18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogusław Mamiński - Największą przeszkodą była polityka. Tylko tej nie pokonał

Wojciech Koerber
Organizator Bogusław Mamiński z córką Bogną, studentką wrocławskiej AWF.
Organizator Bogusław Mamiński z córką Bogną, studentką wrocławskiej AWF. wasylfoto, archiwum rodzinne
Na gorszy okres szczytu formy i fizycznych możliwości nie mógł sobie przygotować. Matka natura wskazała 1984 rok. Zamiast więc do Los Angeles, wybrał się do Moskwy na zawody "Przyjaźń 84", które zresztą wygrał. Mimo nie do końca sprzyjających okoliczności przyrody piękna była to jednak kariera, znaczona medalami MŚ i ME.

UWAGA! ARTYKUŁ POWSTAŁ W 2013 ROKU!

Nie wybrzydzajmy. Cieszmy się, że w ogóle trafił Bogusław Mamiński do profesjonalnego sportu. Późno, bo późno, po 20. roku życia, ale jednak. Dzięki komu? Dzięki wojsku.

Urodził się w Kamieniu Pomorskim, a zaczynał od kopania piłki. - Chyba jak większość chłopaków, którzy stawali się później lekkoatletami. Zresztą taki Said Aouita (złoty i brązowy medalista olimpijski na 5 000 oraz 800 m - WoK) grał nawet kiedyś w reprezentacji Maroka do lat 18. Wiem, bo rozmawialiśmy o takich szczegółach, gdy trafiłem do włoskiego klubu. W moich czasach bieganie nie cieszyło się przecież wielką popularnością, a niemałą bolączką był sam nabór do średnio-długich dystansów. A raczej jego brak. Ciężko było wyselekcjonować tych, którzy mieli predyspozycje. Mam na myśli chociażby Henryka Szordykowskiego, Antoniego Niemczaka czy siebie - zauważa Mamiński. Jego wypatrzył w końcu trener Wiesław Kiryk. W 1976 roku podczas Wojskowych Biegów Narodowych.

- Odbywałem zasadniczą służbę zawodową w Gryficach, a we wrześniu 1976 roku miały właśnie miejsce Wojskowe Biegi Narodowe. W Międzyrzeczu. Wygrałem wówczas tę imprezę i dwa miesiące później byłem już zawodnikiem profesjonalnego klubu biegowego WKS Oleśniczanka - przypomina lekkoatleta. W tych właśnie barwach udał się na igrzyska do Moskwy i w tych samych sięgnął po srebro ME (Ateny 1982).

Gdy Mamiński dokładał w Międzyrzeczu kolegom z armii, cztery lata starszy Bronisław Malinowski sięgał w Montrealu po olimpijskie srebro. W Moskwie biegali już ramię w ramię ku chwale ojczyzny. Malinowski był złoty, a reprezentant Oleśniczanki siódmy. - Dość szybko wskoczyłem na niezły poziom. W Moskwie sytuacja rozwijała się na tyle dynamicznie, że po pierwszych biegach władze naszego sportu rezerwowały nawet dla mnie czwarte miejsce. To było jednak inne bieganie niż dzisiaj. Rozgrywano eliminacje, półfinał i dopiero finał, rywalizowaliśmy co drugi dzień. Do takiego turnieju należało być wyjątkowo przygotowanym. I mnie na najważniejszą rozgrywkę tego zdrowia już nieco zabrakło - nie ukrywa przeszkodowiec.

Malinowski? - To był mój profesor Bronek. Bardzo często wspierał i pomagał jako ten bardziej doświadczony. Pamiętam, że w tamtym olimpijskim sezonie forma przyszła u mnie troszeczkę spóźniona. Dwa tygodnie po Moskwie mieliśmy w Łodzi mistrzostwa Polski i ja tam z nim przegrałem, ale po bardzo wyrównanej końcówce. To była walka na centymetry. I mobilizacja do dalszej pracy. Bronek był mistrzem, ale z czasem musiał też mnie zacząć traktować jako rywala. Taka kolej rzeczy. Wciąż się jednak przyjaźniliśmy, właściwie na każdym wyjeździe mieszkaliśmy razem w pokoju - mówi Mamiński.

Efekty rywalizacji były widoczne. W 1981 roku zawodnik Oleśniczanki dostał się do reprezentacji Europy i wygrał bieg w ramach rzymskiego Pucharu Świata. Malinowski ten poolimpijski sezon przeznaczył na regenerację i odbudowę organizmu. - Tak, on sezon odpuścił, a ja się uwijałem. We wrześniu mieliśmy polecieć na Cypr, na profilaktyczne leczenie połączone, w moim przypadku, z jakimś drobnym startem. Dzień, a może dwa dni przed podróżą nadeszła wiadomość, że Bronek zginął w wypadku samochodowym na moście w Grudziądzu. Wracał do domu, chwilę wcześniej odwoził na pociąg swoją partnerkę, z którą wiązał poważne życiowe plany. Musiał przejechać tym mostem Wisłę... - smutno konstatuje Mamiński.

W 1984 roku również wyobrażaliśmy sobie Polaka na olimpijskim podium w biegu na 3 000 m z przeszkodami. Miał nim być Mamiński. Wiek - 29 lat. Idealny. Forma również. Wyniki ją potwierdzające - nie inaczej. W tamtym właśnie sezonie nasz reprezentant wykręcił rekord życiowy (8.09,18 - Bruksela, 24 sierpnia). - Tak mi się wydaje, że wszystko zmierzało w kierunku pudła. Byłem dobrze przygotowany, a mityngi z tuzami zawsze kończyłem w pierwszej trójce. Nie wiem czy o złotym, ale o krążku mogłem marzyć. Zresztą otwierałem wtedy listę rankingową z najlepszym wynikiem na świecie (8.12), który uzyskałem w Oslo. Takie jednak były czasy, że do Los Angeles nie polecieliśmy. A wspomniany wynik z Brukseli to była taka kropka nad "i". Uzyskałem przecież rezultat niezwykle bliski rekordowi Polski Bronka (8.09,11), aktualnemu zresztą do dziś - zaznacza olimpijczyk.

Zamiast za ocean, w 1984 roku paradoksalnie wybrał się Mamiński na drugą stronę żelaznej kurtyny. Ponownie do Moskwy, gdzie rozgrywano alternatywne igrzyska demoludów pod nazwą "Przyjaźń 84". I Polak okazał się dla rywali mało przyjazny. Zwyciężył przed Niemcem z NRD, Hagenem Melzerem, który w 1987 roku został w Rzymie wicemistrzem świata. Na otarcie łez została także do dziś pobierana olimpijska emerytura. No i trzecie miejsce w Plebiscycie Przeglądu Sportowego na 10 najlepszych sportowców kraju.

W 1988 roku w Seulu miał już Mamiński 33 lata i to, co najlepsze zapewne za sobą. - Troszeczkę się pozmieniało. Wcześniej, w 1985 roku, za zgodą władz państwowych wyjechałem na dłuższy kontrakt do klubu we Włoszech. Miałem swobodę w poruszaniu się po Europie oraz świecie i nie ukrywam, że dzięki bieganiu próbowałem odłożyć coś na dalsze życie. Tych docelowych imprez do końca jednak nie odpuściłem, o czym świadczy ósme miejsce wywalczone w Seulu. To chyba niezły wynik biorąc pod uwagę fakt, że szykowałem się na własną rękę, na skróty, bez centralnego szkolenia. Zresztą był to bodajże najlepszy indywidualny wynik polskiej lekkoatletyki na tamtych igrzyskach. Inna sprawa, że do ostatniej chwili ten mój wyjazd strasznie utrudniano. Honorat Wiśniewski, szef wyszkolenia w PZLA, długo mnie w reprezentacji nie widział, lecz pomogłem szczęściu wynikiem ze Sztokholmu (8.18,63). Zabrano mnie po interwencji ówczesnego szefa sportu, Aleksandra Kwaśniewskiego, doleciałem pięć dni później jako ostatni reprezentant naszego kraju. Marian Woronin czy Jacek Wszoła mieli mniej tego szczęścia. Choć byli w wielkich imprezach obyci, ich do Seulu nie zabrano. Mimo że dyspozycja wskazywała, iż mogli tam powalczyć. Ja podszedłem do sprawy ambicjonalnie, próbowałem walczyć i było nawet blisko piątego miejsca. Zdecydowały jednak ostatnie metry - tak wspomina Mamiński swoją ostatnią olimpijską misję.

Gdy chodzi o inne światowe imprezy, w 1982 roku przywiózł lekkoatleta wspomniane srebro ME z Aten. - Na złoto też była szansa, lecz walczyłem tam z zapaleniem ucha. Uważałem, że jeśli wezmę antybiotyk, rozłoży mnie to, więc biegałem z cierpieniem. Wygrał Niemiec z RFN, Patriz Ilg, z którym bilans miałem na plus, lecz w najważniejszych momentach to on był górą. Nawet mnie jakiś czas temu odwiedził na jednym z biegów śniadaniowych w Międzyzdrojach - dodaje Mamiński. Rok później sięgnął w Helsinkach po srebro mistrzostw świata, a złoto ponownie sprzątnął mu sprzed nosa Ilg.

- No cóż, taki byłem "mister two". Ciągle drugi. Ilg miał już dobre wejście na ME w Pradze (1978), gdzie zdobył srebro, choć chyba nie powinien, bo ominął przeszkodę przy upadku Krzysia Wesołowskiego. Sędziowie się trochę pogubili, a zwyciężył wtedy Bronek - wyjaśnia nasz champion. U schyłku kariery przeniósł się jeszcze z Legii do Bałtyku Rewal (1993-94). Z sentymentu. - Bo tam dorastałem, a ojciec był prezesem klubu. Chciałem zdobyć dla tego klubu oraz dla taty tytuł MP, no i udało się w wieku 38 lat. To chyba do dziś jedyny taki tytuł dla gminy Rewal - dodaje. W końcu przyszedł też czas na Sporting Międzyzdroje (1994-1996), gdzie na tamtejszym, kameralnym stadionie wakacyjną porą biegają sobie dziś także amatorzy, w tym niżej podpisany. Dzięki Mamińskiemu m.in.

- Po powrocie z Włoch zainwestowałem środki w miejsce, które ze względu na swoje walory wydawało mi się idealne do biegania. Woliński Park Narodowy i łagodny klimat w okresach zimowych sprzyjają bowiem budowaniu wytrzymałości. Bo buduje się ją na dole, a górami dopiero bodźcuje. Działając przy PZLA zacząłem namawiać miejscowe władze do wybudowania takiego stadionu, pomagałem uzyskać środki. Wcześniej dowiedziałem się, że 30 km dalej, w Zinnowitz, taki ośrodek będący kuźnią talentów mają Niemcy, i że przyjeżdżają tam ich mistrzowie olimpijscy. To mnie zainspirowało - nie ukrywa animator sportowego stylu życia. Dziś jedną nogą żyje w Międzyzdrojach, a drugą w stolicy, gdzie organizuje imprezę dla około 10 tysięcy uczestników "Biegnij Warszawo". Nad morzem częściej urzęduje żona Beata, warszawianka z urodzenia, zajmując się pensjonatem.

A nowe pokolenie Mamińskich zachowuje inicjały B.M. Tworzą je syn Bogusz (25 lat) oraz córki Bogna (23) i Beata (15). Ta ostatnia tańczy towarzysko, a pierwsza, studentka wrocławskiej AWF, współorganizuje zbliżające się Dolnośląskie Święto Sportu (25 maja, Stadion Olimpijski we Wrocławiu).

Bogusław Mamiński

Ur. się 18.12.1955 roku w Kamieniu Pomorskim. Olimpijczyk z Moskwy (1980), gdzie w biegu na 3 000 m z przeszkodami zajął 7. miejsce (8.19,5), a zwyciężył Bronisław Malinowski (8.09,7). Osiem lat później w Seulu był 8. (8.15,97), a wygrał Kenijczyk J. Kuriuki (8.05,51). Wicemistrz Europy z Aten (1982, czas 8.19,22) oraz wicemistrz świata z Helsinek (1983, czas 8.17,03). Zajął pierwsze miejsce podczas zawodów PŚ w Rzymie (1981, czas 8.19,89). 9-krotny mistrz Polski (5 000 m - 1983 i 1987, 3000 m z przeszkodami - 1979, 1985, 1992 i 1993, bieg przełajowy na 6 km - 1978, 1981 i 1991). Dwukrotny zdobywca Złotych Kolców (1981 i 84). Dwukrotnie znalazł się w "10" Plebiscytu Przeglądu Sportowego (1983 - 5. miejsce, 1984 - 3.). Kluby: m.in. Oleśniczanka (1977-1982) i Legia Warszawa (1983-1993). Podoficer WP. Absolwent poznańskiej AWF (trener-nauczyciel).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska