Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ci lekarze czynią cuda. Pacjenci ustawiają się do nich w długich kolejkach

Bogumiła Nehrebecka, Robert Migdał
Lekarze z Dolnego Śląska mają bardzo dobrą opinię w całej Polsce. Nie tylko wśród  pacjentów
Lekarze z Dolnego Śląska mają bardzo dobrą opinię w całej Polsce. Nie tylko wśród pacjentów fot. Michał Pawlik
Pacjenci potrafią przyjechać do nich z drugiego końca Polski. Po nadzieję. Po pomoc. Po ocalenie. Bo dla niektórych chorych są ostatnią deską ratunku. "Cudotwórcy" - mówią o nich. Oni sami kręcą jednak głowami: - Cuda, to robi Pan Bóg, nie lekarze. Pacjenci jednak wiedzą swoje...

Niektórzy są już prawdziwą legendą. Ich adresy, numery telefonów, chorzy zapisują w notesach, w rubryce "ważne". Dostają je od rodziny, przyjaciół, znajomych - to najlepsza reklama. Bo z polecenia. Z tego, co na własnej skórze przeżyli. Bo "pani doktor pomogła tacie", a "pan profesor mamę na nogi postawił", choć inni szans nie dawali i mówili: "Teraz to już tylko wózek inwalidzki. I to do końca życia". "Nikt tak jak ten pan doktor ci przepukliny nie zoperuje", "Pani doktor? Anioł. Dziecko by mi się zagłodziło, a ona z objęć śmierci mi córkę wyrwała...".

Czy takie słowa nie przekonałyby nawet największego niedowiarka?

***

Profesor Włodzimierz Jarmundowicz. Autorytet w swojej dziedzinie (angielska telewizja BBC kręci właśnie o nim i jego badaniach film dokumentalny - opracował nowatorską metodę pomocy osobom po urazie kręgosłupa). Ordynator oddziału neurochirurgii wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego. Pacjenci wychwalają go i tłumnie przyjeżdżają po pomoc.
- Gdyby nie on, dziś jeździłabym na wózku inwalidzkim. A tak - niech pan patrzy. Na własnych nogach, bez kul inwalidzkich, chodzę. No, o bieganiu to nie ma mowy, ale po wnuczkę do szkoły pójdę, na ogródek, do sklepu - mówi Halina Dereń z Głogowa. Na ustach uśmiech. Trzy lata temu nie było jej tak wesoło. Najpierw pojawił się ból w stopie, który z tygodnia na tydzień przechodził wyżej i wyżej. Aż do uda. Noga zaczęła drętwieć. Lekarz w przychodni osiedlowej stwierdził: "rwa kulszowa". I dał leki. Z dnia na dzień było jednak coraz gorzej. Noga robiła się bezwładna, pani Halina nie mogła chodzić. Ból był nie do zniesienia. Pogotowie przyjeżdżało do domu raz po raz, bo z bólu nie mogła wytrzymać. Dostawała zastrzyk przeciwbólowy i zalecenie: "wizyta u lekarza pierwszego kontaktu", a ten - ciągle to samo: "rwa kulszowa", maści, tabletki, rehabilitacja (najbliższy termin na NFZ za cztery miesiące).

W końcu, przy kolejnym ataku bólu, mąż i syn zabrali panią Halinę na pomoc wieczorową do szpitala wojewódzkiego. Jedna z lekarek zbadała ją dokładnie i powiedziała: "Najlepiej, żeby zbadał panią profesor Jarmundowicz". Karetka zabrała ją wprost ze szpitala do Uniwersytetu Medycznego przy ul. Borowskiej. - Gdy trafiłam pod jego opiekę, od razu poczułam, że wszystko będzie dobrze. Ogarnął mnie spokój, choć nadal bolało jak diabli - wybacz, Panie Boże - uśmiecha się pani Halina.
Kolejne badania, prześwietlenia, rezonans. Po kilku godzinach profesor stwierdził: "Musimy operować. I to natychmiast".
- Okazało się, że to nie była zwykła rwa. Jeszcze kilka dni i zmiażdżone kręgi przerwałyby mi rdzeń w kręgosłupie. Wyrok: paraliż - wspomina Halina Dereń.

Operacja trwała kilka godzin. Potem kilka tygodni rehabilitacji. Dziś już nie pamięta o bólu, o bezwładnej nodze. - Ale o profesorze nie zapomnę. To cudotwórca. Mam jego numer telefonu i nazwisko zapisane w zeszycie. Na wszelki wypadek - gdyby tylko ktoś z mojej rodziny, znajomych potrzebował jego pomocy.

***

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE
W notesie pani Haliny jest też numer do doktor Anny Zmarzły z Wrocławia. Dostała go od syna, który był jej pacjentem. Przed drzwiami pani doktor zawsze jest ruch, bo jej gabinet jest tuż obok Poradni Żywienia Klinicznego. To jej "dziecko", o które walczyła latami. W końcu, w listopadzie 2012 roku, udało jej się. "We Wrocławiu otwarto pierwszą, i jedyną jak na razie w Polsce, Poradnię Żywienia Klinicznego, która ma pomagać pacjentom z Dolnego Śląska walczyć ze skutkami niedożywienia i głodu" - gazety otrąbiły sukces. Po roku okazało się, że ten sukces jest policzalny - po pomoc do doktor Zmarzły zgłosiło się 1000 osób (tylko w ciągu 12 miesięcy). Dzisiaj nie ma dnia, by do jej poradni nie dzwonił telefon. Jest lekarzem, który skutecznie walczy o to, żeby Polacy, którzy chorują (m.in. na nowotwory, mają problemy z jedzeniem, przełykaniem, z pracą jelit), w XXI wieku nie umierali z głodu.

- Od lat panuje przekonanie, że gdy ktoś jest chory, to musi chudnąć. A to jest kompletna bzdura - mówi ostro, prosto z mostu, dr Anna Zmarzły. I godzinami może opowiadać historie ludzi, którzy wyglądali jak więźniowie obozu koncentracyjnego. O tych, którym pomogła, i o tych, którzy trafili do niej za późno...

***

Jedną z jej pacjentek, dla której na szczęście nie było jeszcze za późno, jest pani Sylwia. Wrocławianka. Szczupła, atrakcyjna blondynka. Pełna życia i planów na przyszłość. Nie zawsze tak było. Przez dwa lata zmagała się, żeby nie zjeść samej siebie. Jej problemy zaczęły się niewinnie: bóle brzucha, które stawały się coraz bardziej dokuczliwe, aż do momentu, gdy były już nie do zniesienia. - Ważyłam 56 kilogramów - to była moja normalna waga. I nagle, z dnia na dzień, zaczęłam chudnąć w zastraszającym tempie. Kiedy patrzyłam do lustra, nie poznawałam siebie - widok był straszny. W końcu przestałam się ruszać. Jedyne, o czym myślałam, to wielki ból, który rozrywał mi brzuch. Trafiłam do szpitala w stanie krytycznym. Ważyłam 34 kilogramy i 40 deka przy 175 centymetrach wzrostu. To była moja najniższa waga w życiu - wspomina.

Na jej szczęście trafiła w ręce dr Zmarzły i lekarzy z ze szpitala przy Koszarowej. Okazało się, że pani Sylwia miała zapalenie jelit (bakterie rozrosły się za bardzo i zaczęły niszczyć jelita). Żeby dać im odpocząć, panią Sylwię trzeba było karmić pozajelitowo, przez rurkę, prosto do żyły. To uratowało jej życie. Wyzdrowiała, stanęła na nogi, dzięki dr Zmarzły nie umarła z głodu.

***

Niektórzy nie chcą przytyć. Wręcz przeciwnie - marzą, żeby pozbyć się zbędnych kilogramów. I nie chodzi to o jakiś detal. Oni po prostu muszą zrzucić wagę hurtowo - dla ratowania zdrowia, dla ratowania życia.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Gdy spróbowali już wszystkiego - ćwiczeń, dziesiątek diet od białkowej do tysiąca kalorii, od kopenhaskiej do jedzenia zupek i koktajli w proszku - i gdy nic nie skutkuje, jadą po pomoc do najlepszych na Dolnym Śląsku. Do szpitala w Polanicy-Zdroju przyjeżdżają pacjenci z całej Polski. Wrocławianie - dr Stanisław Michał Leśniak, ordynator oddziału Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej oraz chirurg dr Paweł Szymański, właśnie w Kotlinie Kłodzkiej pomagają otyłym zrzucić nadbagaż zbędnych kilogramów. Ba. Wielki nadbagaż. Przez ostatnie lata - kilka ton tłuszczu. Leczą różnymi metodami: bardziej inwazyjnymi (wycinanie części żołądka) i tymi mniej (zakładanie specjalnego gumowego balonu do żołądka, opaski na żołądek), które są odwracalne, a powodują chudnięcie.

Dr Paweł Szymański: - Ale to nie jest tak, jak z czarodziejskim pierścieniem Arabelli, że się go przekręci i od razu człowiek chudnie. Balon i opaska pomagają, jednak wiele zależy od pacjenta. Sukces jest wspólny - i chirurga, i chorego - opowiada skromnie (za tę skromność pacjenci bardzo go cenią)

Dr Stanisław Michał Leśniak: - Operacja pozwalająca zredukować wagę ciała jest zabiegiem ratującym życie. Należy pamiętać, że otyłość jest ciężką chorobą. Tak jak choroby układu krążenia czy nowotworowe, niesie za sobą śmiertelne zagrożenia i poważne konsekwencje. Osoby między 20. a 30. rokiem życia z zaawansowaną otyłością mają skrócone życie o 15 lat.
Pacjenci dr. Szymańskiego i dr. Leśniaka wychwalają obu lekarzy pod niebiosa.

- Nie dość, że to profesjonaliści w każdym calu, to na dodatek ich podejście do człowieka zasługuje na pochwałę. Dla każdego mają czas, tłumaczą, rozmawiają, są obecni przez cały czas leczenia. Nawet po operacji są "pod telefonem" - mówią. - Traktują każdego po ludzku. No i ten spokój, jakim emanuje dr Szymański. Nie można się bać oddać w jego ręce - mówi pani Aleksandra, jedna z ich pacjentek. W ciągu roku, dzięki opasce żołądkowej, schudła 70 kilogramów. - Boże, jak ja się cieszyłam. I wcale, a wcale nie martwiłam się tym, że musiałam wymienić całą garderobę... Dzięki tym lekarzom narodziłam się na nowo. Chudsza, pełna życia... - dodaje.

***

Szansę na nowe życie (na życie w ogóle) daje chorym (nie przesadzając - z całego świata) doktor habilitowany Marek Bębenek, wrocławski onkolog.

Chirurgiczna metoda usuwania guza nowotworowego odbytnicy, autorstwa doktora Marka Bębenka z Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu, była prezentowana m.in. na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej, w której uczestniczyło półtora tysiąca chirurgów z całego świata. Już wtedy, w 2008 roku, po dziesięciu latach stosowania tej metody, efekty były imponujące: przeżycia pięcioletnie w raku odbytnicy w USA wynosiły 63 procent, w Polsce jedynie 30 procent, a w Dolnośląskim Centrum Onkologii - 70 proc. Nic więc dziwnego, że od lat do Wrocławia przyjeżdżają chorzy na ten nowotwór nie tylko z całej Polski, ale i z całej Europy, i Stanów Zjednoczonych (głównie Polonusi z USA). Metoda, mówiąc w skrócie, polega na wycięciu fragmentów kości krzyżowej i guzicznej, co pozwala potem na bardziej precyzyjne usunięcie guza, a chirurg operuje z większym marginesem, co znacznie zmniejsza ryzyko pozostawienia komórek rakowych.

***

Marką samą w sobie jest też dr Paweł Włodarczak. Nie reklamuje się, nie ma swojej strony w internecie, mimo to na brak pacjentów narzekać nie może. - Najlepsza jest "poczta pantoflowa". Jeden pacjent poleca mnie drugiemu - uśmiecha się.
Na dźwięk nazwiska "Włodarczak" słyszę tylko jedną opinię: znakomity chirurg. I to nie tylko od pacjentów, także od jego kolegów po fachu. Wielu z nich oddaje mu "pod nóż" swoich rodziców, dzieci. Ba, sami, w razie potrzeby, kładą się na jego stole operacyjnym. Mają do niego zaufanie. - "Profesjonalista, pozazdrościć talentu, precyzji w ruchach" - mówią.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Dr Włodarczak jest w zawodzie od 1977 roku. Wcześniej pracował na chirurgii onkologicznej. Od 1984 roku we wrocławskim szpitalu na Kamieńskiego, a od 2006 roku jest ordynatorem oddziału chirurgii szpitala wojewódzkiego przy ul. Koszarowej we Wrocławiu. Jest specjalistą chirurgii przewodu pokarmowego ("nikt ci tak nie zoperuje przepukliny, jak Włodarczak"), z całej Polski przyjeżdżają do niego pacjenci z trzustką i wątrobą, które trzeba zoperować, i na zabiegi laparoskopowe chirurgiczne nadnerczy.

***

Nie tylko lekarz, też człowiek wrażliwy. Cudowny człowiek i bardzo dobry specjalista - tak wielu pacjentów mówi o prof. dr hab. Danucie Zwolińskiej, kierowniku Katedry i Kliniki Nefrologii Pediatrycznej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. W klinice leczone są dzieci z najcięższymi przypadkami zakażenia układu moczowego, z wrodzonymi wadami nerek i dróg moczowych, kamicą układu moczowego, ostrą i przewlekłą chorobą nerek. Stacja dializ przy klinice, jak i sama klinika, przyjmuje małych pacjentów nie tylko z całego Dolnego Śląska, ale także z części województwa opolskiego, wielkopolskiego i lubuskiego. Zresztą każde chore dziecko, które potrzebuje dializy, jest przyjmowane. Bez względu na to, gdzie mieszka. Bo dializa ratuje im życie. Pozwala doczekać przeszczepu.

- Nasza córka trafiła do wrocławskiej kliniki, gdy miała trzy dni - wspomina Małgorzata Kukiz, żona muzyka i wokalisty Pawła Kukiza. - Dziś Hania ma 14 lat i nadal jest pod opieką pani profesor Danuty Zwolińskiej, bo przyjeżdżamy tutaj na badania i dializy. Dla pani profesor Hania jest Hanią, a nie tylko pacjentką i na tym chyba polega ten ciepły i naturalny kontakt, jaki profesor nawiązuje ze swoimi podopiecznymi. Rodzice chorych dzieci też nie czują się tutaj anonimowi, zagubieni, przestraszeni czy onieśmieleni. Wiele dzieci wyzdrowiało nie tylko dzięki ogromnej wiedzy i doświadczeniu zawodowemu pani profesor, ale właśnie dzięki tej niezwykłej atmosferze, jaka dzięki niej panuje w klinice.

***

Każdy z nas ma z pewnością notes, zeszyt (komórkę, smartfon), a w nich nazwiska, adresy, numery telefonów sprawdzonych lekarzy. Z każdym z nich z pewnością wiąże się jakaś historia. Może zechcieliby Państwo się nią z nami podzielić? Czekamy na mejle: [email protected] lub [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska