Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarownice odznaczają się szczególną lekkością, by mogły latać na miotle. Polowanie na czarownie na Śląsku nasiliło się w XVII wieku

Hanna Wieczorek
Przesłuchania podejrzanej o czarownictwo. Grafika autorstwa Martina van Maële prezentuje wariant tortur metodą „wahadło”. Był to tradycyjny sposób przesłuchiwania czarownic
Przesłuchania podejrzanej o czarownictwo. Grafika autorstwa Martina van Maële prezentuje wariant tortur metodą „wahadło”. Był to tradycyjny sposób przesłuchiwania czarownic Fot. domena publiczna
Leon Przybyszewski w roku 1933 tak pisał we wstępie do książki „Czary i czarownice”: Wiara w czary jest rozkrzewiona szerzej, aniżeliby to pozornie się wydawało. Nie zdołały wiary tej wykorzenić ani procesy, ani nauki Kościoła, który przez kilkaset lat z rzędu starał się wytępić wszystko, co z nią pozostawało w jakimkolwiek związku. Zobaczmy więc, jak wyglądała walka z czarami na Śląsku.

Większość z nas jest przekonana, że na czarownice polowano w średniowieczu. To prawda, stosy zapłonęły w XIV wieku, ale paliły się jeszcze długo później.

5 grudnia 1484 roku papież Inno­centy VIII wydał bullę Summis desi­de­rantes affec­tibus (Pragnąc najgoręcej). Potępił w niej plagę czarów i herezji szerzącą się w dolinie Renu i wyznaczył Heinricha Kramera oraz Jakoba Sprengera na inkwizytorów, którzy mieli ową plagę wyplenić.

No cóż, inkwizytorzy mimo szczerego zapału czarostwa nie wyplenili. W Niemczech na czarownice polowano jeszcze długo po ich śmierci. Ale to właśnie Heinrich Kramer, być może przy współpracy Spren­gera, napisał „Malleus Male­ficarum” (Młot na czarownice) – najgłośniejszy katolicki traktat na temat czarostwa.

Strona tytułowa polskiego wydania "Młota na czarownice" z 1614 roku
Strona tytułowa polskiego wydania "Młota na czarownice" z 1614 roku fot. domena publiczna

„Młot na czarownice” został wydany po raz pierwszy w roku 1487 i do XVII wieku był podstawowym podręcznikiem łowców czarownic. Szczególnie ważna była trzecia część zawierająca praktyczne szczegóły wykrywania, sądzenia i eliminowania wiedźm. W Polsce „Malleus Male­ficarum” ukazał się późno, bo dopiero w w 1614 roku. I trzeba powiedzieć, że przekład autorstwa krakowskiego prawnika Stanisława Ząbkowica znacznie odbiegał od pierwowzoru, nie zawierał na przykład trzeciej części, a więc praktycznego poradnika dla łowców czarownic. Zresztą sam Ząbkowic uprzedzał we wstępie, że jego zamiarem było otwarcie oczu nie na zbrodnie czarów.

Czarownice, rzadziej czarownicy, mieli być przyczyną większości nieszczęść nękających ludzi. Oskarżano ich o oddawanie czci diabłu paktowanie z nim, latanie na miotłach, gromadzenie się na sabatach, spółkowanie z sukkubami, kanibalizm, sprowadzanie chorób, opętań, śmierci, impotencji, niepłodności ludzi i zwierząt, epidemii, gradobicia i innych klęsk żywiołowych, profanację mszy, niszczenie plonów, kradzieże.

Na przykład taka Schäfer Girgen z okolic Kolska (miejscowości na Ziemi Lubuskiej, w XVII wieku zaliczanej do Dolnego Śląska) przyznała się na torturach, że ukradła bratu mleko.

Jak tego dokonała? Ano wysmarowała się maścią szatana, po czym zamieniła się w mysz i pognała do Töpper­bude, gdzie mieszkał jej brat. Tam wydoiła jego krowy, a później wysmarowała trującą mazią dwa cielaki, które oczywiście padły. Na tym nie koniec, zakopała jeszcze pod progiem domostwa dostarczone przez szatana przeklęte przedmioty, które spowodowały, że padło kolejnych kilka krów.

Długo wydawało się, że Śląsk ominie gorączka polowania na czarownice. Bo choć zdarzały się oskarżenia o czary i wyroki skazujące na śmierć, na przykład w Kłodzku 18 stycznia 1598 roku ścięto kilka kobiet uważanych za czarownicę, to jednak trudno mówić o masowych egzekucjach. Sytuacja zmieniła się w XVII wieku.

Część badaczy wiąże to z toczącą się wówczas wojną trzydziestoletnią, która spustoszyła Śląsk. Nie dość, że trzeba było kogoś oskarżyć o tragedie, które się działy, klęski głodu, epidemie nawiedzające w tym czasie Śląsk, to jeszcze okazało się, że na procesach czarownic można się wzbogacić!

Jakim cudem? Na przykład dzięki konfiskacie majątku skazanych. Zachowały się rachunki związane z procesami czarownic. Jak pisze Paweł Szymkowicz w tekście „Szlak czarownic na polsko-czeskim pograniczu” zarząd nyski z egzekucji 11 osób ze Zlatých Hor dostał 425 talarów. Sumę podzielono między burmistrza (9 talarów 6 groszy), nyską radę (9 talarów 6 groszy), radę w Zlatých Horách (18 talarów 12 groszy), wójta ( 18 talarów 12 groszy), sędziów (18 talarów 12 groszy), pisarza miejskiego (9 talarów 6 groszy), sługę miejski ego (9 talarów 6 groszy). Resztę wysłano biskupowi wrocławskiemu. Na zarobki nie narzekał też kat, z którym podpisano umowę. Za każdą skazaną osobę miał dostać 6 talarów , dwa korce owsa i tygodniowe wyżywienie.
Pogrom czarownic niebywałe rozmiary osiągnął w Księstwie Nyskim (biskupie księstwo feudalne na Dolnym Śląsku z ośrodkiem w Nysie, jego ziemie podzielone są dzisiaj między Polskę i Czechy). Prześladowania kobiet oskarżanych o czary w księstwie biskupim zaczęły się w roku 1622. Ostatni proces odbył się w roku 1715. Jednak zakończył się zaskakującym wyrokiem – oskarżoną wysłano bowiem nie na stos, a do szpitala psychiatrycznego.

Wszystko zaczęło się w Jesenicach (dzisiaj miejscowość ta leży w Czechach). Właśnie latem 1622 roku umierający jesenicki pasterz Schmied oskarżył swoją żonę Barbarę o uprawianie czarów. Kobietę aresztowano, przewieziono do Nysy i tam zaczęto ją przesłuchiwać. Na torturach przyznała się do otrucia męża (trucizna miała znajdować się w serze), rzucanie uroków na krowy i wywoływanie pożarów. I wskazała pięć kobiet, które podobnie jak ona były na usługach szatana.

Ponownie czarne czasy dla Księstwa Nyskiego nastały w roku 1639. Wówczas to bowiem zarząd nad nim przejął wrocławski biskup pomocniczy Johann Balthasar Liesch von Hornau, który zasłynął z bezwzględnej walki z plagą czarostwa, jaka jego zdaniem nawiedziła Nysę. Dobrał sobie zresztą gorliwego pomocnika – Martina Lorenza z Nysy, biskupiego prokuratora.

Biskup wpadł na pomysł, by zbudować specjalny piec do palenia czarownic! Miało to usprawnić wykonywanie mnożących się wyroków. I choć wiemy, że taki piec postawiono niedaleko szubienicy w Nysie, nie wiemy, jak wyglądał. Prawdopodobnie miał około 8 stóp (stopa wrocławska to 28,80 cm) wysokości i przypominał solidny, wiejski piec zaopatrzony w żelazne drzwi. Jeśli ofiary przyznały się do uprawiania czarów i okazały skruchę, w akcie łaski przed spaleniem były ścinane mieczem, resztę duszono. Dzisiaj możemy udowodnić, że w latach 1639-1641 za uprawianie czarów skazano na śmierć 27 osób. Jednak wiadomo, że ofiar było znacznie więcej.

Na procesach czarownic można było się wzbogacić. Na przykład dzięki konfiskacie majątku skazanych kobiet.

Ostatni akt dramatu rozegrał się w latach 1651-52. W tych latach czarownic szukano głównie w Jeseniku, Zlatych Horach, Głuchołazach i Nysie. Żadna kobieta nie mogła czuć się bezpieczna, z zachowanych akt wynika na przykład, że o czarostwo oskarżono (i oczywiście stracono) żony wszystkich radnych z Jesenic. Zakończenie trzeciej fali procesów nie oznaczało, że nikogo już nie oskarżono o czary. Na przykład w 1683 spłonął na stosie Kacper Gottwald (jeden z niewielu mężczyzn oskarżonych o czary, wierzono bowiem, że jest to głownie domena kobiet). Jednak nie odnotowano już samonakręcającej się spirali oskarżeń o czarostwo i kontakty z diabłem, a co za tym idzie masowych procesów i egzekucji.

Księstwo Nyskie nie było jedynym miejscem na Śląsku, w którym w XVII wieku zapłonęły stosy. Tragiczne wydarzenia dotknęły wiele innych miejscowości. Na szczególną uwagę zasługuje Kolsko, nazywane często polskim Salem. Tam w latach 1664 -1669 na stosie spłonęło co najmniej 39 oskarżonych o czary. Przyczyna była banalna – choroba pewnej szlachcianki i wiara, że jej niedomaganie było dziełem szatana.

Tym, którzy chcieliby dogłębniej zbadać historię polowania na czarownice w naszym bliskim sąsiedztwie polecam wizytę w Muzeum Powiatowym w Nysie i zwiedzenie wystawy Procesy o czary na pograniczu nysko-jesenickim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska