Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Córki i żony katów dolnośląskich

Daniel Wojtucki
Daniel Wojutcki
Córka kata niewielki miała wybór. Mogła zostać żoną kata, służącą lub opiekunką dzieci zwykle w jakiejś zamożnej katowskiej familii. Mogła też zajmować się wyrobem kosmetyków i leczniczy naparów

Kiedy w katowskiej rodzinie doszło do narodzin syna, był on przeznaczony do nauki zawodu ojca, aby po osiągnięciu pełnoletności pełnić funkcję kata, nadzorcy więzienia, rakarza lub katowskiego pomocnika. Należy zastanowić się, co działo się jednak, kiedy na świat przyszła dziewczynka? Jaka była jej przyszłość w katowskiej rodzinie?

Od najmłodszych lat dorastające dziewczęta uczyły się wypełniania domowych obowiązków. Umiejętności te mogły się przydać w przypadku, kiedy katowska córka zdecydowała się na służbę jako kucharka lub opiekunka do dziecka w innej rodzinie. Decyzję taką podejmowały najczęściej niewiasty z biedniejszych rodzin, szukając zatrudnienia u majętniejszej familii. Takiego wyboru dokonywały szczególnie często córki hycli lub katowskich pachołków. Pewnym rzemieślniczym novum, rzadziej spotykanym wśród profesji, którymi parały się osoby wywodzące się z katowskich familii, było poznawanie tajników wytwarzania kosmetyków oraz maści, eliksirów, naparów, nalewek i innych specyfików leczniczych. Umiejętności tych chętnie uczyły się też żony katowskich mistrzów. Małżonki katów opanowały leczniczy fach tak dobrze, że ich sława przyćmiewała nierzadko umiejętności własnych mężów. Dla przykładu jeszcze przez pięćdziesiąt lat o zmarłej w 1675 r. Annie Steinrien, byłej katowej z Osnabrück, krążyły po okolicy wieści o jej wyjątkowych zdolnościach i darze przywracania ludziom utraconego zdrowia.

Mężatka z przymusu
Najczęściej jednak los katowej, która straciła męża należał do ciężkich, szczególnie, jeśli pod jej opieką pozostawała jeszcze nieletnia dziatwa. Ratunkiem dla wdowy było ponowne, rychłe zamążpójście, które przynosiło korzyści obu stronom. Kobiecie i jej dzieciom zapewniało byt, natomiast poślubionemu mężczyźnie upragnioną posadę miejskiego kata oraz udział w odziedziczonym przez nią majątku. Poślubienie wdowy po kacie mogło też przynieść inne wymierne korzyści. Niekiedy wiązało się to z przenosinami do większego, lepiej prosperującego ośrodka i niosło widoki na większe zarobki związane ze zwiększonym zapotrzebowaniem na katowskie usługi. Był to tzw. ożenek z przymusu. Nie wchodziły tutaj w grę uczucia a jedynie realne korzyści dla obu stron, jakie przynieść miało zawarcie związku małżeńskiego. Dlatego dość szybko dochodziło też do krótkich pertraktacji i ustaleń między dwiema rodzinami, po czym następowały przeważnie oficjalne zaręczyny.

Materiał źródłowy potwierdza wiele takich rozwiązań, na które zdecydował się niejeden katowski syn, rzadziej bezrobotny wdowiec. W Żaganiu 14 maja 1711 r. na jednym z miejscowych cmentarzy pogrzebano tamtejszego kata Christiana Bergmanna, który zmarł w wieku 36 lat. Wdowa po nim, Joanna Margaretha Bergmanin z domu Zipßerin poślubiła już 30 września młodzieńca Gottfriedta Baßera, syna nieżyjącego już wówczas kata z Dzierżoniowa. Wpływ na tak rychłe, ponowne zamążpójście wdowy miała z pewnością sytuacja materialna rodziny, która utraciła wraz ze śmiercią jej pierwszego męża Christiana Bergmanna źródło utrzymania. Należy tutaj wspomnieć, że na wychowaniu wdowy pozostało kilkoro nieletnich dzieci. Podobne przypadki znamy np. ze Świdnicy z roku 1681, Świerzawy z 1686 r., czy z Bolkowa z 15 maja 1713 r. Niemniej jednak owdowiała katowa starała się, na ile to było możliwe zarządzać katownią, przez okres jaki wyznaczyły jej władze, przeważnie do czasu zatrudnienia nowego wykonawcy wyroków. W lwóweckich aktach zapisano, że w 1754 r. wdowa nazwiskiem Schluttin, aby zarobić na swoje utrzymanie, zajmowała się dostarczaniem końskiego włosia dla miejscowych powroźników.

Dajcie jej rok łaskawy
Za awans społeczny postrzegano w kręgach katowskich ślub córki, siostry lub wdowy nadzorcy więzienia, katowskiego pachołka lub sługi sądowego, z synem katowskiego mistrza. Wiązało się to z prestiżem dla wchodzącej w związek małżeński kobiety, ponieważ profesja kata postrzegana była wyżej w hierarchii zawodowej i materialnej, niż w przypadku trzech ww. zawodów. Nawet, jeśli były one zaliczane do profesji honorowych, nie przynoszących dyshonoru, jak w przypadku miejskiego egzekutora. Należy jednak podkreślić, że do małżeństw tych nie dochodziło tak często, gdyż obie strony poszukiwały przyszłego współmałżonka raczej w obrębie własnego kręgu zawodowego. Niemniej jednak pierwszą czynnością po śmierci męża, jaką podejmowała wdowa była prośba skierowana do władz miejskich o przyznanie jej dobrodziejstwa tzw. roku łaskawego. Dzięki temu zyskiwała czas na podjęcie próby zapewnienia sobie, oraz nieletnim dzieciom warunków bytowych. Jeśli władze były przychylne wdowie, skutkowało to przejęciem przez nią kontroli nad katownią i przynależnym do niej majątkiem, co w zasadzie było równoznaczne z objęciem funkcji kata, z wszystkimi przypisanymi do tego stanowiska obowiązkami. Przy czym warunek był jeden. Wdowa przyrzekała przez ten czas utrzymywać lub zapewnić na własny koszt człowieka, który w razie zaistniałej potrzeby wykonywałby wyroki najwyższego wymiaru kary. Inne obowiązki, jak nadzór nad katowskimi pachołkami sprawowała wdowa. Najczęściej okres ten trwał tak długo, na ile istniała przychylność ze strony władz lub dopóki nie został przyjęty na służbę nowy kat, co jednak nie odwlekało się zbytnio w czasie, zważywszy, że konkurentów do wolnego stanowiska było zawsze wielu. Kiedy jednak nie było następcy na stanowisku kata, a władze nie przyznały dobrodziejstwa roku łaskawego, wdowa zmuszona była znaleźć w możliwie szybkim czasie mistrza, który zgodziłby się na jej poślubienie i objęcie wolnego stanowiska.

Mechanizm, jaki zostawał wprawiony w ruch po śmierci katowskiego mistrza obrazują dwa przypadki z Kłodzka. W 1675 r. młodą wdową została Susanna, wcześniej będąca małżonką kłodzkiego kata Friedricha Ludwiga Hillebranda. W piśmie z 22 maja tego roku prosiła tamtejszy magistrat, aby pozwolił jej pozostać w posiadaniu katowni na okres jednego roku, ze względu, że ma na utrzymaniu sześcioro małych dzieci. W wypełnianiu katowskich obowiązków miał ją wspierać zięć, posiadający tytuł mistrzowski i zatrudniany pachołek katowski. W identycznej sytuacji znalazła się w także w Kłodzku w 1748 r. Anna Johanna Hilbrandin, która po śmierci męża została z piątką nieletnich dzieci. W piśmie do magistratu z dnia 6 czerwca tegoż roku prosiła o pozostawienie pod jej zarządem katowni i stanowiska kata, które to było od wielu lat w rękach jej rodziny. Zważywszy, że jej teść urząd ten sprawował przez 42 lata, a kiedy tenże już nie domagał, dopomagać mu miał jej zmarły małżonek, który po jego śmierci przejął stanowisko. W sytuacji, kiedy miało dojść do wykonania wyroku śmierci lub kar cielesnych wyręczyć ją miał brat Christian Neumeister z Głogowa. Rada miejska tego miasta przysłała pismo do Kłodzka wystawione 12 czerwca 1748 r. i poświadczające o należytym wypełnianiu przez obu braci swoich obowiązków. O podobnym przypadku wspominają władze Otmuchowa w dokumencie z końca XVII stulecia, kiedy wdowa po kacie Heinrichu Lindnerze z własnych środków musiała opłacać nyskiego kata po wykonaniu egzekucji.

Katowski testament
Dopiero w XVIII stuleciu, kiedy katownie były przeważnie już własnością prywatną, kaci przed śmiercią zabezpieczali materialnie swoje małżonki w testamentach, regulując ich prawa względem dziedziczonego majątku i ewentualnego jego podziału pomiędzy osierocone dzieci. Szczególnie, jeśli stanowisko po zmarłym ojcu miał zająć jego syn, niekiedy posiadający już własną rodzinę. W testamencie określono obowiązki, do których wypełnienia względem wdowy (matki) zobowiązywano następcę na katowskim stanowisku. Testament, jaki pozostawił po sobie mistrz Valentin Kühn z Żar, upubliczniony dnia 24 kwietnia 1714 r. podzielony został na dwie części (odrębne umowy). Pierwsza dotyczyła pozostawionej wdowy i wspólnego syna Gottfrieda, druga wspomnianego potomka i władz zwierzchnich. Syn miał przejąć na własność katownię z całym inwentarzem i ogrodem, ale dopiero po śmierci matki, która otrzymała dożywotnie prawo jej użytkowania. Gottfried miał zawrzeć z matką osobny kontrakt. Wyszczególniono w nim, że syn zobowiązał się przekazywać matce co czwartą skórę ze zwierząt dużych, jak i małych, również corocznie 1 talar i 12 groszy, oraz ¼ ze wszystkich swoich dochodów. Poza tym musi zapewnić jej wolne od opłat mieszkanie, wraz z opałem i oświetleniem oraz nie powinien przysparzać matce podczas zarządzania katownią żadnych zmartwień. Testament pozostawił po sobie też świebodzicki kat Johann Joseph Wachsmann, który został upubliczniony wiosną 1781 r. Jako dziedziców majątku (ziemi, ogrodu, ruchomości oraz katowni w Wałbrzychu) wskazał małżonkę Christinę Eleonorę oraz syna Carla Josepha Wachsmanna, liczącego wówczas dopiero 16,5 roku. Kuratorem został miejski młynarz Carl Wolf. Innym rozwiązaniem trudnej sytuacji dla wdowy po katowskim mistrzu, jeśli nie miała syna lub był on zbyt młody, aby objąć wolne stanowisko, a kobieta nie zdecydowała się na ponowne zamążpójście, było zawarcie z jego następcą porozumienia, na mocy którego w zamian za posadę kata, miał on zapewnić jej częściowe utrzymanie. Gwarantowało ono skromny, ale regularny dochód, który pozwalał na dalszą egzystencję, będącej już często w podeszłym wieku kobiecie.

Miejski kat oprócz pachołka zatrudniał nierzadko służące, najczęściej córki innych katów lub swoich pachołów, które pomagały lub wręcz wyręczały jego małżonkę w pracach domowych czy w opiece nad dziećmi. Świadczy to o zamożności mistrza "świętej sprawiedliwości", który mógł sobie pozwolić na ten poniekąd luksus. Proceder ten był powszechny, skoro już w czerwcu 1592 r. wzmiankowana jest służka u legnickiego kata mistrza Valtena. W 1652 r. odnotowano o córce nadzorcy więzienia z Sycowa, która była służką u wrocławskiego kata. Przesłuchiwana, z powodu pozamałżeńskiej ciąży w Legnicy w 1698 r. Elizabeth Küntzlerin będąca wówczas kucharką u miejscowego kata Mende zeznała, że już wcześniej pracowała w tym fachu u mistrza w Głogowie. Ponoć właśnie w tym mieście poznała swojego przyszłego chlebodawcę z Legnicy. Nie wiadomo, dlaczego pomimo honorowego pochodzenia (jej ojciec był z zawodu krawcem), podjęła się służyć jako kucharka u osoby uważanej za niehonorową, co także zaciekawiło legnickich ławników. Z kolei jej pracodawca, kat Mende przyznał podczas przesłuchania, że przyjął Küntzlerin na służbę, ponieważ wówczas nie miał nikogo do pomocy.

Na cześć żony
Z dokumentów z Sobieszowa (obecnie w granicach miasta Jelenia Góra) wynika, że w latach 1766-1770, tamtejszy kat Johann Franz Schlutt zatrudniał oprócz swojego pachołka Johanna Edelmanna najpewniej także jego małżonkę Julianę Edelmannin jako kucharkę. Dodatkowo w 1768 r. tenże katowski mistrz będąc pracodawcą obu wyżej wymienionych osób, dał zatrudnienie jako służącej niejakiej Elisabeth Edelmannin, przypuszczalnie córce, a w 1770 r. kolejnej osobie z tej rodziny, mianowicie Annie Rosinie Edelmannin. Wówczas pracowały dla niego aż cztery osoby, pachołek, kucharka i dwie służące.

Niewiele pamiątek pozostało po małżonkach miejskich katów. Jedną z nich, świadczącą o szacunku i zachowaniu pamięci o żonie jest XVII-wieczna kapliczka z Otmuchowa. Zdobi ją słabo dziś czytelny, ale wymowny napis, który w wolnym tłumaczeniu brzmi: Ja, Krzysztof Kühn kat, kazałem wystawić na wieczną chwałę Boga, na cześć Anny Katarzyny Helbranin1 mojej żony i gospodyni 1665.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska