Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Zdrojewski - motorniczy, psi fotograf, prezydent, minister. CV Honorowego Obywatela Wrocławia

Hanna Wieczorek, Robert Migdał
Prowadzenie tramwaju? Pestka! Nie takie maszyny pan minister w młodości prowadził - był m.in. maszynistą pociągu towarowego
Prowadzenie tramwaju? Pestka! Nie takie maszyny pan minister w młodości prowadził - był m.in. maszynistą pociągu towarowego Wojtek Wilczyński
Jego CV jest długie jak pas startowy wrocławskiego lotniska na Strachowicach. Był psim fotografem i motorniczym we wrocławskich tramwajach. Prowadził pociąg towarowy, na frezarce robił koła zębate i dorabiał jako ogrodnik. No i oczywiście był prezydentem miasta, senatorem, posłem... Od kilku lat jest ministrem kultury i dziedzictwa narodowego. Człowiek orkiestra. O Bogdanie Zdrojewskim, który w tym tygodniu otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia, piszą Hanna Wieczorek i Robert Migdał.

Dopiero po 6 latach prezydentury Wrocławia Bogdan Zdrojewski przyznał się sam przed sobą, że na uczelnię już nie wróci. Tak skończyły się marzenia o karierze naukowej i założeniu ośrodka badań społecznych z prawdziwego zdarzenia. Zanim jednak został prezydentem, okazał się człowiekiem wielu talentów. Absolwent filozofii i kulturoznawstwa. Wcześniej skończył liceum o specjalności obróbki skrawaniem, technikum ekonomiczne, technikum kolejowe. Ma uprawnienia do spawania gazowego i elektrycznego. Pracował w przemyśle zbożowo--młynarskim - jako specjalista od części zamiennych....

- Byłem zachłanny na wiedzę i umiejętności. Zdobywałem uprawnienia i różnego rodzaju umiejętności, abym na każdą, nawet najgorszą chwilę miał dobry zawód - tak Bogdan Zdrojewski tłumaczy swoje różne zainteresowania i pasje.

Psi fotograf, co robił zdjęcia w parku
Choć pochodzi z Kłodzka, to całe dorosłe życie związał z Wrocławiem - swoim ukochanym miastem, w którym został - w poniedziałek - honorowym obywatelem (obok takich sław, jak papież Jan Paweł II, Lech Wałęsa czy Andrzej Wajda). Tu skończył studia, tu poznał swoją ukochaną żonę - Barbarę. Tu na świat przyszły jego dzieci.

Zobacz też: Bogdan Zdrojewski odbiera tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia (ZDJĘCIA)

Jest człowiekiem wielu pasji. Uwielbia robić zdjęcia. Akurat to hobby przyniosło mu swego czasu niezłe pieniądze, kiedy był... psim fotografem na międzynarodowych wystawach psów rasowych.

- Pieniądze były dobre, bo obsługiwałem głównie obcokrajowców. Mam taką zasadę, przekonanie, że aby być dobrym w fotografii określonego rodzaju, trzeba znać przedmiot tej fascynacji. Poznałem więc rasy, wzorce, hodowle i w związku z tym wiedziałem, jak zrobić dobre zdjęcie, jaki filtr zastosować, by np. sierść była jedwabista jak u afganów lub wręcz odwrotnie - szorstka jak u sznaucerów. Ponieważ płacono w walutach obcych, a przeliczniki były genialne, i do tego psy uwielbiałem, dobrze wspominam tamtą pasję - opowiada Zdrojewski.
Oprócz robienia zdjęć psom, minister lubi też fotografować... rośliny. - Pierwsze zdjęcia klasycznie "parkowe" wykonywałem w parku Szczytnickim. Tam właściwie ćwiczyłem. Robiłem zdjęcia o różnych porach dnia i roku. Bo inaczej fotografuje się ogród w śniegu, inaczej zielony. Uczyłem się światła i perspektywy, głębi ostrości - wspomina.

Bogdan Zdrojewski nie skusił się jednak nigdy, żeby robić zdjęcia... nagich kobiet.
- Akt jest niezwykle trudną dziedziną sztuki fotograficznej. Wymaga wielkiej wiedzy, ogromnego obycia w subtelnościach technik fotograficznych, a przede wszystkim czasu. Trzeba być przy tym bardzo cierpliwym, a to chyba przychodzi z wiekiem - opowiadał.

I Niemen, i Osiecka, i Led Zeppelin
Jako minister odpowiedzialny za kulturę uwielbia... rzeczy kulturalne: i film, i muzykę, i malarstwo.
Chciał być operatorem filmowym, ale nie dostał się do szkoły filmowej (oblał egzaminy). Miłość do kina mu jednak pozostała. Seriali nie ogląda, za to w kinie jest częstym gościem. Jest - jak sam przyznaje - strasznym snobem, jeśli chodzi o kulturę i muzykę.

Przecyztaj: Bogdan Zdrojewski Honorowym Obywatelem Wrocławia

- Słucham wszystkiego, byle w najlepszych wykonaniach, nagraniach, dobrych miejscach. Uwielbiam Bacha, Sibeliusa, Debussy'ego, ale z drugiej strony cenię też Agnieszkę Osiecką, Marka Grechutę, Czesława Niemena, Ewę Demarczyk. Sięgam po Led Zeppelin, którzy byli moją ulubioną grupą. Z tych moich różnych rodzajów muzyki układa się niezły kicz - opowiadał w wywiadzie dla naszej gazety. - Tak samo jest, jeśli chodzi o malarstwo: lubię i Picassa, i Turnera, ale też Alinę Szapocznikow. (...) Nienawidzę rzeczy nieoryginalnych, nienawidzę naśladownictwa, rzeczy sztucznych, plastikowych...

Jednak jego największą pasją, od lat, jest polityka. Czuje się w niej jak ryba w wodzie. Jak to się zaczęło?
Człowiek znikąd
W 1990 roku trzydziestotrzy- letni wówczas Bogdan Zdrojewski nie był we Wrocławiu powszechnie znany. Nie był nawet rozpoznawany w Radzie Miejskiej, do której dostał się wraz z większością radnych jako kandydat Wrocławskiego Komitetu Obywatelskiego "Solidarność".

Jedna z ówczesnych radnych wspominała pod koniec pierwszej kadencji, że przeżyła spore zaskoczenie, kiedy okazało się, że to właśnie on ma zostać prezydentem miasta.

- Byłam zdumiona, ponieważ wcześniej jako przyszłego prezydenta przedstawiono nam kogoś innego, Rafała Dutkiewicza - opowiadała Maria Piaczyńska. - Dutkiewicz wywarł na nas dobre wrażenie, Zdrojewski wydawał się za młody na to stanowisko, taki chłopaczek.
Inny ówczesny radny, Krzysztof Tenerowicz, wspominał to tak: - Nie było prosto. Przed radnymi, a było ich wtedy 70, stanął młody chłopak w brązowym garniturze. Konkurował ze znacznie starszym, doświadczonym Zenonem Wysłouchem, którego popierała spora grupa radnych. Zdrojewski wygrał.

Sam minister tak wspomina ten czas: - Nie od razu, ale jednak wiedziałem, że coś z tym moim wiekiem jest nie tak. Wszyscy prezydenci największych polskich miast byli dwa razy ode mnie starsi. Miałem świadomość pewnej niestosowności, ale też szans. Bardzo, ale to bardzo zależało mi na pozyskaniu akceptacji samych wrocławian. By mój wiek nie był przeszkodą, lecz atutem.
Do dzisiaj nie ma zgodności co do tego, jak Bogdan Zdrojewski trafił do Komitetu Obywatelskiego, którym wówczas kierował Rafał Dutkiewicz. Jedni mówią, że przyprowadził go dzisiejszy prezydent Wrocławia, przedstawił i powiedział, że będzie sekretarzem. Inni pamiętają, że zgłosił się sam i zadeklarował, że przeprowadzi badania opinii publicznej. Co prawda Krzysztof Turkowski podśmiewał się z tych "czarów", ale okazało się, że prognozy Zdrojewskiego były prawdziwe. W przeciwieństwie do innych trafił w dziesiątkę.
- Badania były rzetelne, dobrze wszystko policzył - mówi Jarosław Obremski. - Ja Bogdana nie pamiętam z czasów, kiedy kierował NZS-em na Uniwersytecie Wrocławskim. Po raz pierwszy zobaczyłem go podczas strajków studenckich na Akademii Ekonomicznej. Władze niezbyt ładnie postępowały z protestującymi studentami i jeden z pracowników AE stanął w ich obronie. Zrobił to zresztą bardzo ładnie. Był to właśnie Bogdan Zdrojewski. Pomyślałem wtedy, że zaproszę go, jako jednego z panelistów, na przygotowywany przez nas tydzień społeczny.
Podobno Zdrojewski jeździł wtedy starym fiatem. I mówił, że pasów w nim nie wymienia, bo trzykrotnie podniosłoby to wartość auta.
Jak śmieje się Paweł Skrzywanek, kiedy Rafał Dutkiewicz powiedział, że to właśnie Zdrojewski będzie prezydentem, wiele osób przeżyło szok. Inni przypominają sobie, że ostateczna decyzja zapadła w ogródku Włodzimierza Mękarskiego. Po ostrej awanturze. Podobno najtrudniej było przekonać Władysława Frasyniuka, który pytał: "Zdrojewski? A kto to jest?". W końcu jednak i on dał swoją zgodę.
- Uważano, że ten urząd powinien objąć ktoś starszy, z większym doświadczeniem - wspomina Skrzywanek. - Jednak nam, wówczas niespełna trzydziestolatkom, wydawało się to strzałem w dziesiątkę. I to młodzi stali się jego naturalnym zapleczem w Radzie Miejskiej. W naszym przypadku określenie "pampersy" było prawdziwe.

Radni pierwszej kadencji, a było ich 70, mówiąc o Zdrojewskim, uśmiechają się: "Chłopaczek z wąsami, w brązowej marynarce w paski, takiej samej, w jakiej chodził Dutkiewicz". Ta marynarka była przez kilka lat jego znakiem rozpoznawczym. Gorzej było z wąsami i grzywką, bo co kilka miesięcy golił wąsy i zmieniał fryzurę. Złośliwi dziennikarze poświęcali sporo miejsca na komentowanie tych zmian. Można było przeczytać i takie uwagi: "Niektórzy dostrzegają, że prezydent Wrocławia, Bogdan Zdrojewski jakby mocniej ostatnio pracował nad swoim image. Dzięki lokalnej telewizji widzimy go na przemian a to z grzywką, a to zaczesanym na boczek(...)".

Za młody na prezydenta
Młody wiek prezydenta i jego współpracowników nie okazał się balastem. Wrocławski samorząd podejmował decyzje, których gdzie indziej podjąć się nie odważono. - Pamiętam moją wizytę w Poznaniu - opowiada Jarosław Obremski. - Wydawało mi się, że poznański zarząd jest znacznie lepiej przygotowany do zarządzania miastem. Zasiadali w nim ekonomiści, prawnicy. Okazało się, że u nas podejmuje się decyzje, w Poznaniu nie, bo obawiano się komukolwiek narazić.

Sam Bogdan Zdrojewski przyznawał, że większość prezydentów polskich miast w roku 1990 to byli ludzie już na emeryturze albo tuż przed nią. Tak było w Warszawie i Krakowie, gdzie wybrano profesorów Wyganowskiego i Woźniakowskiego, którzy mają dzisiaj ponad 90 lat. Wrocławiem rządzili ludzie w wieku 29-35 lat, a w innych miastach średnia to 60-65 lat, czasem nawet 70. I tak opowiadał o pierwszym spotkaniu prezydentów największych miast Polski w Pałacu Kultury: - Zjechaliśmy do stolicy na zaproszenie ówczesnego prezydenta Warszawy, Stanisława Wyga-nowskiego. Spóźniłem się jakieś pięć minut, bo dostałem błędną informację o miejscu spotkania. Wpadłem do sali, profesor Jacek Woźniakowski, prezydent Krakowa, mówi do mnie, że on się dzisiaj kawy napije, nie herbaty. Poszedłem więc do sekretariatu, przekazałem, że profesor się jednak kawy napije i wróciłem na salę. A profesor Wyganowski patrzy na mnie zdziwiony i pyta: "Przepraszam bardzo, a pan kto?". Odpowiadam mu: "Bogdan Zdrojewski z Wrocławia". On mi odpowiada: "Bardzo przepraszam, pomyliłem pana z obsługą".
Wrocław się zmieniał w zadziwiającym tempie. I nie zawsze zmiany były akceptowane przez wszystkich. Nie bez kozery Bogdan Zdrojewski powiedział przy okazji nadania mu tytułu Civitate Vratislaviensis Donatus: "Można zazdrościć prezydentowi Dutkiewiczowi manifestacji przeciwko pod-wyżkom cen biletów MPK. Pamiętam, jakie manifestacje potrafił urządzać swego czasu obecny tutaj Krzysztof Turkowski". Nawiązywał w ten sposób do protestów wrocławskich kupców, związanych z prywatyzacją handlu. Udało się wtedy sprywatyzować ponad pół tysiąca sklepów - mimo ostrego sprzeciwu handlowców. W żadnym mieście nie zrobiono tyle w tak krótkim czasie. Procentował młody wiek prezydenta i jego współpracowników.

Po czterech latach okazało się, że Rynek może być centrum życia towarzyskiego. W miejsce sklepów z mięsem pojawiły się restauracje, kawiarnie i ogródki. - Nie byliśmy asekuranccy. Mogliśmy ryzykować. Natomiast ja miałem już wówczas trochę doświadczeń, zwłaszcza w kierowaniu ludźmi. Zajmowałem się także socjologią kierowania zespołami ludzkimi i socjologią kierownictwa - mówi Zdrojewski.

Wielka miłość wrocławian
Zdrojewski doprowadził do perfekcji umiejętność komunikowania się z mieszkańcami Wrocławia. Co tydzień pojawiał się w redakcji Echa - pierwszej prywatnej telewizji w stolicy Dolnego Śląska - i na żywo odpowiadał na pytania telewidzów. Przychodził do wrocławskich gazet i czekał na telefony od czytelników.

Złośliwi parafrazowali stary dowcip o Leninie i mówili, że boją się otworzyć lodówkę, żeby znowu nie było o prezydencie Wrocławia. Ale ludzie go kochali. Wygrywał wszelkie możliwe rankingi. Mówiło się, że gdyby we Wrocławiu wystartował w konkursie na Miss Polski, to dostałby koronę. Może dlatego, że wydawało się, iż o Wrocławiu wie wszystko, zna każdą dziurę w chodniku.
Sam Zdrojewski śmiał się, że w urzędzie nazywano go "papierojadem", bo czytał każdy dokument, każdy list, który przyszedł do Sukiennic. I dodawał, że do telewizji Echo dzwonili ludzie w sprawach, które zwykle pojawiały się wcześniej w listach, petycjach lub były sygnalizowane w bezpośrednich rozmowach.
- Pamiętam kilka takich, wręcz detalicznych spraw - opowiadał nam kilka lat temu. - Np. skradzionej klapy kanalizacyjnej na Odrzańskiej czy też zdewastowanej bramy przy ul. Szczytnickiej. W obu przypadkach kilkanaście godzin wcześniej byłem tam osobiście. Tak właśnie rodziła się legenda, że znam Wrocław w każdym najmniejszym detalu. Poparcie dla Zdrojewskiego zaczęło spadać wiosną 1997 roku. Ludzie byli zmęczeni nieustającym remontem Rynku i okolic. A remont, zakrojony na wielką skalę, rozpoczął się w 1994 roku i trwał trzy lata.

- Trzeba mieć trochę szczęścia w polityce - śmieje się jeden z jego byłych współpracowników. - Bogdana uratowała powódź. Do dzisiaj trwają spory, czy zrobiono wszystko, by ostrzec wrocławian i powstrzymać wielką wodę, która spustoszyła miasto. Jednak wszyscy zgodnie przyznają, że Zdro-ewski dokonał cudu - był z ludźmi, zjednoczył ich, dzięki niemu wyszli z powodzi z poczuciem odniesionego zwycięstwa. Nie na darmo mówiło się zaraz po powodzi, że ma ręce Kaszpirowskiego. Zatrzymujące wodę. Jeden ze współpracowników Zdrojewskiego wspominał: "Pojechaliśmy na jakieś osiedle - domki jednorodzinne, woda podchodzi pod sam próg, a ludzie spokojnie siedzą i czekają. Pytamy, dlaczego nie ewakuują się i słyszymy: »Był u nas Zdrojewski i powiedział, że nas nie zaleje«. Co najzabawniejsze, faktycznie woda do domów tam nie weszła".

Sam minister opowiada jeszcze jedną anegdotę związaną z powodzią. - Stoję na workach z piaskiem przy skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego i Świdnickiej. Godziny poranne, około 8.30. Zwróciłem uwagę, że mimo zalania ulic, działa sygnalizacja świetlna na skrzyżowaniu. Nagle patrzę, jak młody człowiek podpływa na kajaku i... wyhamowuje na czerwonym świetle. Popatrzył w lewo, w prawo i popłynął dalej. Filmowa scena.

W roku powodzi zdecydował się spróbować sił w wielkiej polityce i jako kandydat niezależny został senatorem. Rok później po raz ostatni wystartował w wyborach samorządowych. Wiadomo było, że Bogdan Zdrojewski ma trzecią kadencję w kieszeni. Jednak już tak łatwo jak poprzednio nie było. Trzeba było zawrzeć koalicję z AWS. Po cichu mówiono, że w rozmowach z przyszłym koalicjantem najwięcej do powiedzenia ma Grzegorz Schetyna, a jak się plotkuje, obaj panowie serdecznie się nie znoszą.
Zdrojewski więc bez żalu pożegnał się z ratuszem, by kandydować w roku 2001 do Sejmu. Został posłem i wsławił się tym, że bez oporów zrezygnował z immunitetu poselskiego, kie-dy został oskarżony o niegospodarność w związku z niepłaceniem VAT-u przez miasto.

Proces ciągnął się długo. Ostatecznie Zdrojewski został uniewinniony. Inni samorządowcy przyznawali po cichu, że gdyby rządzili tak dużym miastem jak Wrocław, też VAT-u by nie płacili.

Właściwie wszyscy mówią, że Bogdan Zdrojewski jest nietypowym politykiem - bardzo samodzielny, z dużym poczuciem niezależności, także od partyjnych kolegów i szefów. Choć uprzejmy i kulturalny, trzyma na dystans większość ludzi. Przy rzadkich okazjach, kiedy spotyka się go na gruncie towarzyskim, okazuje się świetnym kompanem z dużym poczuciem humoru. Niewielu może się pochwalić, że jest z nim na "ty". Tę zasadę przyjął jeszcze jako prezydent Wrocławia.

W Sejmie nie od razu pokazał, co potrafi. Początkowo nie był widoczny w klubie parlamentarnym Platformy Obywatelskiej. Niektórzy mówili, że skończył się jako polityk, bo Warszawa to nie Wrocław i nikt tam nie zna Zdrojewskiego.

Najpierw niespodziewanie, bo to nie jego typowali szefowie partii, został przewodniczącym klubu parlamentarnego. Był też szefem Sejmowej Komisji Obrony Narodowej i od 2006 roku odpowiadał właśnie za tę dziedzinę w gabinetu cieni PO. Po wygranych przez Platformę wyborach wiadomo było, że Bogdan Zdrojewski ma zapewnione miejsce w rządzie. Spekulowano jedynie, czym się będzie zajmował. Ostatecznie przypadł mu resort kultury, choć po cichu mówiono, że bardziej był zainteresowany wojskiem.

W pierwszej kadencji Zdrojewski regularnie trafiał na top rankingów ministrów. Początek drugiej kadencji był trudny. Przez chwilę wydawało się nawet, że może stracić stanowisko po tym, jak zdecydowanie poparł ACTA. Co będzie dalej? Niedawno powiedział publicznie, że na każdym ważniejszym stanowisku - rządowym i samorządowym - powinno obowiązywać ograniczenie do dwóch kadencji. I zapewnił, że będzie się tego trzymał.

HAN, RSM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska