Pięć lat więzienia grozi Małgorzacie G., dyrektor Społecznego Gimnazjum w Wołowie i siedmiu innym nauczycielkom z tej szkoły. Są oskarżone przez prokuraturę o przestępstwo - poświadczenie nieprawdy w protokole z egzaminu gimnazjalnego. W poniedziałek sąd wysłucha trzech świadków. To drugie posiedzenie w tej sprawie.
Do przestępstwa miało dojść wiosną zeszłego roku podczas części humanistycznej egzaminu gimnazjalnego.
O sprawie pisaliśmy wtedy w naszej gazecie. Przypomnijmy. Uczniowie z wołowskiej szkoły mieli kłopot z zadaniem nr 32, w którym trzeba było popisać się znajomością dwóch z pięciu obowiązkowych lektur szkolnych: "Syzyfowych prac" Stefana Żeromskiego i "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego. Ale polonistki z tej szkoły nie omówiły na lekcjach żadnej z tych lektur.
Dyrektor G. chciała uratować sytuację. Wydrukowała z internetu streszczenie "Syzyfowych prac" i poleciła członkowi komisji przeczytać je głośno podczas egzaminu. Potem, razem z siedmioma nauczycielkami z komisji, podpisała protokół, że egzamin przebiegł bez nieprawidłowości.
Prokuratura pisząc akt oskarżenia załączyła również wniosek o warunkowe umorzenia postępowania, czyli uznanie nauczycielek winnymi, lecz odstąpienie od wymierzenia kary.
- Wszystkie panie tłumaczyły, że działały dla dobra dzieci, bo w ich opinii pytanie egzaminacyjne zostało błędnie skonstruowane - tłumaczy Zbigniew Żarkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Środzie Śląskiej, która badała tę sprawę.
Prokurator podkreśla, że okolicznością łagodzącą w tym przypadku był też fakt, że nauczycielki skłamały, podpisując się pod protokołem, ale nie dostały za to od nikogo pieniędzy.
Jednak zarówno oskarżone, jak i sąd nie zgodziły się na propozycję prokuratury.
Nauczycielki chcą zostać uniewinnione.
Nie zgadza się z tym Wojciech Małecki, dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej we Wrocławiu:
- Uczciwość zawsze powinna obowiązywać, niezależnie od stopnia trudności egzaminu - podkreśla.
Równolegle w kuratorium już siódmy miesiąc toczy się postępowanie dyscyplinarne przeciwko dyrektor G. i jej koleżankom. Grozi im od nagany po wydalenie z zawodu.
Dlaczego tak długo to trwa?
- Najpierw musieliśmy zbadać zasadność zarzutów - tłumaczy Małgorzata Byłów, rzecznik dyscyplinarny dla nauczycieli przy wojewodzie dolnośląskim. - Przepisy nie precyzują, kiedy powinno się zakończyć. To zależy od stopnia skomplikowania sprawy. Czasem kończy się na jednym posiedzeniu komisji, ale była też sprawa, która ciągnęła się pięć lat - przyznaje.
W tym przypadku wyjaśnianie również może się ciągnąć w nieskończoność, bo komisja zawiesiła postępowanie do czasu wyroku sądu. Dyrektor G. pozostała na stanowisku, bo mógł odwołać ją tylko organ prowadzący szkołę, czyli w tym przypadku stowarzyszenie. Jego wiceprezes przysłał do kuratorium informację, że nie zdecyduje się na ten krok, bo przez 25 lat pracy w zawodzie dyrektor G. miała nieposzlakowaną opinię.
Z nami pani dyrektor nie chciała rozmawiać.
- Nie strzelajmy do wróbli z armaty - radzi prof. Marian Filar, karnista z uniwersytetu w Toruniu. - To nie jest sprawa dla sądu, lecz dla komisji dyscyplinarnej. Wcale nie musi czekać na wyrok. I to ona powinna ją ukarać, bo uczenie dzieci przez streszczenia, do tego jeszcze podczas egzaminu, to upadek polskiej edukacji - grzmi profesor.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?