Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amok, czyli tajemnicza śmierć biznesmena we Wrocławiu (REPORTAŻ)

Marcin Moneta
Krystian B.
Krystian B.
To zbrodnia nietypowa - nie wiadomo dokładnie, kiedy do niej doszło, gdzie i w jakich okolicznościach. Nie udało się też ustalić wszystkich sprawców mordu... Oto nasza opowieść o Krystianie B., autorze książki "Amok"

Dla wymiaru sprawiedliwości śmierć wrocławskiego biznesmena Dariusza J. od 12 lat jest tylko częściowo rozwiązaną zagadką. Mimo to sąd wskazał winnego. Wyrok usłyszał Krystian B., absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim, podróżnik, biznesmen, no i pisarz. To on zdaniem sądu zlecił i nadzorował zabójstwo J. między 13 a 17 listopada 2000 roku. Motywem była chorobliwa zazdrość o żonę B., z którą J. miał mieć romans.
- To wszystko wyssane z palca bzdury wykreowane przez ludzi pozbawionych zdolności logicznego myślenia, przez bandytów w togach, na podstawie spreparowanych dowodów - uważa Krystian B., odsiadujący karę we wrocławskim więzieniu przy ul. Kleczkowskiej. Podkreśla, że jest niewinny. Zapowiada, że wkrótce przedstawi nowe dowody w tej sprawie, czeka też na orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

***
Dariusz J., wrocławski przedsiębiorca, właściciel agencji reklamowej, zniknął 13 listopada 2000 roku. Ostatni raz widziano go około 16, gdy wychodził ze swego biura. Portierka zeznała prokuraturze, że wychodził w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jakich? Tego do tej pory nie udało się ustalić.
Po miesiącu od tamtego dnia we wsi Chobienia, 100 km od Wrocławia, wędkarze wyłowili z Odry ciało Dariusza J. Zwłoki były zmasakrowane. J. miał z tyłu związane ręce, na szyi wisiała mu pętla. Morderca związał go przed śmiercią w tzw. nietypową kołyskę, dzięki której każdy najmniejszy ruch ofiary powodował jej podduszanie. Na sznurze nie odkryto żadnych śladów DNA. Na podstawie badań zwłok ustalono, że J. był przez kilka dni głodzony i bity. Poza tym niczego więcej policjanci nie odkryli. Taki stan utrzymał się przez pięć lat.
Dopiero w 2005 roku śledczy podjęli nowy trop w sprawie - zaczęli poszukiwania telefonu komórkowego, którego przecież nie odnaleziono przy zwłokach J. W taki sposób trafili na ślad aukcji internetowej z 17 listopada 2000 roku, cztery dni po zaginięciu J. Telefon marki Nokia 3210 sprzedał inte-rnauta o nicku Chris B... Okazał się nim Krystian B.

***
Sprawa Krystiana B. to chyba najbardziej medialna zbrodnia w historii Polski, od początku procesu przyciągająca na salę sądową tłumy dziennikarzy. To też chyba pierwsza sprawa z polskiego sądownictwa, która znalazła tak szerokie odbicie za granicą. Stała się tematem reportażu w "New Yorkerze", do dziś też interesują się nią hollywoodzcy scenarzyści, a nad nakręceniem fabuły na podstawie tej historii zastanawiał się sam Roman Polański. Zbrodnia przyciągnęła media na salę rozpraw, kiedy okazało się, że podejrzany o morderstwo to pisarz, autor książki "Amok", którą początkowo uznano za istotną poszlakę w sprawie.
"Amok" został wydany w 2003 roku. Nie jest literaturą łatwą - to oniryczno-pornograficzny monolog głównego bohatera - Chrisa, hulaki, niestroniącego od alkoholu i przygodnego, perwersyjnego seksu. W książce roi się od brutalnych sadystycznych opisów. Chris nocami włóczy się po mieście. Jego kwieciste wynurzenia o "rżnięciu" być może nie zwróciłyby uwagi policjantów, gdyby nie dwa szczegóły. Bohater w jednym z rozdziałów zabija swoją kochankę. Nóż - narzędzie zbrodni - sprzedaje w internecie.

"W białych rękawiczkach wychodzę na ulice Paryża. Uśmiecham się do ludzi i jestem spokojny jak nigdy dotąd. Za siedmioma lasami, za siedmioma górami porzucam sznur, odcięty od szyi Mary. Japoński nóż sprzedaję na internetowej aukcji. Udaję przed samym sobą, że byłem wirtualną postacią z komputerowej gry". (Fragment książki "Amok")
W innym z kolei miejscu główny bohater opowiada o tym, jak kiedyś ukradł z kościoła figurkę. Ta informacja utwierdziła policjantów w przekonaniu, że postać wykreowana w książce i jej autor mają cechy wspólne. Okazało się bowiem, że i Krystian B. miał podobny wyczyn na sumieniu. Podczas popijawy z kumplem dla zabawy figurkę zwinęli z kościoła w rodzinnym Chojnowie. Tak B. trafił do policyjnych kartotek, tak też policjanci zaczęli na poważnie traktować "Amok" i opisaną tam zbrodnię. Uznali, że autor powieści nie wszystko oparł jedynie na swojej wyobraźni. Ukradziona figurka, która później trafiła na karty "Amoku", przedstawia św. Antoniego, patrona osób i rzeczy zaginionych...

***
Krystian B. został aresztowany w 2005 roku. W 2007 Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał go na 25 lat więzienia. Stwierdził, że nie ma wystarczających przesłanek, by uznać B. za bezpośredniego sprawcę morderstwa, skazał go jednak za sprawstwo kierownicze. Mimo że nie było ani jednego twardego dowodu na udział B. w zbrodni, sędziowie dali wiarę "logicznemu ciągowi poszlak", jakie zaprezentowała prokuratura. Jakie to poszlaki? B. źle wypadł podczas badania wykrywaczem kłamstw, podczas jednego z zeznań przyznał się też do winy, choć później z wszystkiego się wycofał. Dziś twierdzi, że próbowano wcisnąć mu do podpisu zmanipulowane zeznania.

Najmocniejszą z poszlak jest jednak motyw. B. zabił, ponieważ był chorobliwie zazdrosny o żonę. Był zazdrosny, mimo że sam - jak ustalili śledczy - nie stronił od seksu z wieloma kobietami, także wtedy, kiedy był żonaty. Zresztą alkohol, awantury i kobiety były przyczynami rozpadu ich małżeństwa. Gdy doszło do zbrodni, nie mieszkali już ze sobą. Byli w separacji. Opętańcza zazdrość wypływa z mejli, jakie B. słał do żony. "Będąc kur..., nie można liczyć na nic. (...) Nigdy nie dopuszczę, aby mój syn mówił "tato" do któregokolwiek z twoich gachów"; "Czy ten twój internetowy Casanova obiecał ci świetlaną przyszłość w roboczej dzielnicy swojego miasteczka? (...) Mam nadzieję, że już niebawem Twój superman zrobi cię pięknie w chu... (...)."

O obsesji B. na punkcie wierności małżonki mówiło przed sądem wielu świadków. Opowiadali o karczemnych awanturach, jakie potrafił urządzać, o tym, że nie liczył się ze słowami, pod adresem żony padały wyzwiska od "kur..." i szmat, próbował kontrolować jej działania, a co najważniejsze wiedział o romansie, do jakiego miało dojść między nią a Dariuszem J. Była księgowa w firmie Krystiana zeznała, że oskarżony dzwonił do niej i wypytywał o J., o to, gdzie pracował, gdzie mieściła się jego firma.

- To wszystko brednie- mówi bez zastanowienia B., z którym rozmawiamy podczas widzenia w zakładzie karnym nr 1 we Wrocławiu. Uważa, że kobieta zeznawała to pod wpływem sugestii policji. Sama nie była pewna, czy chodzi rzeczywiście o J. Pod koniec rozmowy dodaje, że zeznania księgowej mogą być efektem jej urażonej kobiecej dumy. - Był mały epizod seksualny między nami, ale ja niczego więcej nie chciałem - tłumaczy.
B. nie pasuje do typowego wyobrażenia mordercy psychopaty. Do salki przesłuchań przychodzi uzbrojony w tomy akt. Używa wyszukanego słownictwa. Stosuje porównania, nawiązuje do filozofii, gestykuluje. W trakcie wywiadu próbuje zbijać z tropu, robi dygresje, zmienia wątki. Jednak chwilami także traci nad sobą kontrolę. Robi się nerwowy, kiedy pytamy o zeznania Stasi, jego byłej żony.

- Nie chcę tego komentować. Moja żona odmówiła zeznań, nie zostały ujęte w materiale dowodowym - ucina Krystian B..
Rzeczywiście - Stanisława B. podczas rozprawy w sądzie nie chciała zeznawać. Wobec tego jej wcześniejsze wyjaśnienia trzeba było uznać za niebyłe.
Nie są jednak tajemnicą, ponieważ między innymi na nich oparł się akt oskarżenia. Stanisława zeznała prokuraturze, że jej mąż wiedział o spotkaniach, jakie miała z Dariuszem J., o ich wspólnej nocy w jednym z wrocławskich hoteli. Zrobił jej z tego powodu awanturę, naszedł ją w mieszkaniu matki, krzyczał i wygrażał. Interweniowała policja....

***
W zeznaniach szczególnego znaczenia nabrał też wątek imprezy sylwestrowej 2000/2001, na której był Krystian B. i Staszka (jego żona). Podczas zabawy doszło do awantury na tle zazdrości Krystiana. Poszło o to, że żona rozmawiała z barmanem. B. "skoczył" do niego, musieli go uspokajać koledzy. Jeden z nich zeznał, że Krystian był w jakimś amoku. Siłą wyprowadzili go na zewnątrz. Zapamiętano też, że podejrzany się odgrażał. Mówił o tym "że jednego takiego już załatwił". Padło też stwierdzenie: "Linką bądź sznurkiem".
Krystian B. wzrusza ramionami.

- Jak można dawać wiarę takim zeznaniom? Co to znaczy linką bądź sznurkiem? To tak, jakby powiedzieć do kogoś: zabiłem pistoletem bądź armatą. Przecież to niedorzeczne - irytuje się.
Najważniejszy jednak dowód w sprawie to telefon komórkowy ofiary, który morderca pod nickiem "Chris B." sprzedał na portalu aukcyjnym. Sprzedającym okazał się B. Skąd miał ten telefon?
- Nie muszę niczego wyjaśniać ani udowadniać - denerwuje się. Mówi szybciej, podniesionym tonem. - To mi trzeba, jako oskarżonemu, winę udowodnić, tak jest w polskim systemie prawnym. Dzisiaj oświadczam, że mam nowe dowody w tej sprawie, m.in. faktury lombardowe - tłumaczy. W trakcie śledztwa nie potwierdzono wersji, jakoby kupił telefon w lombardzie. Czy ma fakturę kupna tego konkretnego telefonu?
- Nie muszę teraz tego Panu przedstawiać, nie jest Pan organem sądowym - ucina.

Telefon ofiary zidentyfikowano po numerze imei. Jest to fabryczny i niepowtarzalny numer, jaki ma każdy aparat komórkowy. Opinię potwierdzającą, że telefon, który sprzedał internauta Chris, należał do Dariusza J., wydał biegły z zakresu telekomunikacji - Arkadiusz Wyrostek. Spra-wa okazała się jednak dużo bardziej zagmatwana, bowiem w trakcie apelacji obrońca B. przyniósł na salę sądową dwa identyczne telefony, z identycznym numerem imei. Biegły przyznał, że numer można zafałszować. Swoją opinię jednak podtrzymał. Telefon, który sprzedał w internecie B., był telefonem należącym wcześniej do Dariusza J.

Na tym "telefoniczne" ślady mordercy się nie kończą.

Biegły ustalił, że 13 listopada 2000 roku, kiedy ostatni raz widziano żywego Dariusza J., ktoś o 9 rano dzwonił do jego firmy z budki telefonicznej. Słuchawkę podniosła matka J. Rozmówca wyjaśnił, że ma dla jej syna zlecenie na wykonanie kilku bannerów reklamowych. Matka przekazała numer na komórkę syna. Kilkadziesiąt sekund po tej rozmowie B. dzwonił już do J. Oba telefony wykonał z budki tuż obok biura swej przyszłej ofiary, na rogu ul. Zielińskiego i Piłsudskiego we Wrocławiu. Na podstawie billingów ustalono także wszystkie inne połączenia, jakie zostały wykonane z tej samej 100-impulsowej karty telefonicznej. Okazało się, że z tej jednej karty dzwoniono do 32 osób, m.in. do rodziców Krystiana B., do jego firmy i wielu znajomych. Kto inny oprócz samego B. mógł znać wszystkie te osoby?
- A skąd wiadomo, że to ja dzwoniłem? Pamięta Pan z kim Pan rozmawiał 12 lat temu? - mówi nam B.

Kto więc wrobił Krystiana B.? On sam nie umie jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy jego sprawa jest jedynie nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, złożonym z nawarstwienia ogromnej liczby przypadków, błędów w postępowaniu, fałszywych ekspertyz i konfabulacji, czy też może nieprawdopodobnie misternie utkaną intrygą przeciwko niemu. Ma jednak przypuszczenia - mogło chodzić o pragnienie awansów i zwykłą zazdrość prokuratorów i policjantów. Nawiązuje w tym miejscu do swoich podróży. Po morderstwie Januszewskiego B. nagle wyjechał z kraju. Długo jeździł po świecie. Został instruktorem nurkowania, robił podwodne zdjęcia. Był między innymi w Tajlandii i Japonii.

- Jeżeli policjant prowadzący śledztwo w mojej sprawie, co biega po melinach i zaszczanych klatkach i nagle łapie człowieka, który ma w paszporcie 100 stempli z całego świata i był tam, gdzie on nigdy w życiu nie będzie i nie tylko w tym życiu, ale w trzech kolejnych reinkarnacjach, to szlag go trafia i robi się z nim coś takiego, że jest zdolny do największych przekrętów, ażeby siebie wy-kreować na pogromcę mordercy - wyjaśnia nam podczas wywiadu.

***
Krystian B. wg biegłych sądowych jest osobą ponad- przeciętnie inteligentną, egocentrykiem i narcyzem, który nie liczy się z uczuciami innych. Gwałtownie reaguje na krytykę. Ma skłonności do szantażu emocjonalnego. Nie umie przeżywać poczucia winy. Uważa się za osobę niezwykłą.
Podczas postępowania doszukano się też podobieństw między B. a jego książkowym alterego - Chrisem. Dotyczą one środowiska społecznego, cech osobowości, sposobów reagowania, w tym ujawnionych zaburzeń, a także upodobań i zainteresowań. Podobnie jak Chris, jego stwórca również nie stronił od seksu i alkoholu.

- Byłem młody, chciałem żyć pełnią życia - tłumaczy nam w salce przesłuchań wrocławskiego więzienia.

"Różnice między kobietami są takie same, jak między kolorami banknotów różnych walut. (...) Wszystkie służą do tego samego. Ich zdobywania i pozbywania się. (...) Niektóre waluty trudniej wymienić na inne, w odróżnieniu od ci...y". ("Amok")
Gdyby próbować metaforycznie odpowiedzieć na pytanie - kto wrobił Krystiana B., można odpowiedzieć, że zrobił to właśnie Chris, jego własne literackie dziecko. B. napisał w "Amoku", że dobra literatura to taka, która jest jak łańcuch, łańcuch ze słów, który skuwa czytelnika i nie pozwala wypuścić. Autor osiągnął cel. Przemyślenia Chrisa okazały się tak bardzo sugestywne, że policjanci analizujący "Amok" stwierdzili, że muszą one dotyczyć zbrodni, jaka rzeczywiście się wydarzyła. Zwłaszcza że można było odnieść wrażenie, że książkowy Chris wręcz chciał, by prawda wyszła na jaw...

"Łatwiej im uwierzyć, że Chrystus zamieniał mocz w piwo, niż, że ktoś taki, jak ja może wysłać do diabła jakiegoś dupka, zamienionego w skomlący o litość pasztet. Po prostu traktują to jako literacką fabułę". ("Amok")

***
Chris sowicie jednak wynagradza katusze, jakie za kratami przechodzi jego stwórca. B. jest dziś jednym z najbardziej "popularnych" więźniów w Polsce. Wiedzie bardziej urozmaicone życie od kolegów z celi. Nad obrazem fabularnym opartym na zbrodni i procesie wrocławskiego pisarza zastanawiają się scenarzyści z Hollywood. Za kratami odwiedzają go dziennikarze, osoby związane ze światem filmu, przyjaciele. Niczym prawdziwy gwiazdor, który uwielbia grać na emocjach i trzymać w napięciu swoich wielbicieli, zdradza nam, że "sprawa filmu" jest na dobrej drodze, a szczegóły przedstawi już wkrótce. Ile zarobi na filmie, który powstanie w samej fabryce snów?

- W tym momencie jestem związany tajemnicą kontraktu i nie mogę wyjawić szczegółów. Mogę tylko zdradzić, że w produkcję będą zaangażowane oscarowe nazwiska, a film będzie o zasięgu globalnym - mówi B. - Wylicencjonowałem prawa autorskie i liverhighst, a oficjalne stanowisko w sprawie tej produkcji zostanie wydane na przełomie roku - dodaje.

B. nie kończy też kariery pisarza, wręcz przeciwnie - zapowiada, że literacko zaatakuje środowisko wrocławskiej palestry, gdzie wymieniając z imienia i nazwiska będzie prezentował swoje opinie na temat wszystkich sędziów, prokuratorów i policjantów, z którymi miał do czynienia. Jeszcze w tym roku natomiast w internecie premierę będzie miała jego nowa książka - "De Liryk". Wznowienia doczeka się również sam "Amok". Debiutancka powieść B. do momentu wszczęcia procesu przeciwko niemu sprzedawała się słabo, zaledwie w nakładzie kilku tysięcy egzemplarzy, później - już w trakcie procesu - osiągała na aukcjach internetowych kolosalne ceny.

- Jeśli za dosyć wyświechtany egzemplarz ktoś jest w stanie zapłacić 521 zł, to mówi to samo za siebie. Sprawia mi to frajdę - przyznaje. Do końca wyroku pozostało mu 20 lat. Wierzy, że wyjdzie wcześniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska