Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brak klientów? Restauratorzy z Rynku są sami sobie winni [LIST]

List Czytelniczki
Fot. Janusz Wojtowicz / Polskapresse
Brak miejsc parkingowych i wyprowadzenie ruchu samochodowego ze ścisłego centrum to - według restauratorów z wrocławskiego Rynku - powód zmniejszającej się liczby gości ich lokali. Napisali w tej sprawie do prezydenta Rafała Dutkiewicza. Nasza Czytelniczka, Ewa Walkowska, odpisuje: "ciekawe, że restauratorzy nie widzą błędów po swojej stronie". Punktuje ich za wysokie ceny czy niezmieniane od lat menu.

O liście restauratorów do Rafała Dutkiewicza pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Właściciele lokali z Rynku proszą prezydenta o zmiany w polityce miasta. Uważają, że klienci rezygnują z odwiedzania lokali wokół Rynku, bo nie mają możliwości w wygodny sposób się do nich dostać. Punktują miasto za powolną komunikację miejską, która nie jest w stanie rywalizować z samochodami. Podkreślają, że rowerami wrocławianie jeżdżą sporadycznie. Piszą: "podstawowa zasada biznesu brzmi – nie walcz z rynkiem, daj rynkowi to, czego potrzebuje. Wrocławianie chcą jeździć autami, chcą dojechać (co nas interesuje) na stare miasto i chcą tam zaparkować. "

Czytaj więcej: Wrocławski Rynek umiera. Restauratorzy piszą do Dutkiewicza

Ewa Walkowska, nasza Czytelniczka, takie postawienie sprawy uważa za ignorancję, a restauratorom zarzuca, że to oni nie potrafią się dostosować do potrzeb rynku. - Wrocławianie wcale nie rezygnują z bywania w centrum miasta, z tym że Rynek już dawno centrum, w którym warto bywać, nie jest - pisze w liście do naszego portalu.

Oto cały list pani Ewy:

Ze zdziwieniem przeczytałam apel restauratorów, którzy za swoje niepowodzenia oskarżają wszystkich: leniwych pracowników korporacji, centra handlowe, małe sklepy, no i przede wszystkim prezydenta. Szkoda, że nie widzą żadnych błędów po swojej stronie. Ale najwidoczniej wygodniej jest nie dostrzegać własnych zaniedbań, które przyczyniły się do odpływu klientów.
Te zarzuty nie dotyczą wszystkich lokali w Rynku i okolicach, bo jestem też pewna, że nie wszystkie mają takie same problemy. Długie kolejki po piwo w Spiżu, konieczność wcześniejszej rezerwacji w Bernardzie czy wieczny brak miejsc w Kontynuacji dowodzą, że są miejsca, które na brak klientów nie narzekają.
Podstawą jest jednak oferta. Coraz więcej osób wychodząc do lokalu ma ochotę wypić coś innego niż browar z koncernu. W szczególności jeżeli poczciwy Żywiec czy Okocim kosztuje 8 zł za pół litra. I tu nie chodzi o to - jak twierdzą restauratorzy - że konkurencją są sklepy typu Żabka czy Fresh, bo ci, którzy chcą kupić piwo za 3 złote i tak nigdy nie byli klientelą ich lokali. Co najwyżej bywają w miejscach, w których piwo kosztuje 5 złotych za pół litra albo organizowane są promocje: "w poniedziałki 50 proc. taniej". Oczywiście cena jest ważna, jeżeli chodzi o zdobywanie klienteli, ale to nie jedyny sposób.
Coraz więcej osób, idąc do lokalu szuka nowych smaków. Zamiast Żywca, chcą wypić piwo z małego browaru. A najlepiej, żeby do wyboru było kilka gatunków kilku marek. W szczególności, że cena jest zwykle podobna (bądź niewiele wyższa) od pełnego jasnego. Do tego dochodzą przekąski. Ci, którzy otwierają we Wrocławiu nowe lokale, wiedzą, że w modzie jest wszystko, co w nazwie ma "naturalne", "rzemieślnicze", "ekologiczne". Że pizza i kebab mają oczywiście swoich zwolenników, ale miejsc, w których można je kupić nie brakuje. Dlatego teraz ważne jest, by czymś się od konkurencji odróżniać - serem przywożonym z Francji, piwem ważonym na miejscu, własnoręcznie wypiekanym chlebie...
A do tego promocje. Nieprawdą jest, że pracownicy korporacji nie jadają "na mieście", tylko w jakiś mitycznych stołówkach. Chętnie korzystają z lunch menu, jeżeli lokal ma takie w swojej ofercie. Zasada jest prosta - w godzinach popołudniowych np. między 12 a 16 codziennie inny zestaw można kupić taniej. Zupa i drugie danie kosztują wtedy zwykle ok. 20 złotych, a chętnych nie brakuje.
Zresztą jedzenie w lokalach to jedna z alternatyw. W dużych firmach popularne jest również zamawianie jedzenia na wynos. Pracownicy korzystają wtedy zwykle z ulotek restauracji, których menadżerowie pomyśleli o tym, by dostarczyć je do biurowca. A to zawsze dodatkowa możliwość zarobku.
Kawiarnie i restauracje w centrach handlowych prawdopodobnie odbierają część klientów, zwykle bywa się w nich jednak "przy okazji". Nie są miejscem, które wybiera się na romantyczną randkę, biznesową kolację albo spotkanie przy piwie z przyjaciółmi. Faktycznie część osób wybiera McDonald's albo stację benzynową na spotkanie, bo łatwiej tam dojechać. Zwykle są to przedstawiciele handlowi, którzy przy okazji jeszcze zatankują. Ale im nigdy nie było łatwiej się spotkać w Rynku. I nie zmieni tego kolejny parking, i włączenie do ruchu wszystkich uliczek.
Zła wiadomość restauratorów jest taka, że wyborem klientów kieruje moda. Teraz modnie jest bywać w pasażu Pokoyhof i w okolicznych lokalach. Oferując menu śniadaniowe, przyciągają klientów już od godz. 8. W weekendy trudno tam znaleźć wolne miejsce. Zresztą takich lokali nie brakuje też wokół samego Rynku. A przecież dojazd tramwajem ten sam i ruch samochodowy również ograniczony. Sfrustrowanym właścicielom polecam odwiedzić miejsca, w których ludzie bywają. I wyciągnąć wnioski na przyszłość.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska