Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Wielgosz: Mąż dokłada do zgrupowań. Może teraz to będzie sport zawodowy? [ROZMOWA]

Jakub Guder
Jakub Guder
Pawel Relikowski / Polska Press
Anna Wielgosz w wieku 28 lat zdobyła w Monachium swój pierwszy medal międzynarodowej imprezy. - Wiele osób już dawno przekreśliło moją karierę. Uważały, że bezsensownie trenuję, skoro nic z tego nie mam. A ja wyskakuje z oszczędności i dokładam do obozów i zagranicznych zgrupowań. Skromne życie zwykłego Polaka i pensja męża mnie utrzymują przy tym hobby - mówi brązowa medalistka lekkoatletycznych mistrzostw Europy w biegu na 800m.

Zwróciłaś na starcie uwagę na tęczę nad stadionem?
Tak. Przez chwilę bałam się nawet, że stracę koncentrację, ale wytrzymałam do końca. Dopiero do mnie dociera to, co się stało. Że po tylu latach, tak to się zakończyło… To znaczy mam nadzieję, że to dopiero początek tych fajnych imprez. Udało się… No nie, wywalczyłam to!

Przez długi czas biegłaś po wewnętrznej. Nie bałaś się, że rywalki Cię zablokują?
Starałam się odganiać negatywne myśli. Miałam pierwszy tor i to było prawdopodobne, że dziewczyny znajdą lepsze miejsca na bieżni. Chciałam trzymać czołówkę, biec przytomnie z przodu. Nieważne, czy po zewnętrznej, czy wewnętrznej. Dzisiaj było chłodno i deszczowo, a to nie zachęca do biegów na życiówkę. Dlatego przypuszczałam, że ta rywalizacja rozstrzygnie się na ostatniej setce.

Do rekordu życiowego zabrakło 0.3 sekundy.
Tak, ale moja życiówka jest mocno niedoszacowana. To nie jest tak, że mi się „udało”. Trener mnie tak przygotował. Jestem w świetnej formie. Nigdy tak nie biegałam. Jestem dumna z trenera, że wszystko udało mu się tak misternie przygotować.

Ten medal to nagroda za wytrwałość?
Oczywiście. Zawsze podskórnie wierzyłam, że stać mnie na medale tych większych imprez i na rywalizację z innymi dziewczynami. Nigdy nie stawiałam się w cieniu koleżanek. Podczas startów zawsze starałam się na równi z nimi walczyć, nie przekreślać swoich szans.

Patrząc na wynik, to nawet do srebra czy złota nie było tak daleko.
Owszem, ale wiemy jak kto biegał w tym sezonie. Przeciwniczki miały trochę więcej asów w rękawie. Wcześniej zdobywały też medale. Wiedzą, jak to się robi. Ja dopiero wchodzę w ten następny etap, gdzie nie jestem już tylko finalistka, ale również medalistką mistrzostw Europy.

Masz poczucie, że komuś coś udowodniłaś?
Trochę tak. Wiele osób już dawno przekreśliło moją karierę. Uważały, że bezsensownie trenuję, skoro nic z tego nie mam. A ja wyskakuje z oszczędności i dokładam do obozów i zagranicznych zgrupowań. Skromne życie zwykłego Polaka i pensja męża mnie utrzymują przy tym hobby. Chciałabym, żeby to był dla mnie zawodowy sport, ale nie mogę powiedzieć, że to moje źródło utrzymania. Ledwie wystarcza mi na dofinansowanie tych wszystkich rzeczy. Nie ma wsparcia partnera technicznego. Właściwie wszyscy sponsorzy się wycofali, kiedy zaczęło mi źle iść. Miasto Rzeszów wspiera mnie tylko do tej pory. To wystarcza na pokrycie kosztów związanych z bieganiem i nic więcej. Ja na to nie zarabiam.

Musiałaś być bardzo zdeterminowana. Niektórzy atleci głośno w takich momentach mówią i piszą, że myślą o zakończeniu kariery.
Bardzo wspierał mnie mąż i moja rodzina. Powiedzieli: jeśli nie zrobisz wyników, na które cię stać – a wiemy, że możesz je osiągnąć – to nie pozwolimy, żebyś skończyła z bieganiem. Stwierdzili, że mam sobie dać szansę. Jeszcze raz postawiłam na sport. Zmieniłam trenera i swoje podejście. Udowodniłam tym, którzy mnie totalnie ignorowali, że to nie tak. Że nawet jeśli sportowcowi nie uda się jeden rok czy dwa, to nie można go przekreślać. Inspirowały mnie również inne zawodniczki. Ania Kiełbasińska pokazała, że warto czekać na medale. Nawet jeśli trenuje się 15, 16 czy 18 lat bez medalu, to nie znaczy, że już się go nie zdobędzie.

Był taki jeden moment, w którym pomyślałaś, że trzeba zmienić zawód?
Zawód to ja mam świetny – jestem fizjoterapeutką, technikiem-masażystką (uśmiech). Gdybym chciała, to wiodłabym inne życie. Chciałem jednak poświęcić się tej pasji. Dać sobie jeszcze jedną szansę, ale też przyłożyć się do rozwoju sportu w Polsce. Myślę, że wielu zdolnych zawodników miało większy talent niż ja, ale rezygnowali z powodów finansowych, bo w Polsce różnie to wygląda. Jak jesteś na fali, to masz wszystko, ale jeśli lekko z niej spadasz, to wszystko z niej ucieka. W listopadzie miałam operację kolana i chciałam zakończyć karierę. Wstałam i pomyślałam: właściwie nic mnie tu nie trzyma. Nie widziałam, czy wrócę na ten poziom. Uznałam potem, że jak wrócę, to się jeszcze zastanowię, a jeśli nie, to trzeba będzie kończyć karierę i zająć się czymś innym. Wiele mnie to kosztowało psychicznie, bo przecież zaniedbuje się rodzinę. Nie da się tego wszystkiego skleić tak na poważnie. Nie zawsze można być z bliskimi, kiedy mają jakieś wypadki czy problemy zdrowotne. Nie mogę być często z rodzicami, którzy nie są najmłodsi. Chciałabym z nimi spędzić trochę czasu, bo różne rzeczy czają się za rogiem. Mam nadzieję, że teraz będzie mi łatwiej i udźwignę to, tak jak udźwignęłam dzisiaj tą presję.

Kto po wspomnianej operacji pomógł Ci wrócić do równowagi?
Zbierałam się sama w sobie. Wspierał mnie mój mąż. Mój nowy trener Jacek Kostrzeba podszedł do tego bardzo profesjonalnie. Powiedział, że mamy jeszcze cztery miesiące i damy radę przygotować się na mistrzostwa Europy. A może mistrzostwa świata? Tymczasem ja jadąc na mistrzostwa Polski nie byłam pewne, czy mam się po co tam pokazywać. Kilka dziewczyn biegało już wówczas na 800m bardzo fajnie. Otuchy dodał mi Memoriał Kusocińskiego, na którym pierwszy raz złamałam barierę dwóch minut. To był sygnał, że jest dobrze. Przed mistrzostwami świata jednak płakałam. Nie chciałam tam lecieć. Myślałam, że jestem za słaba, a chciałabym biegać w finałach, a nie być potem tą dziewczyną, która odpada w eliminacjach. Pełne treningi zaczęłam od lutego, dlatego wielki szacunek dla trenera, że tę łamigłówkę rozwiązał. Bardzo popychała mnie do treningów rodzina. Kiedyś doradzali mi, żeby może zająć się czymś innym, bo szkoda mojego zdrowia i nerwów. Teraz jak widzieli, że ja chcę odpuszczać, to oni na to nie pozwalali. Zarówno rodzice, jak i teściowie, bo po ślubie mam większą rodzinę. Moi najbliżsi wiedzą, jak to wyglądało, co się ze mną działo, o czym myślałam. Widzieli wrak człowieka. Musieli mnie więc wspierać, jeśli chcieli na takich zawodach jeszcze zobaczyć.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
Tak. W przyszłym roku są mistrzostwa świata. Ten rok pokazał, że stać mnie aby ścigać się z najlepszymi. Mam nadzieję, że zdrowie mi na to pozwoli. W Monachium rywalizowałam z medalistką mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich, z wielokrotną medalistką mistrzostw Europy. To świetne biegaczki. Dziewczyny, na które wszyscy patrzyliśmy z podziwem, a teraz mogę stanąć z nimi na jednej linii i walczyć ramię w ramię. To mnie bardzo motywuje. Okazuje się, że Polsce też biegamy bardzo dobrze tylko trzeba być zawziętym i przezwyciężyć problemy. Naprawdę się opłaca, chociażby dla tej dumy i świętego spokoju, że zrobiłam to, co mogłam zrobić.

Jaki obrazek zapamiętasz z tego biegu?
Tęczę nad stadionem. Później pamiętam, że robi się luka i ja muszę tam natychmiast wbiec zanim dziewczyny zerkną w telebim i pomyślą by zamknąć mi tę drogę. Od razu to wykorzystałam. Biegłam ile sił w nogach. Na mecie nie wiedziałam, która jestem. Nie byłam pewne, czy ktoś finiszował na piątym lub szóstym torze. Patrzyłam na tablicę z wynikami i czekałam. Myślałam, że chyba jestem trzecia, ale że to niemożliwe... Potem nie wierzyłam. To było coś szokującego.

Jakub Guder, Monachium

Korespondencje z mistrzostw Europy 2022

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska