Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wrocławskie bloki z wielkiej płyty wkrótce mogą się zawalić?

Marcin Moneta
Tego obawia się sejmowa komisja infrastruktury. - Do końca stycznia komisja przedstawi swoją opinię w tej sprawie ministerstwu transportu. Na pewno ewentualną rewitalizację peerelowskich bloków w całym kraju dofinansowałoby państwo, ale pieniądze musiałyby też wyłożyć spółdzielnie mieszkaniowe. Musimy znać skalę zjawiska - podkreśla Stanisław Huskowski, był prezydent Wrocławia, obecnie poseł i członek sejmowej komisji infrastruktury.

Sejmowa komisja infrastruktury uważa, że relikt z PRL - bloki z wielkiej płyty - w całym kraju trzeba gruntownie sprawdzić pod kątem wytrzymałości i zużycia konstrukcji. Ich zdaniem wielka płyta musi przejść rewitalizację. Najstarsze bloki budowane w tym systemie mają już 40-50 lat, a żywotność wielkiej płyty szacowano na pół wieku.

- Musimy określić strategię postępowania i gruntownie sprawdzić stan techniczny tych budynków. Tak jak to zrobiono w byłym NRD, gdzie część bloków wyremontowano, a część wyburzono - podkreśla Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia, dziś poseł PO i członek komisji infrastruktury.

Komisja infrastruktury przytacza dane Instytutu Techniki Budowlanej: na 350 płyt ściennych 31 bloków wybudowanych w różnych miastach, aż 90 proc. wieszaków, za pomocą których łączona jest płyta wewnętrzna z elewacyjną, zostało wykonanych z niewłaściwej stali. W dodatku sześć na dziesięć wieszaków było nieprawidłowo zakotwionych.

Czy to oznacza, że bloki rzeczywiście mogą się zawalić?

- Aż tak ostro sprawy bym nie stawiał, ale rzeczywiście, mogą być kłopoty ze ścianami zewnętrznymi - przyznaje prof. Bohdan Stawiski z Wydziału Budownictwa Politechniki Wrocławskiej.

- Najsłabszym elementem konstrukcyjnym są tzw. wieszaki, czyli stalowe pręty, na których wieszano ściany. Te pręty mogą korodować i pękać - podkreśla prof. Stawiski.

- W PRL-u był problem ze stalą nierdzewną, a to powinno być z niej wykonane - wyjaśnia. Jednocześnie zaznacza, że jego zdaniem mało realny jest scenariusz, w którym bloki miałyby runąć.

Do pomysłu wielkiej rewitalizacji blokowisk sceptycznie podchodzą we wrocławskich spółdzielniach mieszkaniowych. Pytają, kto za to zapłaci.

- Jeśli państwo, tak jak w Niemczech, wyłoży 90 proc. kosztów, to proszę bardzo. Sądzę jednak, że tak się nie stanie - uważa Józef Śnieżek, prezes spółdzielni mieszkaniowej Wrocław-Południe. Dodaje, że władza centralna spóźniła się z pomysłem o co najmniej 10 lat. Spółdzielnie mieszkaniowe w większości ociepliły już budynki na własną rękę, co też wzmocniło konstrukcję. - Nie widzę potrzeby dodatkowych wzmocnień. Być może ktoś chce zarobić na całej sprawie - kończy Śnieżek.

Czy rzeczywiście z blokami nie ma problemu? Kłopoty się zdarzały. Tak było w przypadku bloku przy ul. Orzechowej, gdzie jedna ze ścian zewnętrznych groziła osunięciem. Trzeba było ją wzmocnić. Także na Nowym Targu, gdzie z wysokości pierwszego piętra na chodnik spadła ważąca tonę płyta balkonowa. Wcześniej płyty balkonowe spadały w blokach przy ul. Lubuskiej.

- Wymieniliśmy wszystkie balkony. Niektóre osłony były niestabilne, poza tym były fatalnie wykonane. Nie miały instalacji wodnej i powodowały zacieki u sąsiadów mieszkających niżej - opowiada Dariusz Podroużek ze spółdzielni Metalowiec.

Wielka płyta to pomysł, jaki komunistyczne władze zaczerpnęły z Europy Zachodniej. U nas przez dziesięciolecia ten model budowania był najpopularniejszy. We Wrocławiu były trzy zakłady produkujące prefabrykaty z wielkiej płyty.

Pierwsze bloki w tym systemie powstały pod koniec lat 60. Wrocław miał nawet własny system budowania: wrocławską wielką płytę, która pozwalała na stawianie budynków 12-piętrowych. Cechą charakterystyczną była możliwość łączenia poszczególnych bloków w układach falowców.

Według ekspertów z Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa, bloki powinny być gruntownie zrewitalizowane i dostosowane do współczesnych standardów.

- Problemem są choćby zbyt wąskie kanały do wentylacji grawitacyjnej. Dziś, gdy większość mieszkańców ma szczelne, plastykowe okna, mieszkania te po prostu nie są wentylowane, co może prowadzić do zatruć. Bez dopływu świeżego powietrza urządzenia gazowe nie działają prawidłowo. Inne uchybienia to korozje rur wodociągowych i ogólnie problemy z instalacjami. Fatalne są też windy i szyby windowe - wymienia inżynier Marek Kaproń.

Na razie jednak nie wiadomo, kto miałby sfinansować ewentualną rewitalizację bloków z wielkiej płyty.

We wrocławskich spółdzielniach mieszkaniowych podchodzą do pomysłu posłów z dystansem.

- Na samą termomodernizację naszych bloków wydaliśmy w sumie 200 mln zł. Robiliśmy to sukcesywnie od 2000 roku. Nie wierzę, że państwo wyłoży pieniądze na rewitalizację bloków. Co najwyżej znów narzuci nam kolejne zobowiązania i koszty - uważa Józef Śnieżek, prezes spółdzielni mieszkaniowej Wrocław-Południe.

Mieszkańcy blokowisk narzekają na niszczejące elewacje, brak ocieplenia i niesprawną wentylację, pozbawioną rozkradzionych dawno temu turbin. Z tego powodu często występuje tzw. cofka: wiejący na dworze wiatr nie pozwala wydostać się z wentylacji brzydkim zapachom np. z toalet, wpychając je z powrotem do mieszkań.

Termomodernizację zapowiadają władze spółdzielni mieszkaniowej Piast. Prace miały się rozpocząć na początku tego roku, ale nie przygotowano jeszcze projektów. Chodzi o słynne "sedesowce" na pl. Grunwaldzkim. Budynki wykonano częściowo w technologii wielkiej płyty. Projektantka: Jadwiga Grabowska-Hawrylak zaplanowała ciekawe rozwiązania architektoniczne, których jednak władzom peerelowskim nigdy nie udało się zrealizować. Projekt miał udowodnić, że architektura blokowa nie musi być nudna. Dziś bloki tzw. wrocławskiego Manhattanu są w fatalnym stanie. Koszt termomodernizacji, która ma także wzmocnić konstrukcję budynków, oszacowano na 9 mln zł.

Mieszkańcy "sedesowców" narzekają też na zdewastowane klatki schodowe. - Codziennie, gdy wracam do domu, muszę patrzeć nie tylko na odrapane ściany, ale również na wulgarne bohomazy na moje klatce. Poza tym strach wsiadać do windy, która co jakiś czas się psuje i trzeba dzwonić do administracji - mówi Anna Różańska, mieszkanka "sedesowca".

Co dalej z blokami wielkiej płyty?

Wielką modernizację bloków z czasów NRD przeprowadziły już Niemcy. W 2001 r. przyjęły całościowy program przebudowy miast wschodnich Niemiec. Wyłożono na ten cel ponad 10 mld marek z państwowej kasy i drugie tyle z budżetów landów. Tam problem z blokami, oprócz kwestii technicznych, wiązał się także z tym, że wiele z tych budynków opuszczono, a spółdzielnie mieszkaniowe płaciły ogromne pieniądze na utrzymanie pustostanów. Tak było choćby w Berlinie, gdzie na takich osiedlach, jak Marzahn i Hellersdorf, ponad 10 proc. mieszkań stało pustych. Dlatego, w ramach przebudowy, wiele bloków wyburzono, rozrzedzając zabudowę osiedli i stawiając w ich miejsce parki, place zabaw czy obiekty handlowe. W Polsce ten scenariusz na razie wydaje się mało realny.

Mimo niedogodności mieszkania w bloku z "wielkiej płyty" wciąż cieszą się dużym zainteresowaniem na rynku nieruchomości. Według Bartosza Turka, analityka rynku nieruchomości z serwisu Home Broker.pl, na mieszkanie w "wielkiej płycie" decydują się najczęście ludzie młodzi, którzy kupują pierwsze lokum. Ciągle kilkadziesiąt procent transakcji na rynku wtórnym to mieszkania w blokach. Takich ofert jest też najwięcej. Ceny metra kwadratowego są przeciętnie o 6 proc. niższe niż w przypadku innych lokalizacji.

We Wrocławiu za mieszkanie w wielkiej płycie należy zapłacić 4200-4700 za metr kwadratowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy wrocławskie bloki z wielkiej płyty wkrótce mogą się zawalić? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska