Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy radni miejscy chcieli pobić męża koleżanki?

Grażyna Szyszka
Na miejskiej komisji doszło do incydentu z udziałem Barbary Mareńczak - Piechockiej i jej męża.

Czy radni miejscy KW Jan Zubowskiego próbowali pobić męża radnej powiatowej Barbary Mareńczak -Piechockiej? Według radnego z Marka Sienkiewicza taki zarzut wybrzmiał kilka dni temu na powiatowej komisji zdrowia, której przewodniczy pani Barbara. Rajcy z miasta pojawili się na niej, ponieważ przedstawiali stanowisko w sprawie przyszłości szpitala.

Marek Sienkiewicz twierdzi, że zarówno on jak i jego klubowa koleżanka Elżbieta Rybak nie byli zbyt mile widzianymi gośćmi w powiecie. - Pani przewodnicząca dawała odczuć, że nas tam nie powinno być, tak samo jak rzekomo my kilka miesięcy temu nie chcieliśmy, by jej mąż uczestniczył w miejskiej komisji podczas jej wyjaśnień w sprawie konfliktu z jedną z pracownic MOK-u - opowiada. - Dodała, że jakoby wtedy miało dojść do prób rękoczynów wobec jej męża. Zacząłem grzebać w swojej głowie i nie przypominam sobie jakichkolwiek wrogich zamiarów wobec bliźnich. Przewodniczący tej komisji Antoni Krechowiec też nie pamięta takiej sytuacji, więc pozostał tylko Norbert Penza jako ten, który chciałby pobić pana Piechockiego, rosłego silnego mężczyzny, który żartem chwali się, że potrafi jedną ręką prostować klamki. Pan Piechocki zachował się na tej komisji jak przedstawiciel rodu Wazów, a przypominam, że szwedzkie „waza” oznacza słomę.

Miejska komisja Edukacji i Kultury analizowała personalny konflikt MOK-u kilka miesięcy temu. Na pytanie, czy w ratuszu faktycznie doszło do przepychanek Barbara Mareńczak- Piechocka twierdzi, że niewiele brakowało. Owszem, na komisję przyszła z mężem, by czuć jego wsparcie.

- Przede mną był Ludwik Lehman z Solidarności - wspomina. - Zajrzałam za drzwi i się ukłoniłam z uśmiechem, na co pan Krechowiec powiedział: pani jeszcze nie! Poczułam się jak na jakimś przesłuchaniu. Kiedy wreszcie mnie zaproszono to mój mąż wszedł ze mną. Komisja niemal wstała z miejsc, a pan Krechowiec zerwał się zza stołu, stanął w drzwiach, chwycił je i powiedział: Janusz, ale ty nie wejdziesz! Atmosfera zrobiła się ciężka. Mąż stwierdził, że ma prawo być na komisji tak samo jak każdy obywatel, więc nie zważając na nic usiadł w rogu sali - opowiada dodając, że radni próbowali utajnić obrady, ale po wykonaniu kilku telefonów zrezygnowali. - Przypomniałam tą sytuację na ostatniej komisji zdrowa, bo miejscy radni zarzucali nam ciągle, że mamy niecne zamiary, że robimy coś po kryjomu, za plecami. A przecież to bzdury, bo na naszą komisję może przyjść każdy, nie zamykamy drzwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska