Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Rżany - mały wzrostem, wielki duchem

Jakub Guder
Andrzej Rżany
Andrzej Rżany Tomasz Gola
Jak każdy chłopak, Andrzej Rżany na początku kopał piłkę. Pewnego dnia trener zachorował i ojciec Józef, były bokser, zaprowadził go na pierwszy pięściarski trening.

Po szybkich sukcesach juniorskich przyszedł start na igrzyskach w Barcelonie w 1992 r., zakończony jednak już w pierwszej rundzie. Rok później przeniósł się z Iglopolu Dębica do Gwardii Wrocław.
- Wtedy mieliśmy mocną ligę bokserską, a na Krupniczej hala zawsze była pełna - wspomina Rżany. Jak mówi, amatorom żyło się bardzo dobrze. On sam zatrudniony był na policyjnym etacie.

W 1999 roku zabrał ze sobą żonę i pojechał na mistrzostwa świata do Houston. Tam odniósł swój największy sukces, zdobywając brązowy medal (kat. do 51 kg). Drogę do złota zamknęła mu kontuzja: do półfinału nie przystąpił, bo złamał rękę. Jego rywal, Kazach Dżumadiłow, został mistrzem świata.

- Nie myślałem o tym, żeby zostać w Stanach i przejść na zawodowstwo. Trzeba pomieszkać trochę za oceanem, żeby być tam zauważonym. Bałem się zaryzykować, bo w Polsce miałem wszystko poukładane - przyznaje Rżany po latach. - Propozycje w kraju były, ale wtedy więcej zarabiał bokser amator niż zawodowiec - stwierdza.

Pech nie ominął Rżanego także na igrzyskach w Atenach. W ostatniej rundzie pojedynku o wejście do strefy medalowej z Azerem Asłanowem Polak nieznacznie przegrywał. Był jednak przekonany, że prowadzi na punkty i unikał walki. Dziennikarze krzyczeli z trybun, ale Rżany przegrał walkę jednym trafieniem. W późniejszych wywiadach wskazywał na ówczesnego prezesa Polskiego Związku Bokserskiego Czesława Ptaka jako na osobę, która powinna informować nasz narożnik o aktualnym wyniku.

- Pewne osoby zachowały się wtedy bardzo nieprofesjonalnie - wspomina. - Ateny wyleczyły mnie z boksu. A ten medal był przecież mój! - mówi rozgoryczony.
- Oczywiście, że brakuje mi tego krążka choćby ze względu na olimpijską emeryturę. Ale gdybym go zdobył, to pewnie i tak ważniejszy byłby brąz z mistrzostw świata - dodaje po chwili. - To nie było tak, że moje bokserskie życie skończyło się po Atencah. Ale wtedy, jak to w Polsce, część osób chciała dobić leżącego. Teraz nie wiadomo, kiedy Polakowi uda się sięgnąć po olimpijski medal - kończy Rżany.

Dwa tygodnie temu Andrzej Rżany oficjalnie pożegnał się z boksem podczas zawodów organizowanych we Wrocławiu przez Gwardię. Teraz mieszka w Dębicy, gdzie prowadzi własny biznes, a w Rzeszowie szkoli młodych pięściarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska