Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Zdzisława Sośnicka powróci na scenę? – Drzwi do nagrywania piosenek nie zamykam - mówi artystka

Robert Migdał
Zdzisława Sośnicka jest nie tylko fenomenalną piosenkarką, ale też i kompozytorem. Pod pseudonimem Barbara Bajer napisała m.in. „Taki dzień się zdarza raz” ( z 1972 roku) czy „Kochać znaczy żyć” (1977 rok)
Zdzisława Sośnicka jest nie tylko fenomenalną piosenkarką, ale też i kompozytorem. Pod pseudonimem Barbara Bajer napisała m.in. „Taki dzień się zdarza raz” ( z 1972 roku) czy „Kochać znaczy żyć” (1977 rok) Materiały Promocyjne Polskich Nagrań
Dlaczego znakomita piosenkarka, gwiazda polskiej sceny Zdzisława Sośnicka w pewnym momencie swojego życia przestała nagrywać kolejne płyty, zawiesiła koncertowanie i zajęła się domem i ogrodem? Zdradza to w rozmowie z Gazetą Wrocławską.

Na samym początku muszę Pani powiedzieć, że szalenie się cieszę, że Pani muzyka wraca. Że Pani piosenki dostały drugie życie.
Wie pan, ja też się cieszę. I to chyba bardziej niż pan. Tyle lat czekałam... Możemy się więc licytować, kto cieszy się bardziej (uśmiech).

Skończą się wreszcie moje poszukiwania Pani płyt po aukcjach internetowych, w sklepach z płytami winylowymi. Polskie Nagrania wydały wszystkie Pani płyty, z krystalicznym dźwiękiem, w fenomenalnej jakości. Perełki.
Moje płyty, piosenki, były przez szereg lat w bardzo trudnej sytuacji. Piosenki były (i są nadal) dostępne, w obiegu, na płytach winylowych, ale zdaję sobie sprawę z tego, że czas życia płyt winylowych jest ograniczony. Oczywiście mogą one prze-trwać jeszcze bardzo, bardzo długo, ale w moim odczuciu cały świat muzyczny zmierza w całkiem innym kierunku: nagrania na CD, pliki mp3... I wydawało mi się, że jeżeli nie ocalę tej mojej muzyki teraz, w tej chwili, to te płyty w pewnym momencie przepadną.

Stałaby się tragedia.
(uśmiech) No, bez przesady, ale byłoby szkoda.

Jak to się stało, że rozpoczęła się akcja „ocalenie”, dzięki której do sklepów trafiły wszystkie nagrane dotychczas przez Panią płyty?

Dostałam propozycję od Polskich Nagrań, żeby wydać płytę składankę z moimi piosenkami. Miałoby się znaleźć na niej 40 utworów. Od razu odmówiłam, bo wydawało mi się, że kolejna składanka to nie jest to, o co mi chodzi, z czego bym była zadowolona. Dlatego zaproponowałam, że chciałabym wydać wszystkie moje płyty, raz jeszcze, właśnie u nich. Zgodzili się. Mieli moją zgodę, a dodatkowo zapewniłam ich, że postaram się pomóc, by inne firmy fonograficzne, które są w posiadaniu pozostałych płyt, wydały pozwolenie i licencję na wznowienie. I udało się.

Ale to był dopiero początek wielkiej pracy.
Wielkiej i ciężkiej. Po pierwsze poprosiłam o dobrego reżysera dźwięku. Od tego zaczęłam, bo wiedziałem, że tu tkwi klucz do tego, by dać słuchaczowi coś, po przesłuchaniu czego będzie zadowolony. Wiedziałam, że muszę dać jakość dźwięku, do jakiej jest przyzwyczajony w XXI wieku.

A po drugie?
Zastrzegłam, że moje wszystkie płyty, choć zostaną wydane jednocześnie, to muszą być sprzedawane oddzielnie: żeby moi fani, ci starsi i ci nowi, nie byli zmuszeni od razu kupić wszystkich. Dzięki temu słuchacz może sobie wybrać jedną płytę, dwie, a jak mu się spodoba, może dokupić kolejne.

Gdy usłyszała Pani swoje piosenki po wielu, wielu latach, na tych archiwalnych taśmach matkach, na których były nagrywane w studiu, to co Pani czuła? Odkrywała Pani, po kilkudziesięciu latach, te piosenki na nowo?
To, co usłyszałam, wprawiało mnie w osłupienie. Te piosenki na nowo mnie zaskakiwały. Nagle usłyszałam tyle pięknej muzyki, tyle pięknych aranży, tak wspaniale zagranych przez naszych polskich muzyków. To jest klasa sama w sobie. To moje zaskoczenie nie trwało długo, bo zaraz zabraliśmy się do pracy, żeby podnieść techniczny poziom tych nagrań. Bo te płyty miały w sobie wielki potencjał, ale trzeba było im pomóc. Wcześniej były świadomie korygowane do możliwości zapisu na płycie winylowej.

Zakasała Pani rękawy i sama pracowała przy realizacji dźwięku każdej piosenki, pilnowała Pani wszystkiego od początku do końca?
Tak, to był mój warunek. Razem z panem Jackiem Gawłowskim, świetnym reżyserem dźwięku, odkrywaliśmy ukryte dźwięki, które były zatarte, pochowane, których na wcześniejszych płytach nie było słychać. Nagle, odsłuchując oryginalne nagrania ze studia, usłyszeliśmy piękne aranże. Ma pan więc rację w tym, co powiedział na początku: rzeczywiście, moje piosenki dostały nowe życie.

Gdyby ktoś wcześniej, kilka lat temu, zechciał odświeżyć Pani piosenki, to...

… byłoby mu trudno. Nie było odpowiedniego sprzętu, urządzeń. Teraz to się zmieniło – na lepsze.

Może tak miało być, może te nagrania musiały poczekać na swój czas.
Też tak uważam. I nie żałuję, że wcześniej te płyty nie wyszły, bo nie udałoby się ukazać tych wszystkich brzmień, dźwięków, muzyki... Teraz jest dobry czas na powrót moich piosenek.

No właśnie, mówi Pani „powrót”. Ostatnia płyta „Magia serc” ukazała się 16 lat temu! Co się stało, że Pani zamilkła? Że to była ostatnia płyta?
Po tej płycie nic się nie stało...

Jak to nic? Nagle Pani zniknęła, a płyta była przecież świetna: Pani fenomenalny głos, piękne kompozycje Romualda Lipki z „Budki Suflera”…
No dobrze. Opowiem coś panu. W moim odczuciu ta płyta też jest dobra. Ale tamten czas był dla mnie bardzo niedobry. Po pierwsze – moje dwie wcześniejsze płyty „Serce” i „Musicale” nie trafiły do sklepów, do szerokiej dystrybucji. To był koniec lat 80., przełom w Polsce. Polskie Nagrania przestały wydawać i sprzedawać swoje płyty – nie tylko moje, ale też i innych artystów. „Serce” i „Musicale” zniknęły więc z rynku.

A „Magia serc”?
Nagrałam tę płytę dla fanów. Jak w każdą, włożyłam mnóstwo serca. Jednakże przeżyłam wielkie rozczarowanie. Firma fonograficzna, która wydała „Magię...”, oświadczyła, że przy sprzedanych 87 000 egzemplarzy – „tylko” 15 000 to były płyty CD. I tylko te płyty się dla nich liczyły. „Reszta” – 72 tysiące – to były kasety. Wytwórnia stwierdziła: „Kasety się dla nas nie liczą, na nich nie zarabiamy”. Rozśmieszyło mnie to do łez. Bo cóż byli winni moi fani, że nie było ich stać na odtwarzacze CD i kupowali kasety, a nie płyty. To było dla mnie bez sensu. Na tyle, że mnie to załamało, a praca straciła wszelki sens.

I dlatego Pani zniknęła ze sceny, nie udzielała wywiadów, nie pokazywała się?
Nie, nie tylko. Po nagraniu „Magii serc” postanowiłam chwilę odpocząć. Żeby wszystko przemyśleć. I ten chwilowy mój odpoczynek zamienił się, delikatnie mówiąc, w dłuższy urlop. Proszę nie myśleć, że to nie było przemyślane, że to była, ot taka sobie fanaberia.

To co Pani robiła, kiedy Pani nie było?
Fantastycznie żyłam (uśmiech). Na przykład uprawiałam mój ukochany ogród.

**Piękny jest. Na bieżąco oglądam jego zdjęcia, które

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska