Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami

Maciej Sas
Maciej Sas
Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami
Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami youtube.pl/kadr z filmu
Co mogło być przyczyną ostatnich śmiertelnych wypadków w czasie interwencji dolnośląskich policjantów? Dlaczego funkcjonariusze odchodzący na emeryturę powinni nadal pracować dla policji? I co, poza pieniędzmi, jest ważne dla młodych ludzi chcących wstąpić do służby? O wszystkim tym mówi inspektor Andrzej Szymański, do niedawna szef wrocławskiego oddziału prewencji, w rozmowie z Maciejem Sasem.

Dolnośląska policja ma na koncie ostatnio kilka dramatycznych interwencji. Gdyby zdarzyła się taka jedna, można by mówić o wpadce, ale mamy ich kilka z krótkim czasie: Głogów, Lubin, kilka we Wrocławiu. Nie będziemy przesądzać o winie, ale pewne niepokojące wnioski można z tego wysnuć… Co w tym wszystkim nie gra?
Rzeczywiście, można się w tym wszystkim dopatrywać różnych rzeczy. Na pewno zawiodły tutaj procedury – być może chodzi o niewłaściwe szkolenie, o przygotowanie policjantów do takich zadań, być może zawinił niewłaściwy dobór środków przymusu bezpośredniego.

Wspomniał Pan od razu, że mogły zawieść zasady szkolenia policjantów. Co Pan ma na myśli?
Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to sytuacja związana z epidemią. Kiedy do niedawna kierowałem wrocławskim oddziałem prewencji, dla każdego z ludzi miałem zarezerwowane 4 obowiązkowe dni szkoleniowe. W tym czasie uczący się policjant nie miał normalnej służby. To wynikało z obowiązujących przepisów, które nakładają obowiązek utrzymania odpowiedniej sprawności fizycznej, właściwego wyszkolenia strzeleckiego itd. Być może zawirowania spowodowane epidemią zakłóciły ten porządek? Nie wykluczam też, że mnogość zadań stawianych policjantom powoduje, że nie wszędzie te szkolenia się odbywają.

Sprawność fizyczna to jedna sprawa, ale wspomniał Pan też o procedurach i nieodpowiednim doborze środków. To również jest związane z konkretnym szkoleniem i z tym, w jaki sposób policjanci podejmują interwencję.
Oczywiście, ale to również sprawa doświadczenia tych policjantów, ich stażu w służbie czy przebiegu procesu adaptacji zawodowej. Tu odniosę się do sytuacji, która miała miejsce po zmianach ustrojowych w 1989 roku. Najgorsze lata to 2016-2017 (bardzo krótki czas), kiedy z polskiej policji odeszła duża część bardzo doświadczonej kadry. Stało się tak dlatego, że ci ludzie mieli przeszłość związaną z pracą w organach bezpieczeństwa poprzedniego ustroju i tylko ze względu na to musieli odejść. Wtedy struktury policyjne trzeba było budować od nowa, a doświadczenie zdobywać przez naukę i przez wpadki. Dobrze pamiętamy, jak na początku lat 90. gangi rządziły na ulicach, częste były strzelaniny, ginęli policjanci. To wynikało głównie z braku doświadczenia, z braku osób, które uczyłyby fachu młodych funkcjonariuszy. Dzisiaj jest bardzo podobnie – w ostatnim czasie ze służby odeszło wielu doświadczonych ludzi.

Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami
Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami youtube.pl/kadr z filmu

Dodajmy jeszcze, że w okresie, o którym mówiłem, przeszkadzało coś jeszcze: dopóki nie było przepisu nakazującego obowiązek przeprowadzania szkoleń, to też różnie z tym bywało – zawsze służba była ważniejsza niż szkolenie ludzi. Owszem, codzienna służba jest bardzo ważna, ale w wyniku zaniedbań związanych z doskonaleniem umiejętności zawodowych mamy później interwencje tak dramatyczne w skutkach, jak te, do których w ostatnich tygodniach dochodziło na Dolnym Śląsku. Ale (i to podkreślam!) nie chcę się odnosić wprost do nich, bo nie znam ich przyczyn i zasad obowiązujących w jednostkach, których to dotyczy.

Starsi policjanci, z którymi rozmawiałem, mówią, że kiedyś, gdy młody człowiek dostawał się do służby, zawsze przez pierwszy czas pracował na ulicy z kimś bardzo doświadczonym. Dzisiaj, co Pan też potwierdza, tych doświadczonych jest coraz mniej…
Z całą pewnością, zwłaszcza w ogniwach patrolowych, w których ta rotacja jest duża. To się bierze chociażby z niedofinansowania podstawowych struktur prewencyjnych. Musimy bowiem wyjaśnić, że w różnych jednostkach policji różnie się zarabia, a w prewencji chyba najmniej. Dlatego każdy, mając z tyłu głowy zapewnienie bytu ekonomicznego swojej rodzinie, niekoniecznie chce się wiązać ze służbą patrolową. Nic więc dziwnego, że „doświadczeni” policjanci, a więc tacy z 4-, 5-letnim stażem szukają możliwości rozwoju zawodowego głównie w służbach pionu operacyjnego czy dochodzeniówek, bo tam więcej zarobią.

Nie ma kto uczyć młodych służby patrolowej?
Tak właśnie jest! Ci bardziej doświadczeni szybko odchodzą – ja też tego doświadczałem, że gdy trafiali do nas nowi policjanci na adaptację zawodową, miałem duży problem, by dobrać doświadczoną kadrę, która by sprawowała nad nimi nadzór i na bieżąco korygowała nieprawidłowości. Dodajmy jeszcze jedno: oczekiwania w stosunku do policjantów są ogromne, towarzyszy temu dolegliwa presja, która się jeszcze nasiliła w ciągu kilkunastu miesięcy związanych z epidemią – mam na myśli restrykcyjne przepisy porządkowe, które zostały wprowadzone i wymagania wobec policjantów podejmujących interwencje. To, jak sądzę, sprawiło, że nasza policja zbyt się rozpędziła, zwłaszcza na Dolnym Śląsku. Być może zawodzą jakieś instrumenty nadzoru? Na pewno te liczne ostatnio wpadki wyglądają bardzo źle...

Doświadczeni policjanci podkreślają jeszcze jedno: brak odpowiedniego przygotowania młodych kadr pod względem psychologicznym. Chodzi głównie o stosowanie odpowiednich środków używanych w czasie konkretnych interwencji. Bo wyważanie drzwi w przypadku, kiedy mamy do czynienia z człowiekiem, który chce popełnić samobójstwo i bicie go nie sprawia wrażenia profesjonalnego zachowania...
Tu powinny być stosowane rygorystycznie opisane procedury. W sytuacji, którą Pan wspomniał, na pewno powinni się od razu pojawić wyspecjalizowani policjanci – tak zwani negocjatorzy. Są też do dyspozycji psychologowie policyjni – z tych instrumentów należy korzystać! Jeżeli nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego, nie powinno się podejmować pospiesznie jakichkolwiek decyzji. Trzeba wszystko starannie rozważyć, nie robić niczego za wszelką cenę, żeby cel nie uświęcał środków. Nie można, mówiąc krótko, użyć środków niewspółmiernych do zagrożenia. Zwróćmy przy tej okazji uwagę na jeszcze jedna sprawę: mamy teraz do czynienia ze zmianą pokoleniową w policji. Ludzie, którzy teraz zaczynają służbę, podchodzą do niej znacząco inaczej niż ich poprzednicy.

Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami
Były szef prewencji: policja ma problem ze szkoleniami youtube.pl/kadr z filmu

Inne pokolenie, inne potrzeby, inna wrażliwość?
No właśnie. Oni, jak sądzę, bardziej utożsamiają się z zawodem policjanta, niż z tym, że jest to służba. Część z nich jest pewnie rozczarowana tym, co zastają w policji, bo ich wiedza na ten temat jest czerpana głównie z seriali sensacyjnych. Tu brakuje dobrej roboty medialnej, która by pomogła przedstawiać tę dobrą stronę pracy policjanta. Proszę mi wierzyć: policja wkłada naprawdę mnóstwo wysiłku w to, by służyć społeczeństwu, choć oczywiście wypadki takie, o jakich wspominaliśmy, zawsze się zdarzają. Trzeba ich unikać za wszelką cenę, ale niegdyś każdy taki przypadek był głęboko analizowany, a wyniki z tym związane trafiały do szkół policyjnych. W efekcie zmieniano procedury szkoleń zawodowych dla funkcjonariuszy. Wskutek takich właśnie działań pojawiły się np. kursy związane z podejmowaniem interwencji wobec osób agresywnych.

Ostatnio dużo się mówi o tym, że brakuje tysięcy policjantów, a w związku z tym podobno brani są wszyscy jak leci i że kryteria przyjmowania do służby bywają zaniżane.
O zaniżaniu kryteriów na pewno nie ma mowy, bo procedura jest ściśle opisana w przepisach prawa. Można łatwo sprawdzić, jakie kandydat na policjanta musi spełniać wymagania, chociażby jeśli chodzi o swoją sprawność fizyczną – są testy, są badania stanu zdrowia, w czasie których komisje są nieubłagane. Pozostaje pytanie, czy te instrumenty są odpowiednio dobrane do potrzeb nowego pokolenia, bo przecież te instrumenty pochodzą sprzed dziesiątków lat. Być może więc po upływie trzech lat należałoby poddawać tych ludzi ponownym badaniom, bo pamiętajmy, że przygotowanie do bycia pełnowartościowym policjantem w służbie stałej trwa trzy lata.

Skoro Pan o tym wspomniał, proszę też powiedzieć, jakie są kolejne etapy takiego szlifowania umiejętności.
Ubolewam nad jedną rzeczą – słyszę od kolegów o coraz to nowych pomysłach na skracanie czasu kursu podstawowego. Wiem, że jest presja związana z niedoborem kadr, ale pośpiech jest tutaj złym doradcą. Program szkoleń jest bardzo rozbudowany – od nowych policjantów oczekuje się znajomości przepisów prawa na poziomie niemal akademickim: prawo karne, proces postępowania karnego, prawo cywilne, prawo wykroczeń, prawo konstytucyjne. To ogrom skomplikowanej wiedzy. Moim zdaniem na tym wstępnym etapie nie ma potrzeby tak specjalistycznego szkolenia. Może wystarczy ich przygotować do podstawowych procedur, a więc nauczyć ustawy o policji, a większy nacisk kłaść na szkolenie praktyczne, na taktykę, na technikę interwencji w sytuacjach realnych. Policja sprawdza się zwykle na różnego rodzaju zawodach – tam wszystko wychodzi świetnie. Gdyby opierać się na tym, to mamy samych supermenów. A później ulica weryfikuje to wszystko i okazuje się, że wcale nie jest tak cudownie... Bo inaczej się podejmuje interwencję na zawodach, a inaczej taką realną, na ciemnej, pustej ulicy.
Według mnie bezzasadne jest też to, że w szkołach policyjnych wykładają i uczą różnych rzeczy wyłącznie ci, którzy nie mają doświadczenia praktycznego, czyli teoretycy. Wróćmy raz jeszcze do roku 2017, gdy wielu doświadczonym policjantom pozwolono odejść. Moim zdaniem tę kadrę należało zagospodarować właśnie w szkołach policyjnych! Mogli nie służyć na stanowiskach kierowniczych, ale mieli bogate doświadczenie, które można było wykorzystać z dobrym skutkiem dla wszystkich. Z reguły tacy ludzie odchodzą na emeryturę po 20–30 latach służby, gdy są w sile wieku, mają około 50 lat.

I można skorzystać z tego, czego się nauczyli przez te wszystkie lata?
Dokładnie! Ale u nas nie ma takiego systemu. Mnóstwo pieniędzy idzie na ich staranne wyszkolenie, a potem się z tego nie korzysta. Popatrzmy na to czysto biznesowo: jeżeli ktoś inwestuje w pracownika, to oczekuje, że wyssie z niego wszystko, co w niego zainwestował. A my szkolimy ludzi, wydając na to ogromne pieniądze (mamy świetnie prowadzone kursy doskonalące, korzystamy ze sprawdzonych rozwiązań z całego świata), po czym wypuszczamy takich specjalistów bez cienia wątpliwości.

Polska policja ma porządne szkolenia?
Naprawdę nie mamy się czego wstydzić, bo opracowane u nas techniki przeprowadzania interwencji są bardzo nowoczesne. Nawet kiedy czasami, gdy przyjeżdżali do nas koledzy z Niemiec czy z Czech, byli mile zaskoczeni naszymi rozwiązaniami i chcieli je przeszczepić na swój grunt. Polska policja ma zaplecze, ma entuzjastów, którzy wkładają mnóstwo serca w to, co robią. Czasem jednak nie mają odpowiednich warunków do tego, by móc swoją wiedzę przekazać innym. Na pewno brakuje odpowiedniego zaplecza.

Co ma Pan na myśli?
Chociażby taką rzecz: musimy wynajmować strzelnicę na komercyjnych warunkach, by potrenować strzelanie. Wiem, że to droga rzecz, ale jeżeli chcemy mieć profesjonalną policję, to muszą być stworzone strzelnice na miejscu. Byłem mile zaskoczony, kiedy wybrałem się kilka lat temu do Lizbony. Zdumiał mnie system szkolenia policji portugalskiej – strzelnica jest tam do ciągłej dyspozycji policjantów. Każdy funkcjonariusz tak jak w Polsce ma obowiązek wykonać strzelania programowe i strzelania egzaminacyjne. I tam w najlepszym dla siebie czasie szedł na strzelnicę, podawał swoje dane identyfikacyjne, dostawał zestaw amunicji do wykonania treningu i szlifował te umiejętności. Później robiono mu egzamin. U nas jest inaczej – zaplanujemy strzelanie, a nagle się okaże, że jest coś ważniejszego do zrobienia, bo akurat sytuacja tego wymaga. Wtedy nikt nie bierze pod uwagę, by dokończyć trening i termin przepada. Jako dowódca dużej jednostki miałem ten komfort, że mogłem łatwiej organizować takie szkolenia. Ale w małych komendach poza Wrocławiem, na komisariatach w mniejszych miejscowościach obciążenie zadaniami służbowymi jest ogromne. Tam trzeba się bardzo nagimnastykować, by móc takie szkolenie przeprowadzić. I to z tego mogą wynikać bardzo dolegliwe braki w wyszkoleniu. Tutaj brakuje systemowego rozwiązania spraw związanych ze szkoleniami doskonalącymi.

Wspomniał Pan już, że szkolenie wstępne powinno być mniej teoretyczne.
W początkowej fazie policjant ma być przygotowany do tego, by bezpiecznie przeprowadzić interwencję, wykonać zupełnie podstawowe zadania. Nie musi mieć wiedzy na poziomie prokuratorskim, żeby wszczynać postępowania, podejmować trudniejsze interwencje czy związane z tym określone decyzje – do pomocy ma dyżurnego jednostki, czy nadzorującego go kierownik zmiany którzy mają odpowiednią wiedzę i doświadczenie. To oni mają mu podpowiedzieć rozwiązanie. On natomiast musi wiedzieć, że jeżeli ma do czynienia z osobą, która zachowuje się w jakiś szczególny sposób, musi dostosować środki do tego. Jeżeli nie jest pewien, czy w zespole dwuosobowym (bo z reguły takie jeżdżą w patrolach) są w stanie skutecznie przeprowadzić interwencję, a sytuacja nie wymaga natychmiastowego działania, to należy poprosić o wsparcie. Podejrzewam, że niektóre interwencje kończą się śmiercią np. osób pod wpływem środków odurzających, bo policjanci nie wiedzą, jak z takimi ludźmi postępować.

Rozmawiałem niedawno z człowiekiem, który zajmuje się ochroną. Mówił, że oni mają proste przeliczenie: jeżeli wiedzą, że ktoś jest pod wpływem takich środków, to dwie osoby interweniujące przypadają na jedną kończynę narwańca.
To dobry przykład. Miałem kolegów z jednostek specjalnych (świetnych specjalistów), którzy przyznawali, że też mieli problemy w czasie zatrzymywania przestępców pod wpływem środków odurzających. Takie osoby zachowują się różnie: jedne są ospałe, a drugie zachowują się nadpobudliwie, dostają nadludzkiej siły, są odporne na ból. Nie działają na nich zwykłe techniki. Przykład: w normalnej sytuacji założenie dźwigni na rękę czy dłoń każdego normalnego człowieka uspokaja – sprowadza się go do parteru i nie trzeba się z nim szarpać. Ale często nawet niewielki człowiek pod wpływem narkotyków jest trudny do opanowania. W takim przypadku mamy do czynienia z innym poziomem adrenaliny, innym ciśnieniem krwi i to też może być przyczyną interwencji fatalnych w skutkach, a więc tego, że taki zatrzymywany człowiek umiera. Być może pośrednio przyczynia się do tego działanie policjantów, ale to na pewno nie jest zamierzone. Nie podejrzewam żadnego policjanta, by zrobił coś takiego celowo. On robi to tak, jak został do tego przygotowany, jak go nauczono, jak mu pokazano.

Jeśli więc coś poszło nie tak, to trzeba wyciągnąć wnioski i to naprawić?
Oczywiście, trzeba naprawić to i się nieustannie szkolić! Na pewno też większy nacisk trzeba położyć na działanie wobec osób pod wpływem narkotyków. Z alkoholem już sobie potrafimy poradzić, ale z narkotykami ciągle jest wielki problem. A już połączenie narkotyków i alkoholu to niesamowity problem! Muszę też wspomnieć o jeszcze jednym – tężyzna fizyczna niektórych nowych policjantów pozostawia wiele do życzenia. Owszem, część z nich dba o swoją sprawność, ale druga część podchodzi do tego byle jak.

Traktując służbę patrolową jak pracę biurową?
Właśnie tak... To jest proces złożony. Być może niska atrakcyjność tego zawodu powoduje, że za mało jest w szeregach policji osób bardzo sprawnych fizycznie. Wielu ludzi odnajduje się w ostatnio Wojskach Obrony Terytorialnej – to tam chcą próbować swoich sił, by potem trafić do innych jednostek wojskowych. A zupełnie inne jest podejście do szkolenia w wojsku i w policji. My cały czas musimy służyć – ze stanem wojny mamy do czynienia nieustannie: policjanci codziennie wychodzą na służbę, nie wiedząc, z czym będą mieć do czynienia, co ich spotka. Do tego dochodzi presja czasu, być może koniec służby już za pasem, a tu w domu czeka jakaś nierozwiązana sprawa. Może dziecko zostało w przedszkolu, a tu trzeba jeszcze coś dokończyć, chce się szybciej coś zrobić i właśnie ten element zawodzi, a w efekcie dochodzi do tragedii. Na to jest tylko jeden sposób: szkolenie, szkolenie i jeszcze raz szkolenie! Co się zaś tyczy tych śmiertelnych wypadków, nie mam najmniejszej wątpliwości, że wszystko zostanie starannie wyjaśnione – zarówno przez Komendanta Głównego Policji, jak i przez prokuraturę. Nikt w polskiej policji nie ma dzisiaj interesu w tym, by takie sprawy zamiatać pod dywan. Przypomnijmy tragedię w czasie zatrzymania pana Igora Stachowiaka we Wrocławiu. Przecież wtedy poleciały głowy komendantów wojewódzkich. Czy więc komendant wojewódzki poświęcałby swoją głowę bezmyślnie dla jakiegoś posterunkowego czy sierżanta? Nie, bo dzisiaj wszyscy mamy środki rejestrujące obraz i dźwięk – niczego nie da się ukryć.

A czy w tej chwili ten zawód policjanta może być atrakcyjny dla młodych ludzi? Warunki ekonomiczne znacznie się chyba poprawiły, ale ciągle brakuje ludzi.
Finanse są bardzo ważne, ale jest jeszcze prestiż i szacunek płynący z tego zawodu.
A wiele wypowiedzi polityków z różnych opcji robi wszystko, by mundurowi zostali pozbawieni tego szacunku.
Oni muszą wreszcie zrozumieć, że policja nie jest ich zabawką, instrumentem służącym do rozgrywek z przeciwnikami – policja ma służyć społeczeństwu. A jeżeli ciągle się zmieniają oczekiwania, brak jest ciągłości dowodzenia, brakuje stabilności, jasnych kryteriów oceny, nie ma nakreślonej przejrzystej drogi awansu, to policjanci są permanentnie sfrustrowani. W efekcie mamy takie wpadki, jak ta w Głogowie w czasie manifestacji, czy niefortunna interwencja w Warszawie wobec KOD-u. Media to pokazują, a młodzi ludzie, rozmawiając o tym, mówią: „Może i poszedłbym do policji, ale przecież to obciach”. To naprawdę jest obraz krzywdzący dla ogromnej większości policjantów, bo to są pokazywane wpadki, a codziennej, ciężkiej roboty policyjnej nikt nie potrafi sprzedać. Albo po prostu nie chce tego zrobić, bo to jest „mniej ciekawe”. To, co zrobił niedawno pan Frasyniuk (a mam do niego bardzo wielki szacunek), oceniając żołnierzy pracujących na polsko-białoruskiej granicy, to była jego ogromna wpadka – załamały mnie jego słowa. Ci ludzie stoją tam nie dlatego, że mają taki kaprys, ale dostali takie zadanie. Wojskowy nie może sobie wybierać zadań, podobnie jak policjant. Te służby muszą być mocne bez względu na to, kto w danym momencie rządzi krajem, bo bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne jest arcyważne – żeby w danym kraju można było normalnie żyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska