Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zwolnienie z więzienia można kupić za łapówkę? (FILMY)

Marcin Rybak
Były wicedyrektor Zakładu Karnego nr 1 idzie do aresztu. Miał obiecać wolność za pieniądze
Były wicedyrektor Zakładu Karnego nr 1 idzie do aresztu. Miał obiecać wolność za pieniądze fot. Janusz Wójtowicz
Od kilku tygodni w areszcie siedzi trzech mężczyzn, którzy przekonywali, że przedterminowe zwolnienie z więzienia można kupić za łapówkę. Jeden z nich do niedawna był wicedyrektorem Zakładu Karnego nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu.

Ta historia to efekt prowokacji dziennikarskiej. Wrocławska prokuratura wszczęła w tej sprawie śledztwo, a sąd aresztował byłego wicedyrektora więzienia.

Dziennikarze "Superwizjera" i "Gazety Wrocławskiej" szukali później odpowiedzi na pytanie, czy darowanie części kary można kupić. Rozmawialiśmy z gangsterami, strażnikami więziennymi, prokuratorami, sędziami, policjantami. Oglądaliśmy dokumenty wielu spraw. Odpowiedzi nie ma. Jest tylko więcej pytań i więcej wątpliwości. I kolejna sprawa, którą odkryliśmy, a która zapewne skończy się śledztwem.

Oto jak trafił do aresztu emerytowany wicedyrektor wrocławskiego więzienia. Fragment reportażu Superwizjera TVN, który zostanie wyemitowany dziś wieczorem. Dziennikarze rozmawiają z więźniem, który opowiada o tym, że wolność można sobie kupić za łapówkę. Dziennikarze poszli tym tropem i dotarli do Rafała - pośrednika.

Oto jak trafił do aresztu emerytowany wicedyrektor wrocławskiego więzienia. Fragment reportażu Superwizjera TVN, który zostanie wyemitowany dziś wieczorem. Dziennikarze rozmawiają z pośrednikiem Rafałem. Ten przekonuje, że można wyjść z więzienia przed końcem kary. O ile zapłaci się łapówkę i to niemałą.

Akcja CBA
Była druga w nocy z 29 na 30 marca. Do więzienia przy Kleczkowskiej przyjechała ekipa funkcjonariuszy CBA. Wywieźli jednego więźnia.
Musieli to zrobić w środku nocy, bo groziło mu niebezpieczeństwo. On jeden w całym Zakładzie Karnym wiedział, że kilka godzin wcześniej w Legnicy i Lubinie zatrzymano trzy osoby. Wśród nich Jana C., nauczyciela informatyki ze szkoły dla skazanych. To emerytowany funkcjonariusz Służby Więziennej. Do października ubiegłego roku był wicedyrektorem ZK 1.

Więzień pomógł w akcji. To on miał wyjść za 50 tys. zł łapówki. Do niego dotarli dziennikarze TVN. Dał im namiary na pośrednika, który obiecał, że zwolnienie załatwi. Prowokację dokończyli agenci CBA. Pośrednik doprowadził ich do drugiego pośrednika, a ten do Jana C.
Potocznie na to, co obiecano więźniowi, mówi się "zwolnienie za dobre sprawowanie". Fachowo to "warunkowe przedterminowe zwolnienie". W więziennej gwarze po prostu "wokanda".

Czy można ją kupić? Przecież to decyzja sądu, który podejmuje ją po uzyskaniu opinii z więzienia. Głos zabiera prokurator. Można się odwołać. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie wychodzi się "za dobre sprawowanie". Tylko wtedy, kiedy sąd uzna, że więzień więcej przestępstwa nie popełni. Fachowo mówiąc, musi być "pozytywna prognoza kryminologiczna".

Były wicedyrektor, Jan C., jest podejrzany o to, że powoływał się na wpływy u sędziów decydujących, czy zwolnić, oraz w dyrekcji więzienia. Miał wpływy? Może oszukiwał i niczego nie chciał załatwić? Tego ustalić się nie da. Wpadł za szybko. W sprawie więźnia nie było żadnej decyzji. Nie powstały dokumenty i opinie. W prokuraturze i CBA tłumaczą, że inaczej się nie dało. Że bez zatrzymania na gorącym uczynku akcja skończyłaby się klapą. Pozostaje pytanie: czy wolność da się kupić?
- Wokandy się kupowało, kupuje i kupować będzie - nie ma wątpliwości wrocławski Skruszony Gangster. Szukamy więc.

Przypadek Piotra
Wyrok: 5,5 roku więzienia za oszustwo. W lipcu 2009 roku był przesłuchiwany jako świadek w śledztwie dotyczącym korupcji we wrocławskim wymiarze sprawiedliwości. Prowadzi je Prokuratura Apelacyjna w Lublinie.
"Zwróciłem się do kolegi (...), żeby w moim imieniu przedstawił propozycję finansową (...) dotyczącą załatwienia mi za łapówkę przedterminowego zwolnienia" - mówił w lipcu 2009. Podał nazwiska wrocławskich adwokatów. Mieli odpowiedzieć, że się da i potrzeba na to 7-8 tysięcy złotych. Nie zdecydował się. W październiku 2009 wrocławski Sąd Okręgowy nie zgodził się na jego zwolnienie.
Kolejny protokół jest ze stycznia 2010. Piotr opowiada śledczym z Lublina, że w październiku skontaktował się z jednym z adwokatów, którzy oferowali pomoc w załatwieniu zwolnienia za łapówkę. Adwokat zgodził się reprezentować go przed sądem. Więzień obiecał "premię", gdy wyjdzie na wolność.
No i wyszedł. Decyzja zapadła 2 marca 2010. Tylko że trzy miesiące wcześniej wrocławska Prokuratura Okręgowa oskarżyła Piotra o przestępstwo - o to, że w 2008 roku zaoferował strażnikowi więziennemu łapówkę w zamian za przekazywanie grypsów za mury. Sąd wiedział o tym oskarżeniu. Ale nie znał szczegółów sprawy, bo się nią nie zainteresował. Wypuścił Piotra. Kilka miesięcy później został on skazany, choć nie za łapówkę, ale za przekazywanie strażnikowi grypsów, czyli nielegalnej korespondencji. Na trzy miesiące więzienia.

- Jeśli wiadomo, że wobec skazanego toczy się postępowanie i dotyczy przestępstw popełnionych w trakcie kary, to sąd powinien zbadać, jakie to są czyny. To ma duże znaczenie - tłumaczy sędzia Zdzisław Pachowicz z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. - Sam fakt, że toczy się proces - mówi - nie wyklucza przedterminowego zwolnienia skazanego. Ale sąd rzecz musi zbadać. A w uzasadnieniu decyzji napisać, dlaczego mimo wszystko zwolnił.

W uzasadnieniu decyzji w sprawie Piotra nie ma o tym ani słowa. Dziś Piotr przekonuje, że łapówki nie oferował. Dawał tylko adwokatowi "premię". Dodatkowe honorarium za pozytywne załatwienie sprawy. Sąd jest niezawisły i ze swoich decyzji tłumaczyć się nie musi.

Przypadek Roberta
To komedia pomyłek sądu i Służby Więziennej. Fragment tej historii opisywaliśmy dwa tygodnie temu.
Gangster dostaje przerwę w odsiadywanym sześcioletnim wyroku, bo jest ciężko chory. Później okazuje się, że dokumenty medyczne były nierzetelne, a lekarz za ich wystawienie został skazany. Przerwa w karze skończyła się w kwietniu 2009. Gangster nie wrócił. Rozesłano za nim list gończy i Europejski Nakaz Aresztowania. Grozi mu nowa kara za to, że nie wrócił do więzienia z przerwy.

W grudniu ubiegłego roku, gdy gangster Robert wciąż był poszukiwany, do sądu wpłynął wniosek o jego przedterminowe zwolnienie. Pisał ojciec. Z treści listu wynika, że Robert jest ciężko chory i w domu rodzinnym przechodzi rehabilitację. Korzysta też z opieki pobliskie-go szpitala. Sąd Okręgowy we Wrocławiu przekazał sprawę do Opola, bo na tamtym terenie - według zapewnień ojca - mieszkał syn. Sąd nie poinformował policji, gdzie jest więzień. Choć ta szukała go na polecenie... sądu.

Opolski sąd, mimo że z treści wniosku wynikało, gdzie jest poszukiwany listem gończym gangster, też nie przekazał policji wiadomości na ten temat. Prowadził zwykłą procedurę, jakby chodziło o przedterminowe zwolnienie gangstera siedzącego w celi, a nie poszukiwanego w całej Europie.
Do więzienia przy ulicy Kleczkowskiej sąd wysłał prośbę, by wystawili opinię o Robercie. Przyszła. Z informacją, że więzień wyszedł na przerwę w karze, więc nie mogą orzec, czy są za zwolnieniem, czy nie. W opinii ani słowa o tym, że więzień nie wrócił od dwóch lat do celi i się ukrywa.

- Sypiemy głowę popiołem. Brak tej informacji to błąd - przyznaje podpułkownik Luiza Sałapa, rzeczniczka Służby Więziennej. - Wszczynamy postępowanie służbowe wobec wychowawcy, który pisał tę opinię.
Rzecznik wrocławskiego Są-du Okręgowego Marek Poteralski mówi, że to nie jest nadzwyczajna sytuacja, że ktoś, kto jest poszukiwany, składa do sądu jakiś wniosek. Oczywiście, podaje jakiś adres, bo musi go podać. Ale najczęściej on nie jest wiarygodny. A wrocławski sąd w sprawę się nie zagłębiał, bo uznał, że trzeba ją przekazać do Opola.

Sędzia Wojciech Kociubiński, z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu nie ma wątpliwości, że sąd powinien podać policji informację, gdzie jest skazany. Sąd w Opolu odmówił zwolnienia. Kilka dni później gangster zgłosił się do więzienia. Tą sprawą zainteresowała się wrocławska Prokuratura Okręgowa. Ma ocenić, czy te pomyłki - choćby brak ważnej informacji w opinii z więzienia - nie powinny być zbadane w śledztwie.

Jeden na 2300
Przykłady można mnożyć. Można by jeszcze opowiadać:
- o gangsterze skazanym na śmiesznie mały wyrok za zabójstwo;
- o tym, jak wyszedł z więzienia wcześniej niż skruszony przestępca, który doprowadził do jego skazania;
- o skruszonym, który pomógł ujawnić korupcję we wrocławskiej prokuraturze. Którego przez wiele miesięcy nie wypuszczano z więzienia. Jego zdaniem z zemsty za zeznania obciążające prokuratorów i adwokatów;
- o tym, że wyszedł, gdy jego sprawa trafiła do sądu poza Dolnym Śląskiem.
Można więc kupić wolność? Skoro w żadnej z tych spraw nie ma dowodów na łapówkę. Jest tylko aresztowany emeryt Jan C.
- Jeśli na 2300 funkcjonariuszy w całym naszym okręgu pojawia się jeden sygnał, to dużo czy mało? - odpowiada pytaniem mjr Mariusz Kurowski ze Służby Więziennej z Wrocławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska