrition – kończy medalista IO, MŚ i ME. A w klubie rośnie kolejny materiał chętny do sięgania po równie cenne nagrody. To 22-letni Dawid Kareciński (kat. 66 kg). O brąz przegrał w Finlandii nieznacznie (0:1) z utytułowanym Frankiem Staeblerem, piątym zawodnikiem igrzysk w Londynie. W piątej minucie, po przymusowym parterze Polaka, Niemiec zdobył jedyny punkt techniczny za wykonanie wózka. I tym wózkiem wjechał na podium.

- O wejście do finału Dawid przegrał z Azerem, ale wcześniej pokonał Węgra i Bułgara. Tym razem jeszcze zabrakło - analizuje trener Tracz. Jeszcze!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska