Jednak Pałacu nie wyburzono, głównie dlatego, że po odzyskaniu suwerenności były inne palące potrzeby, a rachunek za rozbiórkę byłby olbrzymi. Opinia publiczna też się nie paliła do tak radykalnych działań, nie było tłumu gotowego ruszyć jak na Bastylię w 1789 roku, dokładnie dwieście lat wcześniej.
Nie wyburzono Pałacu i teraz służy zwolennikom wyuzdanego seksu. Okazuje się, że w jednym z działających w nim klubów zorganizowano Swing United, czyli imprezę dla swingersów. Pół tysiąca osób miało zaznawać uciech z obcymi osobnikami obojga płci, przy czym single stanowili tylko jedną piątą - reszta przybyła parami. Jak wiadomo, swingersi podchodzą do reguły wierności wobec partnera jak nie przymierzając Don Juan do celibatu. Swingersi oddzielają swoje życie uczuciowe od gimnastyki w łóżku, bo szukają urozmaicenia i nowych wrażeń. Twierdzą przy tym, że harce z obcymi na oczach partnerów wręcz cementują ich związki, bo namiętność bynajmniej nie wygasa, jak to nieuchronnie następuje w monogamicznych, długoletnich, normalnych stadłach.
Co istotne, nie można mówić o zdradzie, bo do igraszek dochodzi za przyzwoleniem partnera czy partnerki, którzy w zresztą w tym samym czasie robią dokładnie to samo. To coś zupełnie innego niż klasyczny skok w bok. Ponieważ nie ma stosownego zakazu w kodeksie karnym, nie jest to łamanie prawa. Organom ścigania w demokratycznym państwie nic do tego, co robią dorośli ludzie z własnej, nieprzymuszonej woli, nie wystawiając się na widok publiczny. Oczywiście, pozostaje kwestia zasad moralnych i zdrowia psychicznego, ale nie sądzę, by to był wielki problem, skoro swingersi zawsze będą stanowić wąski margines. Z przyczyn psychologicznych dzielenie się ciałem żony czy męża może zaakceptować tylko garstka zdrowych ludzi.
Tym, którzy uważają swingersów za bandę zboczeńców, przypominam, że ludzkie społeczności zawsze miały problemy z seksem. Poligamia, czyli wielożeństwo, bigamia, prostytucja czy motywowany religijnie celibat to przecież różne sposoby ujęcia w karby nieokiełznanego popędu seksualnego. To jest tak pierwotna ludzka potrzeba, w dodatku zakorzeniona w poczuciu wolności, że nie da się jej nigdy do końca uregulować i spacyfikować. Dlatego nie zdziwiła mnie przesadnie informacja, że słynny piłkarz brazylijski Ronaldinho (już na sportowej emeryturze) poślubił niedawno dwie kobiety jednocześnie, bo obie kocha, a im to - co też jest rzadkością - zupełnie nie przeszkadza. Być może Priscilla Coelho i Beatriz Souza powiedziały zgodnie „tak”, bo biedy przy swoim mężu na pewno nie będą klepać. Ja w każdym razie po-dziwiam odwagę futbolisty. Można fantazjować o trójkątach, ale większość facetów ledwo daje sobie radę z jedną małżonką.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?