Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bomba na dachu przy Bulwarze Ikara zabiła człowieka. Kolejni oskarżeni stanęli przed sądem

Redakcja
Wiesław B. nie przyznaje się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Twierdzi, że zarzuty stawiane mu przez Witolda M. są pomówieniem.
Wiesław B. nie przyznaje się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Twierdzi, że zarzuty stawiane mu przez Witolda M. są pomówieniem. Pawel Relikowski / Polska Press
Szesnaście lat temu na dachu bloku przy Bulwarze Ikara 31, z powodu wybuchu bomby, zginął 40-letni monter anten telewizyjnych. Dziś przed wrocławskim sądem rozpoczął się proces dwóch mężczyzn oskarżonych w tej sprawie. - Chciałbym bardzo przeprosić rodzinę zabitego mężczyzny. Bardzo żałuję tego co się stało - mówił Maciej A., który umieścił ładunek wybuchowy na dachu bloku przy Bulwarze Ikara. Był przekonany, że na dachu budynku nikt bomby nie znajdzie.

Do tragedii doszło 16 lat temu. Czterdziestoletni monter zbiorczej anteny telewizyjnej zginął po wybuchu bomby na dachu 8-piętrowego bloku przy Bulwarze Ikara we Wrocławiu. Do eksplozji doszło, gdy mężczyzna zajrzał do reklamówki leżącej na dachu. Otwierając ją, prawdopodobnie uruchomił zapalnik.

Dziś na ławie oskarżonych zasiedli dwa mężczyźni, którzy zostali oskarżeni w tej sprawie. Maciej A. przyznał się do winy. To on schował ładunek wybuchowy na dachu budynku. Drugim oskarżonym jest znany w gangsterskim półświatku Wiesław B., który miał zamówić bombę. On nie przyznaje się do winy.

Być może do wyjaśnienie tej sprawy nigdy nie doszłoby, gdyby nie zeznania skruszonego Witolda M., znanego niegdyś gangstera w przestępczym półświatku Wrocławia.

Witold M. zeznał, że zamówił bombę na zlecenie wrocławskiego gangstera Wiesława B., który potrzebował ładunku do wysadzenia w powietrze samochodu człowieka, z którym był w konflikcie. Bomba zawierała 300 g materiału wybuchowego i górniczy zapalnik. Witold M. poprosił swojego kolegę Macieja, by ten przechował ładunek. Maciej mieszkał w bloku przy Bulwarze Ikara i był przekonany, że na dachu budynku nikt bomby nie znajdzie. Nie wziął jednak pod uwagę, że na dach wejdą dwaj monterzy anteny telewizyjnej. Jeden z nich znalazł reklamówkę z bombą, wyciągnął ją z worka. I wtedy doszło do wybuchu. Drugi z mężczyzn – na moment przed wybuchem – odszedł kawałek dalej i to uratowało mu życie.

Dzięki współpracy i złożonym przez Witolda M. zeznaniom, prokuratura wnioskowała o nadzwyczajne złagodzenie kary i skazanie oskarżonego na 5 lat więzienia, w zawieszeniu na 10 lat. Sąd przychylił się do wniosku prokuratora. Skruszony gangster zobowiązał się też do zapłacenia wdowie po zmarłym monterze nawiązkę w wysokości 100 tys. zł.

Dziś Maciej A., który schował ładunek na dachu przyznał się do winy. Przeprosił rodzinę zabitego mężczyzny i powiedział, że bardzo żałuje tego, co się stało. Zeznał, że schował ładunek na dachu, ponieważ myślał, że nikt go tam nie znajdzie. W czasie wybuchu nie było go w domu. Po przyjeździe na miejsce, kiedy zobaczył wielu policjantów i "rozerwane kawałki ciała w wielkości momenty 20-groszowej", domyślił się, że wybuchła bomba, którą zostawił na dachu.

- Ustaliłem z Witoldem M., że nigdy nikomu o tym nie powiemy, że gęba na kłódkę - mówił oskarżony. Na początku nie przyznawał się do winy, jak powiedział, ze strachu, chciał iść w zaparte.

- To była głupota. Czuję się wykorzystany przez Witolda M. byłem jego żołnierzem - mówi oskarżony. Powiedział też, że nie wiedział dla kogo miał być ładunek wybuchowy. Nie zna Wiesława B., nigdy o nim nie słyszał.

Wiesław B. nie przyznaje się do winy, odmówił składania wyjaśnień. Twierdzi, że zarzuty stawiane mu przez Witolda M. są pomówieniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska