18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Bitwa Warszawska 1920" - cud, ale nie w obsadzie

Justyna Kościelna
- To, że Polacy zrobili film w 3D, nie jest żadnym cudem. Zrobiliśmy, bo potrafimy - mówi Jerzy Hoffman, reżyser "Bitwy Warszawskiej". Autorem zdjęć był Sławomir Idziak, nasz człowiek w Hollywood (m.in. "Helikopter w ogniu")
- To, że Polacy zrobili film w 3D, nie jest żadnym cudem. Zrobiliśmy, bo potrafimy - mówi Jerzy Hoffman, reżyser "Bitwy Warszawskiej". Autorem zdjęć był Sławomir Idziak, nasz człowiek w Hollywood (m.in. "Helikopter w ogniu") fot. forum film poland
Gdy w 1974 roku Jerzy Hoffman kręcił "Potop", cała Polska spierała się, czy Azja powinien grać Kmicica, a kobieta wamp Oleńkę. Dziś trudno sobie wyobrazić taką ogólnonarodową debatę, choć w przypadku "Bitwy Warszawskiej" wybór mistrza był dużo bardziej kontrowersyjny - pisze Justyna Kościelna.

Po pierwsze nie godzi się, by aktor, który chwilę wcześniej grał wstrętnego Azję, wcielił się w rolę Andrzeja Kmicica, po drugie nie jest podobny do bohatera nakreślonego przez Sienkiewicza i basta! Mniej więcej takich argumentów używali ci, którzy nie widzieli Daniela Olbrychskiego jako odtwórcy głównej roli w "Potopie". Równie dużo kontrowersji wzbudzała kandydatura Małgorzaty Braunek do roli Oleńki. Aktorka co prawda pokonała na castingu tuziny innych Oleniek, ale oponentom wydawała się "zbyt mało słowiańska i stanowczo zbyt mało utalentowana". Gdyby ten ogólnonarodowy spór toczył się teraz, producenci filmu być może zorganizowaliby głosowanie esemesowe albo prosiliby kinomanów o wstawienie "lubię to" na Facebooku i w ten sposób rozstrzygnęli casting. Ale historyczne produkcje już dawno nie wzbudzają w Polsce takich emocji.

Nie wierzyła aż do pierwszego klapsa
Gdy media obiegła informacja, że główną rolę kobiecą w najnowszym, monumentalnym dziele Hoffmana - "Bitwie Warszawskiej" zagra Natasza Urbańska, używanie miały tylko plotkarskie portale, przez które przetoczyła się dyskusja pt. "jak to, ona?!". Poza tym fakt, że rola Oleńki (pan Jerzy puszcza oko do miłośników trylogii) przypadła osobie bez dyplomu, do tej pory kojarzonej wyłącznie z tańcem i śpiewem, przeszedł prawie niezauważony. W to, co się stało, wątpiła za to sama zainteresowana.

- To był dla mnie ogromny zaszczyt. Do pierwszego klapsa nie wierzyłam, że zagram tę rolę - mówiła aktorka, dodając, że cała ekipa była dla niej bardzo wyrozumiała i pomocna.

W przeciwieństwie do niektórych krytyków filmowych. W recenzjach można przeczytać, że o ile aktorka sprawdza się w roli przedwojennej artystki rewiowej, tak w okopie - gdy strzela z karabinu maszynowego, kładąc pokotem wroga - wzbudza jedynie uśmiech politowania. Ale są też głosy, że jak na debiut na dużym ekranie (!) nie jest wcale źle.

Hoffman wybrał Urbańską niejako z klucza - muza Janusza Józefowicza skojarzyła mu się od razu ze stawiającą pierwsze kroki w kabarecie Olą Raniewską, bohaterką "Bitwy" . W przeciwieństwie do swojej postaci, 34-letnia Urbańska debiut na scenie rewiowej ma już dawno za sobą - ze stołecznym Buffo związana jest od 1993 roku. Zaczynała jako tancerka (wcześniej przez wiele lat trenowała gimnastykę artystyczną), a kiedy podszkoliła głos, zaczęła też śpiewać. Być może nie oglądalibyśmy jej w "Bitwie", gdyby nie… choroba Katarzyny Groniec. Ówczesna gwiazda musicalu "Metro" nie mogła stawić się na przedstawienie i Urbańska zaśpiewała jej partię. Wkrótce potem została asystentką swojego szefa - Janusza Józefowicza. Najwyraźniej świetnie im się razem pracowało, bo w 2008 roku stanęli na ślubnym kobiercu. Miłość kwitnie do dziś. - Całując Borysa, myślałam o mężu - powiedziała na konferencji prasowej promującej film Urbańska, stojąc przy dumnym Józefowiczu.
Może byśmy coś, panie Hoffman?
Partnerujący jej na planie Borys Szyc nie miał takich dylematów. "Byłoby dość perwersyjne, gdybym całując Nataszę, myślał o Kai (dziewczyna Szyca - przyp. red.), ale może i dobrze, że ona myślała o Januszu, bo całkiem nieźle jej to wychodziło" - żartował odtwórca roli Jana Krynickiego.
Szyc nie musiał, jak Natasza, przechodzić castingów; rolę załatwił sobie sam. Kiedy spotkał Jerzego Hoffmana na rozdaniu Złotych Kaczek, zapytał mistrza, czy by nie zrobili czegoś razem. "A ty się jeszcze zdziwisz" - opowiedział Hoffman. No i Szyc się zdziwił. Po dwóch tygodniach zadzwonił do niego producent z propozycją zagrania kawalerzysty ruszającego na wojnę z bolszewikami.
Dla absolwenta łódzkiej filmówki udział w produkcji kostiumowej nie był niczym nowym. W 2010 roku zagrał w "Ślubach panieńskich", wcześniej pojawiał się w "Tajemnicy twierdzy szyfrów". Za rok zobaczymy go w kolejnej wielkiej, tym razem międzynarodowej produkcji - "Bitwie pod Wiedniem".

Jeden z najbardziej zapracowanych polskich aktorów młodego pokolenia ma w artystycznym CV wiele ról - pojawia się w dramatach (znakomita rola Silnego w "Wojnie polsko-ruskiej" X. Żuławskiego), thrillerach ("Enen" F. Falka) i komediach ("Testosteron" T. Koneckiego i A. Saramonowicza), można go oglądać na deskach warszawskiego Teatru Współczesnego i na srebrnym ekranie.
Krytycy marudzą, że rola zakochanego Jana jest jedną z najsłabszych w jego dorobku. On sam jest innego zdania. - To piękny film. Wzruszyłem się jak idiota, widząc, jak walczymy. Jestem typowym Polakiem, który by ruszył na barykady i walczył - mówił po obejrzeniu "Bitwy".

Justyna Kościelna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska