- Udział w Tough Guy to jak Mount Everest dla alpinistów, pokonanie własnych słabości, strachu, zmęczenia, nieraz ogromnego bólu i walka ze słabościami. Wszyscy mówią nam, że to głupota. Chyba balansujemy na granicy jednego i drugiego, bo kto o zdrowych zmysłach na własne życzenie da się porazić prądem, lub wskoczy do basenu ze ściekami - słyszymy od zawodników. - Kondycja jest niezwykle ważna, dlatego ostro trenujemy, jednak najcięższa próba czeka naszą psychikę, żeby nie zrezygnować, nie poddać się kilka kilometrów przed metą, krótko mówiąc przetrwać - dodaje Pundyk, kapitan zespołu Rzetelna Firma.
Zawodnicy walczą z bólem, zimnem i własnymi słabościami. Tylko najwytrwalsi, pokonując druty kolczaste pod napięciem oraz ściany ognia dotrą na metę. Termin biegu Tough Guy też nie został wybrany przypadkowo. Styczeń w Anglii jest najchłodniejszy. Do pokonania jest dystans 15 kilometrów z wymyślnymi atrakcjami. Wielu zawodników nie kończy biegu, trafia do szpitala, ze złamaniami i zwichnięciami rąk i nóg. Startu jednak nie żałują. Okazuje się, że są tacy co lubią cierpieć, płakać, bać się i mieć z tego radość i satysfakcję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?