Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bara, bara, tralala, zabawa trwa na lat 22 (plus 50)

Jacek Antczak
Chwila odpoczynku po pląsach na parkiecie
Chwila odpoczynku po pląsach na parkiecie Mikołaj Nowacki
Od Sławy Przybylskiej do rock and rolla. Od fal prosto z pieca do srebrzystych fryzur. Od dansingu z milicją do erotycznego tańca brzucha - z bywalcami dansingów lat 50., 60., 70., 80. na imprezie w październiku 2010 bawił się Jacek Antczak

Jak się balowało, kiedy miałem 22 lata? Pierwszego dansingu nie pamiętam, za to nie zapomnę pierwszego koncertu jazzowego Amerykanów we Wrocławiu. Zaraz, zaraz, jak ten kwartet się nazywał... - Marek Łyczkowski zastanawia się po odtańczeniu kolejnego seta (Szczepanik, Laskowski plus "Czarny Alibaba"). - Przecież wtedy jazz był w Polsce zakazany - dziwię się. - Właśnie, i dlatego ten koncert był zamknięty, tylko dla wtajemniczonych, w Radiu Wrocław - tłumaczy Łyczkowski, rocznik 1930. Wyliczam, że przy zakazanym jazzie bawił się między 1952 a 1958 rokiem.

Jak DJ Krycha miksowała w PRL-u

- Nieźle grają - chwali przygrywający w restauracji Teatralnej zespół Conti DJ Krycha, która 22 lata miała w 1953. Na co dzień to ona rozkręca imprezy dla 22-latków z połowy XX wieku. Jest najstarszą DJ-ką w Polsce.
- Tylko niech Pan sobie nie wyobraża, że kręcę płytami. Po prostu zapodaję muzykę - Krystyna Marosz, na potańcówkach klubów seniorów siedzi w słuchawkach za konsolą i zmienia płyty. DJ Krycha świetnie wie, co jest na topie muzyki dansingowej, a właściwie co było i nigdy z niego nie zejdzie:
- Tanga argentyńskie, walce wiedeńskie, "majteczki w kropeczki"...
- ...Krysiu, tylko ani słowa o tych twoich "Majteczkach" - strofuje najsłynniejsza seniorka w Polsce, Maria Bierska. Dansing, nie dansing, ma na oku swoje koleżanki. Nie chodzi o zabawę, tylko o gusta kulturalne seniorów. Jak mi zdradzają po cichu koleżanki DJ Krychy, zabawa przy "Riki, tiki takach" i innych przebojach disco polo to owoc zakazany, no bo obciach. Choć dziś jest dyspensa, bo Conti akurat śpiewa: "Buzi, buzi, bara, bara, riki tiki, tra la la, zabawa trwa na sto dwa". Rozmowa na dansingu kręci się więc wokół 7 milionów płyt Bayer Fulla, jakie właśnie trafiły do chińskich fanów. Bynajmniej nie seniorów.

Krystyna, od dawna emerytka, w czasach PRL-u pracowała jako księgowa. Za to niedawno zrobiła furorę jako DJ-ka PRL-u. - To była improwizacja - opowiada skromnie o występie w knajpie działającej we wrocławskim Rynku. - Zebrała wielkie brawa - przypominają towarzyszki z Klubu Seniora XXI wieku, które w przerwach między tangami zajmują całą salkę Teatralnej. Przy winie bynajmniej nie rozmawiają o chorobach, niskich emeryturach i wnuczkach. Raczej o modzie, tańcu brzucha i siatkówce (część seniorów to "kibole" z Klubu Kibica Gwardii Wrocław). Na dansingu pierwszych senioraliów bawi się kilkadziesiąt spośród 160 tysięcy mieszkających we Wrocławiu. Na parkiecie trudno o wolne miejsce. Chociaż...

- "Gdzie te chłopy, no gdzie te chłopy, nie ma, nie ma" - podśpiewują seniorki za przebojem Danuty Rinn. - A jak są, to albo ledwo idą, albo już dawno zajęte - uśmiechają się zalotnie.
Jak balowano przy Stalina, a jak przy Engelsa

- Na B, na pewno był na B ten saksofonista - Marek Łyczkowski ma już jazzmana na końcu języka. Tym bardziej że 50 lat po tamtym koncercie znów przyjechał do Polski. - Nawet się dziwiłem, że nie wspominał, że już u nas był. Może też zapomniał...

Conti z Sośnicy gra Krawczyka, Marino Mariniego i "Gdzie się podziały tamte prywatki...". - My im tanga, a oni przychodzą i mówią, że chcą poskakać przy disco i rock and rollach. Fajnie się bawią - tłumaczy połowa duetu Conti, Andrzej Kosiba, który 22 lata miał w 1984 roku. Na dansingach gra już od 40 lat.

Gdzie się podziały tamte dansingi, opowiada mi Lidia Sobieracka (22 lata w 1967). Kto dziś pamięta, jak eleganccy panowie moczyli sobie zmęczone tańcem nogi w akwarium restauracji Egzotycznej?

- Moi rodzice. Tam ponoć były dansingi, jakich świat nie widział. Wtedy goście mieli gest. Brali banknoty, przybijali kelnerowi na czoło i szli do akwarium na środku sali - Lidia zna Egzotyczną z opowieści, ale wywołuje burzę dansingowych wspomnień koleżanek:
- Świetnie było w Polonii przy ulicy Stalina. Nie, to było przy Świerczewskiego.
- Do Centralnej w Pedecie przychodzili bawić się aktorzy po spektaklach.
- A pamiętacie Lajkonika przy Nowowiejskiej? Ale tam mieli czynne tylko do północy.
- Ja chodziłam do Kabaretowej przy Sienkiewicza i klubu przy placu Engelsa.
- A ja do Obywatelskiej i Piastowskiej, na herbatę, bo tam było bez tańców.
- Świetny był KDM...
- E, nie, w KDM-ie przy barze rządziły panie z dworca…
- Savoy przy Kościuszki...
- W Savoyu to bawili się milicjanci i ubecy.
- Może, ale ja nie byłam ani jednym, ani drugim, a miałam kartę wstępu - w ciągu pół godziny poznaję wszystkie najlepsze lokale wrocławskie drugiej połowy XX wieku.
- Klub Dziennikarza przy Świdnickiej, Związki Twórcze w Rynku, Pałacyk przy Kościuszki… - wspomnienia seniorów po każdym kieliszku wina są coraz wyraźniejsze. - Wszędzie była świetna atmosfera, stali bywalcy i muzyka na żywo. No i ludzie potrafili się wtedy bawić, nie to, co dziś - opowiada Krystyna Kozłowska, lwowianka, 22-latka w 1954, i dorzuca Klubową i kasyno oficerskie... Nikt lepiej nie znał dansingowych uroków. Jej mąż był szefem kuchni w kilku lokalach. Dziś nie przyszedł. Wybrał wspinaczkę w górach. Ma 84 lata.
Być jak polska Janis Joplin

- No, jak ten zespół się nazywał? - Markowi Łyczkowskiemu nie daje spokoju ten amerykański powiew wolności z lat jego młodości. Martwię się, że popsułem zabawę 80-latkowi, niewyglądającemu na człowieka, który już w latach 50. chadzał na koncerty. - Ten facet jest niezniszczalny, on, jak trzeba, to staje na głowie, dosłownie… - Maria Bierska, sama szalona i pełna życia, nie mogła sobie wymarzyć lepszego partnera. Wspólnie prowadzą popularny program TVP Wrocław: "Telewizyjny Klub Seniora".

Tymczasem z głośników leci: "Ujrzałem dzisiaj pierwszy siwy włos na twojej skroni...". Rzeczywiście, wśród gości jest kilka pań, które nie kryją srebrzystych fryzur (choć większość woli zafarbować włosy na kolory jesieni). I tylko przygotowanie do balu jest "w dzisiejszych czasach" prostsze i mniej niebezpieczne...

- Kiedyś, żeby być na fali, trzeba było mieć fale na głowie - tłumaczy mi Władysława Orłowska, 22-latka z lat 60. - Brało się żelazną falówkę, wkładało się do pieca, potem owijało w gazetę, by nie spalić włosów i jak przystygła, robiło się na bóstwo. A gdy fryzura była gotowa, wkładało się perkalową sukienkę (najczęściej uszytą własnoręcznie), buciki na koturnie... - Chyba że mówimy o latach 70., gdy triumfy świeciły białe lub beżowe kozaczki, koniecznie lakierowane - dodaje Agata Gadomska, najmłodsza seniorka (22 lata w 1973), która kilka lat temu zapisała się na kurs tańca brzucha (i bóle kręgosłupa przeszły jak ręką odjął).

No i imprezowało się sporo. Przy hitach Marii Koterbskiej, Teresy Tutinas, Sławy Przybylskiej, "przepięknego Łazuki". Przy "Chryzantemach złocistych" Fogga, "Apassionacie" Gniatkowskiego czy, jak nucą przy stoliku, przy: "Cicha woda brzegi rwie/Nie wiesz nawet jak i gdzie/Nie zdążysz nawet zabezpieczyć się/Bo nie zna nikt metody/By się ustrzec cichej wody" Zbigniewa Kurtycza.

- Ale niech pan nie myśli, że nas ominęły czasy hipisowskie i ta Janis Joplin, która niedawno zmarła - mówią 22- latki z przełomu lat 60. i 70. Ustalamy, że Janis zmarła jednak dawno, a chodziło polską Janis, Kasię Sobczyk z Czerwono-Czarnych, która 22 lata miała w 1967. "Biedroneczki są w kropeczki", "Nie bądź taki szybki Bill" i "Trzynastego" uczestniczki dansingu A.D. 2010 znają na pamięć.
Jak balują stare konie

Marek Łyczkowski mnie szuka (przypomniał sobie?), a ja, na papierosie, słucham Józefa Bielawskiego, poety (22 lata w 1961), recytującego mi 10-minutowy poemat o miłości. Maciej hr. Czarniecki zaprasza mnie na Bale Starych Koni (dla koniarzy) do Karczmy Rzym, a Genowefa Kłym, która "zawsze lubiła balety", wylicza, że dziś seniorzy mogą się bawić przy Ruskiej 38 i przy Żelaznej w dawnej Celinie. - Wprowadzam tam więcej rock and rolla, bo oni myślą, że starsi wciąż chcą pykać dwa na jeden - tłumaczy.

Maria Krystyna Iwańska 22 lata miała w 1972, ale o swojej pierwszej imprezie opowiada po raz pierwszy. Był rok 1967, na zebranie Związku Młodzieży Wiejskiej pod Wrocławiem przyszedł rudy chłopak i zaprosił na sylwestra.

- Nie miałam 18 lat, więc rodzicom powiedziałam, że jadę do wujka - opowiada Maria Krystyna, która ciuszki ukryła w torbie (czyli spódniczkę na 30 cm i pończochy z szewkami przypinane żabkami) i z lekkimi obawami udała się na imprezę pełną obcokrajowców komunistów. Czyli do świetlicy greckich uchodźców na pl. Solnym. - Bij zabij, nie pamiętam, jak ten rudy kolega się nazywał, ale zabawa była niesamowita. Ani przez chwilę nikt nie siedział i wszyscy tańczyli razem, jak w "Zorbie" - wspomina Iwańska, która ma dziś co opowiadać 12 wnukom (dzieciom jej 5 synów i córki). Nie tylko o imprezach, ale o tym, jak była panienką z okienka (nr 1 na poczcie nr 2) albo dyżurną ruchu pociągów na stacji Wrocław Gądów.

Muzycy z Conti myśleli, że dansing skończy się o 23. Teraz widzą, że seniorzy zamierzają bawić się dłużej. Kiedy zbieram się do wyjścia, łapie mnie uszczęśliwiony Marek Łyczkowski: - Już wiem, Dave Brubeck, to był Dave Brubeck Quartet.

Sprawdziłem. Dave miał 22 lata w 1942 r. Był pierwszym amerykańskim muzykiem, który zagrał we Wrocławiu w latach 50. Ma już 90 lat. I nadal koncertuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska