Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chamstwo nie należy do żadnej partii, czyli od "żydowskiego fagasa" do "won"

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas - redaktor naczelny "Gazety Wrocławskiej"
Arkadiusz Franas - redaktor naczelny "Gazety Wrocławskiej"
Na początku jedno poważne zastrzeżenie. Nigdy Stefan Niesiołowski nie był moim faworytem. Ani za czasów jego działalności w ZChN-ie, czyli w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, ani później. ZChN? Była kiedyś taka partia... Niesiołowski zasiadał w niej m.in. z Antonim Macierewiczem czy Ryszardem Czarneckim, co pewnie słabo wtajemniczonym już częściowo tłumaczy nadekspresyjne zachowania obecnego polityka drużyny Donalda Tuska.

W ZChN-ie było to normą. Nie przepadam też za Stefanem Niesiołowskim w jego obecnym wcieleniu, gdy wstąpił do PO. Pewnie bym go nie polubił, nawet gdyby związał się z FEMEN-em. To ten ukraiński ruch, którego członkinie na znak protestu obnażają się w różnych publicznych miejscach. Bo to chyba nie kwestia przynależności partyjnej, ale o tym nieco później.

Co takiego nawywijał poseł Niesiołowski? Pokłócił się z dziennikarką i powiedział do niej "won stąd". Dlaczego? Bo mu ta dziennikarka kojarzy się z nielubianym obecnie, a kiedyś bliskim, gronem polityków skupionych teraz w PiS-ie. Między innymi z dawnym towarzyszem partyjnym Antonim Macierewiczem.

I pewnie słusznie mu się kojarzy, bo teraz już tak świat jest poukładany, że część dziennikarzy się kojarzy. Politycy zawsze wietrzą spisek, więc zawsze kojarzą. Mnie osobiście przypinano już wszystkie łatki partyjne i jakoś daję radę. Po tym felietonie pewnie będę platformersem, bo nie żądam kary śmierci dla Niesiołowskiego, ale to nie zmienia faktu, że zdania nie zmienię. Choć niewykluczone, że w tym samym czasie w PO ktoś zrobił sobie ze mnie laleczkę voodoo i kłuje mnie po nerach. Jak mówiłem, polityk musi sobie pokojarzyć, bo mu wtedy świat wygląda spokojniej.

A dlaczego nie żądam kary śmierci dla Stefana Niesiołowskiego, którego nie lubię, i uważam, że zachował się nieładnie? Bo jako nieco doświadczony dziennikarz wiem, że Stefan Niesiołowski mieści się w normie. I twierdzę to jako dziennikarz i jako człowiek, którego pasjonują dzieje polskiego parlamentaryzmu. Szanowni Państwo, to nie jest żadne zdziczenie obyczajów w czasach nam współczesnych. Chamstwo było, jest i będzie. Co wcale nie oznacza, że trzeba je wychwalać. Proszę na przykład spojrzeć na stenogramy posiedzeń polskiego Sejmu w czasach II RP. Gdy w roku 1920 rozprawiano o przyszłym kształcie naszej konstytucji, to oprócz oczywiście wyważonych uwag padały też i takie: "żydowski fagasie", "radziwiłłowy pomiocie" itp. Dlaczego wtedy o tym nie rozmawiano i nie walczono z wulgaryzmami? Walczono, ale dość słabo było o tym słychać, bo brakowało TVN 24, Polsat News, TVP Info i internetu.

A w PRL-u? Jako raczkujący dziennikarz zostałem wysłany (potem naczelny dodawał "nieopacznie") na spotkanie, bo określenia "konferencja prasowa" nie używano, z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. I jakoś tak wyszło, że nikt z organizatorów nie zauważył wcześniej młodzieńca, który nagle zadał towarzyszowi sekretarzowi pytanie o liczbę mieszkań, która to liczba była w latach 80. XX wieku trochę mniejsza niż w przed-wojennym Breslau. Jaka padła odpowiedź z ust towarzysza sekretarza? "Wypier..." Co też uczyniłem, prowadzony za łokieć przez szefa partyjnej propagandy. A że wtedy również nie mówiono o takich wypadkach? Brak TVN 24, Polsat News, TVP Info i internetu... I cenzura. Nie uprawiam tu żadnego kombatanctwa, gdyż podobne słowa usłyszałem jeszcze wielokrotnie także w nowej Polsce. I pewnie chcieliby Państwo słyszeć z jakich ust? Nie zdradzę, bo to taki zawód, że wiele się słyszy, a nie wszystko zdradza.

A w nowej Polsce takich kwiatków już tysiące, bo pojawił się TVN 24, Polsat News, TVP Info i internet. Dla mnie niewątpliwie hitem nieparlamentarnego zachowania na linii polityk-dziennikarz jest słynna kwestia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który podczas konferencji prasowej w Brukseli dyskretnie w stronę współpracownika powiedział: "Jeszcze jedno pytanie, ale nie od tej małpy w czerwonym". Tak "dyskretnie", że się nagrało i poszło w świat. Potem pracownicy prezydenta tłumaczyli, że "małpa" to pieszczotliwie... Moim zdaniem to zależy w którym domu. Ja wiem, że po tragedii smoleńskiej w pewnych kręgach chcą prezydenta Kaczyńskiego kanonizować szybciej niż Jana Pawła II, ale, sorry, to się zdarzyło i tego historia też nie zapomni. Tak samo jak "spieprzaj, dziadu...", choć już nie do dziennikarza.

I takich przykładów nieparlamentarnych zachowań parlamentarzystów można by mnożyć. To też ludzie. Z wadami. Ale są też zawodowi wulgaryści. A że za coś takiego nie wyrzucają z partii? Bo partie ich potrzebują. Takich "killerów", jak w drużynie hokejowej facetów od walki wręcz. Oficjalnie nikt się do tego nie przyznaje, ale są to na ogół politycy wysokiego szczebla, którzy za soczyste odpowiedzi na zaczepki innych dostają różne fajne stanowiska: wicemarszałków, ministrów, eurodeputowanych itp. Tacy "killerzy" są w każdej partii. Problem zaczyna się, jak zaczynają dominować. Wtedy o takich partiach mówimy: populistyczne. A które to? Nie będę obrażał Państwa inteligencji. Ten wybór należy do Was.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska