Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co łączy mafię, Hitchcocka i Wójcika? Rozmowa z Jackiem Antczakiem, autorem biografii koszykarza

Katarzyna Kaczorowska
Jacek Antczak, autor biografii Adama Wójcika, mówi o związkach koszykarza z pruszkowską mafią i tureckim milionerem.

Ile masz wzrostu?
Metr siedemdziesiąt trzy.

Adam Wójcik ma dwa metry i osiem centymetrów. Jakie to uczucie rozmawiać z nim na stojąco?
Już do tej różnicy wzrostu przywykłem. Wszyscy są przyzwyczajeni, że jest od nas wyższy nawet nie o głowę, ale o kilka głów. To zresztą jest w pewnym sensie symboliczne dla niego jako dla sportowca.

Bo przewyższał innych?
Tak, klasą sportową.

Ale tłumaczysz w książce, że nie pisałeś na kolanach.
Ani nie rozmawiałem, nie dałoby się. Jak już, to co najwyżej stojąc na krześle.

Na krześle? To chyba te centymetry różnicy swoje jednak robią.
Trochę. W 1998 roku Adam Wójcik przyszedł do redakcji "Słowa Polskiego". Chciałem mieć z nim zdjęcie, jak wszyscy zresztą, ale okazało się, że w kadrze mieści się tylko moja głowa, więc stanąłem na krześle. Mam to zdjęcie do dzisiaj, ale i tak jestem niższy od Adama.

Wtedy, w 1998 roku, przyszłoby Ci do głowy, że napiszesz o nim książkę?
To była tylko pasja. Lubiłem koszykówkę, tak jak chyba każdy we Wrocławiu. Miasto żyło basketem, to był zjawisko, nawet szał. Oczywiście dzięki wspaniałej drużynie, ale przede wszystkim trzem świetnym graczom: Adamowi Wójcikowi, Maciejowi Zielińskiemu i - później - Dominikowi Tomczykowi, do których dołączyli później Józek McNull i inni obcokrajowcy, których kibice kochali. Ale 15 lat temu nie sądziłem, że kiedyś napiszę biografię jednego z tych legendarnych koszykarzy.

Na pomysł wpadłeś sam?
Tak. Kilka lat temu opublikowałem książkę o Hannie Krall, wielkiej reporterce i mojej mistrzyni zawodowej, którą zawsze podziwiałem. A ponieważ zawsze staram się być po tej jasnej stronie mocy, czyli wśród tych, których cenię, to chciałem opowiedzieć też o wielkim sportowcu, o postaci, która mnie fascynowała w "prywatnym" życiu. Początkowo nawet myślałem, by opowiedzieć o całej wspomnianej trójce, ale ostatecznie mój wybór padł na Adama.

Dlaczego?
Jego kariera sportowa była szersza. Był w NBA - choć tylko przez cztery dni, o czym też opowiadam. Grał w zespołach euroligowych, zwiedził całą Europę. Był obieżyświatem z Oławy. To zabawne, ale gdy miał zaledwie 25 lat, to już ktoś o nim napisał "weteran koszykówki". I chyba sobie wziął to do serca, bo grał na najwyższym poziomie aż do 42. roku życia.

Zaskoczył Cię czymś?
Mnóstwo było tych zaskoczeń. O tym, że jest człowiekiem ciepłym i skromnym, wie chyba każdy. Ale w książce prześledziłem, jaki był jako dziecko, nastolatek i na końcu sportowej kariery.

I jaki był?
To niesamowite, ale... taki sam. Sportowiec, który osiąga szczyty, podpisuje najwyższe kontrakty, osiem razy zdobywa mistrzostwo Polski, zostaje najbardziej wartościowym zawodnikiem...

... i nie przewraca mu się w głowie?
I nigdy mu nie przewróciło! Mam nadzieję, że w książce pokazuję, jak można pozostać fantastycznym facetem przez cała drogę życiową. Ta droga była usłana naprawdę wielkimi sukcesami, a Adam pozostaje skromnym człowiekiem. Niektórzy będą mi zarzuć, że jeżeli biografia jest bez skandali, to pewnie jest nudna. Zapewniam: tak nie jest. I naprawdę można mieć ciekawe życie bez wielkich afer, na przykład z alkoholem. Chciałem też pokazać, ile spokojny chłopak z Oławy musiał poświęcić, ile pracy włożyć, by osiągnąć to, co osiągnął. Przecież to jeden z najlepszych polskich koszykarzy, który przez 20 lat grał na najwyższym poziomie. Ciekawiło mnie, i myślę, że czytelników też zaciekawi, jak wiele zakrętów życiowych musiał przechodzić taki sportowiec, z jak wieloma wyzwaniami musiał się zmierzyć. I z tymi życiowymi, i sportowymi.

To, że jesteś kibicem, pomogło Ci w pracy?
Pomogło, ale może atutem jest i to, że nie jestem specjalistą, dziennikarzem sportowym. Oczywiście nie wyobrażałem sobie, by nie przypomnieć wielkich meczy Śląska Wrocław, przedtem Gwardii Wrocław, a potem Prokomu Trefla Sopot i różnych klubów europejskich z Adamem Wójcikiem na parkiecie. Z drugiej jednak strony zwracałem uwagę na inne sprawy, niezwiązane ze sportem.

Ale poprosiłeś o wsparcie piszącego w "Gazecie Wrocławskiej" o koszykówce Pawła Kucharskiego.
Paweł bardzo mi pomógł i opracował rozdział, który, ku mojemu rozżaleniu, ostatecznie nie wszedł do książki - byłaby za gruba, ale jest on dostępny na stronie internetowej i jest szalenie ciekawy, choć... statystyczny. To sportowe życie Adama, nazywa się "Wójcik wypunktowany" i zawiera zestawienie wszystkich, absolutnie wszystkich meczów, które zagrał w karierze. Ustalenie tego wykazu i wszystkich rzuconych punktów było piekielnie trudne, kiedyś nie prowadzono takich statystyk. Dzwoniliśmy, mejlowaliśmy po całym świecie, włącznie z Chinami, aż doliczyliśmy się punkt po punkcie do 17 718.

Nie zdarzyło Wam się ani razu pomylić w tym liczeniu?
Liczyliśmy do oporu. Długo nie mogliśmy pewnych meczów odnaleźć. Wszyscy wiedzą, że Adam zdobył 10 087 punktów w ekstraklasie, najwięcej ze wszystkich, ale nikt nie policzył, że oprócz meczów ligowych grał w Eurolidze, w pucharach, różnych krajach, w reprezentacji. My to policzyliśmy.

Jak Adam Wójcik zareagował, gdy przyszedłeś i powiedziałeś mu, że chcesz napisać o nim książkę?
Nie pukałem do niego do domu. To Andrej Urlep w 2006 roku pukał i błagał, by zagrał u niego w reprezentacji, co dokładnie opisałem. O Adamie napisałem wcześniej kilka reportaży, ale temat książki pojawił się w związku z rehabilitacją łydki.

Nie rozumiem? Ktoś z Was miał kontuzję?
W sierpniu 2009 roku przyjeżdżałem na rehabilitację z moją mamą i codziennie o 8 rano spotykałem się z Adamem i, jak to ja, wypytywałem go o wszystko i namawiałem, że warto by było opowiedzieć jego historię.

Czytaj dalej na następnej stronie
I przekonałeś go.
W końcu tak. W końcu powiedział: "To przyjedź, Jacek, mamy trochę wycinków w domu". To "trochę wycinków" okazało się dwudziestoma, nieprawdopodobnie grubymi segregatorami dokumentującymi całą karierę Adama, które jego żona Krystyna sumiennie zbierała.

No to miałeś ułatwioną pracę.
Chyba jednak utrudnioną. Najpierw musiałem przeczytać to wszystko, co zajęło mi ze dwa miesiące. Tłumaczyłem sobie artykuły z tureckiej prasy - te ich tajemnicze znaki wpisywałem w Google Translatora, bo miałem kłopot ze znalezieniem żywego tłumacza. To są unikatowe materiały. Nikt tego w Polsce nie widział. Wiedziałaś, że turecki milioner, handlujący bronią, wymarzył sobie Adama w swoim klubie? Ubierał go, gościł w pięciogwiazdkowym hotelu, ale nie zauważył, że w Polsce w sporcie jeszcze nie skończył się komunizm. Adam był własnością Gwardii Wrocław, a ta uznała, że Turek daje za niego za mało. Takich historii udało mi się znaleźć sporo. W Neapolu mój bohater został uwięziony w złotej klatce - w luksusowym mieszkaniu, ale nie mógł nawet skorzystać z telefonu, bo klub, który go zatrudnił, nie chciał go widzieć na sali i w składzie.

Pokazałeś też, jak chłopak z Oławy dostaje się na sam szczyt.
Opowiadam, jak był kotem w szkole. Opisuję wzruszające historie, historie zabawne. Ale pokazałem też rzeczy przykre - na przykład, jak Adam na początku był nielubiany we Wrocławiu, co niektórym pewnie wyda się niemożliwe, ale tak było. I jak otrzymywał ciosy w nos w centrum Wrocławia za to, że gra w klubie, którego się nie lubi, w klubie milicyjnym.

Ale w książce Twój bohater opowiada, że reakcja kibiców Śląska na koszykarzy Gwardii, ostra, bardzo nieparlamentarna, zaprawiła go w bojach i dała mu odporność na stres.
To prawda. I pewnie wiesz, że kibice koszykarscy we Wrocławiu zawsze uchodzili za wzór, ja jednak pokazuję, że na początku lat 90. na meczach zawsze było bardzo zawzięcie, ale nie zawsze był to wzór.

No właśnie, piszesz też o historii samej dyscypliny.
Sam byłem zaskoczony, kiedy znalazłem artykuł, w którym dziennikarz utyskiwał na cheerleaderki, że powinny być w domach, a nie machać nogami na meczu. A dzisiaj trudno sobie bez nich wyobrazić sportowe widowisko. Adam Wójcik to koszykarz, który w wielu sprawach był pierwszy. Gdy grał, na boiskach pojawiły się cheerleaderki. Pierwszy przefarbował włosy na blond i stąd nazywano go polskim Rodmanem, a na meczach skandowano "Nasza Barbie najlepsza w Polsce jest!". Tu chciałbym bardzo pozdrowić pana fryzjera, który być może się odnajdzie w tej książce i który ufarbował słynną "Barbie". Adam też jako pierwszy miał tatuaż - w Belgii zrobił sobie diabełka. Jako pierwszy zagrał w Eurolidze. A ja jestem pierwszym, który napisał biografię polskiego koszykarza (śmiech).

Zastanawiałeś się, jaki znaleźć klucz na tę książkę?
Oczywiście i wpadłem chyba na prosty pomysł - napisałem książkę - mecz, poszczególne rozdziały to kwarty, są też time-outy, czyli przerwy, a więc ważne dla życia Adama pozasportowe, życiowe historie. I bardzo długo myślałem nad początkiem. Niech to będzie zaskoczeniem dla czytelnika, ale zaczyna się jak u Hitchcocka, od trzęsienia ziemi, czyli od posiedzenia komisji śledczej z udziałem znanych polityków. Dość zresztą zabawnego, bo wychodzi na to, że jeden z nich, związany z Dolnym Śląskiem, nie miał zielonego pojęcia o tym, kim jest Adam Wójcik - kultowa postać dla wrocławian. Ale w książce jest nie tylko polityka, jest też mafia pru-szkowska i pieniądze w walizkach i cała masa zaskakujących informacji, do których nikt wcześniej nie dotarł. To była naprawdę ciężka praca. Ktoś kiedyś mi powiedział: "Jacek, tyle wiesz o Adamie, że ci pójdzie szybko, w trzy miesiące".

A zajęło...
Półtora roku, i najchętniej jeszcze bym z pół roku popracował, żeby książka była jeszcze pełniejsza. No, ale kiedyś trzeba skończyć. Mam nadzieję, że spodoba się nie tylko fa-nom basketu, ale i czytelnikom po prostu lubiącym biografie ciekawych osób.

Czytaj dalej na następnej stronie
Kiedy po półtora roku pracy dostałeś pierwszy egzemplarz ksiązki z drukarni, to...
Nie dostałem. Byłem 301. osobą, do której trafił egzemplarz biografii Adama. Akurat był turniej przed mistrzostwami Europy, więc wydawca prosto z drukarni wysłał tam pierwsze egzemplarze. Ten 301. egzemplarz przywiozła mi z Lublina Krystyna Wójcik, żona Adama, jedna z bohaterek tej książki, osoba, która odegrała w jego karierze wielką rolę. Wiozła go 600 km samochodem, za co do dzisiaj jej dziękuję. Z podpisem głównego bohatera dla autora.

Zdradzisz, co Ci napisał Adam Wójcik?
Jak to Adam, fajną, ciepłą dedykację, a potem kilka razy się wypowiedział o książce, ale nie mogę powiedzieć, co, bo mnie to zawstydza.

Czyli pochwalił?
Nie ciągnij mnie za język, i tak ci nie powiem.

Masz już jakieś pomysły na kolejną książkę?
Muszę odpocząć po tym pisarskim maratonie. Ale za trzy tygodnie biegnę kolejny maraton, a kiedy człowiek biegnie kilka godzin, to musi czymś zająć myśli. Jedni się modlą, a ja główkuję. Kiedy pracowałem nad biografią Adama Wójcika, to w czasie treningów i maratonów rodziły mi się w głowie różne pomysły. Może więc tym razem też się pojawi.

Spotkania autorskie
W poniedziałek, 30 września, o godz. 18 w Dolnośląskim Centrum Filmowym. Po spotkaniu będzie można obejrzeć film fabularny z Adamem Wójcikiem w roli głównej. Wstęp jest wolny, ale miejsce w kinie trzeba zarezerwować. Wystarczy zadzwonić pod numer 71-37-48-113 lub wysłać mejla na adres: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska