Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Był mróz i padał śnieg, a oni szli pieszo z Wrocławia na Ślężę przez całą noc! To Ekstremalna Droga Krzyżowa [ZDJĘCIA]

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych na 53-kilometrowej trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej na szczyt Ślęży.
Podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych na 53-kilometrowej trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej na szczyt Ślęży. Archiwum prywatne
Nie sprzyjała im pogoda, pora i długa trasa. Mimo to, niemal 200 osób wyruszyło na całonocną trasę spod dominikańskiego kościoła św. Wojciecha na szczyt Ślęży. Dlaczego to zrobili?

Jak mówią uczestnicy, fenomen trudno jest zrozumieć, dopóki się nie spróbuje. Co roku dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce wędrują nocą w milczeniu, pokonując minimalnie ponad 40 kilometrów. Trasa Wrocław-Ślęża jest postrzegana jako jedna z najbardziej wymagających. Zapewne dlatego, że po 50 kilometrach wędrówki trzeba jeszcze wejść na szczyt. Po całonocnym marszu.

Tym razem pogoda nie rozpieszczała uczestników. Ekstremalna Droga Krzyżowa na Ślężę odbyła się w mrozie i padającym śniegu. Kilkanaście godzin marszu okazało się morderczym, ale paradoksalnie oczyszczającym wysiłkiem.

Marsz w milczeniu pomaga, miałam czas na przemyślenia

"To moment spotkania z Bogiem sam na sam, a na co dzień człowiek jest zabiegany i myślami gdzieś błądzi. Na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej na Ślężę miałam czas na przemyślenia. Przeżyłam naprawdę ciekawe doświadczenie. To zmaganie się z samym sobą i swoimi słabościami. Po pierwszym razie stwierdziłam, że muszę to powtórzyć i ponownie trochę oderwać się od codziennego życia" - mówi plut. pchor. Natalia Pstrucha z Akademii Wojsk Lądowych.

W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej 23-latka uczestniczyła już dwukrotnie. Marsz w milczeniu jej pomaga, choć cisza przy dużym zmęczeniu może być także bardzo uciążliwa.

"Gdyby to było zwykłe przejście z rozmowami ze znajomymi, chyba bym nie poszła, bo mam to przecież na co dzień" - dodaje studentka czwartego roku AWL.

Przyznaje, że największy kryzys podczas wędrówki przeżywała około godziny 4 nad ranem. Wtedy najmocniej dawał się we znaki brak snu po całym tygodniu obowiązków.

"Motywowaliśmy się nawzajem ze znajomymi. Zawsze pomaga te parę słów otuchy i obecność drugiej osoby. Razem można wiele, a z Bogiem jeszcze więcej" - stwierdza Natalia.

Doskwierało jej maszerowanie po betonie, które dawało w kość kolanom. Dodatkowo pogoda nie sprzyjała.

"Myślę, że to wyzwanie dla każdego, kto ma potrzebę wewnętrznego wyciszenia się. Ja nie kończę swojej przygody z EDK. Wkręciłam się i chciałabym za rok w Wielkim Poście także spróbować" - zapowiada.

To nie jest tylko wyzwanie dla ludzi wierzących

20-letni Hubert Wojtysiak w EDK uczestniczył już trzy razy, ale pierwszy raz szedł na Ślężę. To była dla niego zdecydowanie najbardziej wymagająca edycja.

"Przeżywałem kryzysy, największy - cztery kilometry przed wejściem na szczyt. Już naprawdę nie miałem siły, byłem wycieńczony. Stwierdziłem: Boże, po prostu prowadź. Im bliżej byliśmy szczytu, tym więcej udało mi się wykrzesać sił" - stwierdza student Akademii Wojsk Lądowych.

Podkreśla, że podczas wędrówki ważna jest forma fizyczna, ale kluczowe sprawy dzieją się w głowie, pod względem psychicznym i duchowym.

"To był sprawdzian wiary. Nie warto się skupiać na samej trasie, na tym ile nam pozostało, ale dać sobie czas na przemyślenia. Wzajemne wspieranie się z kolegami miało ogromne znaczenie. Nie byłem w tym sam, choć szliśmy w milczeniu" - oświadcza Hubert Wojtysiak.

Hubert potrzebował wyciszenia od codziennego szumu i zgiełku. Poukładał sobie istotne sprawy w głowie, znalazł parę rozwiązań. Milczenie okazało się bardzo pomocne, bo pozwoliło mu wejść w głąb samego siebie.

"To nie jest tylko wyzwanie dla ludzi wierzących. Niewierzący ma okazję, by po prostu sprawdzić siebie i zmierzyć się ze swoim organizmem oraz psychiką. Rozważania, które czytamy po drodze, są bardzo uniwersalne. EDK może być po prostu początkiem zmiany na lepsze" - przekonuje żołnierz.

Wtedy poznajemy, jacy naprawdę jesteśmy

Razem z podchorążymi szedł ich kapelan ks. mjr Maksymilian Jezierski. Już piąty raz w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.

"Nigdy nie myślałem, żeby wziąć w tym udział. Ale kiedy trafiłem do pracy do Wrocławia, podchorążowie zaproponowali mi wyjście na EDK. Wiedziałem, że muszę być z nimi jako duszpasterz. Nie wyobrażałem sobie, że odpuszczę" – oświadcza kapelan AWL.

Jak opisuje, człowiek podczas EDK poznaje prawdziwego siebie. Widzi, jak reaguje w ekstremalnych sytuacjach i to pomaga w pracy nad sobą. Zmęczenie sprawia, że nie da się ukryć prawdziwego „ja”. Hartuje charakter i pomaga w kształtowaniu siebie.

"Wtedy poznajemy, jacy naprawdę jesteśmy. I mimo że idziemy w milczeniu, świadomość obecności drugiego człowieka, który przeżywa te same trudności, pomaga. Ja, gdyby nie wsparcie podchorążych, raczej bym w tym roku na trasie zrezygnował. Szedłem w różnych intencjach m.in. o pokój na świecie. I to też mnie motywowało" – mówi ks. mjr Jezierski.

Uczestnicy EDK podkreślają, że ekstremalne doświadczenie uzależnia. Mimo, że przeżyli skrajne zmęczenie, fizyczny ból, wracają na ten wymagający szlak.

Zobaczcie zdjęcia:

Podchorążowie Akademii Wojsk Lądowych na 53-kilometrowej trasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej na szczyt Ślęży.

Był mróz i padał śnieg, a oni szli pieszo z Wrocławia na Ślę...

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska