Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zabójstwo premiera Jaroszewicza ma jakiś związek z Radomierzycami na Dolnym Śląsku?

Robert Migdał
Dolny Śląsk jest pełen tajemnic - i nie mówię tu tylko o złotych pociągach, bursztynowych komnatach czy garnkach pełnych złotych monet, które - jak twierdzą poszukiwacze i poszukiwaczki skarbów - są schowane gdzieś u nas, na Dzikim Zachodzie.

Jedną z takich tajemnic jest opowieść o Piotrze Jaroszewiczu, PRL-owskim premierze i jego związkach z Dolnym Śląskiem. Przypomina ją, w najnowszym - kwietniowym - miesięczniku „Nasza Historia”, Marcin Rybak.

Otóż w czerwcu 1945 roku trzej mężczyźni pojawili się w pałacu w Radomierzycach niedaleko Zgorzelca. Byli to: pułkownik Piotr Jaroszewicz, podpułkownik Jerzy Fonkowicz i Tadeusz Steć, później znany sudecki przewodnik. To właśnie Steć ujawnił tę historię w latach 70. Co robili w pałacu na wyspie? Okazało się, że szukali dokumentów III Rzeszy. No i jak mówił Steć - znaleźli. Kilkadziesiąt lat po wydarzeniach z czerwca 1945 - w latach 90. XXwieku - cała trójka zginęła tragiczną śmiercią. Wszyscy zostali zamordowani. Czy ich śmierć miała jakieś związki z ich odkryciem w radomierzyckim pałacu? Zachęchęcam do lektury „Naszej Historii”, która uchyla rąbka tajemnicy...

Kolejny tekst, który mnie zaciekawił, to świetnie opisana przez Małgorzatę Moczulską sylwetka Manfreda von Richthofena czyli Czerwonego Barona ze Świdnicy (powstał o nim nawet film sensacyjny - niemiecko-angielska produkcja, z potężnym budżetem prawie 100 milionów złotych).

Richthofen był oschły i zarozumiały, ale budził szacunek, bo był wybitnym lotnikiem. Podczas I wojny światowej odniósł 80 powietrznych zwycięstw, co jest światowym rekordem po dziś dzień. Czerwony Baron to w Niemczech postać kultowa: as myślistwa, wybitny żołnierz, duma narodowa. Dla wielu Polaków jest jednak postacią kontrowersyjną, choć w Świdnicy spędził dzieciństwo i młodość, a swoje miasto nazywał swoją małą ojczyzną...

Z czasów I wojny światowej przeskakujemy w lata tuż po II wojnie, której koniec oznaczał równocześnie koniec wrocławskiej białej floty. Jak pisze Hanna Wieczorek spacerowe parowce zostały zniszczone, zatopione lub przeprowadzone w głąb Niemiec. Na szczęście Polacy jednak szybko zachwycili się Odrą i rozpoczęli starania, by przywrócić do życia białą flotę. Redaktor Wieczorek przypomina, że pierwszy statek spacerowy pojawił się we Wrocławiu już w 1947 roku. Przedsiębiorstwo Polska Żegluga na Odrze wydobywało z dna rzeki i przywracało do użytku zatopione statki. Życie powoli wracało na rzekę i nabrzeża… Polecam ten tekst nie tylko dla miłośników spacerów po Odrze.

Skoro już jesteśmy na Odrze. Popłyńmy nią w dół, do oddalonego od Wrocławia o 100 kilometrów Głogowa (moje kochane, rodzinne miasto). Polecam Państwu bardzo dobrą rozmowę Kacpra Chudzika o tragicznej historii mieszkańców i obrońców Twierdzy Głogów. O tym, co działo się w Festung Glogau, opowiada Przemysław Lewicki - autor książki „Festung Glogau 1944-1945. Kalendarium wydarzeń”.

Na koniec - coś dla wrocławian. W „Naszej Historii” przeczytacie Państwo opowieść o wielkich, sypialnianych osiedlach Wrocławia, budowanych z wielkiej płyty. O Psim Polu, Kozanowie, Gądowie, Nowym Dworze, Popowicach i Gaju pisze Marcin Walków.

Zachęcam do lektury. Warto poznawać historię naszej Małej Ojczyzny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska