Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amerykanie 66 lat czekają na swojego żołnierza

Agata Grzelińska
Archiwum rodziny Ewarta Sconiersa
Rodzina porucznika Ewarta T. Sconiersa ma nadzieję, że latem jego szczątki wrócą z Polski na Florydę. W 1944 roku amerykański żołnierz został pochowany w Lubinie. O jego bardzo długiej rozłące z domem pisze Agata Grzelińska

Gdy 1 maja 1942 roku Bobelle brała ślub, nie wiedziała, że wkrótce straci ukochanego Ewarta. Przez ponad 60 lat myślała, że nigdy nie położy kwiatów na jego grobie. Teraz, gdy jest sędziwą panią po osiemdziesiątce, ma nadzieję, że odzyska męża. Sztab ludzi stara się, by zdążyć przywieźć porucznika, póki Bobelle żyje...

Ewart T. Sconiers urodził się w 1915 roku na słonecznej Florydzie w DeFuniak Springs. Młody chłopak miał ambitne plany. Rozpoczął studia na University of Florida. Chciał założyć firmę i importować do USA drewno z Ameryki Południowej. Jednak ani nie ukończył studiów, ani nie został biznesmenem. Przeszkodziła mu druga wojna światowa.

Zanim trafił na front jako 26--latek, zdążył się jeszcze zakochać i wziąć ślub z piękną Iną Bobelle Wright. Ich szczęście trwało bardzo krótko. Musiał iść na wojnę. Chciał być pilotem, ale przełożeni uznali, że za sterami samolotu nie szło mu najlepiej. Został bombardierem w ciężkim samolocie bojowym dalekiego zasięgu B-17, zwanym latającą fortecą. Dwa miesiące po ślubie, jako porucznik 8. Air Force USA, rozpoczął służbę wojenną.

Był 21 sierpnia 1942 roku, gdy nad francuskim Rouen starły się amerykańskie i niemieckie samoloty. "Johnny Reb" - tak koledzy Ewarta nazwali swoją maszynę - razem z jedenastoma innymi alianckimi samolotami miał zbombardować port. Podczas nalotu zaatakowały ich niemieckie messerschmitty. Ostrzelały bombowiec, którym leciał Ewart. Drugi pilot zginął.

- To była śmiertelna pierwsza ofiara 8. Air Force w kampanii nad Europą - mówi Stephen Marks, Amerykanin, który mieszka w Lubinie. - Pierwszy pilot też dostał. Przeżył, ale ciężko ranny nie mógł zapanować nad samolotem. Wtedy Ewart przejął stery i sprowadził maszynę na ziemię. Wrócili na terytorium Wielkiej Brytanii, a do USA dotarła wieść o jego bohaterstwie.

Dostał Distinguished Service Cross, w skrócie DSC, czyli Krzyż za Wybitną Służbę - drugie najwyższe odznaczenie w armii amerykańskiej, przyznawane za nadzwyczajną odwagę i czyny na polu walki i w obliczu wroga.

O bohaterze z Florydy pisały amerykańskie gazety. Bobelle zapewne była dumna...
Dwa miesiące później nad tym samym francuskim niebem porucznik Sconiers miał dużo mniej szczęścia. Jego B-17 miał zbombardować bazę okrętów podwodnych. Jednak amerykańską fortecę zestrzelił niemiecki myśliwiec FW 190. Załoga "Johnny'ego Reba" wpadła do morza. Przeżyli. Wyłowili ich francuscy rybacy, ale w pobliżu portu Brest wydali Niemcom. Sconiers trafił do niewoli. Najpierw znalazł się w obozie jenieckim w Oberursel w Niemczech, później został przeniesiony do Stalag Luft III w Żaganiu. Obozu, gdzie jeńcy - oficerowie lotnictwa - przygotowywali słynną wielką ucieczkę, o której w 1963 r. John Sturges nakręcił film ze Steve'em McQueenem w roli głównej.
- Tam Ewart miał wypadek. Była zima, spacerowali po lodzie - opowiada Stephen Marks. - Pośliznął się i upadł. Wtedy wbił mu się w ucho jakiś patyk. Nie trafił do lekarza. Podobno po tym wypadku zaczął się dziwnie zachowywać. Bywał agresywny. Inni jeńcy ukrywali to przed Niemcami, ale było z nim tak źle, że musiał iść do szpitala.

Ze stalagu w Żaganiu 23 stycznia 1944 r. przywieziono Ewarta T. Sconiersa do szpitala psychiatrycznego w Lubinie, gdzie dzień później zmarł. Pozwolono grupie jego kolegów przyjechać do Lubina i pochować porucznika na miejscowym cmentarzu. Trumna czekała przy bramie cmentarza, skąd pięciu amerykańskich oficerów przeniosło ją do grobu. Budynek szpitala, w którym dziś są biura KGHM, był oddalony o ok. kilometra od cmentarza, po którym dziś nie ma śladu. Tę trasę zapamiętał pułkownik Clark. Po wielu latach opowiedział o niej wojskowym z Biura ds. Więźniów Wojennych i Osób Zaginionych w Akcji. Z nakreśloną przez niego mapą i zdjęciami lotniczymi Lubina z czasów wojny przyjechała delegacja z Pentagonu. Po intensywnych poszukiwaniach, badaniach georadarem, a także dzięki wspomnieniom lubinianki Stefanii Saracen mniej więcej wiadomo, gdzie leży trumna ze szczątkami bohatera. Możliwe, że w czerwcu 2011 roku odbędzie się ekshumacja i Ewart wróci do domu.

Przez długie lata rodzina Sconiersa była przekonana, że jak wielu innych żołnierzy, pochowano go w zbiorowej mogile i że powrót porucznika do domu nie będzie możliwy. Ina Bobelle ponownie wyszła za mąż. Urodziła dzieci. O pierwszym mężu nie opowiadała - to było zbyt bolesne. Teraz ta ponad 80-letnia kobieta ma nadzieję, że dożyje i będzie mogła się z nim pożegnać. - Amerykanie wychodzą z założenia, że skoro wojsko zabrało żołnierza rodzinie, to musi jej go oddać. Żywego lub martwego. Nieważne, ile czasu minęło - dodaje Stanisław Tokarczuk, historyk z Lubina.

Skontaktował się z nim historyk Szymon Serwatka, który współpracuje z Biurem ds. Więźniów Wojennych i Osób Zaginionych w Akcji. Gdy o poszukiwaniach grobu Amerykanina poinformowały lokalne media, do dr. Tokarczuka zgłosiła się Stefania Saracen, która w 1953 roku wraz z mężem wprowadziła się do domu nieopodal dzisiejszego parku. Pani Stefania pamięta, że przy grobie porucznika rosła surmia - rzadkie drzewo pochodzące z Ameryki Północnej o liściach w kształcie serca. Niemiecki nauczyciel Kierschner - rdzenny lubinianin - opowiadał jej, że roślinę zasadził jeden z przyjaciół jeńca wojennego.

Wkrótce do Szymona Serwatki i do Stanisława Tokarczuka niemal równolegle dotarli Pamela Sconiers Whitelock, bratanica porucznika i Stephen Marks. Dziś wszyscy łączą siły, by zdobyć jak najwięcej informacji i w ten sposób pomóc wojsku w doprowadzeniu do końca długiej podróży Ewarta do domu. Bo to Pentagon organizuje poszukiwania i odpowiada za wszelkie formalności, związane z planowaną ekshumacją i wysłaniem szczątków żołnierza do USA.
Ta historia dziwnie splotła losy obcych sobie ludzi z Polski i Ameryki, Francji, Belgii, a nawet z północy i południa USA.

- Może to Ewart jakoś po swojemu załatwia i wciąga nas do pomocy - uśmiecha się Stephen Marks.
Pamela i Stephen trafili na siebie dzięki internetowi. Bratanica Sconiersa pewnego dnia w 2008 roku z przyjaciółkami, które odwiedziły ją w Ohio, wybrały się do muzeum historii sił powietrznych. Bywała tam nieraz, ale chętnie poszła. Przy okazji zapytała, czy mają jakieś informacje o poruczniku Sconiersie.

- I znalazła książkę ze zdjęciami i opis misji z 21 sierpnia 1942 - opowiada Stephen Marks. - Przypomniała sobie wszystkie historie, które w dzieciństwie słyszała o wujku od babci. W domu, za radą przyjaciółki, wpisała nazwisko Ewart T. Sconiers w Google i pojawiły się dwa wpisy: jeden od Szymona Serwatki, drugi ode mnie. Była bardzo zaskoczona, gdy czytała opowieść Szymona o bohaterskiej misji Ewarta.

Amerykanin z Rhode Island, który przyjechał do Polski w 1991 r., by uczyć języka angielskiego, a potem został, bo tutaj spotkał swoją miłość, żyje historią Ewarta, bo przybliża go trochę do Ameryki, za którą tęskni. Po ślubie zamieszkał z żoną Polką w Lubinie. Razem z córką chodzili na spacery do parku. Wtedy nie miał pojęcia, że przechadza się koło grobu swojego rodaka. Od 1975 r. na miejscu cmentarza jest park...

- Gdy dwa lata temu był u nas w pracy gość z Wielkiej Brytanii, postanowiłem go zabrać na wycieczkę i pokazać stalag w Żaganiu - opowiada Stephen Marks. - Wtedy kierowca powiedział nam o obelisku w parku.

Amerykanina zaciekawiła historia żołnierza. W internecie szukał o nim informacji. Pewnego dnia odezwała się do niego Pamela Whitelock, bratanica Ewarta Sconiersa.

- Jego pogrzeb w DeFuniak Springs będzie zakończeniem histroii o wojnie, o miłości, o przyjaźni, o wolności, o ludziach - wylicza Stephen Marks i dodaje, że podobnie jak Pamela Whitelock chce kiedyś napisać książkę o pełnej dziwnych splotów podróży Ewarta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska