Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Golędzinowska: Jestem szczęśliwa, kiedy obieram ziemniaki

Robert Migdał
fot. archiwum prywatne
- Moje życie było fałszywe: miałam włosy doczepiane, paznokcie też. Nie wyszłam z domu, jeśli nie miałam na twarzy namalowanej maski. Porzuciłam to życie. Dziś jestem szczęśliwa. Z Anną Golędzinowską, byłą modelką, celebrytką, prezenterką telewizyjną, uczestniczką włoskiego "Tańca z gwiazdami", autorką książki "Ocalona z piekła", która obecnie mieszka w klasztorze w Medjugorie, rozmawia Robert Migdał

Jak się czuje kobieta, która z dnia na dzień wywróciła swoje życie do góry nogami?
- Jest bardzo, bardzo szczęśliwa.

Na czym polega to szczęście?
- Na tym, że robię rzeczy zwykłe. Ba, wręcz przyziemne: karmię kury, sprzątam, obieram ziemniaki. Mam czas, żeby pomyśleć, pomodlić się, uśmiechnąć do ludzi. Porozmawiać z nimi.

Zwykły dzień zwykłego człowieka. A przecież miała Pani życie, którego pragnie wiele osób: spotkania z gwiazdami, wieczory spędzane w towarzystwie Leonardo di Caprio, Tiny Turner czy Paris Hilton, do tego miała Pani masę pieniędzy, dzięki którym mogła spełniać wszystkie zachcianki. Bardzo barwne to było życie, bardzo bogate...
- … ale i też bardzo biedne, w którym było wiele cierpienia. Dzisiaj patrzę na to stare życie, na siebie sprzed lat, tak, jakbym oglądała film, w którym występuje jakaś obca aktorka, a nie ja sama.

Mówi Pani o cierpieniu.

- Bo moje dzieciństwo, które spędziłam w Polsce, w Warszawie, było straszne - pełne bólu, zła. W domu się nie przelewało. Mogę nawet powiedzieć, że żyłam w biedzie. Tata był alkoholikiem. Być może dlatego, że miał marzenia, których nie udało mu się spełnić i topił je w morzu wódki. Kiedy miałam 10 lat, tato spadł ze schodów i umarł. Zostałam bez ojca. Mama wpadła w depresję. Najgorsze było to, że zaczęła przyprowadzać do domu rożnych mężczyzn. Jeden z nich, kiedy mamy nie było, zgwałcił mnie.

Powiedziała Pani o tym mamie?
- Oczywiście, ale nie uwierzyła mi. Bo może niekiedy lepiej nie wierzyć, nie widzieć pewnych rzeczy, bo wtedy trzeba byłoby się przyznać do błędów, jakie popełniliśmy jako rodzice. Zaczęłam nienawidzić za to moją matkę. Ojca też - za to, że umarł i mnie zostawił, że nie było go, kiedy trzeba było mnie obronić. Dom już nie był moją ostoją, azylem. Zaczęłam z niego uciekać.

Wpadła Pani w narkotyki.

- Moimi przyjaciółmi byli handlarze dragów. Sama brałam. Byłam złodziejką - kradłam razem z nimi. W końcu próbowałam popełnić samobójstwo. Nałykałam się różnych proszków, ale nie umarłam. Odratowali mnie w szpitalu.

Dlaczego Pani targnęła się na życie?
- Chciałam się zabić, żeby zwrócić na siebie uwagę.

Miała wtedy Pani 16 lat.
- I pojawiło się światełko w tunelu. Trafiłam na casting dla modelek. Wygrałam go. Obiecywano mi pracę w jednej z najlepszych agencji w Mediolanie. Wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi - wreszcie moja bieda się skończy, wreszcie świat przede mną stoi otworem, wreszcie będę mogła normalnie żyć. Wyjechałam do Włoch.

Brzmi jak bajka.
- Niestety, to był horror. Zamiast do Mediolanu, trafiłam do jakiejś małej mieściny pod Mediolanem, zamknięto mnie w garażu, zabrano wszystkie dokumenty, jakie miałam. Okazało się, że trafiłam na handlarzy żywym towarem: postanowiono ze mnie zrobić prostytutkę. Byłam młoda i bezradna. Nie miałam pieniędzy, byłam w obcym kraju, nikogo nie znałam, nie umiałam ani słowa po włosku, więc nie mogłam nikogo poprosić o pomoc, a na dodatek z bandytami współpracowała policja. Zabrali mi paszport. To było piekło. Kiedy miałam 17 lat, jeden z klientów mnie zgwałcił.

Ale udało się Pani uwolnić z koszmaru, a dzięki Pani zeznaniom handlarze żywym towarem trafili przed sąd i do więzienia...

- Ale dopiero po dziewięciu latach.
Czytaj więcej na kolejnej stronie
Jak?
- Spotkałam chłopaka. Dziś wiem, że to był mój anioł stróż, który przychodzi do nas, kiedy tego najmniej się spodziewamy. On pomógł mi stamtąd uciec. Do dzisiaj pamiętam jego twarz.

Nie wróciła Pani do Warszawy. We Włoszech zrobiło się o Pani głośno. Skorzystała Pani z tych swoich pięciu minut sławy i wykorzystała je maksymalnie.
- Przez całe życie powtarzano mi, że marzenia są zarezerwowane tylko dla pięknych i bogatych. Chciałam udowodnić, że to nie jest prawda. Że też taka osoba, jak ja - biedna, nieszczęśliwa, z Polski - też ma prawo do tego, żeby marzyć. Zostałam we Włoszech. W końcu naprawdę dostałam pracę w agencji modelek, podpisałam kontrakt z włoską telewizją - zostałam prezenterką.

Nawet do Polski dochodziły plotki o Pani bujnym życiu.

- To nie były plotki: loty prywatnymi samolotami, spełnianie wszystkich zachcianek. Bo pieniądze miałam na wszystko - i na markowe ubrania, i na biżuterię, i na kosmetyki, i na weekendy w Saint Tropez. Miałam piękny apartament, moją sąsiadką była projektantka mody Donatella Versace. Upijałam się tym szczęściem. Mój narzeczony to jeden z najbogatszych ludzi we Włoszech, siostrzeniec Silvio Berlusconiego - wszędzie jeździliśmy z ochroniarzami.

Zachłysnęła się Pani wielkim światem?
- A kto by się nie zachłysnął? Oczywiście, że tak. To bardzo kuszące. Śniłam o takim kolorowym życiu. Jednak, jak już w nim byłam, to z bliska zobaczyłam, że ci zawsze piękni i bogaci ludzie wcale nie są cały czas szczęśliwi. Bo oni wracają do domu, patrzą w lustro i są sami - nie mają z kim pogadać, nie mają z kim się nacieszyć swoim bogactwem, swoim sukcesem. Po co więc to wszystko? Mój narzeczony jest siostrzeńcem Silvio Berlusconiego. Parę miesięcy temu umierała na raka siostra Silvio, byłam przy niej. Miała dopiero 36 lat. I przyszedł do niej Berlusconi. Ile on ma pieniędzy? Masę. Widziałam, jak klęczał przy jej łóżku i płakał. W tym momencie zobaczyłam go takiego biednego, jak my wszyscy - bo z tymi jego pieniędzmi on nie mógł nic zrobić.

Czyli największe bogactwo to...
- Miłość nasza i bliźnich, którzy nas kochają.

A co Pani czuła, kiedy czytała o sobie te wszystkie rewelacje w kolorowych pismach?

- Śmiałam się z tego. Bo cóż innego można zrobić? Plotki mnie nie dotykały.

Marzenia się spełniały.

- Tylko niekiedy okazuje się, że spełnione marzenia nie zawsze dają szczęście. Świat show-biznesu to świat pełen narkotyków, alkoholu. Nie bierzesz narkotyków, nie pijesz - nie jesteś jednym z nich. Dlatego brałam kokainę. Zasnąć mogłam dopiero wtedy, gdy brałam proszki nasenne. Wiele razy chodziłam na czworakach po domu i szukałam w szparach, w podłodze, czy aby nie ma gdzieś jakiejś odrobimy kokainy, która spadła ze stołu dzień wcześniej. Żyłam jak w jakimś amoku, w jakimś świecie nierzeczywistym. Traciłam pamięć - nie wiedziałam, co się ze mną działo godzinę, dwie wcześniej. I któregoś dnia obudził mnie pies. Bardzo szczekał. Patrzę, a przy moim łóżku stoi jakiś starszy mężczyzna i kiwa głową na "nie". Pomyślałam wtedy, że mam jakieś przewidzenia od narkotyków. Zapaliłam światło, a ten starszy mężczyzna z brodą nadal stał, i nadal kiwał głową. I wtedy usłyszałam taki wewnętrzny głos: "Ania, co ty robisz?".
Czytaj więcej na kolejnej stronie
Wcześniej nie była Pani zbyt religijna.
- Mało powiedziane - kiedy przechodziłam koło kościoła, to uciekałam na drugą stronę. Nigdy nie dałam się zaciągnąć w niedzielę do świątyni. Na widok księdza dostawałam wysypki.

Kim był mężczyzna, którego Pani widziała?
- Kiedy już byłam w klasztorze w Medjugorie, dostałam książkę, która opowiadała o życiu Ojca Pio. I wtedy zobaczyłam jego zdjęcie na okładce. Wtedy mnie olśniło, co to za mężczyzna stał przy moim łóżku. To był on - Ojciec Pio. Przyszedł do mnie, żeby mnie ostrzec, bo gdybym dalej szła tą drogą, co dotychczas, to za daleko bym nie doszła.

Bo mimo tego bogactwa, nie była Pani szczęśliwa?

- Nie, bo nie miałam miłości, a jej pragnęłam najbardziej. A uczucia nie można kupić.

Jak to się stało, że trafiła Pani do klasztoru?

- Moje bujne życie zaciekawiło jednego z wydawców. Zaproponował, żebym napisała o sobie książkę. Potraktował mnie i moje życie jako dobry towar, który można sprzedać i sporo na nim zarobić. Bo skandale się przecież świetnie sprzedają. Poszłam z nim na kolację, opowiadałam mu o swoim życiu, śmiałam się przez dwie godziny, a on na koniec na mnie popatrzył i powiedział: "Ania, ja ci wydam tę książkę, ale przedtem ty musisz pojechać ze mną do Medjugorie". Pomyślałam: "No dobrze, facet mi książkę wydaje, to co mi tam. Pojadę z nim do tego Medjugorie".

I co?
- Poszliśmy pod górę objawień, na której co miesiąc objawia się Matka Boska. I stałam tam od 6 rano, wśród tłumu ludzi, do godziny 9 - aż to wszystko się skończyło. I nic nie widziałam. Nic nie słyszałam. I nic nie poczułam. Wkurzona poszłam do mojego wydawcy i mówię mu: "To jest wszystko jakieś jedno, wielkie kłamstwo. Tutaj chodzi o wyciągnięcie pieniędzy od pielgrzymów. Bo tutaj się nic nie pokazuje". Na co on mi powiedział: "Ania, ty jeszcze nie wiesz, ale w twoim sercu już się coś zmieniło". Poszliśmy pod drugą górę, na której była droga krzyżowa. Pomyślałam sobie: "Jakiś czubek jest z niego. Po cholerę mi każe myśleć o jakimś Jezusie, co poraniony wchodził na górę, niosąc krzyż, jak ja mam swoje problemy?". Ale zaczęłam wchodzić na tę górę. Doszłam tylko do trzeciej stacji. Byłam zmęczona, bo w domu nic nie robiłam - miałam nawet panią sprzątającą, która mi wieszała pranie do szafy, bo mi samej się nie chciało. Usiadłam i poczekałam, aż ludzie z góry będą schodzić i mi opowiedzą, jak tam jest na szczycie. Popatrzyłam na te wszystkie babcie, co z różańcami w ręce wchodziły. I kiedy wstałam, poczułam, jakby ktoś mnie pchał, jakby ta góra, specjalnie dla mnie, się obniżała. Na samym szczycie, pod białym krzyżem upadłam na kolana i zaczęłam się modlić: słowa same ze mnie wychodziły, bo ja przecież nie umiałam się modlić. Nigdy tego nie robiłam. Wiedziałam, że muszę wybaczyć wszystkim tym, którzy mi do tej pory zrobili krzywdę, że bez tego nie będę mogła zacząć nowego życia. I kiedy powiedziałam te dwa słowa: "wybaczam wam", wtedy moje zrobione z kamienia serce rozpadło się na tysiące małych kawałeczków. Poczułam wielka ulgę!

Spojrzała Pani inaczej na swoje dotychczasowe życie.
- W Mediolanie moje życie było fałszywe. Wielka fikcja - miałam włosy doczepiane, paznokcie też. Nie wyszłam z domu, jeśli nie miałam na twarzy namalowanej maski. No i gdy nie byłam ubrana w najnowsze ciuchy. Cały czas brałam proszki na odchudzanie.

Teraz już nie jest Pani taką chudziną.

- Siostry zakonne dobrze mnie karmią. Ale jestem szczęśliwa. Wcześniej cała się trzęsłam, cały czas byłam w depresji. Świat dookoła mnie był czarny. Byłam non stop naćpana, pod wpływem alkoholu. Wydawało mi się, że ze ścian spływa czarne błoto, miałam omamy, że jakieś czarne postacie chcą mnie dotknąć, krzyczałam, wołałam o pomoc. Myślę, że wtedy byłam o krok od śmierci.

Sprzedała Pani wszystko, porzuciła Mediolan i wróciła do Medjugorie.

- Bo to tam mogłam być sobą, Anią. Wiedziałam, że jeżeli nie wrócę do klasztoru, to skończę ze sobą. Że się rzucę przez okno, bo takiego życia już dłużej nie chciałam. Pojechałam, miałam mieszkać u zakonnic tylko 10 dni, a mieszkam do dzisiaj. Już dwa lata.
Czytaj więcej na kolejnej stronie

I tak nagle, z dnia na dzień? A kontrakty? Duże pieniądze?

- Miałam podpisaną umowę z Flavio Briatore, znanym włoskim przedsiębiorcą, bardzo bogatym człowiekiem. Dzięki niemu pracowałam z takimi osobami, jak Paris Hilton, Leonardo di Caprio, Janet Jackson, Tina Turner. To był świat wielkich pieniędzy, bo taka Paris Hilton potrafiła w jeden wieczór wydać ponad 300 tysięcy euro na przyjemności.
I mój nowy kontrakt z Flavio miał być podpisany od 25 czerwca, a 25 czerwca jest rocznica objawień Matki Boskiej w Medjugorie. Przypadek? W życiu nie ma przypadku. Bóg dał mi prawo wyboru.

Zrezygnowała Pani z 20 tysięcy euro. Wiele osób tylko może pomarzyć o takich pieniądzach. Jak zareagowali znajomi?
- Wydzwaniali do mnie, pytali, co się stało. Odpowiadałam im: "Jestem szczęśliwa, karmię kury, obieram ziemniaki w kuchni". Była cisza w słuchawce. A potem kolejne pytanie: "A co ty tam ćpałaś?".

Nowe życie, wielka zmiana.
- Chciałam kochać ludzi, pomagać im. Chcę iść drogą cierpień, tu na ziemi, żeby potem mieć miejsce w raju.

Na pewno nie było Pani łatwo. Przecież - jak sama Pani wspominała - w domowych obowiązkach nie była Pani mocna.
- Kiedy tylko przyjechałam do sióstr, powiedziałam: "Będę robić wszystko w tej wspólnocie, tylko nie będę myła łazienek. Do kibli nie idę". Na co siostra zakonna powiedziała mi ze spokojem: "No to, Aniu, od dzisiaj jesteś odpowiedzialna za czystość we wszystkich łazienkach w klasztorze". Od tamtej pory umyłam baaaaaardzo dużo łazienek. I robię to do dzisiaj. Z uśmiechem na twarzy.

Czego się Pani nauczyła w klasztorze?

- Że najważniejsze są w życiu trzy rzeczy: nie osądzaj, przebaczaj i kochaj. Mnie udało się wybaczyć wszystkim, ale przede wszystkim mojej mamie.

Spotkałyście się po latach.

- Rzuciłyśmy się sobie w ramiona i płakałyśmy. Przeprosiłyśmy się za wszystkie nasze błędy. Po latach sobie zdałam sprawę z tego, że nie mogę jej winić za to, co mi zrobiła lub czego nie zrobiła. Lub co zrobiła źle. Wiem, że trzeba wybaczać innym ludziom, bo robimy to dla siebie, a nie dla innych. Warto opróżnić swoje serce z goryczy, żalu, nienawiści - gdy nie wyrzucimy tego śmietnika z naszych serc, to nie będziemy mogli normalnie żyć.

Od dwóch lat żyje Pani w czystości.
- Uważam, że dostałam w Medjugorie dar i pobrudziłabym się, idąc teraz z mężczyzną do łóżka. Postanowiłam żyć w czystości, do czasu, aż wezmę ślub.

Jak teraz wygląda życie? Mieszka Pani w Medjugorie, u zakonnic, ale sama do zakonu Pani nie wstąpiła.
- Wstaję o 5.30. Potem jest śniadanie, modlitwa, msza, sprzątanie. Karmię zwierzęta, pracuję w ogrodzie. O 12 - Anioł Pański, różaniec. Potem obiad, idziemy na adorację, następnie o 6 różaniec, modlitwy.

Ma Pani jakiś kontakt z ludźmi ze swojego starego życia?

- Mam. Przyjeżdżają do mnie do Medjugorie. Ale nie tylko dlatego, żeby mnie odwiedzić. Oni chcą zobaczyć, co ja tam znalazłam, czego oni, za wszystkie swoje pieniądze, nie mogą kupić.

Z narzeczonym rozstała się Pani, ale...
- ... poprosił mnie, żebym dała mu jeszcze jedną szansę. Żebym nie zamykała mu drzwi przed nosem. Zmienił się. Też, tak jak ja, złożył śluby czystości, czeka na mnie, chodzi do kościoła, pojechał ze mną do Ziemi Świętej, co tydzień spotka się z księdzem i odmawia różaniec.

Planuje Pani kiedyś powrót do takiego życia...

- ... normalnego? (śmiech)

... mąż, dzieci.

- Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach - tak się mówi. Dlatego ja nic nie planuję. Dzieci? Mąż? Jak Bóg da...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska