Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czemu Krysia z "Misia" zniknęła?

Katarzyna Janiszewska
- Lepiej być Krysią z "Misia" niż nikim - uważa Krystyna Podlaska
- Lepiej być Krysią z "Misia" niż nikim - uważa Krystyna Podlaska Andrzej Banaś, archiwum
Kiedy zagrała Olę w kultowym "Misiu" Barei, męska część widowni się w niej zakochała. Później zniknęła. Co się działo z Krystyną Podleską?

Otwarta, spontaniczna, szczera. Bardzo wesoła, bezpośrednia i trochę roztrzepana. Wulkan energii w drobnym ciele. Trudno nie zauważyć, że to po prostu Ola z "Misia".

- Bo ja wcale tak dużo nie udawałam - mówi z rozbrajającą szczerością. - Gdyby polska aktorka starała się grać słodką idiotkę, musiałaby strasznie dużo grać. A ja po prostu nią byłam, takie trochę dziecko we mgle. Myślę, że Bareja był tego świadomy, obsadzając mnie w tej roli - mówi Krystyna Podleska.

Po "Misiu" czuła, że teraz jej kariera nabierze tempa, posypią się nowe propozycje. - Ale niestety, ogłoszono stan wojenny i dupa blada - mówi Podleska. - Wszyscy wiedzieli, u kogo możesz grać, jeśli się szanujesz, a u kogo nie. Ale ci, u których można było grać, nic nie robili. To była kompletna pustynia kulturalna.

Zajęła się więc tłumaczeniem tekstów. Z drugim mężem, dyrygentem, zjeździła cały świat. Tak się jakoś życie ułożyło, że przestała grać. - Brakowało mi tego - przyznaje. - Ale człowiek nie zawsze ma to, czego chce. Tak czy inaczej, niczego nie powinno się żałować.

Obecnego męża - aktora i reżysera, poznała w Londynie i razem z nim wróciła do Polski. Zamieszkali w podkrakowskich Zielonkach. Po kilkunastu latach przerwy. Monodram "Mój boski rozwód", w którym gra od kilku lat, to - jak sama mówi - katharsis i ukoronowanie wszystkiego.

- Nie spoczywałabym spokojnie, gdybym tego nie zrobiła - podkreśla. - W końcu jak często w życiu dostaje się tekst napisany specjalnie dla ciebie?

Z drugim mężem, dyrygentem, zjeździła cały świat. Tak się jakoś życie ułożyło, że przestała grać

Do dziś dla wielu pozostała Krysią z "Misia". Mówi, że byłaby głupia, gdyby jej to przeszkadzało. - Oczywiście, że chciałam być wielką aktorką. Ale trzeba być wdzięcznym za to, co się ma. Ja miałam wspaniałe życie. I cieszę się, że dałam ludziom tyle przyjemności w "Misiu". Skoro nie mogę być Jandą... Już lepiej być Krysią z "Misia" niż kompletnie nikim - mówi Podleska.

Chętnie zagrałaby w klasyce teatralnej, w komedii romantycznej albo w filmie, gdzie mogłaby pokazać swoje przeżycia, emocje. Poza tym marzy, by mieć mały pensjonacik gdzieś we Włoszech. Taki z domową atmosferą, winem na tarasie i wieczornymi rozmowami.

- Dziś już wiem, że niczego nie trzeba forsować - tłumaczy. - Wszystko przychodzi w swoim czasie. Ale nie chcę się zapyzieć. Będę walczyć do końca. A jak przyjdzie mój czas, powiem: ciao, bambino.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska