Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choinka dla żyrafy, smak pomarańczy i święta Adama

Jacek Antczak
Polskapresse
- Najważniejsza jest bliskość rodziny, ale i karp musi być - o swoich świętach opowiadają Radosław Ratajszczak, dyrektor zoo, koszykarz Adam Wójcik, dziennikarz Krzysztof Kucharski i aktor Mariusz Kiljan

Prezenty dla słoni
- Od 30 lat, odkąd pracuję w ogrodach zoologicznych, zawsze mam dwie Wigilie: jedną spędzam w zoo, drugą z rodziną, najczęściej w Poznaniu - opowiada Radosław Ratajszczak, dyrektor zoo. - Zawsze słucham, co wtedy mają do powiedzenia zwierzęta. Oczywiście nie mówią ludzkim głosem, co nie znaczy, że się do swoich opiekunów nie odzywają.

W zoo nie ma wigilijnych wieczerzy dla zwierząt, to dla ich dobra - każde ma swoje określone diety, porcje i nie przepadają za zmianami. - Aha, zapomniałem o choinkach, ale tylko sosnowych, które są przysmakiem żyraf. Ale do nas najwięcej choinek trafia po świętach. Najbardziej z tych prezentów cieszą się słonie - choinki to ich najlepsze zabawki - opowiada dyrektor Ratajszczak.

W jego rodzinnym domu święta są kosmopolityczne. Uważa, że wielkopolskie nie różnią się zbytnio od tych z innych regionów. - Nie wiem tylko, czy gdzie indziej na stole lądują pierniki. Tajemnicę ich robienia posiadała moja mama, żona Iwona, a ostatnio córka Marta. Ja wiem tylko, że piecze się je w specjalnych metalowych formach, co najmniej dwa tygodnie przed świętami, bo najpierw są twarde, potem muszą nasiąknąć, a na wigilijnym stole są już idealne i bardzo smaczne - zapewnia dyrektor wrocławskiego zoo. Poza tym na poznańskim wigilijnym stole nie może zabraknąć barszczu z uszkami, karpia, pierogów z kapustą, sałatek śledziowych i kompotu z suszu.

- Choinkę mamy zawsze żywą, ustrojoną bardzo tradycyjnie, po wiejsku. Ozdoby to rodzinne skarby i niektóre niezwykle urokliwe łańcuchy czy bombki przechowywane od lat 50. - opowiada Radosław Ratajszczak. - Junior rodu czyta fragmenty Biblii, a po kolacji patrzymy, co nam przyniósł Gwiazdor. Tak już pozostało, wiem, to postkomunistyczne określenie, ale już tego nie zamierzamy zmieniać, ważne, że są prezenty. Radosław Ratajszczak.

Lodowisko i pierogi z grzybami jeżdżące PKS-em
- Już się nie możemy doczekać lodowiska na pergoli, z pewnością rodzinna wyprawa na łyżwy będzie mocnym punktem tegorocznych świąt - sportowy tryb życia Adama sprawia, że rodzina Wójcików, żona Krystyna i jedenastoletnie bliźniaki (Janek i Szymek) Wigilie spędzali już m.in. na Sycylii (śniegu nie było, ale atmosferę świąteczną Włosi zrobili za pomocą sztucznego lodowiska), Grecji, Belgii, Hiszpanii, Trójmieście czy Pruszkowie.

Rodzina Wójcików najbardziej jednak lubi wrocławskie świętowanie. Mimo że Adam pochodzi z Oławy, a Krystyna z dawnego województwa tarnobrzeskiego, to tradycje świąteczne niewiele się różnią, no, może niektórymi potrawami: w jednym regionie preferują barszcz, w drugim zupę grzybową. Jedno jest jednak niezmienne - pierogi z Tarnobrzeskiego. Rodzina Krystyny najpierw w lasach pod Stalową Wolą zbiera grzyby, potem jej mama robi z nich pierogi (z grzybami i z kapustą) oraz uszka do barszczu. Następnie pierogi trafiają do kierowcy PKS-u jako pilna przesyłka i jadą do Wrocławia, żeby trafić na wigilijny stół rodziny Wójcików.

Na Wigilii jest sianko, opłatek i podwójne życzenia oraz prezenty dla Adama Wójcika, który ma przecież w tym dniu imieniny. Koszykarz chętnie włącza się w przygotowania do świąt, ale za poszukiwania choinki odpowiedzialna jest Krystyna. - Objechałam już cały Wrocław i nic, zostawiłam nawet sprzedawcom swój numer telefonu - żona Adama jest załamana.

- Nie wiem, może mam zbyt wielkie wymagania, Drzewko ma mieć 2,5 metra, ma być gęste i to po równo z każdej strony. Kiedyś, ale tylko raz, po choinkę pojechał Adam Wójcik z dziećmi:
- Boże mój, co oni mi przywieźli za drapaka, w życiu takiej chuderlawej choinki nie widziałam - śmieje się Krystyna Wójcik, która święta uważa za niezwykły, szczęśliwy czas, gdy cała rodzina może ze sobą pobyć. Spędzają te chwilę tak, jak lubią: raz na oglądaniu familijnych filmów, innym razem na spacerze lub na lodowisku pod Halą Ludową. Adam Wójcik.

ZOBACZ NIEZBĘDNIK ŚWIĄTECZNY

Z karpiem, kolędą i przedwojennymi opowieściami
- Karp musi być, bez karpia nie ma świąt - uważa Mariusz Kiljan, który pamięta smutne święta jeszcze z PRL-u, kiedy raz jego rodzinie nie udało się kupić karpia. Wrocławski aktor pochodzi z Dębicy z Podkarpacia, gdzie kultywuje się wszelkie tradycje świąteczne. W Wigilię zachowywało się post i kolację zaczynało od karpia. Potem na stole lądowała potrawa, którą Mariusz nazywa "barszczem Jasia Fasoli", czyli czerwony barszcz z fasolą Jaś. Kiljan do dziś stara się, by ktoś z rodziny znalazł w pierogach z kapustą pieniążka. Tam ukrywała je mama, żeby przynosiły szczęście - choć wigilijne pierogi trzeba jeść ostrożnie.

Mariusz nigdy nie opuszcza pasterki. Jeśli święta spędza w rodzinnych stronach, do kościoła wybiera się bardzo liczna ekipa: Mariusz idzie wraz z dwoma siostrami, ich mężami i dziećmi. Ostatnio - z wyjątkiem ubiegłego roku, gdy spędził święta w szpitalu - Mariusz Kiljan poznaje nieco inne tradycje. Wraz z 4-letnim synem Natanem spędza święta w Górze pod Lesznem u rodziny narzeczonej - Agaty.

Oczywiście, karp jest na stole, ale w galarecie. Jest też kutia, której na Podkarpaciu nie uświadczysz. To tradycje związane z Litwą, skąd pochodzą babcia i prababcia Agaty. Zresztą wysłuchiwanie pasjonujących opowieści obu seniorek, jeszcze sprzed II wojny światowej, pod kaflowym piecem, jest najbardziej niesamowitym świątecznym zwyczajem, który uwielbia. Choć Kiljan nagrał płytę z kolędami, przy świątecznym stole nie jest pierwszym głosem.

- Trochę się wstydzę - zaskakuje, choć nie odmawia, gdy ma odśpiewać swój popisowy numer: "Przybieżeli do Betlejem" po góralsku. Mariusz Kiljan.

Zapach pasty, smak rozmowy i skruszały zając
Świąteczna pamięć Krzysztofa Kucharskiego, wrocławskiego dziennikarza, sięga lat 50.:
- Zapachy. Pierwsze święta kojarzą mi się z zapachem pasty podłogowej. Podłogę pokrywało się cienko warstwą specjalnej pasty, a potem froterowało do błysku. Drugim zapachem była choinka i woń specjalnych świeczek choinkowych. Trzecim - były pomarańcze.

Ten zapach przeciętnemu Polakowi był dostępny dwa razy w roku, w Boże Narodzenie i Wielkanoc, kiedy z tymi owocami przypływały specjalne statki przeważnie z Kuby. W sklepie można było kupić tylko jeden kilogram tych owoców na osobę stojącą w kilometrowej kolejce - wspomina Kucharski, dla którego święta to także okazje do niezwykłych rozmów.

- Moja rodzina pochodzi z dawnej Małopolski, a dokładnie pomieszkiwała w Ostrowcu Świętokrzyskim i okolicach, czyli w trójkącie między przaśnymi Kielcami, dominującym i stołecznym chwilę później Lublinem a starym i pięknym Sandomierzem. Cała rodzina uwikłana była w AK-owskie podziemie. Mama była łączniczką, a ojciec i wszyscy wujowie strzelali do hitlerowców. Nie mówili, z jakim skutkiem. W latach 50. nasze rodzinne, około 20-osobowe Wigilie zdominowały bohaterskie wspomnienia. Ciekawe, że jedyną osobą, która dostała Krzyż Partyzancki, był mój ojciec chrzestny, najmłodszy z całej rodziny, Tadeusz Mazur (wuj ze strony mamy), dziennikarz, publicysta, współpracownik legendarnego tygodnika "Świat", współautor kilku książek, m.in.: "Walka.

Gwardia Ludowa. Armia Ludowa" czy "Oświęcim". W stronach, gdzie mieszkała rodzina Krzysztofa, na około były lasy, więc zawsze najważniejszym akcentem na świątecznym stole była dziczyzna. Na Dolnym Śląsku też nie trzeba było się o nią specjalnie starać. Już dwa tygodnie przed świętami można było kupić we wrocławskiej Hali Targowej na placu Nankiera zające w futerku, które wieszało się za oknem, żeby skruszały na mrozie. Z jednego babcia Maria robiła najpyszniejszy pasztet, a drugiego piekła w ziołach - pachniał najpiękniej. Krzysztof Kucharski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska