Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Awantura na Kozanowie. Właściciel myjni zarzuca mieszkańcom krótkowzroczność i kłamstwa

Maciej Kołtuniewicz
Paweł Relikowski
Awantura na Kozanowie ciągnie się już od trzech tygodni. Istnieją obecnie dwa zarządy spółdzielni, które nie uznają się nawzajem. Praca spółdzielni została całkowicie sparaliżowana. Punktem zapalnym była budowa myjni na ulicy Dzielnej, na którą nie zgadzali się mieszkańcy. Budowa została przez nich wstrzymana. Inwestor, który chciał postawić myjnię, uważa, że mieszkańcy zostali zmanipulowani przez wąską grupę ludzi, którzy chcą mu zaszkodzić.

CZYTAJ WIĘCEJ O AWANTURZE NA KOZANOWIE

Sprawa samoobsługowej myjni, jaką inwestor, Krzysztof Żuk, chciał wybudować przy Dzielnej wciąż budzi niemałe emocje. To w końcu ona doprowadziła do fali niechęci przeciw odwołanemu w połowie lipca prezesowi Kucharskiemu, który odwołania nie uznał i w efekcie praca całej spółdzielni została sparaliżowana: od środy jedynymi osobami w budynku zarządu są ochroniarze, którzy nie wpuszczają do środka nawet pracowników. Jeśli pomimo sprzeciwu Kucharskiego nowemu zarządowi uda się jednak uprawomocnić swoją pozycję, cała inwestycja zostanie zablokowana. Inwestor twierdzi, że ucierpi na tym całe osiedle.

Lokatorzy z Dzielnej zarzucali spółdzielni, że zgodziła się na budowę myjni, mimo że miałaby ona stanąć w miejscu, w którym wielu mieszkańcom będzie przeszkadzał hałas z niej dochodzący. A że myjnię tę można obsługiwać samodzielnie, niezależnie od pory dnia - hałasowano by też w nocy. Inwestorowi zarzucili, że myjnia skazi środowisko, zaleje piwnice i że inwestor otrzymał podejrzanie korzystną ofertę na jej budowę.

Krzysztof Żuk stara się odeprzeć wszystkie te zarzuty. – Przedstawiłem spółdzielni wszelkie możliwe dokumenty i pozwolenia. Myjnia miała być stuprocentowo ekologiczna, woda z niej nie miała być odprowadzana do gruntu, ale do kanału ściekowego po uprzednim przejściu przez separator ścieków i piaskownik – mówi. Zapewnia też że byłaby cicha, a mieszkańcy bloków, oddzielonych od niej ulicą Dzielną nie odczuliby dyskomfortu.

Krzysztof Żuk podkreśla, że myjnia miała powstać z pożytkiem dla wszystkich mieszkańców. – Sam jestem mieszkańcem Kozanowa – podkreśla i mówi, że używanie myjni opłaca się bardziej niż noszenie wiaderka z wodą (koszt umycia samochodu to ok. 6 złotych). Jest też bardziej ekologiczne.

– Ci ludzie plują teraz na mnie, zrobiono ze mnie potwora – mówi Krzysztof Żuk. Zarzuca też lokatorom ze stowarzyszenia mieszkańców oszczerstwa. – Nigdy nie próbowałem postawić wcześniej myjni na Popowicach, to wierutna bzdura – mówi i na dowód przedstawia zaświadczenie od spółdzielni Popowice, że jego firma o pozwolenie na budowę myjni nigdy się nie starała. Odpiera też zarzuty, jakoby cena, za jaką miał dzierżawić teren od spółdzielni była podejrzanie niska. Tłumaczy, że myjnia miała zająć tylko jedną szóstą działki. Na pozostałej powierzchni inwestor zobowiązał się zbudować utwardzony parking dla mieszkańców. - Stąd niskie koszta - przekonuje.

Krzysztof Żuk mówi, że na potwierdzenie swoich słów ma wszystkie potrzebne dokumenty, ma pozwolenia na budowę i zaświadczenia o ekologiczności myjni. Powołuje się też na świadków, którzy słyszeli jak lokatorzy z Dzielnej grozili mu, że go zrujnują i spalą tę inwestycję, jeśli powstanie. Zarzuca im też wyrwanie z rąk i podarcie jednego z pozwoleń. – Ja z tą grupą ludzi nie zamierzam dyskutować. Budowę myjni oprotestowała grupka emerytów a ucierpi na tym kilka tysięcy mieszkańców Kozanowa – mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska