Ilu Białorusinów mieszka w stolicy Dolnego Śląska?
- Nie ma dokładnych danych, co do ilości. Nie każdy rejestruje się w konsulacie. Moim zdaniem jest to grupa ok. 6-8 tys. Białorusinów.
Z jakimi sprawami zgłaszają się do pani Białorusini mieszkający we Wrocławiu?
- Najczęściej chodzi o sprawy legalizacji pobytu w Polsce, a muszę panu powiedzieć, że każda sytuacja, każdy człowiek, to wyjątkowa i inna sprawa. Na przykład jedni już znają trochę język polski, bo mają polskie pochodzenie - inni nie umieją ani słowa. Do każdego trzeba podchodzić indywidualnie, radzić, polecać różne rozwiązania, pomóc na przykład znaleźć prawnika, który zajmie się ich sprawą.
Białorusini proszą też mnie o pomoc, kiedy chcą przenieść swój biznes z Białorusi do Polski. Pierwsza fala - to byli uchodźcy prywatni: uciekały do Polski całe rodziny, a teraz jest druga fala - ucieka biznes.
Z czym białoruski biznes ma problem w Polsce?
- Oj, to jest cały wachlarz problemów: od bariery językowej, po problemy z rejestracją biznesu, opłatą podatków i tak dalej. W Polsce dla nich wszystko jest inne, nowe i trzeba ich pokierować, pomóc im, pokazać różne drogi, rozwiązania…
Jakie biznesy białoruskie mają szansę zaistnieć we Wrocławiu, w Polsce? Pracownicy jakich zawodów mają u nas największe szanse na zawodowy sukces?
- Na pewno kadry wysokiej kwalifikacji - np. informatycy. Też lekarze, choć trudna jest droga, jaka muszą przejść, do nostryfikacji dyplomów.
A inni pracownicy sektora służby zdrowia?
- Jak najbardziej - pielęgniarki, opiekunki, rehabilitanci, fizjoterapeuci czyli specjaliści z szeroko rozumianego systemu ochrony zdrowia. Pomogłam np. jednej z dziewczyn z Białorusi, która teraz pracuje w firmie farmaceutycznej. Mieszkańcy Białorusi mają tę zaletę, że bardzo szybko odnajdują się w nowych realiach, bardzo szybko się przystosowują. Zawodowa integracja nie jest dla nich żadnym problemem. A poza sektorem ochrony zdrowia, jest też spora grupa osób, które zajmują się handlem- wcześniej miały kontakty zawodowe - handlowe z Polską i teraz je rozwijają.
Jaka była najtrudniejsza sprawa, jaką musiała się Pani zajmować?
- Najtrudniej dowiadywać się o różnych historiach uchodźców. Każda z nich wygląda jak z jakiegoś filmu akcji. Trzeba umieć oddzielić emocje i działać z zimną głową, wtedy przychodzą najlepsze rozwiązania.
W czasie białoruskich protestów widać, że na ulice wychodzi wiele kobiet...
- W historii Białorusi zawsze były silne kobiety. Mnóstwo wojen, które odbywały się na naszej ziemi wyniszczało mężczyzn i cały dom trzymał się na kobiecych barkach. Tak było i w przypadku mojej rodziny. Prababcia podczas II wojny światowej została wdową i sama musiała prowadzić dom, a na wsi w tych czasach z ówczesnymi narzędziami to było niełatwe. Moja babcia dorastała wiedząc, że trzeba liczyć tylko na siebie i tak wychowała swoje córki. Moi rodzice, jak wszyscy Białorusini, przeżyli lata 90 – czasy bezrobocia, potężnej inflacji i dużych zmian w społeczeństwie. Nie można było liczyć tylko na męża. Każdy pracował, zajmował się dziećmi. Mnie dziwią historie z Zachodu, kiedy kobieta ma dwójkę dzieci i opuszcza pracę, bo nie daje sobie rady. Białoruskie kobiety potrafią wszystko: być dobrą matką, budować karierę i wspierać męża.
Cała rozmowa do przeczytania w piątek (11 czerwca) w papierowym wydaniu "Gazety Wrocławskiej"
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?