Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Borelioza - objawy choroby? Dlaczego lekarze mówią, że borelioza jest modna?

Agata Grzelińska
Pixabay
Borelioza to ostatnio... bardzo modna choroba. Ludzie obserwują objawy i sami wmawiają sobie, że na nią cierpią i wydają fortunę na leczenie. Wszystko przez to, że borelioza daje bardzo powszechne objawy - zmęczenie, ociężałość, wypadanie włosów, bezsenność, nieregularna menstruacja, refluks żołądkowo-przełykowy, kłucia, mrowienia, kłopoty ze snem, zmiany nastroju i wiele, wiele innych. Takie objawy to nie zawsze jest jednak borelioza.

Kilka dni temu do Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu trafił chłopiec przez kilka tygodni niepotrzebnie leczony. Opowieść jego matki o tym, jak jedna z lekarek leczyła dziecko, przyprawia o dreszcze.

- Pani doktor mówiła o chorobie w bardzo dziwny sposób: „borelka”, „złapaliście borelkę”. Chyba ją to bawiło, ale dla nas to, co przeżyliśmy przez ostatnie miesiące, nie było śmieszne - mówi mama pacjenta kliniki przy ul. Chałubińskiego. - Od początku wręcz sugerowała objawy. Nie pytała syna, co go boli, ale czy boli go to, czy boli go tamto. A syn rzeczywiście miał bóle głowy, mięśni, kończyn. Zapisała cztery kartki tych objawów.

Objawy boreliozy, zwanej też chorobą z Lyme, opisywano już 100 lat temu, ale z ukąszeniami kleszczy oraz izolacją bakterii powiązano ją dopiero w 1982 roku. W połowie lat 70. w Lyme w stanie Connecticut w USA obserwowano falę zachorowań na dziwne zapalenie stawów, które samo mijało i nawracało, a dotykało głównie ludzi młodych. Po kilku latach badań w płynie stawowym wykryto odpowiedzialny za chorobę drobnoustrój, co pozwoliło scalić różne objawy skórne, stawowe i ze strony układu nerwowego jako następstwo jednego zakażenia występującego po ukłuciach kleszczy. W stworzonym wówczas raporcie wymieniono wszystkie objawy, jakie raportowali ankietowani z chorobą z Lyme. Lista jest bardzo długa, oprócz różnorakich rodzajów bólu zawiera takie dolegliwości, jak: zmęczenie, ociężałość, wypadanie włosów, bezsenność, nieregularna menstruacja, refluks żołądkowo-przełykowy, kłucia, mrowienia, kłopoty ze snem, zmiany nastroju i wiele, wiele innych.

- Nic dziwnego, że ludzie, którzy przez kilka lat chorowali na nieznaną, a więc nieleczoną chorobę, mieli z tego powodu przeróżne niespecyficzne dolegliwości, w tym na przykład trudności z koncentracją. Dziś, niestety, lekarze, którzy żyją z diagnozowania boreliozy, wykorzystują tamten raport, mówiąc pacjentom, że to wszystko to są objawy boreliozy - zauważa prof. Leszek Szenborn, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, do której trafił wspomniany chłopiec.

Matka dziecka wylicza, jak kosztowne było leczenie u „specjalisty od chorób przenoszonych przez kleszcze”: każda wizyta kosztowała 300 zł, za badanie krwi w kierunku chorób odkleszczowych zapłacili 600 zł, antybiotyki były przepisywane ze 100-procentową odpłatnością. Przy tym wszystkim pani doktor zastrzegła, że nie ma z nią kontaktu telefonicznego. Tłumaczyła, że bakteria nie zabije chłopca od razu, tylko chce na nim wegetować i czerpać korzyści tak długo, jak długo się da. Aż trudno nie pomyśleć tego samego o lekarce... Tym bardziej, że kazała ona podpisać matce chłopca, że bierze na siebie odpowiedzialność za konsekwencje leczenia - stosowane przez nią metody nie są zgodne z rekomendacjami w Polsce ani na świecie.

Nie jest to odosobniony przypadek. Kierownik Kliniki przy Chałubińskiego zwraca uwagę, że w ostatnich latach rozwinął się cały biznes korzystający z mody na boreliozę.

- Takie praktyki mają miejsce nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Na boreliozie da się zarobić nawet na pustynnych terenach USA i w krajach, gdzie nie występują kleszcze przenoszące tę chorobę - ironizuje gorzko prof. Leszek Szenborn.

Czy to znaczy, że do kliniki nie trafiają chorzy na boreliozę albo inne choroby przenoszone przez kleszcze? Trafiają. W tym roku jest nadzwyczajnie dużo pacjentów zgłaszających się na konsultacje i leczenie z powodu boreliozy (wywoływanej przez bakterie) oraz kleszczowego zapalenia mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych (wywoływanego przez wirus). - Pacjenci ci zgłaszają się do kliniki z typowymi objawami tej choroby. Znacząco częściej niż w latach ubiegłych stwierdzamy wymagające leczenia zachorowania na boreliozę objawiające się zmianami na skórze, zapalenia układu nerwowego (zapalenia opon, korzonków nerwowych i pojedynczych nerwów - głównie twarzowych) oraz stawów. Rzadziej od boreliozy, ale również częściej niż w poprzednich sezonach, rozpoznajemy też potwierdzone zachorowania na kleszczowe zapalenia mózgu - wylicza specjalista chorób zakaźnych u dzieci.

To wszystko jednak nie znaczy, że trzeba niepotrzebnie wydawać pieniądze na diagnostykę, a tym bardziej z nieuzasadnionych powodów przyjmować antybiotyki, które - gdy nie ma choroby - mogą zaszkodzić. Tym bardziej, gdy są stosowane miesiącami.

Prof. Szenborn mówi o szalonej modzie, którą stało się poddawanie kleszcza badaniom laboratoryjnym. - Taka kosztowna praktyka nie ma żadnego uzasadnienia, nie jest rekomendowana przez żadnych specjalistów. Naraża tylko pacjentów lub ich opiekunów na spore wydatki. Badanie kleszcza kosztuje od 150-300 zł i nie wnosi żadnych istotnych, dla podejmowania decyzji diagnostycznoleczniczych, informacji - mówi profesor.

Badania kleszczy mają znaczenie naukowe, np. w celu wyznaczenia terenów zasiedlonych przez kleszcze zakażone przez wirus KZM. - Co dziwne, akurat tym drobnoustrojem prywatne laboratoria się nie interesują - zauważa zakaźnik. - Prawdopodobnie z powodu braku możliwości domowego leczenia tej choroby i dostępności wiarygodnej, jednoznacznej diagnostyki, na której nie można zarobić tyle, co na innych „tajemniczych” chorobach odkleszczowych, jak borelioza, anaplazmoza czy babeszjoza. Poza tym przeciwko KZM można się zaszczepić.

Kierownik Kliniki apeluje o rozsądek i podkreśla, że wykonywanie niezalecanych badań - zwykle z inicjatywy pacjentów, rzadziej lekarzy - na koszt wystraszonych i dociekliwych poszkodowanych pochłania od 300 do 1000 zł, a wyników tych badań nie potrafi zinterpretować przeciętny lekarz. To może prowadzić do wizyty u „eksperta od boreliozy”, który w dodatku od pacjenta wymaga podpisania zgody na niezalecane oficjalnie leczenie. W takiej sytuacji wszelką odpowiedzialność za następstwa leczenia bierze na siebie poszkodowany. - Tymczasem jeśli istnieją wskazania lekarskie, podejrzenie prawdziwej boreliozy powinno być zawsze diagnozowane i leczone w ramach ubezpieczenia - tłumaczy prof. Leszek Szenborn i przekonuje, żeby nie wykonywać żadnych badań na swój koszt.

O boreliozowej obsesji ostatnich lat mówi też prof. Andrzej Gładysz, zakaźnik, były wieloletni krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych. U spanikowanych dorosłych, którzy się do niego zgłaszają, wyklucza boreliozę w większości przypadków. Potwierdza, że byle ukłucie kleszcza albo wystąpienie dolegliwości stawowych lub nietypowych objawów, których lekarze nie potrafią zdiagnozować, skłania ludzi do wykonania sobie badań prywatnie, bez skierowania od lekarza i w dodatku w niereferencyjnych laboratoriach.

- I często wychodzi im wynik dodatni, który sam w sobie nie jest jeszcze dowodem na to, że ktoś został zakażony boreliozą - mówi prof. Gładysz. - Musi być odpowiednia ewolucja tego wyniku. Przeciwciała, które się wykrywa, muszą być poddane testowi potwierdzenia. Pozwala on zidentyfikować pewne antygeny związane z borrelią. Dopiero na podstawie tego testu można rozpoznać, czy rzeczywiście doszło do zakażenia.

Profesor Gładysz dodaje, że liczy się też rodzaj przeciwciał. W wyniku kontaktu z borrelią - a przez lata nie ma możliwości, żebyśmy nie byli w parku czy w lesie, więc kontakt z tą bakterią w sposób zauważalny lub niezauważalny jest niemalże pewny - organizm wytwarza przeciwciała. Są one tylko dowodem na to, że ktoś zetknął się z tym drobnoustrojem i że jego organizm sobie z nim poradził. To, że organizm wytworzył przeciwciała, wcale nie oznacza, że jest się chorym!

- Niestety, dość nagminnie (nie umiem powiedzieć, dlaczego tak się dzieje), nawet lekarze podchodzą do boreliozy w sposób nieodpowiedzialny i włączają bezmyślnie leczenie - przyznaje zakaźnik. - Albo po to, żeby mieć święty spokój, albo nie umiejąc zinterpretować wyników, albo nie znając jednostki chorobowej jako takiej. Czasami leczenie to trwa miesiącami, a przecież są odpowiednie procedury dostępne w podręcznikach. Tylko trzeba chcieć do nich zajrzeć i chcieć zrozumieć, co tam jest napisane. Wynik trzeba umieć zinterpretować właściwie.

Prof. Gładysz dodaje, że najbardziej go martwi inna kwestia: - Denerwuje mnie to, że samorząd lekarski nie znajduje sposobu na zapanowanie nad lekarzami, którzy uprawiają szarlatanerię, bo to jest szarlataneria - mówi wprost były konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych. - Niewiedza lekarska i życie z niej, czyli na przykład leczenie miesiącami czy latami boreliozy, której nie ma, to jest po prostu przestępstwo!

Do lekarza wybierz się, gdy:
- w kilka dni po kontakcie z kleszczem masz gorączkę lub inne niepokojące objawy;
- w miejscu ukłucia powstanie zaczerwienienie/obrączkowy rumień - powiększający się obwodowo i jego wielkość przekroczy średnicę 3 cm.

Zasady postępowania
Boreliozowe zapalenie skóry jest charakterystyczne, co umożliwia rozpoznanie i leczenie bez badań dodatkowych. Leczenie antybiotykami boreliozy nie powinno trwać dłużej niż 4 tygodnie. Badania przeciwciał mają znaczenie w rozpoznawaniu neurologicznych i stawowych postaci zakażeń - w żadnym przypadku nie nadają się do oceny postępów w leczeniu. Przeciwciała utrzymują się długo - od 2 do 10 lat - jako „blizna we krwi”. Nie zaleca się oznaczania przeciwciał u pacjentów po ukłuciu przez kleszcza oraz bez specyficznych objawów choroby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Borelioza - objawy choroby? Dlaczego lekarze mówią, że borelioza jest modna? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska