A jak wiadomo we Wrocławiu "wierzących" w "zmartwychwstanie" koszykarskiego Śląska Wrocław było 90 procent. Co prawda praktykujących (chadzających na mecze koszykówki) jest mniej. Ale nie da się ukryć, że liczba wyznawców innych sportów, w której piłki dotyka się rękami (siatkówki, ręcznej) we Wrocławiu jest nieporównywalnie mniejsza. A już w piłkę wodną nie wierzy nikt. To zapomniana religia.
Ale wróćmy do awantury o krzyż... To znaczy o kosz. Maciej Zieliński, legendarny koszykarz Śląska Wrocław, jest oburzony, że podczas pierwszego meczu reaktywowanego Śląska Wrocław w hali Orbita zawisła replika koszulki z nr. 9. Przypomnijmy, że po zakończeniu kariery przez rzucającego obrońcę Śląska, obecnie radnego, za chwilę posła, a w przyszłości może ministra sportu, zawisła pod kopułą hali Orbita, by przypominać o świetności drużyny i jej kapitana. Tyle że teraz, gdy Maciej Zieliński jest prezesem drugiego Śląska Wrocław, grającego w niższej lidze, zawieszanie koszulki w czasie meczu Śląska Wrocław nr 1 uważa on za nieuprawnione i nietaktowne.
Wygląda na to, że zdaniem posła elekta dwaj z trzech muszkieterów "prawdziwego Śląska", czyli jego przyjaciele nie tylko z parkietu: Dominik Tomczyk i Adam Wójcik są fałszywymi prorokami. I służą złym Bogom. A koszulka, choć niezawieszana pod osłoną nocy, lecz w świetle jupiterów i z wielkim entuzjazmem, powinna wisieć w hali, w której grają jego podopieczni ze Śląska nr 2.
Oczywiście, Maciek Zieliński, podziwiany i lubiany przez wszystkich kibiców koszykówki, ma prawo do własnej koszulki. I choć jest już osobą publiczną, może chronić swą legendę i zawieszać ją (koszulkę, nie legendę), gdzie chce. Może też mówić, co mu się żywnie podoba (brawa za szczerą wypowiedź w sprawie narkotyków!).
Może więc także otwierać oczy tysiącom "wierzących", zaślepionym jak ja. A posługując się przykładem koszulki, wyjaśnił nam, że będąc na pierwszym meczu Śląska Wrocław nie byliśmy na meczu Śląska Wrocław. A obecność na nim Roberta Skibniewskiego, Adama Wójcika czy Dominika Tomczyka była jak fatamorgana po marihuanie. I że okrzyki "Cała Polska w cieniu Śląska" i "WKS, WKS" i modły o punkty w ostatniej sekundzie, wznoszone przez stęsknionych wyznawców świadczą o tym, że trafiliśmy w szpony jakiejś sekty (w sensie religijnym, a nie terminologii sportowej).
Zrozumiałem więc, że nie jestem prawdziwym kibicem (bez skojarzeń z prawdziwym Polakiem). Że prawdziwym byłem kiedyś. Gdy kibicowałem drużynom Zeptera (taka firma od garnków), Idei (od komórek), Deichmanna (od butów), a w końcu ASCO (firma ochroniarska). Przecież to absurd.
Bardzo bym chciał, by koszulka Zielińskiego nie dzieliła wrocławian niczym sejmowy krzyż Polaków. I bardzo bym chciał podopingować znów Maćka. Jako polityka, który zajmie się zdobywaniem ważnych punktów dla Wrocławia, a nie uczestniczeniem w partyjnych gierkach na poziomie podwórkowych boisk do kosza. To nie jego poziom. Takie zabawy niech zostawi premierowi z marszałkiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?