Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co łączy tajne akcje CBA i sadownictwo?

Marcin Rybak
Poseł Tomasz Kaczmarek, czyli były agent Tomek nie ma wątpliwości, że akcje CBA były zgodne z prawem
Poseł Tomasz Kaczmarek, czyli były agent Tomek nie ma wątpliwości, że akcje CBA były zgodne z prawem fot. Adam Wojnar/Polskapresse
Temat gorący i na czasie - co łączy tajne akcje CBA i sadownictwo? Po uniewinnieniu byłej już posłanki PO Beaty Sawickiej z zarzutu korupcji, trwa dyskusja o agentach przykrywkowcach, legendowaniu, profesjonalizmie, a może o jego braku. Czas zastanowić się nad tym, czy po wyroku sądu w sprawie Sawickiej i przyglądając się innym akcjom Biura trzeba zmieniać prawo na lepsze, czy też może do tajnych akcji zatrudniać profesjonalistów. O sadownictwie, bo wszyscy ostatnio mówią o "owocach zatrutego drzewa", pomówimy więc i my.

Drzewa to czy las?
Pierwsza była afera gruntowa. Agenci CBA próbowali sprawdzić, czy w Ministerstwie Rolnictwa biorą łapówki. Sfabrykowali więc fikcyjną historię działki na Mazurach, a do resortu posłano fałszywe dokumenty. Pojawił się problem, czy służba może fałszować takie dokumenty. No i ktoś zdekonspirował operację. Kolejna sprawa prowadzona przez CBA to słynna korupcja w Sądzie Najwyższym - akcja, która doprowadziła agentów na szczyty polskiego wymiaru sprawiedliwości. I do dyskusji, czy były powody, by ją w ogóle zaczynać, czyli, czy była praworządna i zebrane dowody są legalne.

Trzecia operacja budząca wątpliwości to wrocławska sprawa architektów, którzy powoływali się na dojścia w magistracie i obiecywali za łapówkę uchwałę Rady Miejskiej korzystną dla łapówkodawcy. I znów mamy problem - czy były wiarygodne powody do wszczynania akcji specjalnej?
Na liście wątpliwości jest też sprawa Bogusława Seredyńskiego, prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych, zatrzymanego razem z Weroniką Marczuk. Znowu to samo - nie było wiarygodnych informacji o przestępstwie, a łapówkę agenci wcisnęli byłemu prezesowi siłą, dodatkowo upijając go uprzednio. Niedawno Seredyński dostał 450 tysięcy odszkodowania za poniesione wskutek operacji CBA straty nie tylko moralne...

Jest też willa Kwaśniewskich - ta operacja miała wykazać, że były prezydent i jego żona mają nielegalny majątek. Wszczęto ją na takich podstawach, że nie udowodniono nic.
No i sprawa Sawickiej. Od początku podszyta wątpliwościami. Czy były podstawy do wszczęcia operacji? Czy agent Tomek nie przekroczył w kontaktach z posłanką bariery intymności? Czy była ona nielegalnie inwigilowana?
Aż się chce zawołać "ratunku!!!!". Czy jest tu jakieś zdrowe drzewo? Czy jest na sali lekarz i czy w ogóle leci z nami pilot?
Profesjonaliści

- Sam fakt, że efektem akcji specjalnej i kontrolowanego wręczenia łapówki są wątpliwości, czy akcja była legalna oznacza, że była nieprofesjonalnie przygotowana - komentuje szef CBA Paweł Wojtunik. - Słyszał pan, żeby podobne wątpliwości zgłaszano wobec operacji specjalnych CBŚ? Wiem o czym mówię, bo znałem większość operacji specjalnych policji prowadzonych do 2009 roku od początku stosowania tej metody, czyli połowy lat 90.
Ale może CBŚ nie ma na koncie takich wpadek, bo nigdy nie robiło spraw korupcyjnych na takim szczeblu jak ta dotycząca Beaty Sawickiej? Może, jak robili operacje wobec gangsterów, to nikt nie dzielił włosa na czworo i nie roztrząsał, czy zdobyte informacje były wiarygodne i czy dowody zdobywano legalnie?
- Bzdura - mówi ebz wahania Paweł Wojtunik. - Zawsze było to badane przez prokuraturę i sąd. I nigdy nie skrytykowano policji za takie działania. A jaka operacja jest trudniejsza? Wobec posła czy wobec rasowego bandyty? Moim zdaniem ta druga. Jest trudniejsza i bardziej niebezpieczna. W tej drugiej realnie można stracić życie. Rzecz w tym - dodaje szef CBA - by zaczynając sprawę zawsze myśleć o tym, że będzie ją oceniał sąd.

Agent buduje legendę
Przyjrzyjmy się na moment tzw. sprawie Sawickiej. Oto na kurs członków rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa zapisuje się tajemniczy Tomasz Piotrowski. W istocie szalejący szpanującym superautem były agent CBA, dzisiaj poseł PiS Tomasz Kaczmarek. Ale Kaczmarek nie grał roli własnego pomysłu. Nie był reżyserem monodramu do scenariusza własnego autorstwa. Przynajmniej nie powinien być. WCBA powstał plan powołania do życia fikcyjnej postaci, której można użyć do tajnej akcji, na przykład kontrolowanego wręczenia łapówki komuś podejrzewanemu o to, że ma lepkie ręce. Musi być specjalny plan owej postaci: jak ma wyglądać, czym jeździć, gdzie mieszkać, za kogo się podawać i w jakim środowisku się obracać.

Jak już wszystko jest wymyślone, agent dostaje fałszywe dokumenty legalizacyjne, czyli fałszywy dowód osobisty, prawo jazdy itp. Ijedzie w teren. Kupuje dom lub mieszkanie, zakłada firmę. Może zapisuje się do klubu biznesowego. Gra w golfa, poznaje ludzi, zaprzyjaźnia się...
Tym właśnie zajmował się Tomasz Piotrowski (czyli agent Kaczmarek). Do tego potrzebny mu był udział w kursie. I od tego momentu skazani jesteśmy na przecieki, półsłówka i relacje osób trzecich. Akta są tajne.

Na ten sam kurs zapisała się Beata Sawicka. Kaczmarek rozmawiał z nią, starając się zaprzyjaźnić. W którymś momencie, w czasie jednej z rozmów miała mu powiedzieć coś, co rzekomo miało związek z jakąś korupcją. W oparciu o tę wypowiedź, jedną, a może nie jedną, zarządzono operację specjalną, która skończyła się wręczeniem posłance łapówki. Operację prowadził sam Tomasz Kaczmarek, paląc przy tym mozolnie budowaną legendę. Zdaniem fachowców to błąd. Nawet jeżeli służba uznała, że są powody do rozpoczynania gry z Sawicką, nie powinien tego robić Kaczmarek. Należało wprowadzić innego agenta. Kaczmarek powinien był w czasie operacji pozostać z boku i nadal budować swoją legendę. Albo w ogóle nie rozpoczynać tajnej akcji, tylko w inny sposób przyglądać się Sawickiej i jej rzekomo lepkim rękom.

- Nie ma pan pewności, że agent nie podprowadził jej na tę łapówkę. Przykrywkowcy są tak szkoleni, by manipulować ludźmi - tłumaczy były funkcjonariusz policji, przez lata nadzorujący tajne akcje.
No i wychodzi na to, że rzeczywiście - jak tłumaczy Paweł Wojtunik - trzeba było myśleć. - Jak w akcji uczestniczy facet, a rozpracowywana jest kobieta, to powinno być jasne, że jej linią obrony będzie: "On mnie uwiódł" - mówi ekspert, znawca taktyki akcji specjalnych.

Trzeba było więc reagować. Choćby wprowadzając do scenariusza kobietę. Teoretycznie agenci przykrywkowcy są szkoleni tak, by radzić sobie z trudnymi sytuacjami, które wynikają nagle. Przykład: Idziesz na spotkanie z łapówką, a tu na stole leży kokaina i częstują ją wszystkich, Agent nie może jej tknąć, ale musi się wykręcić tak, by nie wzbudzić podejrzeń.
Poseł Kaczmarek przekonuje, że operacja dotycząca Sawickiej była profesjonalna. Po pierwszej informacji i zgłoszeniu przez posłankę korupcyjnej propozycji, wszystko zweryfikowano. Wiele miesięcy. Jak weryfikowano informacje? Tego nie wiadomo. Tym - mówi były agent, dziś poseł PiS - zajmowali się inni.

Złe prawo czy ludzie?
Ale sąd - uniewinniając Beatę Sawicką - nie uznał, że nie było podstaw, by wobec posłanki PO zarządzać tajną akcję. I - choć moralnie jest ona obciążona korupcją - nie sposób przypisać jej winy. Bo dowody zbierano nielegalnie.
I tak zaczęła się narodowa debata sadownicza o owocach zatrutego drzewa. Polskie prawo nie zna zasady, zgodnie z którą dowody zdobyte nielegalnie, nie są brane pod uwagę w czasie procesu. Ale sąd może swobodnie oceniać dowody i mógł uznać, że tych, które CBA zebrało w niepraworządnej operacji, do materiału dowodowego włączyć nie chce. Z drugiej strony brak profesjonalizmu - o czym wyżej powiedzieliśmy sporo - nie musi oznaczać nielegalności działań.

Czy sąd powinien oceniać coś, co już raz oceniono? Na "kontrolowane wręczenie łapówki" musi się zgodzić prokurator generalny. Prawo nie mówi nic, by ta decyzja mogła być przez kogokolwiek weryfikowana. Kiedy więc można zgodzić się na prowokację? Wtedy, gdy służba ma wiarygodne informacje o przestępstwie. Ale to subiektywne i wysoce ocenne kryterium. Jedna i ta sama informacja dla kogoś będzie wiarygodna, a dla innego nie. Więc może coś jest w prawie pokręcone? - Coś w tym jest - zgadza się ekspert z Prokuratury Generalnej. - Sąd nie może oceniać wcześniejszej decyzji prokuratora generalnego. Właśnie dlatego, że kryteria, w oparciu o które wydaje się zgodę na prowokację, są subiektywne.

Nowy minister sprawiedliwości Marek Biernacki już zapowiedział, że zarządzanie policyjnych prowokacji stanie się kompetencją sądu, by od początku było jasne, że akcja jest legalna. Paweł Wojtunik jest jednak sceptyczny: - Nic nie zwolni szefa służby od oceny, czy sprawa nadaje się na akcję. Z takich wyroków jak ten na Beatę Sawicką musimy wyciągać konsekwencje. Nawet jeżeli zarządzanie operacji specjalnych oddamy w ręce sądu, to i tak sąd, analizujący ją po wniesieniu aktu oskarżenia, będzie mógł uznać, że materiał zdobyto nielegalnie. I musi mieć do tego prawo. Zdaniem szefa CBA najlepsze prawo będzie martwe w rękach dyletantów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska