Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Rusin: Potrzebujemy kilkunastu lat, żeby dogonić Europę

Marta Wrońska
Ślęza Wrocław
Rozmowa z trenerem Ślęzy Wrocław i polskiej reprezentacji kobiet w koszykówce Arkadiuszem Rusinem. Szkoleniowiec mówi o obecnej sytuacji w Energa Basket Lidze, a także o miejscu Biało-Czerwonych w Europie.

Ostatnio obchodził Pan swoje 42-urodziny. Jak świętował Pan tę uroczystość?
Zorganizowaliśmy poczęstunek dla drużyny, było też piwo bezalkoholowe. W naszym zawodzie trudno świętować. W niedzielę był już mecz, na tym się skupiliśmy. Najważniejszy prezent dla mnie się nie udał, bo przegraliśmy z Toruniem...

...porażka pod tablicami i w obronie.
To jest nasz największy problem w Ślęzie, że ta obrona nie funkcjonuje tak, jakbym ja chciał. Budujemy ją w ten sam sposób, jak w zeszłych sezonach. Być może ten zestaw personalny potrzebuje więcej czasu, lub innych rzeczy w treningach. Teraz ze względu na to, że odpada nam Puchar Polski, mamy więcej czasu w styczniu na pracę. To dla nas ostatni dzwonek, żebyśmy popracowali nad fundamentami i detalami. Zobaczymy, czy już lepszą jakość pokażemy w lutym.

Czym przekonał Pana Wrocław? Dlaczego rozpoczął Pan tutaj pracę w 2015 roku jako asystent, a w 2016 jako trener drużyny?
Z Wrocławiem już byłem po części związany na studiach, bo kończyłem tutaj Akademię Wychowania Fizycznego. Przez wiele lat również współpracowałem z Dolnośląskim Związkiem Koszykówki, jako trener kadr młodzieżowych. Bardzo sobie ceniłem pracę z panem Eugeniuszem Spisackim, który dawał mi szansę na zgrupowaniach. Stolica Dolnego Śląska wrosła w moją koszykówkę. To miasto jest najbliżej mojego rodzinnego domu, bo pochodzę ze Zgorzelca. Byłem dziewięć lat w Polkowicach, tam były różne perturbacje, otworzyłem się na poszukiwanie nowych możliwości i Ślęza była zainteresowana współpracą ze mną. Słyszałem wiele dobrego o trenerze Paulauskasie. Zdecydowałem się na taki nietypowy ruch, bo w CCC byłem pierwszym trenerem. Tu wylądowałem jako asystent szkoleniowca. Kierowało mną to, że wizja pracy ze mną była wieloletnia i trwa do dzisiaj.

Ślęza sprzed roku, a wrocławski zespół w obecnym sezonie, to dwa inne kluby. Kadra zawodniczek się bardzo zmieniła.
Na pewno zmian było dużo, bo została tylko Karina Szybała i Marissa Kastanek z tamtego sezonu. Staramy się z tygodnia na tydzień docierać formę. Jak już czasami myślę, że łapiemy swój styl gry, to okazuje się, ciągle jednak czegoś nam brakuje. Liga jest bardzo ciasna, wyrównana, jest kilka niespodzianek. Pozycja Wisły czy Pszczółki Lublin są na pewno też dla nich niesatysfakcjonujące. My trochę mamy do siebie pretensji, bo mecze z Toruniem czy z Widzewem były bardzo słabe w naszym wykonaniu i ponieśliśmy zasłużone porażki. Mimo wszystko były również dobre prognostyki, takie jak wygrana w Polkowicach na trudnym terenie, czy zwycięstwo w Gdyni. Myślę, że wszystko jest przed nami do zrobienia.

Wielu mówi, że Ślęza personalnie jest gorszym zespołem niż rok temu.
Na pewno. Trudno jest zastąpić taką zawodniczkę jak Sharnee-Zoll. Ona wiele dobrego zrobiła dla tego klubu, lecz też potrzebowała po trzech latach jakiegoś nowego wyzwania, nowego otwarcia i zdecydowała się na Gorzów. My ciągle poszukujemy wiodącej osoby na rozegraniu. Szanuję te opinie, każdy ma prawo je wyrażać. Pracujemy nad tym, żeby zawodniczki były coraz lepsze. W pojedynczych meczach, czy na przestrzeni całego sezonu, widać, że Taisiia Udodenko, Cierra Budrick, Teresa Palenikova to są nowe twarze w polskiej lidze, ale z miesiąca na miesiąc stają się wyróżniającymi koszykarkami tych rozgrywek. Teraz ważne jest to, żebyśmy poprawili naszą defensywę i popracowali nad stylem.

Cały czas rotuje Pan składem. Czy ciągle szuka Pan optymalnego ustawienia?
Myślę, że dalej szukamy. Mogę zdradzić kibicom, że znaleźliśmy nową twarz do zespołu. Będzie to zawodniczka obwodowa, Europejka, która może grać na pozycji rozgrywającej. Oficjalna informacja wypłynie od nas w tym tygodniu. Mam nadzieję, że nasz nowy nabytek będzie miał wpływ na zmianę stylu gry Ślęzy.

W ostatnich tygodniach przegrana ze słabym Widzewem i zaskoczenie w Polkowicach - zwycięstwo z mistrzyniami Polski. Czemu taki rollercoaster?
Czasami wychodzimy, tak jak na mecz z Widzewem, mają z tyłu głowy myśl: "uda się". Najmniejszym nakładem siły chcemy wygrać mecz. Sytuacja wygląda na boisku tak, że nam nie wpadną dwa rzuty, rywalki trafią celnie trzy. Potem się dzieją różne sytuacje i przegrywamy. To wynika z braku należytej koncentracji i prawidłowego podejścia do każdego meczu. Granie w Polkowicach z CCC to jest inne spotkanie, inna jest też motywacja, inaczej grają koszykarki. Wiele rzeczy dzieje się w głowach. Wszystkiemu w sporcie trzeba pomóc i trzeba to wypracować. Nic się samo nie udaje.

Już w tę niedzielę mecz z Eneą AZS-em Poznań. Jak Pana drużyna chce zatrzymać ten zespół?
W tej chwili myślimy przede wszystkim o tym, żeby zagrać jak najlepsze zawody. Pierwszy mecz był wygrany i to wyraźnie, ale nie wracamy do tego. Musimy się skoncentrować na przeciwniku. Będzie dużo zamieszania z przyjazdem nowej zawodniczki, trzeba będzie ją jak najszybciej wprowadzić w taktykę zespołu. Chcemy, żeby ta koszykarka pomogła nam wygrać już w niedzielę. Zaczynamy teraz trochę inny program treningowy. Przez to możemy gorzej wyglądać fizycznie. Jestem dobrej myśli i wydaje mi się, że odniesiemy kolejne zwycięstwo.

Jakie są cele Ślęzy na ten sezon? Czy to szóste miejsce po pierwszej rundzie zasadniczej jest satysfakcjonujące?
Z pewnością nie. Ostatnie trzy lata pokazały, że chcemy się bić o medale. Tylko, że zespołów z ambicjami w tym sezonie jest co najmniej siedem. Prawda jest taka, że każdy klub, który się nie dostanie do półfinałów, będzie niezadowolony. Jakbym powiedział, że mnie zadowala szóste miejsce, musiałbym zrezygnować ze swojej pracy. Jestem zawsze ambitny i będę dążył do tego, żeby poprawić miejsce w tabeli. Odpowiedzią na to wszystko będą play-offy i to jaką formę drużyny przygotowują na tę fazę rozgrywek.

Znany jest Pan z impulsywności i szczerości. Jak podchodzą do tego koszykarki?
Różnie zawodniczki do tego podchodzą. Cały czas badam ich reakcje i jak to przyjmują. Nie planuję tego. To są czasami po prostu emocje. Uważam, że frustracji z mojej strony jest za dużo, bo też ja takim zachowaniem nie zawsze pomagam drużynie. Jedna zawodniczka się bardziej zmotywuje, a druga może to przyjąć negatywnie i jeszcze bardziej się usztywnia na parkiecie. W tym sezonie Monika Nacz sobie z tym nie poradziła. Tej presji z mojej strony było za dużo i koszykarka odeszła z klubu. Ja staram się kontrolować, ale mecz to jest mecz, to są emocje. Sam nie lubię niektórych swoich reakcji i wiem, kiedy ta kontrola mi ucieka.

Już prawie od dwóch lat jest Pan trenerem reprezentacji Polski kobiet. Eliminacje do mistrzostw Europy były nieudane. Biało-Czerwone odpadły z rywalizacji, co poszło nie tak?
To jest szeroki problem polskiej kadry i tego jak się prezentują Polki. Być może ta liga jest wyrównana i jest jedną z mocniejszy lig w Europie, ale to nie jest tak, że to polskie zawodniczki decydują o obliczach zespołów. Dopóki Polki nie będą decydować o wygranej, to nie ma co mówić o mocnej kadrze. Eliminacje do mistrzostw Europy pokazały nam miejsce w którym jesteśmy. Białoruś i Turcja są za silne, a Estonia jest słabsza. Trzeba myśleć o tym, czy jest w ogóle szansa starać się o to, żeby walczyć z takim zespołami jak Turcja czy Białoruś. Nie zapominajmy również o tym, że to nie są najlepsze zespoły w Europie - to nie Hiszpania, Francja czy Belgia. Jesteśmy w tej chwili w granicach 20 miejsca na kontynencie, jeśli chodzi o poziom gry. Problemów jest kilka. Rozmawiamy o tym z władzami związku. To nie jest coś, co można poprawić w jeden sezon. To są próby reform na kilka lat lub kilkanaście, żeby wrócić na mistrzostwa Europy.

Jakie są nowe wyzwania stojące przed reprezentacją w 2019 roku?
Taka data graniczna to Puchar Polski, kiedy zjedzie sporo zawodniczek i będzie można rozmawiać o tym, kto jest zainteresowany w dalszym ciągu grą w kadrze. Nie może być tak, jak w lecie, kiedy dużo koszykarek nie chciało przyjechać na zgrupowanie, bo w tym czasie są wakacje i czas na podreperowanie zdrowia. Jeżeli nie będzie chęci wszystkich najlepszych zawodniczek, to o odbudowanie reprezentacji będzie trudno. Brakuje nam młodych, wyróżniających się koszykarek. Nie mamy jak w drużynie mieszać rutyny z powiewem młodzieńczości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Arkadiusz Rusin: Potrzebujemy kilkunastu lat, żeby dogonić Europę - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska