Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohaterowie są dziś starzy, lecz nie zmęczeni, a olimpijskie ideały mają się całkiem nieźle

Wojciech Koerber
Dlaczego Justyna Kowalczyk prześwietliła złamaną stopę dopiero w Soczi? Bo w Polsce miała termin na 26 sierpnia. Tak, w internecie ludzie już wiedzą wszystko. Jak w tym dowcipie o dziadku, co rejestruje się do kardiologa i słyszy w okienku, że winien się stawić w lutym 2016. Dopytuje więc, czy rano, czy może po południu. - Proszę pana, a czy to dziś ważne?! - ofukuje go podniesionym głosem pani z okienka, na co starszy człowiek nieśmiało: - Ważne, bo na rano mam już ortopedę.

No dobra, mam tego świadomość. Zacząłem wchodzić w okres, gdy ten sam dowcip opowiada się po raz wtóry. Ten o Kowalczyk nietypowy jednak nieco, mianowicie stawiający Rosjan w lepszym świetle. A mierziło mnie to szydzenie z gospodarzy igrzysk. Że kible podwójne, że Sroczi, a nie Soczi, i że piąte kółko olimpijskie podczas otwarcia się nie rozpostarło. Ludzie, zorganizujcie coś najpierw sami!

Jeszcze kilka lat temu ta cała Krasna Polana wyglądała jak teren wokół Zakopanego. Nie było nic. Dziś jest pięknie, a 51 miliardów euro, którą to kwotę wszyscy powtarzają, a więcte 51 mld nie w same igrzyska władowano, lecz w całą infrastrukturę do życia potrzebną. Kto bogatemu zabroni? Zresztą, syty głodnego nie zrozumie, bo w dwóch różnych światach żyją. Pewien znany wrocławski biznesmen, diler samochodowy, opowiadał raz nieco uboższemu koledze, że świetną restaurację we Wrocławiu otworzyli. - Słuchaj no - mówi. - Rewelacja. Za 150 zł tak się można najeść! - zachwalał, przejeżdżając palcem wskazującym na wysokości czoła. Tak, bogaty i biedny z dwóch różnych są światów.

Dziś już sami widzicie, że piękne są te igrzyska. I że olimpijskie ideały mają się całkiem nieźle. Spójrzcie tylko: Kowalczyk będzie zaraz panią doktor. Stoch studia skończył kilka miesięcy przed zdobyciem w Val di Fiemme mistrzostwa świata. Strażak Bródka pracuje zawodowo, jest rodzina, jest i złoto. Zdobyte nieznacznie, o bródkę, ale jest, bo szczęście sprzyja lepszym. To oklepane powiedzenie zawiera w sobie niezwykłą mądrość - w sporcie szczęście z reguły, bo nie zawsze, sprzyja lepszym. A zatem można? Można. W zdrowym ciele zdrowy duch. Co dobre, to i piękne, takie starożytne kalos kagathos.

I jeszcze jedno. Dziś bohaterowie są starzy, lecz nie zmęczeni. Patrz 40-letni biathlonista Bjoerndalen, w Soczi znów złoty. Szczerze? To wariat. Śpi w niedogrzanych pokojach i na twardym łóżku, bo twierdzi, że luksus rozleniwia. Na zawody jeździ z własnym odkurzaczem, bo nie ufa pokojówkom, a wszystko musi mieć w zasięgu ręki sterylne. No i tej ręki stara się nikomu nie podawać. Wiadomo - zarazki. Alkoholu nie tyka, ostatnio się rozwiódł, dzieci dopiero po karierze. Złoto z Soczi sprawiło, że chciałby jeszcze poodkurzać, a może nawet pozamiatać, w 2022 w Pyeongchang. Sorry, za daleko, ale trzymam kciuki. I pamiętajcie, że bycie wariatem nie jest jedyną receptą na sukces. Skoczek Kasai, lat niespełna 42, to przeciwieństwo Bjoerndalena.

Luzak. Sobotnie srebro też ma dać mu kopa do Pyeongchang. A mówi Wam coś nazwisko Oscar Swahn? Szwedzki strzelec, patrząc na listę sukcesów, bez wątpienia wyborowy. Najstarszy medalista olimpijski w historii. W 1920 r. w Antwerpii, mając lat 73 i siwą brodę, pożegnał się z igrzyskami srebrnym krążkiem w konkurencji mierzenia do sylwetki jelenia. Nie ma jej już na igrzyskach, ale jeleni wciąż wokół nas sporo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska