18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna German. Serial już podbił serca Rosjan, rekordy oglądalności (ROZMOWA)

Katarzyna Kaczorowska
Waldemar Krzystek
Waldemar Krzystek fot. Wojtek Wilczyński
Z reżyserem Waldemarem Krzystkiem o serialu "Anna German", którego bohaterka zaczynała karierę we wrocławskim Kalamburze, rozmawia Katarzyna Kaczorowska

Czy przy pracy nad tym serialem coś Pana w Annie German zaskoczyło?
- Pamiętałem ją jako polską piosenkarkę, która zaśpiewała "Eurydyki…", później miała wypadek we Włoszech, a jeszcze później zaśpiewała przejmujący "Człowieczy los".I szczerze mówiąc, cała moja wiedza na temat jej życia się kończyła, bo wiedziałem jeszcze, że miała niezwykły głos i że z Ewą Demarczyk były ikonami lat 60.

KOLEJNY ODCINEK SERIALU ANNA GERMAN - PIOSENKARKA WE WROCŁAWIU

Słuchał Pan ich piosenek?
- Trochę też, ale przede wszystkim, kiedy szukałem utworu do "Małej Moskwy", przesłuchiwałem na świeżo całą mu-zykę polską lat 60. Oczywiście słuchałem też Anny German i nie wiedziałem, którą piosenkę wybrać do filmu. Ostatecznie zdecydowałem się na"Grand valse brillant" Ewy Demarczyk. I dopiero kiedy się okazało, że będę też pracował przy serialu o German, mimo wszystkich zagrożeń czasowych, bo przecież pracowałem wtedy przy "80 milionach" - nad scenariuszem, robiłem też dokumentację, zapadały pierwsze decyzje - zacząłem o niej więcej czytać. Później przyszła pierwsza wersja scenariusza serialu, zaczęły się spotkania, rozmowy, na tyle owocne, że z początkowej wersji ośmiu odcinków, powstało dziesięć.

Te rozmowy o Annie German prowadził Pan z...?
- Ludźmi, którzy ją znali. Pytałem, co o niej wiedzieli, jaka była.

I co wiedzieli?
- Że była Rosjanką, która przyjechała do Polski. Że jej ojciec pochodził z Łodzi. Wtedy jednak cały Dolny Śląsk tworzyli ludzie, którzy skądś przyjechali, wielu wśród nich było repatriantów ze Związku Radzieckiego, więc to nie było znowuż jakieś dziwne. Ale w tych spotkaniach uderzało mnie jedno - wszyscy mówili o jej wyjątkowości.

O wzroście?
- No to od razu, bo rzucało się w oczy jak jest wysoka. Stąd przecież jej pseudonim Żyrafa. Ale też podkreślano, że była poważna i bardzo uczciwa, w pewnych sprawach pryncypialna. Nie była osobą lekkomyślną. Dopiero później, jak wszedłem głębiej w jej życie, przeczytałem, że straciła ojca w 1938 roku.

W czasie czystek stalinowskich?
- Tak, został niewinnie oskarżony o szpiegostwo, bo był niemieckiego pochodzenia. I rozstrzelano go. Nie wiadomo na-wet, gdzie jest jego grób. Pewnie wrzucono go gdzieś do jakiejś zbiorowej mogiły albo dołu.

Ta śmierć miała na nią wpływ?
- Na pewno odbiła się na jej psychice. I na pewno prawdziwa była tęsknota za tym ojcem, którą pokazujemy w serialu. Ona całe życie starała się wyobrazić sobie, co by powiedział na różne jej decyzje i zachowanie.

Był dla niej punktem odniesienia?
- Był kimś bardzo ważnym. A ponieważ straciła go jako dziecko, to każde słowo, które od niego usłyszała i zapamiętała, było dla niej bardzo ważne. Przecież to były ostatnie słowa ojca. Mówił jej "śpiewaj, śpiewaj zawsze, jakbyś śpiewała dla Boga, Bóg lubi jak się śpiewa". Tymi słowami kierowała się przez całe życie i oznaczały dla niej, że nie śpiewa się dla zabawy, głupoty, pieniędzy czy taniego poklasku, ale dla głębszego sensu, żeby powiedzieć ludziom coś ważnego. No i kiedy zaśpiewała "Tańczące Eurydyki", to pokazała, co znaczy dla niej ten sens. Jej powaga, która towarzyszyła śpiewaniu, pomogła jej wyjść z zapaści, w jakiej się znalazła po tym straszliwym wypadku we Włoszech. Kiedy załamała się jej wspaniale za-powiadająca się kariera - bo ona naprawdę wchodziła na drogę do wielkiej kariery, którą przerwał wypadek - uratowała ją właśnie ta powaga.

W jaki sposób?
- Była nie tylko okaleczona fizycznie, ale przeżywała też głęboką traumę. I jeśli przyszedł do niej ksiądz Twardowski, kiedy była w takim stanie, i powiedział "chociażby po to, aby za-śpiewać Ave Maria pani powinna wstać", to myślę, że te słowa zrymowały jej się z tym, co mó-wił ojciec. Jej życie pod wieloma względami to niezwykła opowieść o artyście, który już sięga gwiazd i spada. O osobie, w której biografii realizują się wszystkie problemy XX wieku, w tym i komunizm przeżyty w Związku Radzieckim, a później przywieziony na bagnetach do Polski.

Ale to Rosjanie mieli pomysł zrobienia tego serialu. Jest dla nich ważniejsza?
- Ja bym takich pochopnych wniosków nie wyciągał. Jeśli pierwsze filmy o Janie Pawle II powstały za granicą, to tam był on ważniejszy niż w Polsce? Raczej to kwestia tego, że my takich filmów nie robimy. Ma-my taki dziwny punkt widzenia, że ciekawszy będzie zbłocony morderca, pedofil, zboczeniec i nie wiadomo kto jeszcze bardziej okropny, bo rzekomo to jest temat na film, a te-matem nie jest ktoś wartościowy, kto walczy z przeciwnościami losu. Nie realizujemy tzw. polityki historycznej w kulturze, bo nie umiemy i nie mamy na to pieniędzy.

A Rosjanie mają pieniądze?

- Mają. W Polsce plaże udają pustynię, a poligon pod Bolesławcem Afganistan czy Irak. Ośmieszamy się. A tutaj jak jest gorąco, to naprawdę jest gorąco. Jest architektura, przyroda, prawdziwi statyści. I jest w tym jakaś ironia, że producentka - Galina Bałantinkina - przyszła najpierw do Telewizji Polskiej. Bałantinkina bardzo chciała, żeby ten film powstał.

Dlaczego?
- Ta Ukrainka, której matka jest Polką, jest zafascynowana pos-tacią Anny German. I wydawało się, że podjęcie rozmów z naszą telewizją było logiczne, ale u nas temat zlekceważono.
Ale serial powstał.
- Bo Galina przekonała kanał pierwszy telewizji rosyjskiej, żeby to on wyłożył pieniądze.

Rosjanie zwrócili się do Pana z propozycją pracy, bo?

- Bo "Mała Moskwa". I oczywiście dzwoni do mnie jakaś pani, składa propozycję, więc odpowiadam, że to jest bardzo miłe, ale robię "80 milionów". Galina poczekała.

Wybrał Pan plenery, aktorów do głównych ról.
- Maja Poroszyna akurat kręciła film na Dolnym Śląsku. I przyjechała na spotkanie ze mną. "Proszę pana, ja kandyduję do roli matki Anny German, niech pan mnie weźmie". Zapytałem, "dlaczego pani tak bardzo chce grać tę matkę?". "Bo Anna German jest u nas bardzo znana, a poza tym, ja chcę pracować u pana".

Dlaczego do roli tytułowej wybrał Pan Joannę Moro?
- Jest do niej uderzająco podobna, mówi po rosyjsku bez akcentu. Ale wszyscy, którzy przechodzili casting, musieli zagrać jedną z najdramatyczniejszych scen i widziałem, jak na tę scenę reagowała ekipa.

Jaka to scena?
- German po wypadku była sparaliżowana. Miała męża, ale wydawało jej się, że życie z ka-leką będzie dla niego obciążeniem. Chciała go więc odepchnąć od siebie, zranić tak, by już nie wrócił.

Nie odszedł. Miał Pan przy tej scenie łzy w oczach?
- Proszę pani, pracować trzeba na chłodno. Jest taka zasada, jak się kręci komedię, na planie ma być ponuro, na ekranie śmiesznie. Tutaj jest podobnie. To nie ja mam się wzruszać, ale widz. Moro tę rolę dostała, a resztę ocenią widzowie.

Na planie grali rosyjscy statyści, pracowała rosyjska ekipa, co było dla nich zaskoczeniem?

- Wiele rzeczy. W Rosji jest zasada, że o pewnych sprawach się nie mówi albo obowiązuje wersja kanoniczna wydarzeń, a my pokazujemy represje, wywózkę. W jednej ze scen Anna mówi do enkawudzisty, który ich nękał, bo miał chrapkę na jej matkę: "ty nam już nic nie zrobisz, bo tu jest Polska", i on wybucha śmiechem. Szokiem dla Rosjan była scena na Kremlu, kiedy Breżniew proponuje jej radzieckie obywatelstwo i kusi, że będzie miała wszystko. Willę, daczę, auto z kierowcą. A ona odmawia! Bo ważniejsza jest dla niej Polska.

I dlaczego to był szok?
- Bo nie rozumieli, jak mogła odmówić. Dla Polski? A Anna, z matką, ojczymem Polakiem, i babką z zsyłki do tej Polski uciekły po wolność. Uciekły, bo dzięki drugiemu mężowi matki Anny mogły dostać papiery repatriacyjne. Jej babka do śmierci nie mówiła po polsku, mama mówiła słabo i nienawidziła Związku Radzieckiego. Ale ta Polska była dla niej ważna, może nawet była jedną z najważniejszych rzeczy.

Uczy Pan Rosjan historii?
- Raczej zasypuję rowy i otwieram oczy. Kiedy byliśmy na Krymie, w Jałcie, to powiedziałem im, że to miasto wywołuje we mnie ból i niezgodę, bo tutaj zdradzono Polskę. Patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Oglądaliśmy tam zamknięty kompleks sanatoryjny, który w se-rialu wykorzystaliśmy jako włoskie luksusowe hotele początku lat 60., patrzyliśmy na niewyobrażalny przepych i luksus. Prywatna plaża, dwupoziomowe pokoje, korytarze jak w pałacach. A na ścianie jednego z tych budynków wisi tablica, że kompleks oddano do użytku w 1948 roku. Patrzymy na tę tablicę i mówię: "widzicie datę?". "No tak, 1948". "I nic was nie zastanawia". Cisza. Więc im powiedziałem, że skoro ten wielki kompleks dla partyjnych dygnitarzy został oddany trzy lata po wojnie, to prace nad projektem zaczęły się w czasie wojny. Jedna z Rosjanek wybuchnęła płaczem. Jej dziadkowie zmarli z głodu w Moskwie, bo ojczyzna potrzebowała wyrzeczeń.

Serial podbił Rosjan.
- Po premierze zadzwonili do mnie, że pobiliśmy ratingi oglądalności. 22 milionów widzów. Mnóstwo artykułów w prasie itd. Ale Rosja to wielki kraj, przy liczbach trzeba mieć tego świadomość.

Czego nauczyła Pana Anna German?
- Że nigdy w życiu nie można się poddawać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska