Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bracia, gdzie jesteście?

Natalia Wellmann
Tak powinni wyglądać dzisiaj Andrzej i Mariusz
Tak powinni wyglądać dzisiaj Andrzej i Mariusz
Andrzejek był spokojnym dzieckiem i bardzo strachliwym. Mariuszek, zupełne przeciwieństwo: wszędzie go było pełno. Dziś mieliby około czterdziestki. A może mają? I żyją gdzieś, nie mając pojęcia, że od trzydziestu lat cały czas czekają na nich brat i trzy siostry. Historię dwóch chłopców zaginionych w latach 70. w Kotlinie Kłodzkiej opisuje Natalia Wellmann

Dorota, najmłodsza córka w rodzinie Czesławy i Ryszarda Palasików, do dzisiaj przechowuje wycinki ze starych gazet, które rozpisywały się na temat zaginięcia jej braci.

- Oprócz paru zdjęć to jedyne, co po nich pozostało - mówi. Gdy zaginęli, miała zaledwie pięć lat. Niewiele pamięta. Więcej wiedzą jej starsze siostry, choć wówczas były zaledwie kilkunastoletnimi dziewczynkami.

- Codziennie budzę się i zasypiam z myślą, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze się odnajdą - mówi z nadzieją w głosie Jola, dziś już 45-letnia kobieta. Dlatego postanowiła odezwać się do Itaki, fundacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób.

- Teraz są inne możliwości. Nie to, co wtedy. Głęboka komuna, milicja i ludzie bojący się własnego cienia - dodaje Ewa, ostatnia z trzech sióstr.

***

Był 29 kwietnia 1979 roku. Podwórko na tzw. Pagiecie. Wówczas jedna z najbiedniejszych części Stronia Śląskiego. Dziewięcioletni Andrzej i jego o dwa lata młodszy brat Mariusz wyszli z domu pobawić się z kolegami.

- To była niedziela. Pamiętam dobrze, bo w telewizji "Bonanzę" puszczali, a to był ich ulubiony western. Wyszli tylko na chwilę i mieli wrócić na film - opowiada Jola.

Gdy długo nie przychodzili, mama wysłała ją, by przyprowadziła braci do domu. Niestety, już ich nie było. Rozpoczęli więc gorączkowe poszukiwania. Oprócz mamy, Joli i Ewy był z nimi też najstarszy z braci - Romek. Najpierw szukali wokół podwórka, potem dalej w mieście. Ktoś krzyknął, że magazyny w miejscowej hucie szkła kryształowego się palą. Pobiegli zobaczyć.

To była sprawa priorytetowa do tego stopnia, że akcję nadzorowała komenda główna

- Ludzie mówili, że ktoś chłopców tam widział, że to oni mogli te magazyny podpalić - dodaje Ewa, ale podkreśla, że w tę wersję nie uwierzyli.

- Bracia nigdy z podwórka sami się nie oddalali. Do głowy by im też nie przyszło, żeby cokolwiek podpalać - zaznacza. Wieczorem ojciec zgłosił zaginięcie synów w komisariacie milicji.
Ówczesny komendant Tadeusz Barzycki doskonale to pamięta. Jak twierdzi, poszukiwania rozpoczęto natychmiast.

- To była sprawa priorytetowa do tego stopnia, że akcję nadzorowała komenda główna - podkreśla. Wątek z podpaleniem pojawił się od razu.

- Jeden ze świadków twierdził, że chłopcy mogli być sprawcami pożaru, bo widział ich, jak w tym czasie przeskakują przez ogrodzenie huty i uciekają w stronę pobliskiego mostu. Ale w tym miejscu ślad się kończył - dodaje Barzycki.
Oprócz milicji, w poszukiwaniach udział brali żołnierze, a także uczniowie miejscowej szkoły. Przeczesywali piwnice, działkowe altany i okoliczne lasy, aż do granicy państwa. Do akcji wykorzystywano milicyjny śmigłowiec. Niestety, bezskutecznie. Żadnych wiarygodnych sygnałów, żadnego śladu.

- To najdziwniejsza sprawa, z jaką spotkałem się w swojej wieloletniej pracy. Chłopcy jakby pod ziemię się zapadli - przyznaje Barzycki.

Sprawą zajęła się bystrzycka prokuratura. Rozpatrywano różne wątki: porwanie, zabójstwo, ale też i ucieczkę.

Tej ostatniej hipotezy Palasikowie nie chcieli w ogóle wziąć pod uwagę.

- Byliśmy biedną, ale kochającą się rodziną - podkreślają zgodnie siostry. - Gdyby bracia uciekli, na pewno chcieliby wrócić. Bardzo by tęsknili.

Dla nich najbardziej prawdopodobną wersją jest porwanie. Jola miała nawet konkretne podejrzenia, ale, jak twierdzi, nikt nie chciał jej wtedy słuchać.

- Miałam piętnaście lat. Milicja traktowała mnie jak smarkulę, która bardziej fantazjuje, niż mówi prawdę. Ale ja czuję, że ktoś mógł ich wywieźć za granicę. Tyle się wtedy mówiło o porwaniach dzieci, nielegalnych adopcjach czy porwaniach dla pozyskania organów do przeszczepu - dodaje.

O tym, że bracia zostali porwani, mówiła też jedna z sąsiadek. Opowiadała, że chłopcy wsiedli do brązowego auta, bo ktoś im cukierki pokazał.

W ciągu dwóch dni osiwiała z nerwów i tęsknoty. Młoda, trzydziestoparoletnia kobieta nagle zrobiła się bialutka jak gołąb

- Niestety, jej też nikt nie brał poważnie - twierdzą siostry.

Milicyjne poszukiwania trwały pół roku. Ale dla Palasików to nie był koniec. Szukali dalej. Najbardziej zawzięta była mama.

- W ciągu dwóch dni osiwiała z nerwów i tęsknoty. Młoda, trzydziestoparoletnia kobieta nagle zrobiła się bialutka jak gołąb - wspomina Ewa.

Dzień w dzień siadali z ojcem na motor i jeździli do pobliskich wiosek z nadzieją, że może w końcu odnajdą swoje dzieci. Do tego ciągłe wizyty u wróżek i jasnowidzów, którzy mówili, że chłopcy żyją i trzeba czekać.

- W domu nigdy nie zamykaliśmy drzwi na klucz, bo a nuż Andrzejek z Mariuszkiem wrócą. Wyjeżdżać też rodzice nie chcieli, bo może nadejdzie ten szczęśliwy dzień. Cały czas czekali - mówią siostry. Ale szczęśliwy dzień nigdy nie nadszedł. Świat dookoła wracał do bieżących spraw. Ludzie współczuli, ale bywali też bardzo okrutni.
- Plotkowali, że może rodzice sami się chłopców pozbyli, że dali bochenek chleba i puścili w Polskę, bo przecież bieda w domu była - wspomina z oburzeniem Jola. - To było najgorsze. Mama przypłaciła to zdrowiem i zmarła kilka lat po zniknięciu chłopców. Tato nie żyje od trzech lat. Nigdy nie dopuścili do siebie myśli, że dzieci mogą nie żyć. Mieli nadzieję do końca - mówi.

***

Dwa lata temu Jola postanowiła rozpocząć poszukiwania na nowo. Dziś możliwości odnalezienia zaginionych osób jest znacznie więcej niż trzydzieści lat temu. Sprawę zgłosiła w Itace, fundacji zajmującej się poszukiwaniem zaginionych osób.

- Nadzieja, że żyją, nigdy we mnie nie zgasła - podkreśla. Dlatego m.in. rodzina nie zdecydowała się na złożenie w sądzie wniosku o uznanie dzieci za osoby zmarłe.

- Dopóki nie odnaleźliśmy ich ciał, istnieje szansa, że się odnajdą. Wolę żyć tą nadzieją, niż codziennie chodzić na cmentarz - mówi siostra zaginionych braci.

Zdaniem pracowników fundacji, sprawa Palasików jest wyjątkowa. Nie tylko ze względu na okoliczności zaginięcia chłopców. To pierwsza sprawa, która trafia do Itaki po 30 latach od zniknięcia poszukiwanych osób. Zajęli się nią od razu.

- Bracia w momencie zaginięcia nie byli maleńkimi dziećmi. Jest szansa, że poradzili sobie, żyją i uda nam się do nich dotrzeć - mówi Kinga Siembab, pracownica fundacji. - Wiedzieliśmy, że jeżeli mężczyźni żyją, nikt nie rozpozna ich na zdjęciach, które przedstawiają małych chłopców. Dlatego zaproponowaliśmy zrobienie progresji wiekowej braci, która umożliwiłaby nam uzyskanie fotografii przedstawiających aktualny prawdopodobny wygląd zaginionych - dodaje.

Zdjęcia wykonał policjant z Centralnego Laboratorium Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Trafiły nie tylko do Bazy Osób Zaginionych Itaki, ale do mediów, ośrodków pomocy społecznej, a także wszystkich konsulatów polskich za granicą.

Bracia nie byli maleńkimi dziećmi. Jest szansa, że poradzili sobie, żyją i uda nam się do nich dotrzeć

- Pokazujemy je też właścicielom polskich sklepów poza granicami kraju, organizacjom polonijnym i wolontariuszom pomagającym w poszukiwaniach - dodaje Kinga Siembab. - Im więcej osób zobaczy wizerunki braci, tym większe szanse na ich odnalezienie - dodaje.

Sprawą zajęli się też twórcy znanego programu telewizyjnego "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie". Wkrótce ma powstać reportaż na temat zaginionych braci, z udziałem rodziny i świadków tamtych wydarzeń.

- Mamy wielką nadzieję, że pomożemy wyjaśnić tę tajemnicę. Jedna trzecia poruszanych przez nas spraw zostaje wyjaśniona - mówi Anna Jurkiewicz z redakcji programu.

Fundacja Itaka podaje, że każdego roku policja odnotowuje około 15 tys. zaginięć Polaków w kraju i za granicą, z czego ok. 150 zgłoszeń to zaginięcia dzieci do 7. roku życia. Kilkuletnie dzieci najczęściej giną z powodu braku odpowiedniej opieki. Czasem powodem zaginięcia jest przestępstwo: uprowadzenie, pedofilia, morderstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska