Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Coraz mniej ludzi chodzi do kościoła i na lekcje religii na Dolnym Śląsku? "Nie wyciągajmy wniosków na podstawie statystyk"

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Raport pokazuje spadek religijności wśród Dolnoślązaków. Ilu chodzi do kościoła? Jak interpretować te dane?
Raport pokazuje spadek religijności wśród Dolnoślązaków. Ilu chodzi do kościoła? Jak interpretować te dane? Maciej Rajfur
Wciąż spada liczba wiernych, którzy regularnie uczęszczają na Mszę do kościoła. Ta tendencja dotyczy także archidiecezji wrocławskiej, która wypada blado na tle całego kraju. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał najnowsze dane dot. religijności.

Spis treści

Rok rocznie ISSK przedstawia wyniki kompleksowego raportu na temat Polaków. To właściwie najbardziej opiniotwórcza statystyka w tym obszarze badań w kraju. Najnowsze dane pokazują 2021 rok, a więc czas pandemii koronawirusa.

Czy statystyki pokazują całą prawdę?

Z raportu dowiadujemy się, że w archidiecezji wrocławskiej działa 296 parafii, z tego 35 zakonnych. Posługuje w nich 592 księży. W seminarium wrocławskim uczy się zaś 42 kleryków.

Najistotniejszą statystyką jest wskaźnik dominicantes - odsetek katolików uczęszczających na niedzielną Eucharystię w odniesieniu do ogólnej liczby zobowiązanych. W archidiecezji wrocławskiej osiągnął 22,5 proc. Oznacza to, że mniej więcej co piąty katolik na terenie diecezji chodzi co niedzielę na Mszę. To poniżej średniej krajowej, która wynosi 28,3 proc. Dla porównania, w diecezji tarnowskiej co niedzielę na Mszę uczęszcza do kościoła prawie 60 proc. wiernych.

Ważny jest także wskaźnik communicantes, czyli odsetek katolików przyjmujących Komunię św. w trakcie niedzielnej Eucharystii w odniesieniu do ogólnej liczby zobowiązanych. W archidiecezji wrocławskiej to 11 proc., przy średniej krajowej 12,9 proc.

Zarówno liczba wiernych chodzących do kościoła jak i przyjmujących komunię w archidiecezji spada. Dla porównania w 2019 roku było to kolejno 7, proc. więcej (30,6, proc. dominicantes) i 3,7 proc. więcej ( 14,7 communicantes).

- Niebezpieczne jest wyciąganie wniosków na podstawie samych statystyk - komentuje ks. dr. hab. Rafał Kowalski, rzecznik archidiecezji wrocławskiej. - Owszem mówią one o pewnych trendach, jednak bez uwzględnienia kontekstu mogą prowadzić do błędnych wniosków. Uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii to nie jedyny „miernik” religijności danej grupy osób, a tak często te dane są traktowane. Aby mieć pełny obraz należałoby zbadać m.in. na ile praktykujący utożsamiają się z nauczaniem moralnym Kościoła, jak często się modlą, w jaki sposób praktykują miłosierdzie chrześcijańskie, czy na ile wierzą w dogmaty podawane przez Kościół.

Więcej chrztów, komunii, bierzmowań

Powyższych trendów nie potwierdzają z kolei udzielone sakramenty. W 2021 roku ochrzczono 10 451 osób. To o ponad tysiąc więcej niż rok wcześniej (9375). Do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiło 11 361 osób. To także więcej niż w 2020 (9 500). Duży skok widzimy przy sakramencie bierzmowania, którego udzielono w 2021 roku 11 395 wiernym, co daje trzy razy większą liczbę niż w 2020 (3 790). Wzrosła również liczba zawartych małżeństw z 1985 (2020 r.) na 2410 (2021 r.).

- To pokazuje, jak mało miarodajne są statystyki. Rok wcześniej mieliśmy początek pandemii. Bierzmowania były „zawieszone”, proboszczowie w trosce o to, by nie prowokować sytuacji zagrażających życiu i zdrowiu nie organizowali spotkań młodych z biskupami. Narzeczeni przekładali terminy swoich ślubów, ponieważ nie można było gromadzić się w kościele w większej grupie, a poza tym rodzinne spotkania czy przyjęcia były zwyczajnie zakazane. W statystykach mamy ogromny skok, tymczasem znowu ważniejsze jest pytanie "dlaczego?" - tłumaczy ks. Kowalski.

Lekcje religii się wyludniają

W raporcie jest jeden wskaźnik, w którym archidiecezja wrocławska się wyróżnia. To procent uczniów uczęszczających na lekcje religii w szkołach w roku szkolnym 2021/2022. Dla Wrocławia i okolic jest on najniższy w Polsce i wynosi 63,4.

Waldemar Gajda uczy religii od momentu, kiedy wróciła do szkół, czyli od 1990. Widzi zmiany, które odzwierciedlają słupki w raportach.

- Łatwo było zamknąć kościoły i ograniczyć uczestnictwo we Mszy świętej, usprawiedliwiając to pandemią. Ale teraz zadziałać odwrotnie, żeby pokazać, że Msza święta jest czymś potrzebnym i ważnym, jest niezwykle trudno. W mojej szkole nie odszedł z religii żaden uczeń po pandemii. Mimo to widzę osłabienie życia religijnego. Uczniowie modlą się na lekcji, są aktywni, jednak kiedy namawiam ich do uczestniczenia we Mszy świętej poza niedzielą, to spotykam stonowaną obojętność - opowiada katecheta ze Szkoły Podstawowej w Gniechowicach pod Wrocławiem.

Jak opisuje, w dzisiejszych czasach katecheta w szkole musi się zachowywać jak lodołamacz. Czasami po lekcji religii wychodzi poraniony emocjonalnie, ale wciąż chce pokazywać prawdę o Jezusie i o zbawieniu.

- Myślę, że trzeba iść wielotorowo w tej edukacji. Powierzać uczniom zadania, stawiać przed nimi wymagania, ale też wydobyć liderów, znaleźć ludzi, którzy pociągną klasę. Te statystyki to bardzo mocny sygnał, pokazujący to, czego nas uczyli na studiach. Pewne rzeczy w Kościele zepsuć jest bardzo łatwo, a naprawić, przyciągnąć ludzi, zachęcić czy rozpalić wiarę jest niezwykle ciężko.
Gdyby matematyka czy angielski stały się nieobowiązkowe, to nie wiem czy szybciej by się uczniowie nie wypisali z tych lekcji niż z religii - zastanawia się W. Gajda.

Nauczyciel uważa, że pandemia miała ogromny wpływ na dzieci i młodzież. Wprowadzenie uczniów w systematyczny rytmiczny tryb nauki i jednocześnie wykonywanie obowiązków chrześcijańskich okazuje się teraz ogromnym wyzwaniem. Jego zdaniem decyzja o tym, by religia wróciła do salek katechetycznych, byłaby nieszczęśliwa.

- Obserwując te przemiany wśród młodzieży na przestrzeni lat i opowiadając im o lekcjach religii w salkach, widzę zdziwienie. Dla współczesnych uczniów zajęcia dodatkowe stają się wielkim wysiłkiem. To inne pokolenie niż to sprzed 30 lat. Religia w salkach by już dziś nie przeszła - kwituje katecheta.

Katolicyzm kulturowy - chodzę do kościoła z przyzwyczajenia

Nie da się ukryć, że na zmniejszenie się liczby wiernych uczestniczących w niedzielnych Mszach Świętych wpłynęła pandemia, w czasie której prowadzone były te badania oraz jej następstw. Ludzie przez kilkanaście miesięcy słyszeli o zagrożeniach płynących z gromadzenia się w większych grupach, byli zachęcani do pozostawania w domach.

- Dotarła do nich bardzo wyraźnie informacja, że jeśli ktoś ze względu na stan zdrowia, wiek tudzież obawę zarażenia się nie może uczestniczyć we Mszy św., nie popełnia grzechu. Do dziś widać, że wielu starszych ludzi pozostaje w domach w obawie o swoje zdrowie, szczególnie, kiedy pogoda nie sprzyja temu, by do kościoła się udać. W wielu parafiach do czasu pandemii jedną z największych frekwencji cieszyły się Msze św. sprawowane w godzinach porannych w niedziele. Ich uczestnikami byli w przeważającej większości ludzie starsi. Dziś widać, że frekwencja na tych Mszach św. znaczne spadła. Nie wierzę, że to efekt braku wiary - uważa ks. Kowalski, prorektor Papieskiego Wydziału Teologicznego.

Rozszerza jednak swoją analizę i wychodzi poza pandemiczne powody spadku religijności. Uważa, że w Polsce mieliśmy do czynienia z katolicyzmem kulturowym, który polegał na tym, że ludzie szli do kościoła z przyzwyczajenia, bo tak zostali wychowani, bo szła cała rodzina, a może i nawet – w mniejszych miejscowościach – liczyli się z presją sąsiadów.

- Nigdy nie było osobistej decyzji, osobistego wyboru Jezusa, a papież Benedykt mówił, że nasza wiara rozpoczyna się od spotkania z Bogiem, a nie od akceptacji przepisów czy norm. Czas pandemii sprawił, że przez wiele tygodni ci ludzie pozostawali w domach, nie czując potrzeby uczestnictwa we Mszy św. i kiedy się im nagle mówimy „możecie już wrócić”, oni pytają: „Po co? Tak jest nam dobrze”. Nie chcę powiedzieć, że pandemia dokonała pewnej weryfikacji i po niej część katolików kulturowych już nie wróciła, ale coś w tym jest. Można powiedzieć, że kiedyś występowali oni w naszych statystykach, jednak biorąc pod uwagę motywację właściwie jedną nogą już byli poza Kościołem, albo obok niego. I to usypiało nasze obawy, pozwalało na mówienie „nie jest tak źle”. Dziś dostajemy w jakimś sensie realną informację zwrotną - stwierdza ks. Kowalski.

A może ludzie zrazili się do księży, a nie do Boga?

Ks. Kowalski przyznaje, że wielu mogło zrazić się do Kościoła ze względu na brak tolerancji czy jego zaangażowanie polityczne.

- Jednak trudno mi się pogodzić z tym, że możemy mówić o „zrażeniu się do Kościoła”. Raczej może to być „zrażenie się do konkretnych duchownych”. Jednak jeśli np. jeden mechanik samochodowy źle wykona pracę przy moim samochodzie mam się obrazić na całą branże samochodową? Kiedy jeden stomatolog źle wykona mi jakiś zabieg, mam powiedzieć, ze już nigdy nie pójdę do żadnego lekarza? Potrafimy wykazać się determinacją np. kiedy poszukujemy ubezpieczenia dla swojego domu, pojazdu czy samego siebie. Porównujemy oferty, sprawdzamy różne opcje… A w przypadku wiary i Boga mówimy – ten ksiądz chwali partię, z którą ja się nie zgadzam, dlatego nie chcę mieć nic wspólnego z Kościołem. Słaba jest to wiara, jeśli była wiarą w księdza - oświadcza kapłan.

Jego zdaniem, rację miał papież Benedykt XVI mówiąc, że przyjdzie czas kiedy chrześcijaństwo stanie się wiarą małych wspólnot, żyjących autentycznie wiarą i Jezusem. Na tyle autentycznie, że inni będą chcieli przyłączyć się do chrześcijan, przyjąć chrzest, widząc w tym szansę swojego rozwoju i drogę do zbawienia.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska