Przypuszczam, że powrót Śląska na koszykarskie salony po trzyletniej nieobecności bardzo Pana ucieszył. Często Pan wraca myślami do swoich występów we Wrocławiu?
Mogę powiedzieć, że sezon spędzony w Śląsku (2000/2001 - dop. red.) był chyba najlepszym w całej mojej karierze. Oprócz tego, że odnosiliśmy sukcesy sportowe, to mieliśmy znakomitą atmosferę w zespole. Chemia między nami była wyjątkowa. Poza tym klub funkcjonował na najwyższym poziomie, a na mecze przychodziło mnóstwo kibiców. Później, jak wiemy, pojawiły się problemy finansowe, ale na szczęście znalazł się ktoś, kto odbudował Śląsk. Wszyscy powinniśmy się z tego cieszyć.
Można powiedzieć, że w tym obecnym Śląsku ma Pan swój malutki "wkład", bo kilku graczy trafiło do Wrocławia za pośrednictwem agencji, z którą Pan współpracuje.
No tak, jest tu Slavisa Bogavac i Aleksandar Mladenović, a także trener Miodrag Rajković. Taka moja praca. Ja się znam trochę na lidze polskiej. Grałem nie tylko w Śląsku, ale także Unii/ Wiśle Tarnów, Turowie Zgorzelec i Kotwicy Kołobrzeg. W poprzednim sezonie trzech "moich" zawodników grało właś-nie w Turowie, który niespodziewanie awansował do wielkiego finału PLK. A co do tych grających obecie w Śląsku, to myślę, że spisują się dobrze. Zresztą nie tylko ci z mojej agencji. Trener dla każdego koszykarza znalazł rolę w tym zespole. Oni zaś odpowiedzialnie je spełniają. Może nie ma wielkich gwiazd, ale każdy z zawodników jest bardzo ważny w tej maszynie.
Jak wygląda Pańska praca w roli agenta? Za co Pan odpowiada i jak wiele transferów przeprowadza?
W całej Europie gra dokładnie 173 zawodników z agencji Beo-Basket, a w zespołach Euroligi jest ich 36. Nie wliczam w to Serbii. Tamtejsza liga praktycznie w całości "należy" do nas. Ja odpowiadam za rynek polski, czeski i niemiecki. Osobiście rozmawiam z menedżerami i trenerami z tych krajów. W pozostałych mamy innych przedstawicieli. Jesteśmy jedną z największych agencji na Starym Kontynencie, działamy też w Stanach Zjednoczonych.
Jaki jest dziś poziom polskiej ligi w porównaniu z czasami, gdy Pan sam w niej grał?
Uważam, że poziom mocno się obniżył. Dziesięć lat temy w Śląsku mieliśmy trzech najlepszych polskich graczy ostatnich dwóch dekach, Wójcika, Tomczyka i Zielińskiego. Był też reprezentant Łotwy Miglinieks, a także Adomaitis, Marks i Jamison z NBA oraz McNaull, Bigus i Kościuk. To był naprawdę dobry zespół. W pozostałych klubach też grały gwiazdy - Vranković, Milicić, Krstić, Griszczuk, a później Gurović czy Besok. W ostatnich latach dużo się zmieniło. Naprawdę dobrzy zawodnicy trafiają do Polski znacznie rzadziej. No, chyba że Asseco Pro-kom sprowadzi zawodnika dużego formatu. Dziś na czele tabeli Tauron Basket Ligi są Trefl Sopot i Czarni Słupsk, ale te zespoły ciężko nawet porównywać choćby do naszego Śląska z przełomu wieków.
Zapewne często Pan powraca do Polski. Nie tylko ze względu na sprawy zawodowe.
Dokładnie tak. W Wrocławiu pozostały kontakty na całe życie. Ale nie tylko tutaj. Do Polski przyleciałem w piątek, a na liczniku w samochodzie mam już 2200 kilometrów. W sobotę byłem na meczu Zastalu ze Śląskiem, a dziś (rozmowa przeprowadzona we wtorek - dop. red.) idę na mecz Turowa z Podgoricą. Chcę też pójść na mecz Zastalu z Siarką. Każda wizyta w Polsce sprawia mi wiele przyjemności. Kolejną okazję do spotkania z przyjaciółmi będę miał w styczniu. Przyjeżdżam na mecz gwiazd w Katowicach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?