Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zmarli komunikują się z nami poprzez przedmioty?

Dorota Kowalska
Fot. Karolina Misztal
Zdarzają nam się historie, których nie potrafimy sobie w żaden sposób wytłumaczyć. I wtedy nasze podejrzenia padają na stare przedmioty, które nas otaczają. Może to ich wina? Ich zła energia? Czy próbują nam coś powiedzieć?

Jola, 54 lata, wykształcona, miłośniczka psów. Była właśnie na spacerze - Majka, jej ukochana sunia, biegała niczym oszalała. Nagle na środku ścieżki zobaczyła artefakt z gliny: głowa kobiety z zamkniętymi oczami i ustami, usta były właściwie zaszyte, bo czerwoną farbę przecinały małe czarne kreski. Było w tej twarzy coś niesamowitego, tajemniczego, fascynującego. Jolka bez chwili zastanowienia wzięła artefakt ze sobą. - I wszystko zaczęło się komplikować, same nieszczęścia: choroby, niepowodzenia, pech. A to Maciek, mój syn, zgubił klucze, a to ja wylądowałam w łóżku z potworną temperaturą, a to coś przytrafiło się mężowi. Jeśli coś, co robiliśmy, nie kończyło się totalną porażką, to przynajmniej niepowodzeniem - opowiada. Maja, jej wierna psia przyjaciółka, zaczęła niedomagać: siedziała słaba, osowiała. Okazało się, że jest nieuleczalnie chora. Po kilku tygodniach walki zdechła. To przelało czarę goryczy.

- Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Któregoś dnia Maciek wszedł do kuchni i stwierdził: „Mamo, to ta baba”. Inaczej na maskę nie powiedział, tylko „baba”. Zastanowiłam się chwilę, zgadzało się: te wszystkie plagi egipskie spadły na nas zaraz po tym, jak przywiozłam ją do domu - Jolka bierze głęboki oddech.

Siedzieli z Maćkiem przy stole w kuchni i patrzyli na siebie. - Było bardzo późno, dochodziła północ. Maciek w pidżamie, kapciach wsiadł do samochodu i wywiózł „babę” do samego centrum naszej małej mieściny. Położył ją na chodniku, by mieć pewność, że ktoś na nią trafi. Jakoś podświadomie wyczuwaliśmy, że aby nam odpuściła, musi znaleźć inną ofiarę - opowiada Jola. Maska zniknęła, zaczęło się układać.

- Wiesz, potem tak sobie pomyślałam, że nie przez przypadek leżała na środku tej ścieżki w lesie. Ktoś ją tam położył specjalnie, żebym ją znalazła i odciągnęła od niego nieszczęścia - patrzy mi prosto w oczy.

Tak, wierzy, że coś jest na rzeczy. Niektóre przedmioty mają dobrą lub złą energię, przemawiają przez nich ich byli właściciele.

Marta, czterdziestolatka, skończone studia, pracuje na kierowniczym stanowisku. Nienawidzi pchlich targów, staroci, antyków. Mówi, że bije od nich jakaś dziwna energia. Opowiada, jak to kiedyś wybrała się na warszawskie Koło, na jedną z największych w Polsce giełd staroci. - Nagle źle się poczułam, jakoś tak nieswojo. Trudno opisać to uczucie, to taki niepokój, strach. Spojrzałam w bok: jakiś człowiek rozłożył na prześcieradle nazistowskie pamiątki, były wśród nich między innymi swastyki. To stamtąd buchały te wszystkie negatywne emocje- wspomina. Innym razem na pchlim targu w Lizbonie kupiła małą tabliczkę, napisane było na niej po portugalsku: „Jeśli jesteś moim przyjacielem, zapraszam, jeśli jesteś moim wrogiem, odejdź”. Przywiozła ją do Polski, zawiesiła w kuchni.

- I zaczął się dla mnie czas utrapień, niepowodzeń, choroby. Któregoś dnia odkurzałam i zahaczyłam rurą odkurzacza o tę tabliczkę, spadła na podłogę, rozbiła się na drobne kawałki. Wyrzuciłam ją i zaczęło mi się układać - opowiada.

Wierzy, że mała tabliczka z Lizbony ściągnęła na nią nieszczęścia? Wzrusza ramionami. - Nie wiem. Zestawiam tylko fakty - mówi. I opowiada historię kolegi. Wojtek dostał po dziadku, który tragicznie zginął podczas II wojny światowej, piękny zegarek. Kiedy tylko zakładał go na rękę, przydarzało mu się coś złego. W końcu przestał go nosić. - Zmarli na pewno nie przemawiają do nas przez przedmioty - mówi ks. Kazimierz Sowa. Tyle Kościół. Krótko, zwięźle, konkretnie.

Więc skąd takie odczucia? Tak niesamowite zbiegi okoliczności? - To część myślenia związana z szerszym zjawiskiem - zjawiskiem budowania przesądów. Rzeczy dla nas niezrozumiałe próbujemy racjonalizować, jakoś je sobie wytłumaczyć. Wiele złych historii, które nam się zdarzają, tłumaczymy więc sobie zegarkiem czy tabliczką zawieszoną w kuchni, bo nie wiemy, czemu nam te wszystkie nieszczęścia spadają na głowę, ale nie mają one nic wspólnego z tymi przedmiotami - tłumaczy prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. To trochę tak jak z czarnym kotem, który przebiegł przed nami w drodze do pracy. Jeśli przydarzy nam się coś złego, zawalimy jakiś projekt, zarazimy się grypą, wytłumaczymy to sobie kociakiem i zaklniemy w duchu, bo przecież mogliśmy pójść inną drogą.

- Tymczasem zawaliliśmy projekt, bo nie byliśmy przygotowani do pracy, a grypą zaraził nas chory kolega, który siedział obok. Zbyt wielkie znaczenie przywiązujemy do przedmiotów i tłumaczymy sobie nimi historie, których inaczej wytłumaczyć sobie nie umiemy - tłumaczy prof. Jacek Wódz.
Inna rzecz, że życie pozagrobowe wciąż owiane jest tajemnicą, różne religie różnie mówią o tym, co czeka nas po śmierci. Chociaż zmarłych wszystkie traktują z szacunkiem. Wyznawcy judaizmu zamykają zmarłemu oczy, układają go na podłodze, ciało przykrywają i zapalają świece. Myją ciało i zawijają je w białą szatę zwaną kitlem. Pogrzeb odbywa się szybko - w dniu śmierci, czasem nawet nocą. Zmarłego układa się w grobie poziomo, z twarzą zwróconą na wschód, czyli w kierunku Jerozolimy. Podczas pogrzebu na grobie nie zostawia się kwiatów, tylko małe polne otoczaki. Ciało wyznawcy islamu naciera się z kolei olejami. Po zawinięciu całunem składa się je do grobu na prawym boku, z twarzą zwróconą ku Mekce. Pogrzeb musi się odbyć w ciągu doby od śmierci. Nie biorą w nim udziału kobiety.

Przez trzy dni w domu zmarłego nie można niczego gotować, a żona zmarłego muzułmanina na znak żałoby przez cztery miesiące nie powinna wychodzić na zewnątrz.

U buddystów ciała pali się lub grzebie. Buddyzm tybetański naucza, że przez 49 dni po śmierci zmarły znajduje się w tzw. stanie bardo, w którym szuka nowej formy świadomości. Dlatego w tym czasie, możliwie jak najdłużej, ciała w ogóle nie powinno się dotykać. Tak żeby nie zawrócić strumienia świadomości zmarłego.

Hinduiści wierzą, że jeśli zostaną spaleni nad Gangesem, a ich prochy zostaną do niego wrzucone, osiągną nirwanę, czyli idealny stan niebytu, bez cierpień.

Życie pozagrobowe też wciąż pozostaje czymś tajemniczym, nieodgadnionym. Muzułmanie wierzą na przykład, że po śmierci ich dusze spotykają dwóch aniołów: Nakira i Munkara. Wypytują o przebieg życia doczesnego, potem decydują o dalszych losach zmarłych. Kiedy spotykają grzesznika, jawią się jako wielkie, czarne postaci o donośnym, przerażającym głosie. Jeśli naprzeciw nich staje człowiek bogobojny, są przyjacielskie, zadają pytania łagodnym i życzliwym tonem. Raj wyobrażany jest jako wielki ogród strzeżony przez anioła Ridwana.

Żydzi wierzą, że dusza jest nieśmiertelna, a każdy będzie musiał stanąć przed sądem, gdzie zostanie rozliczony ze swoich dobrych i złych uczynków. Grzesznicy trafiają do Gehinom. Tam odpokutowują popełnione przez siebie w życiu błędy, aby móc trafić do raju, ale nikt nie wie, jak ten raj wygląda.

W hinduizmie kwestia śmierci postrzegana jest nieco inaczej niż w pozostałych wyznaniach. Przede wszystkim ludzkie życie nie jest od niej zależne. Hindusi wierzą w reinkarnację. Każde kolejne wcielenie jest kontynuacją poprzedniego, dlatego też w tym przypadku śmierć nie jest uznawana za koniec. Zjawisko ciągłych inkarnacji nazywane jest kręgiem Samary. Celem każdego człowieka jest uwolnienie się z owego kręgu, co ma przynieść duszy moksę, czyli wyzwolenie. Niestety ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, czym tak naprawdę jest moksa. Najczęściej słyszaną interpretacją jest zakończenie kolejnych wcieleń i zjednoczenie się z boską istotą.

Bardzo podobny do hinduizmu jest buddyzm. Jedyną i zarazem największą różnicą w tych dwóch wyznaniach jest brak wiary buddystów w nieśmiertelną i niezmienną duszę. Dla buddystów śmierć ciała oznacza rozpad człowieka na pięć składników: formę materialną, uczucia, rozum, wolę oraz świadomość. Tylko i wyłącznie karma przechodzi do kolejnego wcielenia. Celem każdego buddysty jest uzyskanie nirwany, czyli wyzwolenia od kolejnych inkarnacji.

Chrześcijanie podobnie jak przedstawiciele większości współczesnych religii wierzą w nieśmiertelność duszy. W chwili śmierci opuszcza ona ciało i rozpoczyna życie wieczne. Po zakończeniu życia doczesnego każdy człowiek staje przed Sądem Bożym i zostaje rozliczony ze wszystkich grzechów. W celu odpokutowania za swoje złe czyny ludzie trafiają do czyśćca.

To wszystko wiara, religia. Niektórzy w nic nie wierzą. Mówią, że nie ma w tym wszystkim żadnej pewności. Nic nie jest namacalne, oczywiste. Za to pewnych tabu nie należy łamać. Bo jeśli coś jest trudne do pojęcia, lepiej być ostrożnym.
Krystyna, była nauczyciela fizyki, ścisły umysł, wierzy w dobrą i złą energię. A przede wszystkim uważa, że trzeba przestrzegać pewnych zasad i nie igrać ze śmiercią czy jej symbolami.

- Właściwie każda religia mówi o złej energii - przekonuje. I tłumaczy, że przedmioty, jak najbardziej, mogą wytwarzać wokół siebie aurę.

- Wiadomo, na przykład, że nie powinno się trzymać w domu przedmiotów związanych ze śmiercią: wypchanych zwierząt, poroży, nawet skór, które często kładziemy na ziemi - one generują właśnie złą energię. A Jolka, o której opowiadałaś, znalazła w tym lesie maskę śmierci czy, inaczej, maskę pośmiertną - wyjaśnia.

Dla tych, którzy nie wiedzą, maski pośmiertne, odlewane ze złota lub wykonane z blachy, odnajdywane były w grobach wielu kultur, np. Grecji, Egiptu, Indonezji, Afryki czy Ameryki Południowej. Ich znaczenie nie jest do końca jasne. Spełniały jednak na pewno dwa zadania: chroniły twarz zmarłego, miały mu też zapewnić nieśmiertelność lub przynajmniej powodzenie na tamtym świecie oraz reprezentowały świat przodków.

Co taka maska pośmiertna czy raczej coś, co miało ją symbolizować, robiło w lesie pod Warszawą? Nie wiadomo. Może ktoś się bawił, stworzył taką maskę, a potem przerażony zostawił ją na leśnej ścieżce? A może ktoś wykopał „babę” ze starego grobu? W każdym razie taka maska w domu to na pewno nic dobrego - przynajmniej zdaniem Krystyny.

- Złą energię wytwarzają też przedmioty związane ze starością. Ja na przykład kupiłam kiedyś na pchlim targu piękny obraz staruszki na tle starego pieca kaflowego. Cudny klimat. Powiesiłam go na ścianie w pokoju i zaczęło nam się źle dziać: mąż poważnie zachorował, zaczęliśmy mieć kłopoty finansowe, nie mówiąc już o drobnych niepowodzeniach, które spotykały nas niemal codziennie - opowiada. Spojrzała na obraz i od razu wiedziała, że to stamtąd pochodzi ta zła energia, ale płótno bardzo jej się podobało, więc postanowiła zrównoważyć „moce” i po drogiej stronie powiesiła obraz z malutkim dzieckiem, też strasznie stary, kupiony na targu staroci. Nie pomogło, więc zdjęła oba.

- Rzeczy kupione na pchlim targu zawsze należy dokładnie wyczyścić, właśnie po to, aby zmyć z nich złe energie, które mógł pozostawić stary właściciel - tłumaczy.

Jej przyjaciółka Irena kupiła na targu staroci piękną srebrną zastawę. Od sprzedającego dowiedziała się, że to po jakiejś starszej kobiecie. Zastawę postawiła w kredensie za szybą.

- Kilka dni później jej córka wylądowała w szpitalu, mąż miał poważny wypadek samochodowy, mimo że przez całe życie nie spowodował nawet stłuczki. Nie będę już wymieniać innych nieszczęść, które na nią spadły - opowiada Krystyna. - Zadzwoniła do mnie, zaczęła płakać. Umówiłyśmy się, że wpadnę do niej na kawę, to pogadamy. Chciałam podtrzymać ją na duchu. Pierwsze, co zobaczyłam, to ta nowa srebrna zastawa w kredensie. Wypytałam, co i jak. Natychmiast wyciągnęłam srebro, wyszorowałam. Powiedziałam jej, że poczekamy. Jeśli zła passa będzie trwała nadal, musi się zastawy pozbyć - wspomina.

Zła passa minęła, ale kilka miesięcy później razem z przyjaciółką poszły na pchli targ i znalazły sprzedawcę, od którego Irena kupiła zastawę. Podpytały delikatnie, okazało się, że starsza pani, właściciela srebrnych talerzy i sztućców, zginęła tragicznie w dość niejasnych okolicznościach.

- Musiało jej się przytrafić coś niedobrego i stąd zła energia na przedmiotach z nią związanych - Krystyna jest pewna tego, co mówi.

Wierzyć? Nie wierzyć? Jest cała masa zabobonów: stłuczone lustro to siedem lat nieszczęścia, sen, w którym przyśni nam się małe dziecko, to zwiastun tragedii - wszyscy znamy te przesądy. Pewnie jest tak, że wielu sytuacji, historii, które spotykają nas w życiu, nie możemy sobie w sposób racjonalny wytłumaczyć, a przecież jakoś musimy. Stąd złe moce, zła energia - tajemnicza siła, która sprowadza na nas nieszczęścia. A może jednak coś w tym jest?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy zmarli komunikują się z nami poprzez przedmioty? - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska