Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy chłopcy z NZS robią nam politykę

Hanna Wieczorek
Jesień 1981 - strajk na Uniwersytecie Wrocławskim
Jesień 1981 - strajk na Uniwersytecie Wrocławskim Ośrodek Pamięć i Przyszłość
Chłopcy z NZS zajmują się zwykłymi studenckimi sprawami. Samorządem, wycieczkami, socjalem. Trzydzieści lat temu liczyły się idee. "Bo myśmy po prostu o Polskę walczyli" - mówią uczestnicy strajków studenckich z 1981 roku i tych z 1988. 30 lat temu zarejestrowano NZS - pisze Hanna Wieczorek

Kiedy czyta się życiorysy najważniejszych osób w kraju, regularnie powtarza się informacja: "należał do Niezależnego Zrzeszenia Studentów", "był przewodniczącym NZS na swojej uczelni". Dotyczy to premiera, marszałków Sejmu, kilku ministrów, wielu posłów, wojewodów, marszałków województw. Czy to znaczy, że dzisiaj chłopcy z NZS robią nam politykę?

- Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi - przyznaje Krzysztof Popiński, wrocławski historyk. I podkreśla, że NZS nigdy nie przerodził się w korporację taką, jaką było Zrzeszenie Studentów Polskich. Grupę ludzi wzajemnie wspierających się z powodu przynależności do organizacji studenckiej. Być może są wąskie grupy znajomych z NZS, których łączą do dzisiaj silne więzy. Większość członków NZS nie zrobiła wielkich karier, nie zajmuje eksponowanych stanowisk.

Krzysztof i Jolanta Popińscy wydali niedawno książkę "Od SKS-u do NZS-u, Niezależne Zrzeszenie Studentów we Wrocławiu 1980-2010". Dla Jolanty Popińskiej to rozwinięcie tematu pracy doktorskiej, poświęconej studentom Uniwersytetu Wrocławskiego. NZS zna z relacji świadków, bo studia zaczęła w latach 90. Dla jej męża ta praca ma dodatkową wartość. Kilka lat starszy, sam był aktywnym członkiem Zrzeszenia.

- Ta książka to kilkadziesiąt rozmów przeprowadzonych ze znajomymi sprzed ponad 20 lat - mówi. - To dla mnie także emocjonalne wspomnienie, rodzaj zamknięcia.

A ci, których dzisiaj widać w wielkiej i mniejszej polityce? Wystarczy wspomnieć takie nazwiska, jak: Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Adam Lipiński, Bogdan Zdrojewski, Bogdan Klich, Marek Jurek, Paweł Piskorski, Rafał Jurkowlaniec, Jacek Protasiewicz. Zdaniem działaczy NZS z lat 1980-1988 nie ma się czemu dziwić: "Bo myśmy w NZS-ie dostali dobrą organizacyjną szkołę". I zaraz dodają: "Jest też druga strona medalu - pod-ziemie dokonywało pewnej naturalnej selekcji. Bo to nie jest tak, że w podziemiu działały miliony. Odwaga nie była tania. Nas było niewielu, byliśmy kadrową strukturą. NZS skupiał ludzi ideowych, odważnych, rzutkich. Kiedy przyszła wolna Polska, ludzie, którzy przeszli chrzest bojowy, byli przygotowani charakterologicznie, gdzieś się odnaleźli. Nie tylko w polityce". Ale też wielu zaraz dodaje: "To nie jest NZS, to są ludzie wywodzący się z naszego ruchu".

- W 1989 roku, technicznie rzecz biorąc, otworzyła się klatka - mówi Krzysztof Popiński. - Przyszedł moment, kiedy utalentowani ludzie, mający świadomość nadchodzących zmian, mogli się zająć działaniem w służbie publicznej. Młodsze roczniki miały znacznie trudniej. Na swój czas czeka dużo zdolnych polityków, takich jak Adam Bielan (przewodniczący NZS w latach 1996-1998 - przyp. red.).

Roman Kowalczyk, dzisiaj dyrektor XVII LO we Wrocławiu, uważa, że w 1989 r. to była normalna rzecz. Bo kiedy kończy się studia, ma się 25 lat i rodzi się ta wolna Polska, to człowiek zastanawia się, jak będzie wyglądało jego życie. Czy będzie uczył historii, będzie naukowcem czy dziennikarzem. A może będzie kontynuował działalność polityczną, bo jest ożywienie społeczne, a on czuje do tego smykałkę, bo prowadząc strajki czy redagując gazetę, nabrał przez lata doświadczenia. - Ale myśmy nie myśleli o karierach - podkreśla. - Mówiąc o tamtych latach, stosuje się żargon, trochę handlowy, odnoszący się do zupełnie innej rzeczywistości: ścieżka kariery, plan na życie. Nam po prostu o Polskę chodziło, o wolność, a jakby się dało, o niepodległość... O możliwie dużo wolności. I mieliśmy wewnętrzne poczucie, że uczestniczymy w czymś wielkim i świętym, co nazywa się Solidarność.
Józef Pinior, legenda dolnośląskiej Solidarności, uśmiecha się i mówi: - Zawsze bardzo ceniłem chłopców z NZS. To właśnie oni - tacy ludzie, jak Adam Lipiński, Rafał Guzowski - byli naszymi łącznikami w stanie wojennym. Darzyliśmy ich pełnym zaufaniem.

Pinior dodaje, że choć on i Władysław Frasyniuk są niewiele starsi od swoich dawnych łączników, to ich młodsi koledzy łatwiej i szybciej odnaleźli się w nowym świecie gospodarki rynkowej. I są bardziej profesjonalni niż działacze pierwszej Solidarności, którzy nie mieli żadnego doświadczenia politycznego.

- Zajmują dziś najważniejsze stanowiska w Polsce - mówi Pinior. - Dziś są dojrzałymi politykami. Zaczynali od walk ulicznych, poprzez strajki studenckie, po Sejm, Senat, Parlament Europejski. Znają wagę prawdziwej demokracji.

Tomasz Głowiński, historyk, w latach 1988-1989 był we władzach NZS na Uniwersytecie Wrocławskim. - Byliśmy zgrani, wspieraliśmy się - wspomina. - I to zgranie widać było na różnych poziomach. W NZS-ie na naszej uczelni, między uczelniami tego samego ośrodka akademickiego i w skali ogólnopolskiej. Dla mnie to było coś więcej niż ruch protestu i kontakty towarzyskie. Może to zabrzmi banalnie, ale mieliśmy wspólne cele, ideały. I jak się przekonaliśmy, niekoniecznie wspólne poglądy.

Głowiński wyjaśnia, że NZS był taki, jak cała ówczesna opozycja. Byli w nim ludzie o poglądach od prawicowo-narodowych, aż po lewicowo-anarchistyczne. Trudno sobie wyobrazić, by funkcjonowali wspólnie bez silnej determinanty. A taką był system komunistyczny.

- Komuniści gnoili wszystkich równo - mówi Głowiński. - Zasada była prosta: "jak nie jesteś z nami, bijemy cię pałą". To nas integrowało. Co ciekawe, NZS się rozsypał wkrótce po zalegalizowaniu Zrzeszenia. Nie zaraz po czerwcowych wyborach (1989 r. - przyp. red.). Bo NZS jeszcze trochę walczył o legalizację.

Czas weryfikuje wszystko, także przyjaźnie. Kowalczyk podkreśla, że wiele z nich prze-trwało. - Mamy różne poglądy, ale jak się widzimy, to podajemy sobie ręce - mówi. Okazji do spotkań nie ma jednak zbyt wiele. Każdy ma swoje sprawy.

- Niektórzy przekuli działalność na kontakty polityczne. Zbudowali na NZS-ie zaplecze polityczne - mówi Głowiński. - Środowisko, dawniej zżyte, rozbiło się.

Według niego rozbicie przyspieszyła próba wciągnięcia Zrzeszenia w zaplecze polityczne KLD. Bo tam, jak wspomina, po zakończeniu studiów i działalności na uczelni, znalazło swoje miejsce wielu działaczy NZS. - I to było pierwsze zderzenie ideałów z rzeczywistością - mówi Głowiński. - Bo myśmy nie pytali, jakie masz poglądy. Istotne było, że nie akceptujesz rzeczywistości, która cię otacza. A tutaj proszę: mamy partie, struktury, programy i cele partyjne.

Kowalczyk nie ukrywa, że jest zwolennikiem PiS i krytycznie patrzy na pociągnięcia kolegów z NZS-u, którzy dziś są politykami Platformy. Przestrzega przed patrzeniem na historię ruchów społecznych przez pryzmat ludzi, którzy sprawują najwyższe funkcje. - Pełno dzisiaj myślenia, że jak ktoś jest na wysokim stanowisku, to był superopozycjonistą. Niekoniecznie tak jest. Oczywiście, zasługi mają i Bogdan Zdrojewski, i Grzegorz (Schetyna - przyp. red.), i Jacek Protasiewicz, i Rysiu Czarnecki. Jednak NZS to nie kilku ludzi, którzy kierowali Zrzeszeniem, a potem dzięki talentom czy przez splot okoliczności zawędrowali na sam wierzchołek - ocenia Kowalczyk.

Bo siłą NZS-u była grupa ideowych ludzi gotowych ryzykować zdrowiem i studiami. Dla których liczyło się coś więcej niż studenckie przyjemności, czyli wino, kobiety i śpiew.

- Tego mi trochę brakuje, kiedy patrzę na kolegów z PO. Została zwykła gra o władzę - mówi Kowalczyk. - Za dużo cynizmu, zimnej kalkulacji. Przykro się patrzyło, jak pozwalali partyjnym kolegom traktować śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Ostatnio podzielili się z SLD (w partii tej można spotkać dawnych komunistycznych działaczy, z którymi kiedyś walczyliśmy) władzą w Sejmiku Wojewódzkim, a przecież mogli zawrzeć koalicję z ludźmi prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza bądź z PiS. Ja mam wysokie oczekiwania wobec tych, którzy przeszli przez NZS-owską szkołę.

Popiński zastanawiał się z żoną, czy jest coś, co łączy ten NZS sprzed 30-20 lat z dzisiejszym. - Jest punkt styczny - mówi. - Nonkonformizm. Bo nasze pokolenie było nonkonformistyczne. Widzę takie zachowania u dzisiejszych członków NZS, którzy zajmują się nie tylko studenckimi sprawami, ale i działalnością charytatywną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska