Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czasu mamy coraz mniej

Prof. Roman Duda
Mikołaj Nowacki
Prof. Roman Duda, senator, były rektor Uniwersytetu Wrocławskiego: - Unia akademicka? Tak, ale powoli.

Wrocławska Unia Akademicka to projekt, któremu Pan kibicuje?
To jest bardzo dobra idea, tyle że rozumiem ją trochę inaczej niż jej twórcy. We Wrocławiu potrzebny jest jeden podmiot prawny, który w pewnych sprawach łączyłby wszystkie nasze uczelnie. Pilnie jest potrzebny zwłaszcza do rozmów ze światem zewnętrznym. Nie jest tajemnicą, że pewne pieniądze, które do nas mogłyby dotrzeć, nie docierają, ponieważ Unia Europejska nie chce rozmawiać z kilkunastoma podmiotami.

Które w dodatku rywalizują ze sobą o te pieniądze.
No właśnie. Taka struktura jest więc potrzebna. Istniejąca Konferencja Rektorów tego zadania nie spełnia. Na jej spotkaniach ustala się różne rzeczy, ale Konferencja nie ma osobowości prawnej. Trzeba też wziąć pod uwagę, że nasze środowisko jest z natury, od wieków, bardzo zachowawcze…

Ale to na uniwersytetach rodziły się rewolucje.
Jeśli pani mówi o rewolucjach, to doprecyzujmy - rewolucje rodziły się na uniwersytetach, ale tylko rodziły, bo potem wychodziły na zewnątrz i nie zmieniały zasad i sposobów funkcjonowania samych uczelni. Duże zmiany przychodziły na uniwersytety z zewnątrz i nie były dziełem tego środowiska. Rewolucja francuska zastane uniwersytety chciała przekształcić w służbę nowego społeczeństwa, ale okazały się one wyjątkowo odporne na wszelkie próby zmian. I w tej sytuacji Konwent powołał tak zwane szkoły normalne.

Obszedł sytuację?
Tak. Te uczelnie utwierdził potem Napoleon i stworzony w ten sposób na przełomie XVIII i XIX wieku system szkół "normalnych" funkcjonuje świetnie do dzisiaj. Więcej - szybko stały się i pozostają do dzisiaj uczelniami elitarnymi: Ecole Nationale d'Administration to kuźnia czołowych francuskich polityków, Ecole Nationale Supérieure dostarcza wybitnych uczonych itd.

A uniwersytety?

Pozostały takimi, jakimi chciały być… Podobnie było w Prusach, gdzie po klęsce wojen napoleońskich zdecydowano się na zasadnicze reformy. Jedną z bardzo ważnych - przeprowadzoną przez Humboldta - była reforma szkolnictwa średniego i uniwersytetów. Reforma ta przyniosła tak dobre efekty, że po wojnie prusko-francuskiej z 1871 roku mówiono, że wygrał ją pruski nauczyciel. Potem model pruski przejęły uniwersytety środkowej Europy, w tym Polska. Wracając do meritum - wielkie reformy w szkolnictwie wyższym zawsze przychodziły z zewnątrz. I to jest także komentarz do obecnej sytuacji prób reformowania szkolnictwa wyższego w Polsce, reformowania bez wizji, poprawiania tu i tam szczegółów, przy pozostawieniu w gruncie rzeczy dotychczasowych zasad bez większych zmian.

Kiedy dowiedział się Pan o podpisaniu Deklaracji Pawłowickiej, co Pan pomyślał?
Że to jest bardzo dobry kierunek. To, że rektorzy niemal in gremio podpisali taką deklarację, uznałem za oznakę woli podjęcia pewnych działań jednoczących. Potem zostały jednak popełnione, moim zdaniem, dwa błędy.

Jakie?
Pierwszy - nie sprecyzowano, co się rozumie przez Unię. I drugi - przy braku jasności co do rozumienia Unii zaczęto pisać dla niej statuty i inne dokumenty, co zaczęło rodzić pytania o rzeczywiste intencje inicjatorów i budzić lęki.

A Pana zdaniem jak to powinno wyglądać?
Jak wspomniałem, środowisko akademickie jest więcej niż ostrożne. Sam mam za sobą bolesne doświadczenie związane z próbą jednoczenia tego środowiska we Wrocławiu. Z nieżyjącym już rektorem Akademii Medycznej, profesorem Jerzym Czernikiem, podpisałem jako rektor Uniwersytetu Wrocławskiego porozumienie o ścisłej współpracy, które w perspektywie kilku, kilkunastu lat miało doprowadzić do powrotu medycyny na Uniwersytet. Tak zrobiono w Krakowie, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim mamy Collegium Medicum - w strukturze uczelni, ale z zachowaniem jednoczesnej odrębności. Profesor Czernik był wizjonerem i nie bał się odważnych decyzji. Dla nas obu było jasne, że wyprowadzenie medycyny z Uniwersytetu było sztucznym dzieleniem środowiska, że współpraca i tak ma miejsce, tyle że często ma charakter nieformalny. Ale napotkał na bardzo silny opór. A kiedy do tego doszła kwestia powrotu na Uniwersytet teologii, uznano to za za-mach na suwerenność uczelni.

Poniósł Pan klęskę?
W pewnym sensie tak, bo gdyby wtedy nam się udało, dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. I mówię to z pełną świadomością. Dlatego z jednej strony ucieszyłem się z Deklaracji Pawłowickiej, ale z drugiej wiedziałem, z jakimi oporami może się zderzyć idea Wrocławskiej Unii Akademickiej, jakie mogą być jej słabości, które ujawnią się w tym zderzeniu.
Jak w takim razie ocenia Pan perspektywę rozwoju wrocławskich uczelni - za 20, 30 lat - jeśli tutejszego środowiska akademickiego nie uda się przekonać do idei Wrocławskiej Unii Akademickiej?
Charakterystyczną cechą współczesnej kultury jest umasowienie szkolnictwa wszystkich szczebli i ze wszystkimi konsekwencjami tego zjawiska. Jakieś 80 procent maturzystów idzie na studia i z tej masy 80 procent te studia kończy. To są ogromne rzesze studentów, do obsługi których potrzeba też znacznej liczby profesorów. Umasowienie sięga więc i tego najwyższego poziomu kompetencji. W ślad za ilością nie idzie jednak jakość dyplomów magisterskich, doktoratów, habilitacji, profesur. To jest zjawisko nie tylko polskie. Widać je na całym świecie. I jak do tej pory świat nie znalazł innego wyjścia, jak elitaryzacja.

Czyli z jednej strony umasowienie jako dostęp do edukacji, a z drugiej postawienie na elitarność z myślą o tych, którzy mają najwyższe kwalifikacje, najlepsze predyspozycje.
To widać w Wielkiej Brytanii, gdzie w latach 60. powstało kilkanaście "brick-universities", nowych uniwersytetów budowanych z surowej cegły (stąd nazwa). Ale utrzymano elitarność Cambridge i Oksfordu. Tak jest we Francji, która obok uniwersytetów utrzymuje system szkół "normalnych". I normaliens, czyli absolwenci Ecole Normale i innych takich szkół, nadal tworzą elitę Francji. Jeżeli Polska ma ambicję równania do najlepszych, musi pójść tą samą drogą.

Wierzy Pan w KNOW-y, Krajowe Naukowe Ośrodki Wiodące?

Idea powoływania tych ośrodków świadczy, moim zdaniem, o pojawieniu się zaniepokojenia tym, że się rozpływamy w egalitarnej masie i trzeba coś z tym zrobić. Ludzie bardziej świadomi sytuacji proponują więc jakieś formy elitaryzacji. Są to jeszcze inicjatywy słabe, ale świadczą o zrozumieniu czy dojrzewaniu do zrozumienia wagi problemu. A wracając na nasze podwórko, jedyną szansą dla Uniwersytetu Wrocławskiego na utrzymanie stosunkowo wysokiej pozycji w kraju i szansą dostrzeżenia naszego uniwersytetu przez świat, jest elitaryzacja.

Dyskusje o reformie szkolnictwa wyższego na zachodzie Europy sięgają po problemy związane z globalizacją, odnoszą się do wyzwań współczesnego świata, wykluczonych, kryzysów. U nas zawężają się do tu i teraz i trudno jest o perspektywę szerszą niż Polska i dłuższą niż 5 lat.
Intelektualnie jesteśmy w stanie prowadzić debatę na światowym poziomie, ale przyznam, że nie widzę takiej woli. Wygląda na to, że sytuacja polskiej prowincji wielu zadowala.

Brakuje lidera? Środowiska?
Też. Ale powiedziałbym, że jedną z wielkich wad naszego szkolnictwa wyższego jest to, że rządzą nim amatorzy.

To znaczy?
Doświadczyłem tego na własnej skórze, ale to samo przeżywa każdy rektor, kiedy zostawia swoją pracę akademicką i zaczyna - jako Magnificencja - zarządzać wielkim przedsiębiorstwem. Uniwersytet Wrocławski ma ponad 3000 pracowników, około 40 000 studentów, około 100 budynków, wysoki budżet i tak dalej. Kierowania tak potężną i skomplikowaną strukturą trzeba się nauczyć. To trwa. A kiedy rektor z lepszym lub gorszym skutkiem się nauczy, musi ustępować miejsca następnemu amatorowi. Taka sytuacja sprzyja konserwowaniu struktur. W czasie mojej kadencji zaprosiłem do oceny naszego uniwersytetu dwie komisje akredytacyjne z zachodniej Europy. O poziomie badań naukowych i poziomie studiów obie mówiły rzeczy nam miłe, ale też obie, niezależnie od siebie, wytknęły nam brak planu rozwoju na 15-20 lat. Jeśli się zastanowić, to taki plan jest niezbędny, ale kto ma go robić? Rektor, który wkrótce przestanie być rektorem, a jego następca może mieć inne koncepcje? Do dziś takiego planu nie ma... Nie wszędzie tak się dzieje. W Stanach Zjednoczonych jest profesjonalizacja zarządzania. Kiedy dziekan się sprawdzi - a jest to ważna funkcja w zarządzaniu wydziałem - to może zostać profesjonalnym dziekanem albo przejść na wyższe stanowisko, a jak się sprawdzi jako rektor, to może przejść - jako rektor - do większej uczelni. Znam przypadki ludzi, który kończą taką karierę zawodową na stanowisku rektora dużego uniwersytetu, np. Columbia University w Nowym Jorku. Są to profesjonaliści, którzy zarządzania uczyli się na różnych szczeblach i nie tylko doświadczalnie, w trakcie pełnienia funkcji (jak polscy dziekani czy rektorzy), ale też doszkalali się z zarządzania.

A nie wynika to z innej struktury finansowania? Są donatorzy, rady itd.
Oczywiście, ale jeżeli pani powie, że to od tego tylko zależy, to pozostaje nam tylko rozłożyć bezradnie ręce i czekać na cud. Gdzieś od czegoś trzeba zacząć.

Daje Pan szansę Wrocławskiej Unii Akademickiej?
Ja jej szans nie odbieram. Na Uniwersytecie Przyrodniczym ma poparcie. Na Akademii Wychowania Fizycznego też - swoją drogą, za mojej kadencji rektorskiej Uniwersytet Wrocławski rozwiązał swoje Studium Wychowania Fizycznego, zupełnie chorą wówczas strukturę, i podpisał porozumienie o współpracy z Akademią, świetnie sprawdzające się do dzisiaj.

A na Uniwersytecie widzi Pan szanse dla Unii?
Część rad wydziałów jest przeciw, część za. Przy głosowaniach ujawniły się wewnętrzne podziały na samym Uniwersytecie, które ironicznie można sprowadzić do (wygłoszonego zresztą publicznie) stwierdzenia, że po prawej stronie Odry są wydziały dobre, a po lewej te drugie, i że te pierwsze mogą się doskonale bez tych drugich obyć. Na pewno jest potrzebna poważna dyskusja o Unii, określenie jej zakresu i priorytetów. Na pisanie statutu przyjdzie czas po takiej dyskusji, a nie przed nią.

Mamy ten czas?
W perspektywie globalnej? Coraz mniej.

Jakie Pan widzi wyjście z sytuacji?
Jak zawsze, są dwa wyjścia. Albo Polska zdecyduje się na prawdziwe, głębokie reformy, które mogą być bolesne, a na pewno będą trochę kosztować, ale dają nam szansę dołączenia do europejskiej czołówki, albo będziemy dreptać w miejscu, a świat będzie nam uciekał. Wybór należy do elit politycznych...

Rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska