Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrojewski: O zgodę opozycji będzie bardzo trudno [ROZMOWA]

Andrzej Zwoliński
Bogdan Zdrojewski
Bogdan Zdrojewski Gazeta Wrocławska
- Po kolejnej przegrane, potrzebujemy nowej energii, ożywienia i przede wszystkim nowych ludzi u steru Koalicji Obywatelskiej – mówi twardo były minister kultury i europoseł, a teraz senator-elekt Bogdan Zdrojewski. Rozmawia z nim Andrzej Zwoliński.

Gratulując Panu zwycięstwa i zdobycia senatorskiego mandatu, zapytam jednocześnie - dlaczego wypadliście tak źle? Poparcie dla Koalicji Obywatelskiej w wyborach do sejmu jest dużo niższe niż poparcie jakie w 2015 roku zdobyły – idąc osobno do wyborów - Platforma Obywatelska i Nowoczesna. Mówiąc o smutnej minie Jarosława Kaczyńskiego w wieczór wyborczy, trzeba podkreślić, ze rządzący znacznie poprawili swój wynik z 2015 roku.

Po pierwsze chciałbym podziękować wszystkim 133 374 osobom, które oddały na mnie głos. Po drugie ma Pan rację. Wszyscy zyskali tylko nie PO. Wyniki poprawiły PSL, SLD, Korwin a także PIS. Krótko mówiąc, po stronie opozycji zawiodła jedynie Platforma. W tej sytuacji lifting nam nie wystarczy. Potrzebne są bardzo poważne zmiany, poważne przemyślenia i szacunek dla tych wyborców, którzy tym razem uznali, że oferta Koalicji Obywatelskiej nie jest dla nich satysfakcjonująca.

Jest chyba bardzo źle, jeżeli główne opozycyjne ugrupowanie nie było w stanie wywalczyć większego poparcia, a PiS pokazało, że władza ich nie zużywa, a wręcz przeciwnie?

Nie jest tak, że PiS się nie zużywa. Rzeczywistość skrzeczy i domaga się prawdy. Oczywiście część elektoratu docenia te elementy polityki partii Jarosława Kaczyńskiego, które mają charakter prosocjalny. Z PiS-em kojarzy – w dużej mierze niesłusznie – dobrą koniunkturę gospodarczą. Dostrzega jednak też mankamenty i to wyraźnie widać po wynikach wyborów do senatu, które PIS przegrał. Elementem diagnozy może też być druzgocąca porażka Jarosława Kaczyńskiego z Małgorzatą Kidawą-Błońską w Warszawie. Tych syndromów zmęczenia mamy już dużo więcej niż po pierwszych latach rządów Platformy Obywatelskiej w 2011 roku. Dziś w koalicji nie mamy kłopotów z diagnozą sytuacji, lecz jedynie z wyciągnięciem konkretnych wniosków.

Wytłumaczenie wydaje się proste. Platforma przez te cztery lata miotała się od prawa do lewa, nie potrafiąc stworzyć spójnego, trafiającego do wyborców przekazu.

Potwierdzam, to także element mojej diagnozy.

Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Schetyna testował szeroką koalicję. Efekt? Wysoka przegrana z PiS.

Pomysł na koalicję był dobry, realizacja, delikatnie mówiąc, co najmniej niefortunna.

Teraz opozycja szła do wyborów w osobnych blokach i ta sytuacja sprzyjała stworzeniu wyrazistego, mocnego przekazu. Zamiast tego obserwowaliśmy jak wchodzicie w buty PiS, licytując się na obietnice transferów socjalnych, a tuż przed wyborami przedstawiając Małgorzatę Kidawę-Błońską, jako liderkę KO i kandydatkę na premiera.

Po pierwsze, na własne życzenie przegraliśmy wybory prezydenckie. Podobnie było z wyborami samorządowymi w 2018 roku. W tych wyborach oddzieliłbym to, co się stało z senatem, od kampanii do sejmu. Dobry wynik w senacie osiągnęliśmy w kilku przypadkach wbrew proponowanym decyzjom władz naszej partii. Przypomnę, że zarówno ja, jak i Basia, moja żona, prawie do ostatniej chwili nie mieliśmy propozycji wystartowania. Praktycznie bez żadnego wsparcia zdobyliśmy 250 tysięcy głosów. Żona kandydowała w okręgu, w którym nie wygraliśmy od dwóch kolejnych kadencji. Ja wystartowałem w okręgu, w którym straciliśmy poprzednio najwięcej głosów. Moja przewaga kilkunastu tysięcy głosów nad Jarosławem Obremskim z PiS mówi sama za siebie, a przecież był jeszcze jeden konkurent. Startowałem – jak to określam – nie u siebie, a na wyjeździe. To okręg, w którym wyborcy są przeważnie konserwatywni, bardzo wymagający i tacy, z którymi trzeba utrzymywać stały kontakt. Stąd też taki charakter mojej kampanii, odwiedzonych ponad sto miejscowości i tak wiele spotkań.

W jednej z pierwszych wypowiedzi po wyborach, powiedział Pan, że Grzegorz Schetyna powinien wiedzieć, co ma teraz zrobić. Zacytował Pan zresztą jego samego i jego słowa skierowane do Ewy Kopacz po wyborach w 2015 roku. To niech Pan powie teraz – co powinien zrobić Grzegorz Schetyna?

Ma bardzo mało czasu. Trzeba pamiętać, że wszystkie decyzje, które teraz zapadną, dotyczące meblowania sejmu i senatu będą budować szanse na otwarcie i przetrwanie projektu, jakim jest Platforma Obywatelska, albo jego zamknięcie. Potrzebna jest nowa energia, ożywienie, dowody na to, że z diagnozy wyciągamy odpowiednie wnioski. Potrzebna jest też zgoda opozycji, o co będzie bardzo trudno, bo jest niezwykle zróżnicowana. Sejm będzie niezwykle kolorową areną, wyjątkowo trudną do prowadzenia. Tym bardziej liderzy opozycji powinni wykazać się skłonnością do koncyliacji z myślą też o wyborcach, którzy będą to obserwować.

Grzegorz Schetyna powiedział jednak wyraźnie, żeby nie oczekiwać żadnych zmian do stycznia, czyli do wewnętrznych wyborów w Platformie.

Nie możemy tyle czekać. Za trzy, maksymalnie cztery miesiące zacznie się kampania prezydencka. Już teraz potrzebne są możliwie szerokie rozmowy na opozycji, dotyczące właśnie tych wyborów. Musimy mieć świadomość, że one zaważą na tym, co będzie się działo przez kilka kolejnych lat w naszej polityce.

Kto w takim razie powinien takie rozmowy prowadzić ze strony Koalicji Obywatelskiej, widzi Pan osobę lub grupę, która może przejąć ster partii i zastąpić Grzegorza Schetynę?

Platformie potrzebny będzie okres zarządzania kolegialnego. W pewnym sensie powrót do źródeł, początku, gdzie mieliśmy trzy mocne skrzydła reprezentowane przez panów Płażyńskiego, Tuska i Olechowskiego. Pamiętam też podobny kryzys w 2006 roku. To wówczas zdecydowałem się wystąpić w wyborach na szefa klubu, wbrew rekomendacji przew. Donalda Tuska. Śmiem twierdzić, że ta wygrana i w konsekwencji powiększenie klubu miały spore znaczenie dla zwycięstwa PO rok później. Dziś ponownie potrzeba jest odwagi, precyzji, aktywności poszerzających, a nie wykluczających, czy też betonujących stan rzeczy. Wyborcy też oczekują klarownego przekazu, a przede wszystkim liderów kluczowych tematów.

Te tematy to?

Trzy najważniejsze to służba zdrowia, oświata i ekologia. To w tym obszarze PIS jest najsłabszy, patrząc przez pryzmat dużych grup wyborców. Pozostałe, polityka bezpieczeństwa, wymiar sprawiedliwości, stosunki międzynarodowe, choć wyjątkowo istotne, mają znacznie węższe grupy zainteresowań.

Widzi Pan tych liderów? Kto mógłby być? W ostatnich dniach pojawiają się różne nazwiska, na przykład Budka, Siemoniak czy Nitras.

Tak, ale nie szukałbym ich jedynie w samej PO. Potrzebne jest szerokie otwarcie, posługiwanie się ekspertami, a przede wszystkim wiarygodnym, precyzyjnym, ale klarownym przekazem. Moją dewizą jest przekonanie, że „tam gdzie wszyscy myślą podobnie, nikt nie myśli zbyt wiele”. Zawsze szukałem alternatywy, słuchałem konkurentów, a przy tym unikałem klakierów. To oni najczęściej są źródłem porażek.

Pan ostro ocenia Grzegorza Schetynę, może Pan w styczniu rzuci mu rękawicę?

Rzucanie rękawicy, to nie moja specjalność. Jeśli z mojej strony padają słowa krytyczne to raczej jako efekt troski i braku zaślepienia czy też interesowności. Wiem, że dziś wypowiedziane komplementy wobec szefostwa partii mogą oznaczać nagrody. Ważne jest jednak to, by wykazać się wysoką odpowiedzialnością za losy projektu, a nie swoje osobiste.

Realny jest jeszcze powrót do polskiej polityki Donalda Tuska i przejęcie władzy nad partią?

Donald Tusk na pewno wróci do naszej polityki, ale nie sądzę, by kandydował w najbliższych wyborach prezydenckich. Jestem też przekonany, że nie planuje powrotu do ról partyjnych, które pełnił. Będzie jednak ważnym elementem ewentualnego wsparcia czy też recenzji życia politycznego.

Opozycja ma minimalną przewagę w senacie, wszyscy się zastanawiają, czy będzie w stanie blokować projekty forsowane przez PiS. Czy nie obawia się Pan, że Prawo i Sprawiedliwość przeciągnie na swoją stronę kilku senatorów opozycji czy niezależnych burząc tę nikłą przewagę opozycji?

Blokowanie jest bardzo złym słowem, bo nie o to chodzi w senacie. Ta izba jest zbyt ważna w procesie legislacyjnym, by stał się elementem anarchizującym czy niszczącym ten proces. Naszym zadaniem jest przede wszystkim poprawianie prawa. Im więcej zgody uda się uzyskać w senacie, tym bardziej nasza rola będzie konstruktywna. Wśród senatorów mamy bardzo różne osobowości z często dużymi ambicjami i pogodzenie ich nie będzie łatwe. Uważam też, że jesteśmy w stanie doprowadzić do sytuacji, w której wąska grupa senatorów z PiS będzie wspierać nas w kwestiach, z których nie do końca byli dumni w poprzedniej kadencji. Oni zasługują na naszą szczególną uwagę i jeżeli nie wyciągniemy do nich ręki, to PiS sięgnie po naszych senatorów.

Jest szansa na przeciągnięcie na stronę opozycji senatorów z PiS? Kto to mógłby być?

Nie jest naszą rolą przeciąganie senatorów do klubu Koalicji Obywatelskiej. Powiem tylko, że powinniśmy działać w kierunku łagodzenia konfliktów, a nie eskalowania ich w senacie. Wtedy jest szansa na przekonanie do naszych racji pewnej grupy, także senatorów z PiS-u.

Kto powinien zostać marszałkiem senatu?

Naturalnym kandydatem jest Bogdan Borusewicz. Nim jednak padną jakieś nazwiska, potrzebne są rozmowy z koalicjantami. Nie chodzi tylko o tych w senacie, ale o takie rozmowy, które budowałyby szerokie porozumienie opozycji, także poza parlamentem, z myślą o wyborach prezydenckich.

Kto mógłby być wspólnym kandydatem opozycji?

Wyniki Pań Beaty Szydło czy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej muszą budzić szacunek. Te wyniki z pewnością będą analizować zarówno w PiS, jak i w KO czy w SLD. Ważne są oczywiście kompetencje i predyspozycje, a także umiejętności w pozyskiwaniu elektoratu. Jestem przekonany, że wszystkie siły polityczne wystawią swojego kandydata, kandydatkę. Jednak nikt nie wygra tych wyborów, jeśli będzie myślał tylko kategoriami swojego elektoratu. Mam wrażenie, że nadszedł odpowiedni moment, by funkcja prezydenta trafiła do kobiety. To musi być osoba, która będzie w stanie zjednoczyć Polaków, która będzie myślała o przyszłości, a nie tylko przeszłości, ale także łagodziła spory w okresie spowolnienia gospodarczego. Nie wyobrażam sobie, by był to ktoś, kto potrafi tylko pohukiwać na opozycję.

Podziękował Pan Dariuszowi Stasiakowi z Bezpartyjnych? Wydaje się, ze to on, zdobywając ponad 30 tysięcy głosów w podwrocławskim obwarzanku, zabrał je w dużej mierze senatorowi Obremskiemu.

Nie sądzę. Określenie „bezpartyjnego samorządowca”, pochodzącego w dodatku z obwarzanka, mogła wprowadzać w dezorientację sporą grupkę wyborców. Na podstawie wielu rozmów wydaje się, że uzyskane 10% przez pana Stasiaka było w minimalnie wyższym stopniu moim kosztem, ale różnice nie były specjalnie istotne. Na marginesie, także dla niego gratulacje, bo przy skromności kampanii wyborczej wynik jaki uzyskał nie jest najgorszy.

Nie przegap

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska