Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co właściwie dzieje się na porodówkach? Minister opieprza, dyrektor wywala ordynatora

Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk
Janusz Michalczyk Paweł Relikowski
Nie wiem, na co liczył ordynator oddziału położniczego w dużym wrocławskim szpitalu, gdy kilka dni temu na spotkaniu z ministrem zdrowia ogłosił, że kobiety rodzą w skandalicznych warunkach.

Od ministra Mariana Zembali usłyszał, że skoro ma skandal na oddziale, to sam za to odpowiada, a krótko potem dyrektor szpitala odwołał doktora ze stanowiska za niesubordynację ("utrata zaufania"). Można skomentować te zdarzenie w ten sposób, że doktor nie wykazał się instynktem samozachowawczym, bo na publicznym spotkaniu złożył donos na swojego szefa. To przecież trochę tak, jakby generał przyjechał na wizytację, a kapitan nagle wyskoczył, że szef garnizonu toleruje pijane patrole i przeskakujące przez płot dziwki.

Być może odwołany ordynator liczył na to, że nie zostanie uznany za "ptaka, co kala własne gniazdo", lecz przejętego kobiecą niedolą medyka w typie doktora Judyma. A może miał na pieńku z dyrektorem i ostre wystąpienie na forum publicznym miało mu przynieść punkty w tej personalnej rozgrywce. Niewykluczone, że i jedno, i drugie. W takich konfliktach trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, po czyjej stronie jest racja. Mam nadzieję, że były ordynator pomyślał o możliwych skutkach swojej akcji i ma już zapewnione inne miejsce pracy, gdzie będzie pomagał w przyjściu na świat kolejnym Polakom.

Zgodnie z potoczną wiedzą, czyli informacjami przekazywanymi w prywatnych rozmowach, wiele się na naszych porodówkach zmieniło na lepsze w ostatnich latach, ale jednocześnie wciąż można usłyszeć mrożące krew w żyłach historie o niefrasobliwym podejściu lekarzy i pozostałego personelu medycznego. I tak zapewne jeszcze długo będzie, bo jak wiadomo najtrudniej zmienić ludzką mentalność. Można też filozoficznie zauważyć, że niby dlaczego właśnie w służbie zdrowia mają pracować same anioły, świadomi swej niezwykłej odpowiedzialności pracownicy. Niby jakim sposobem miała powstać jakaś zielona wyspa - kraina szczęśliwości - w kraju, który według opozycyjnych polityków nieustannie staczał się przez ostatnie osiem lat w przepaść, a może już dziś znalazł się w całkowitej ruinie?

Wiadomo, że pielęgniarki chcą dużo lepiej zarabiać i protestują, więc nie zawsze mają głowę do sumiennej pracy. Nie tylko one. Niemal wszystkie grupy zawodowe opłacane z państwowej kasy uznały, że w roku wyborczym warto postawić się rządowi, bo jak nie teraz, to kiedy? Wszystko wskazuje na to, że jesienią opozycja zamieni się miejscami z koalicją, po czym nowa władza niechybnie ogłosi, że chętnie by wszystkim sypnęła groszem, lecz niestety nie może, bo ustępująca ekipa wszystko popsuła, wydała kasę na zegarki, limuzyny i ośmiorniczki w knajpie Sowy, więc teraz grozi nam druga Grecja. Podwyżek nie będzie, ale za to znów ogłoszą igrzyska - odwołają in vitro, gejów zepchną do podziemia razem z dopalaczami, wprowadzą zakaz krytykowania księży, żeby kwitła moralność. W każdym szpitalu będzie pełnił dyżur agent CBA, przyjmujący zgłoszenia od pacjentów zmuszanych przez lekarzy do wręczania koniaków.

Jest jasne jak słońce, że na porodówkach wręcz zaroi się od kobiet, które właśnie odkryły, że ich prawdziwym powołaniem jest siedzieć w domu z chmarą dzieci i gotować obiad dla męża.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska