Jak mówią uczestnicy, fenomen trudno jest zrozumieć, dopóki się nie spróbuje. Co roku dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce wędrują nocą w milczeniu, pokonując minimalnie ponad 40 kilometrów. Trasa Wrocław-Ślęża jest postrzegana jako jedna z najbardziej wymagających. Zapewne dlatego, że po 50 kilometrach wędrówki trzeba jeszcze wejść na szczyt. Po całonocnym marszu.
Tym razem pogoda nie rozpieszczała uczestników. Ekstremalna Droga Krzyżowa na Ślężę odbyła się w mrozie i padającym śniegu. Kilkanaście godzin marszu okazało się morderczym, ale paradoksalnie oczyszczającym wysiłkiem.
Marsz w milczeniu pomaga, miałam czas na przemyślenia
"To moment spotkania z Bogiem sam na sam, a na co dzień człowiek jest zabiegany i myślami gdzieś błądzi. Na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej na Ślężę miałam czas na przemyślenia. Przeżyłam naprawdę ciekawe doświadczenie. To zmaganie się z samym sobą i swoimi słabościami. Po pierwszym razie stwierdziłam, że muszę to powtórzyć i ponownie trochę oderwać się od codziennego życia" - mówi plut. pchor. Natalia Pstrucha z Akademii Wojsk Lądowych.
W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej 23-latka uczestniczyła już dwukrotnie. Marsz w milczeniu jej pomaga, choć cisza przy dużym zmęczeniu może być także bardzo uciążliwa.
"Gdyby to było zwykłe przejście z rozmowami ze znajomymi, chyba bym nie poszła, bo mam to przecież na co dzień" - dodaje studentka czwartego roku AWL.
Przyznaje, że największy kryzys podczas wędrówki przeżywała około godziny 4 nad ranem. Wtedy najmocniej dawał się we znaki brak snu po całym tygodniu obowiązków.
"Motywowaliśmy się nawzajem ze znajomymi. Zawsze pomaga te parę słów otuchy i obecność drugiej osoby. Razem można wiele, a z Bogiem jeszcze więcej" - stwierdza Natalia.
Doskwierało jej maszerowanie po betonie, które dawało w kość kolanom. Dodatkowo pogoda nie sprzyjała.
"Myślę, że to wyzwanie dla każdego, kto ma potrzebę wewnętrznego wyciszenia się. Ja nie kończę swojej przygody z EDK. Wkręciłam się i chciałabym za rok w Wielkim Poście także spróbować" - zapowiada.
To nie jest tylko wyzwanie dla ludzi wierzących
20-letni Hubert Wojtysiak w EDK uczestniczył już trzy razy, ale pierwszy raz szedł na Ślężę. To była dla niego zdecydowanie najbardziej wymagająca edycja.
"Przeżywałem kryzysy, największy - cztery kilometry przed wejściem na szczyt. Już naprawdę nie miałem siły, byłem wycieńczony. Stwierdziłem: Boże, po prostu prowadź. Im bliżej byliśmy szczytu, tym więcej udało mi się wykrzesać sił" - stwierdza student Akademii Wojsk Lądowych.
Podkreśla, że podczas wędrówki ważna jest forma fizyczna, ale kluczowe sprawy dzieją się w głowie, pod względem psychicznym i duchowym.
"To był sprawdzian wiary. Nie warto się skupiać na samej trasie, na tym ile nam pozostało, ale dać sobie czas na przemyślenia. Wzajemne wspieranie się z kolegami miało ogromne znaczenie. Nie byłem w tym sam, choć szliśmy w milczeniu" - oświadcza Hubert Wojtysiak.
Hubert potrzebował wyciszenia od codziennego szumu i zgiełku. Poukładał sobie istotne sprawy w głowie, znalazł parę rozwiązań. Milczenie okazało się bardzo pomocne, bo pozwoliło mu wejść w głąb samego siebie.
"To nie jest tylko wyzwanie dla ludzi wierzących. Niewierzący ma okazję, by po prostu sprawdzić siebie i zmierzyć się ze swoim organizmem oraz psychiką. Rozważania, które czytamy po drodze, są bardzo uniwersalne. EDK może być po prostu początkiem zmiany na lepsze" - przekonuje żołnierz.
Wtedy poznajemy, jacy naprawdę jesteśmy
Razem z podchorążymi szedł ich kapelan ks. mjr Maksymilian Jezierski. Już piąty raz w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.
"Nigdy nie myślałem, żeby wziąć w tym udział. Ale kiedy trafiłem do pracy do Wrocławia, podchorążowie zaproponowali mi wyjście na EDK. Wiedziałem, że muszę być z nimi jako duszpasterz. Nie wyobrażałem sobie, że odpuszczę" – oświadcza kapelan AWL.
Jak opisuje, człowiek podczas EDK poznaje prawdziwego siebie. Widzi, jak reaguje w ekstremalnych sytuacjach i to pomaga w pracy nad sobą. Zmęczenie sprawia, że nie da się ukryć prawdziwego „ja”. Hartuje charakter i pomaga w kształtowaniu siebie.
"Wtedy poznajemy, jacy naprawdę jesteśmy. I mimo że idziemy w milczeniu, świadomość obecności drugiego człowieka, który przeżywa te same trudności, pomaga. Ja, gdyby nie wsparcie podchorążych, raczej bym w tym roku na trasie zrezygnował. Szedłem w różnych intencjach m.in. o pokój na świecie. I to też mnie motywowało" – mówi ks. mjr Jezierski.
Uczestnicy EDK podkreślają, że ekstremalne doświadczenie uzależnia. Mimo, że przeżyli skrajne zmęczenie, fizyczny ból, wracają na ten wymagający szlak.
Zobaczcie zdjęcia:
- Z aptek zniknęło kilkanaście popularnych leków. Wycofał je GIF
- Wrocław. 13-latek z ranami postrzałowymi w szpitalu im. Marciniaka. Uciekł z Kijowa
- Armia tanio sprzedaje auta, przyczepy, rowerki wodne a nawet stacje paliw
- Poniemiecki kampus do remontu. Czy to będzie nowa perełka Wrocławia? [ZDJĘCIA]
- Wrocław: Nie ma kto pracować na SOR. Szpital przy ul. Kamieńskiego szuka ratowników
- Mężczyzna podpalił sie na stacji paliw! Początkowo ogień gasili klienci i pracownicy
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?