Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

CSI: kryminalne zagadki świata

Jacek Antczak
Skąd my to znamy? Jedno z najsłynniejszych zdjęć świata,  wykonane w 1932 roku na budowie Rockefeller Center przez Charlesa Ebbetsa, w interpretacji bohaterów "CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku", serialu XXI wieku
Skąd my to znamy? Jedno z najsłynniejszych zdjęć świata, wykonane w 1932 roku na budowie Rockefeller Center przez Charlesa Ebbetsa, w interpretacji bohaterów "CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku", serialu XXI wieku fot. cbs paramount television
Zrobiłem sobie zdjęcie z Horatio, rudym geniuszem z Miami, rozwiązuję zagadki morderstwa u boku Maca Taylora, prowadzę blog o perypetiach uczuciowych Sary Sidle i zamierzam na FB założyć grupę przeciwników włażenia Justina Biebera do mojego ukochanego serialu... Marzę o sekcji zwłok i zaczynam studiować medycynę. O fenomenie seriali z CSI w tytule pisze Jacek Antczak.

Na razie nie jest ze mną aż tak źle, jak napisałem powyżej. To wszystko prawda, lecz nie dotyczy autora, ale wielu innych spośród milionów fanów serialu (seriali) pod wspólną marką "CSI". A właściwie miliardów. W 2010 roku wyliczono, że temu, jak się tropi przestępców pomiędzy Nowym Jorkiem, Miami i Las Vegas, w niektóre wieczory przygląda się 90 milionów widzów. A jak twierdzą Anthony E. Zuiker i Jerry Bruckheimer, czyli faceci, którzy to wszystko wymyślili, perypetii zespołów doktorów Gila Grissoma/Raymonda Langstona, porucznika Horatio Caine'a i detektywa Maca Taylora nie oglądają już tylko w Korei Północnej, Iraku, Iranie i Uzbekistanie oraz jeszcze w dwóch krajach, których nazw nie pamiętają. "Nieoglądanie" przygód genialnych techników kryminalnych jest więc na świecie passe.

U autora występują dopiero pierwsze symptomy "syndromu CSI". Ale już i te objawy są niepokojące: 10 lutego startuje w telewizji AXN kolejna, 11. seria "Kryminalnych zagadek Las Vegas", więc pomyślał, że trzeba podziękować gościom i odwołać imieninową imprezę, żeby po raz 230. przenieść się do laboratorium w Las Vegas. I potem regularnie przez 11 czwartków powtarzać ten rytuał. Ale to drobiazg. Tysiące polskich fanów wysłały do telewizji AXN swoje zdjęcia i opowiedziały o przeżyciach związanych z kibicowaniem technikom kryminalistycznym, którzy potrafią rozwiązać zagadkę nawet najgenialniejszej zbrodni. W nagrodę niektórzy dostaną robotę… w "CSI". U boku swoich ulubieńców będą pojawiać się w zapowiedziach serialu.

Rodziny fanów serialu wiedzą, że kiedy rozlegają się pierwsze takty "We Are You" grupy The Who, ktoś zginął w Las Vegas. A jeśli leci "Baba O'Riley" lub "Won't Get Fooled Again" (te kawałki to też kompozycje Pete'a Townshenda), zabito kogoś w Nowym Jorku lub Miami. Nie można wyjść zrobić herbaty czy po przekąskę (zresztą, przy tym serialu nie da się jeść), bo czekamy na kolejny motyw przewodni - sekcję zwłok, która może wiele wyjaśnić. I nie chodzi tylko o narzędzie zbrodni. Może wyjaśnić, jak się zdziera skórę z martwego człowieka, jak wygląda wątroba lub dlaczego zwłoki mają w ustach węża albo czemu morderca podmienił... kości w ciele ofiary. Szokujące i fascynujące. Na szczęście, jak to w "CSI", czasem jest nowocześniej i sekcję zwłok przeprowadza się na wirtualnych zwłokach. I to w 3D.

Dawno temu w Las Vegas

Tak naprawdę serial zawdzięczamy niejakiej pani Zuiker i jej zamiłowaniu do dokumentów, które lecą na kanale Discovery. A było tak. W latach 90. Jerry Bruckheimer, wówczas znany reżyser i producent, a dziś uznawany za "producenta wszech czasów" (tylko dla Hollywood wypracował 13 miliardów dolarów zysków), poszukiwał tematu na dobry serial. Zwrócił uwagę na oryginalny, łamiący wszelkie konwencje scenariusz dwudziestokilkuletniego Anthony'ego E. Zuikera.
Jak miał nie łamać, skoro Anthony nie miał zielonego pojęcia, jak się pisze takie rzeczy. Ale chodziło mu to po głowie od pewnego wieczoru, gdy jego żona nie pozwoliła mu pograć z kumplami w kosza, tylko przyciągnęła do telewizora i razem obejrzeli film dokumentalny o "Nowych detektywach". Czyli wykorzystywaniu przez medycynę sądową analizy DNA i innych najnowszych odkryć genetycznych. "A gdyby tak stworzyć specjalny zespół, który by się tym zajmował?" - pomyślał obecny współproducent wszystkich serii o CSI.

Bruckheimer pomysł kupił, więc biedny (wtedy) Anthony musiał zorientować się, jak naprawdę wygląda praca w laboratoriach kryminalistycznych, żeby w scenariuszu zachować pozory prawdopodobieństwa. Żeby mu się nie nudziło po pracy, wybrał placówkę w Las Vegas, gdzie dorastał.

Kiedy scenariusz był gotowy, Bruckheimer chodził z nim od drzwi do drzwi. "CSI" nie zainteresował wytwórni Fox, odmawiały także ABC , NBC... itd. Nosa miał CBS. Studio zobaczyło potencjał w scenariuszu i zakontrakowało gwiazdę do roli szefa CSI, dr. entomologii - Gila Grissoma. Wybór padł na Williama Petersena, który niedawno - po 9 latach - odszedł z serialu, choć pozostał jednym z jego producentów i pozostawił godnych następców. Szczególnie nowy nabytek zespołu (prywatnie wielką gwiazdę kina) - psychologa Raymonda Langstona. Ciekawe, jaka jest stawka dla Laurence'a Fishburne'a, znanego skądinąd (a właściwie z "Matrixa") jako Morfeusz. Bo jak wieść niosła, w ostatnich seriach Petersen dostawał już 600 tysięcy dolarów za odcinek.
Serial dostał dobre miejsce w ramówce, zaraz po "Ściganym", z którego popularności miał skorzystać. I 6 października 2000 roku wystartował. Po kilku miesiącach zdystansował "Ściganego" w odcinkach, a po kilku latach... wszystkie inne seriale kryminalne.
Jak Nowy Jork zagrał w Miami

W jednym z odcinków "Czterech pancernych" miał pojawić się Hans Kloss ze "Stawki większej niż życie". Niestety, Stanisław Mikulski nie zgodził się grać z czołgistami i porucznika Abwehry - agenta polskiego wywiadu - zagrał ktoś inny. To była pierwsza polska próba zastosowania zjawiska zwanego "crossover". Przenikanie i łączenie w nową jakość róźnych istniejących już motywów i tematów stosuje się w wielu dziedzinach popkultury. Uwielbia to amerykańska telewizja. Zwłaszcza gdy chce na przykład jakoś zdyskontować niezwykłą popularność serialu.

Nic dziwnego, że w 22. odcinku 2. serii "Kryminalnych zagadek Las Vegas" pojawili się nagle niejaki porucznik Horatio Caine, specjalista od materiałów wybuchowych, i jeszcze kilku techników kryminalistycznych... z Miami. To była "zapowiedź promocyjna" pojawienia się spin-offu, czyli pilota nowego serialu, który powstał na bazie już istniejącego. "Kryminalne zagadki Miami" trafiły na ekran w 2002 roku. Dotąd wyprodukowano 192 odcinki, a odtwórca roli Horatia, David Caruso, jest ponoć najlepiej zarabiającym aktorem serialowym na świecie (ponad 200 tys. dolarów za odcinek).
Miami bardzo się spodobało (niektórym bardziej niż Las Vegas). Nic więc dziwnego, że w 2004 roku, w 23. odcinku 2. serii "Kryminalnych zagadek Miami", ekipa Horatia udaje się do Nowego Jorku, gdzie spotyka Gary'ego Sinise'a i Melinę Kanakaredes… Pardon, spotyka detektywów Maca Taylora i Stellę Bonaserę (imię odziedziczyła po Stelli Kowalski z "Tramwaju zwanego pożądaniem", a nazwisko po Amerigo Bonaserze z "Ojca chrzestnego"), którzy wraz z innymi detektywami rozpracowują odtąd "Kryminalne zagadki Nowego Jorku". No i Anthony Zuiker z Jerrym Bruckheimerem po raz trzeci trafili w dziesiątkę. Są chyba w swoim fachu genialniejsi niż bohaterowie ich seriali, którzy są obdarzeni wszechstronną wiedzą z zakresu chemii, fizyki, biotechnologii, informatyki… Oj, długo by wymieniać. "Kryminalnych zagadek NY" powstało dotąd 142. I końca nie widać.

Twórcy rodziny seriali "CSI" bawią się efektem crossover, dlatego od czasu do czasu ich bohaterowie spotykają się w różnych miejscach zbrodni, wspierając nawzajem. Trudno zresztą powiedzieć, kto kogo odwiedza, gdyż filmy o Nowym Jorku powstają głównie w… Los Angeles, a o Las Vegas w studiu Santa Clarita i innych miejscach Kalifornii. Nie trzeba być agentem CSI, żeby zgadnąć, że "CSI Mia-mi" też nie powstaje w Miami.

Najzabawniejsze i najbardziej niektórych irytujące crossover zastosowano kilka lat temu, gdy zagadka z 6. odcinka 8. serii "CSI Las Vegas" rozwiązana została w 6. odcinku 6. serii serialu... "Bez śladu".

Wszyscy jesteśmy z CSI

"Od tych seriali można się uzależnić. U mnie trwa to od kilku lat i mimo iż oglądałam wszystkie odcinki, chętnie oglądam powtórki, nie tylko na kanale AXN, ale i na innych kanałach. Fascynujące metody dochodzenia przyczyn śmierci i eliminacja śladów to coś, w czym najlepszy był Gil Grissom. Więcej takich seriali!!!" - zwierza się w inter-necie pani Margot.

Jeszcze więcej? Fani w Polsce, włączając codziennie wieczorem telewizor, mogą skakać z kanału na kanał i zawsze natkną się na któryś z odcinków "CSI". Czasem nawet puszcza się serial seriami - przez cały dzień, albo po 5 odcinków, i od 20 do 1 w nocy jesteśmy np. w Miami (tak jest w niedziele) lub przenosimy się z miejsca na miejsce (w czwartek między 21 a północą), bo wtedy po sobie lecą najnowsze odcinki każdej z serii.

Zresztą różne serie wszystkich trzech "CSI" lecą jednocześnie na AXN, Polsacie, TV 4, 13th Street Universal i TVP2. Więcej się chyba nie da, pani Margot. Uwaga, bo może się stać z panią to samo, co z Joanną, która się zwierzyła na tym samym forum: "»CSI« to serial, który z każdym odcinkiem utwierdza mnie w przekonaniu, że jednak pomyliłam się z wyborem zawodu. Zamiast siedzieć za biurkiem w nudnych papierach, powinnam nosić lateksowe rękawiczki, badać dowody i czuć satysfakcję z przyczynienia się do rozwiązania każdej sprawy! »CSI Las Vegas« to serial pełen emocji, niezwykłych zagadek i zaskakujących rozwiązań. Oglądając go, podświadomie prowadzę swoje małe śledztwo i cieszę się, gdy uda mi się poprawnie wytypować sprawcę. Nigdy nie przegapię kolejnego sezonu »CSI«, ponieważ jako wirtualny członek ekipy z Las Vegas, chcę być zawsze pierwsza na miejscu zbrodni...".
Efekt "CSI"

Policjanci z wydziału zabójstw dolnośląskiej policji na spotkaniu podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału przyznali, że oglądają "CSI". Jeden z młodych podkomisarzy zwierzył się, że psuje zabawę rodzinie, gdyż już w połowie odcinka znajduje winnego. Przez tę wypowiedź może dostawać trochę więcej roboty w komendzie, bo jego szef komisarz śmiał się, że on za diabła nie jest w stanie wskazać mordercy i czeka, aż zagadkę rozwikłają spece z "CSI".

Obaj uważają, że przestępcy też oglądają ten serial i widząc, jak technika idzie do przodu, dziesięć razy się zastanowią, zanim uznają, że zaplanowali zbrodnię doskonałą. Bo dzięki "CSI" wiedzą, że jakiś ślady zawsze zostawią. Co prawda niektórzy specjaliści żartują, że bohaterowie tych seriali potrafią wygenerować DNA nawet z fotografii czy numeru telefonu złoczyńcy, a w swoich bazach mają dane i rysopis co najmniej miliarda ludzi, nie wspominając o wszystkich pojazdach, roślinach, minerałach...

Z kolei wrocławscy medycy sądowi co prawda nabijali się z kosmicznych metod "CSI", ale uważają, że sposoby na zabójstwa są w tych filmach nieźle przemyślane - oby rodzimi przestępcy nie próbowali być naśladowcami.

Jak widać zjawisko zwane "efektem CSI" (coś jak "efekt motyla") roztacza coraz większe kręgi. Choć niby wszyscy wiedzą, że to fikcja, to "CSI" wywiera autentyczny wpływ na kryminalistykę, a nawet na sądy. Czasem pozytywny - dzięki sukcesom zespołów Horatia, Taylora i Grissoma wzrosło zainteresowanie medycyną sądową i znaczeniem nowoczesnych technik kryminalistycznych dla wykrywania przestępstw. Ale to znaczenie przez serial zaczyna być też przeceniane. Bo w Stanach przysięgli - wielbiciele "CSI" oczekują teraz od policji i prokuratury wielu dowodów, w tym DNA, niemal w każdej, nawet drobnej sprawie. I często nie chcą uwierzyć, że analizy genetyczne zajmują wiele tygodni. "Jak to, przecież w serialu Lindsay Monroe z Nowego Yorku robi to w 15 minut, a potem wrzuca się to do bazy i już wiadomo, jak wygląda złodziej batonika w hi-permarkecie".
"Kryminalne zagadki" wpływają też na bagatelizowanie podczas procesów sądowych zeznań naocznych świadków i oczekiwanie na dostarczenie przez śledczych odcisków palców czy śladów prochu. Nawet zapatrzeni w serial policjanci zaczęli zbierać na miejscach przestępstwa mnóstwo dowodów. Często niepotrzebnych. Zaczyna brakować specjalistów, którzy potrafiliby je zanalizować i przez serial ślimaczą się prawdziwe śledztwa.

Justin też chce do serialu

Z tym problemem ze specjalistami to dziwna sprawa. Serial ma bowiem wielkie zasługi dla... rynku pracy (na razie w USA). I nie chodzi tu tylko o młodych ludzi, którzy zgłaszają się na wydziały medycyny sądowej, prawa albo do policji. "CSI" stał się przedsiębiorstwem - daje pracę kilku tysiącom osób - od statystów, przez ogromne ekipy realizacyjne, po setki aktorów (przy samym tylko "CSI Las Vegas" pracowało np. 19 reżyserów). A jak się wydaje, jakąś fuchę w "CSI" chciałby dostać każdy, kto ma z rozrywką coś wspólnego. W pierwszym odcinku najnowszej serii "Las Vegas" wystąpi gościnnie Justin Bieber. Dostanie się na plan i zagranie morderczyni lub choćby świadka jest marzeniem Lady Gagi. Kogo tam już zresztą nie było. Dwa odcinki reżyserował Quentin Tarantino. Gorzej z Polakami, choć bardzo przekonująco zagrał Robert Kubica - w 15. odcinku 6. serii "Kryminalnych zagadek Nowego Jorku" wykorzystano zdjęcia z jego koszmarnego wypadku z 2007 roku w Grand Prix Kanady. "CSI" potrafi wchłonąć nie tylko widzów, ale wszystko, co jest zabójczo efektowne.

Nowy Jork, czyli Taylor na tropie

Od 2004 roku technicy kryminalistyczni pojawili się w Nowym Jorku. Większość zdjęć kręci się ponoć w Los Angeles. To koronny dowód, że twórcy CSI potrafią wszystko.
Detektyw Mac Taylor, główny bohater "Kryminalnych zagadek Nowego Jorku", jest nie mniej charyzmatyczny niż jego koledzy z Las Vegas i Miami. Wcielający się w jego rolę znakomity aktor Gary Sinise nie tylko szefuje laboratorium, ale ciągle ładuje się w jakieś kłopoty. Także prywatne. Ponoć to sugestie widzów mają zdecydować, czy zwiąże się z Peyton Driscoll, piękną panią koroner, z którą romansował w 3. sezonie, czy raczej wybierze Aubrey. sympatyczną lekarkę, którą poznał w 6. serii. Ale i tak najbardziej skomplikowaną postacią serialu jest chyba detektyw Danny Messer, który ma brata ganstera.

Las Vegas, czyli CSI Grissoma

To tutaj, w Las Vegas, ponad 10 lat temu zaczęła się niezwykła kariera amerykańsko-kanadyjskiego serialu "CSI: Crime Scene Investigation"
To rozpisana na ponad 240 odcinków opowieść o detektywach laboratorium kryminalistycznego, którzy rozwiązują "Kryminalne zagadki Las Vegas", posługując się najnowszymi metodami naukowymi. Głównym bohaterem serialu był - do czasu odejścia - dr Gil Grissom, entomolog, w którego postać wciela się William Petersen. Wielkie poruszenie wywołały też odejścia (i powrót) z serialu Sary Sidle. Fani z całego świata domagający się, by aktorka Jorja Fox nie odchodziła z CSI, wysłali kilkadziesiąt tysięcy listów, tort z robakami w środku i wynajęli samolot, który z wielkim napisem latał nad siedzibą producentów serialu.

Miami, czyli zagadki Horatia

Kto by się tam przejmował, czy naprawdę od 2002 roku kręcą ten serial w Miami. Najważniejsze, że w rajskiej scenerii dochodzi do niezwykłych zbrodni.
Porucznik Horatio Caine, którego przenikliwy wzrok powoduje drżenie u każdego złoczyńcy, kieruje zespołem laboratorium kryminalistycznego w Miami w sposób wzorowy. Grający tę rolę David Caruso nie tylko jest nowojorczykiem z urodzenia, ale grał kiedyś detektywa w serialu "Nowojorscy gliniarze". Producenci CSI zabawili się tą przeszłością aktora i w "Kryminalnych zagadkach Miami" sugerują, że w Nowym Jorku pracował... pod pseudonimem.
Jego współpracownikami są specjalistka od balistyki Calleigh Duquesne (Emily Procter) i Eric Delko (Adam Rodriguez) - ekspert od daktyloskopii i narkotyków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska