Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Amazonki kobiecość mają w głowach

Anna Gabińska
Grzegorz Błażejczyk
Gdy się dowiedziały, że ten guz to rak, że trzeba amputować całą pierś, płakały i rozpaczały. Ale podczas sesji do kalendarza na 2012 rok we wrocławskim aquaparku 13 amazonek z całej Polski było pięknych i uśmiechniętych.

Amazonka to stuprocentowa kobieta, która czuje się piękna, atrakcyjna, szczęśliwa i żyje pełnią życia. Kobiety po mastektomii nie muszą chować się przed światem, ale powinny wyjść do ludzi i cieszyć się życiem - tak firma Anita Polska zaprosiła panie z całego kraju, które chorowały na nowotwór piersi, na sesję w bieliźnie protetycznej do kalendarza na rok 2012.

Do projektu "Jestem amazonką" kobiety słały swoje zdjęcia. Firma ze swoim fotografem Grzegorzem Błażejczykiem wybrali trzynaście pań (będzie podwójny styczeń): cztery z Łodzi, trzy z Torunia, dwie ze Skierniewic, po jednej z Gdańska, Płocka, Gliwic i Wodzisławia Śląskiego.

- Niestety, nie mieliśmy ani jednego zgłoszenia z Wrocławia - ubolewa Ewa Bielawny, pracująca nad projektem kalendarza. Miejsca dla sesji użyczył Wrocławski Park Wodny. Przez dwa dni umalowane przez makijażystkę były fotografowane w saunie, basenach i ogródku. Dla każdej z nich to tajemnica, jakim miesiącem zostanie, bo wybierze to fotograf. Nam udało się zajrzeć do nich między zdjęciami.

Najchętniej styczeń 2012 lub 2013 - którykolwiek. To Katarzyna Kotecka, 29 lat, z Płocka, jeżyk na głowie (po chemioterapii włosy już rosną), żółte kolczyki w kształcie słoneczników w uszach. - Fajna przygoda, taka sesja do kalendarza - mówi. Jest w trakcie leczenia w Płocku i Warszawie. Poznała się z innymi amazonkami. Żeby chcieć pokazać się ze swoją chorobą, dać radę się uśmiechać, wytrzymać wszystkie pytania, trzeba nabrać siły. Ona już ją ma. - Kobiety w trakcie choroby zamykają się, bo życie im się załamuje - tłumaczy.

Ona o chorobie dowiedziała się u kosmetyczki, podczas depilacji pach. Na początku nie zmartwiła się za bardzo, bo już kiedyś miała podejrzenie ziarnicy złośliwej - nowotworu węzłów chłonnych. I też miała guz pod pachą. Ale wtedy okazało się, że to toksoplazmoza, odzwierzęca choroba, której nabawiła się od kota. Do momentu postawienia właściwej diagnozy - jednak rak - minęły 4 miesiące. A przecież nowotwór piersi atakuje najczęściej kobiety po czterdziestce! I tak długo nie mogła uwierzyć. Chce wyjść za mąż, urodzić dzieci, wykarmić je piersią. Okazało się, że nowotwór jest złośliwy. Prawą pierś lekarze musieli usunąć całkowicie. Katarzyna jest już po chemii i radioterapii. Bierze tabletki, by rak nie wrócił - herceptynę.

- Trzeba się regularnie badać. Gdy powstanie guzek, sam się nie rozpuści. A dopilnowany w porę daje całkowite wyleczenie. Nie wolno się bać - apeluje do innych kobiet.

Pewnie listopad! A chciałaby być majem - wtedy miała operację, która uratowała jej życie. Ale jak listopad, to trudno. Aleksandra Kowalska z Gdańska, drobna, piękna brunetka. Wieku nie podaje, ale przyznaje się do dorosłych dzieci: - Ja co pół roku chodzę na kontrolę, bo moja mama ponad 20 lat temu leczyła się na raka piersi. Lekarz powiedział, że jestem zdrowa, ale usg wykazało guz, biopsja potwierdziła nowotwór, więc operacja. Lewą pierś trzeba było odjąć razem z całym węzłem chłonnym. To było półtora roku temu. Przez 5 lat muszę brać leki i zastrzyki, żeby nowotwór nie wrócił - mówi. Wszystkim opowiedziała, że ma raka. Należy do stowarzyszenia amazonek, pomaga komu może.
- Warto się leczyć, bo życie jest piękne, dziewczyny! - zapewnia. Swoje zgłoszenie wysłała z fotką ze zjazdu amazonek w Ciechocinku, gdzie stoi pod bzem. - I udało się! Ale żeby tylko nie zostać listopadem - śmieje się.

Kwiecień - bo miała wtedy operację i odrodziła się. Albo lipiec - bo wtedy syn się jej urodził. Elżbieta Rutkowska-Jaworska, szefowa amazonek z Torunia, lat 59. Platynowe włosy, okulary, delikatna. Rak jej się przytrafił jako kolejne nieszczęście. Wcześniej miała wycinanki w piersiach, jakieś gruczolakowłókniaki i różne świństwa, ale nigdy nic strasznego to nie było. A tu nagle czarna passa. Pierwsze nieszczęście było takie, że po 30 latach małżeństwa zostawił ją mąż.

Najpierw czarna rozpacz, potem złość. A potem pomyślała: zrobię to wszystko, czego nie robiłam, a chciałam. Najpierw więc uczyła się pływać. Brat ją uczył. Wtedy odkryła, że ma guz w piersi. Naprawdę duży. Przy badaniach okazało się, że to żadna zmiana łagodna, jak było do tej pory, tylko złośliwa. Operacja. W szpitalu poznała fantastyczne kobiety, które tak gadały, że aż uwierzyła, że może się wyleczyć. A potem znienacka na ulicy zderzyła się z mężczyzną, który został jej drugim mężem. Nigdy się nie spodziewała, że ciekawy facet może być tak w nią wpatrzony.

Nigdy nie czuła się tak uwielbiana. I mimo że przeżyli ze sobą tylko rok, bo zachorował i umarł, nie zamieniłaby tego czasu na kolejne 30 lat z pierwszym. Jedyne, czego nie żałuje z tamtych 30 lat, to urodzenia syna. On jej się udał. Drugi mąż namawiał ją, by pomagała innym amazonkom, spotykała się z nimi, żeby dawała im swoją siłę i brała ich. - Naraz wszystkie nie będziecie miały doła, zawsze znajdzie się któraś na górce i będzie potrafiła wyciągnąć inną - mówił.

Teraz Elżbieta ma wznowę - wyniki pokazują, że nowotwór się odradza. Jest przestraszona. Podczas sesji, pięknie umalowana, wspaniale wyglądała, ale dwa dni temu trzęsła się jak galareta. Na dodatek ma jeszcze do zoperowania zespół cieśni nadgarstka. Nazywa się może i elegancko, ale boli jak cholera. Jak nachodzą ją czarne myśli, to zastanawia się, czy dożyje wyjścia tego kalendarza. Czy przeżyje miesiąc, na który ją wybiorą? Ale w pociągu, w drodze powrotnej z Wrocławia do Torunia, dziewczyny powinny ją wyprostować. Sesja była wielce przyjemna, bo i bielizna była piękna.

Może być lipiec, bo mąż ma urodziny - żeby miał prezent. Albo styczeń, bo wtedy brali ślub. Barbara Chełek, też z Torunia, lat 53. Blondynka, wesoła. W zeszłym roku w połowie marca zaswędziała ją pierś. Podrapała, poczuła coś i... wymacała guzka. Włosy stanęły jej dęba na głowie. Przechodziła właśnie hormonalną terapię zastępczą, na menopauzę, trochę się oszukiwała, że to może samo zniknie. Do lekarza poszła w kwietniu. Nowotwór.

W maju operacja i, niestety, amputacja całej piersi. Guz miał 2,8 na 2,2 cm. Chemia. Córka od początku podnosiła ją na duchu. W internecie wyszukiwała i czytała tylko pozytywne przykłady kobiet, które wygrały z chorobą. Do klubu amazonek miała pójść od razu, ale myślała, że się nie odnajdzie. Zdecydowała się dopiero w październiku, pod koniec chemioterapii. Zniosła ją rewelacyjnie. Mówiła sobie: po to mnie leczą, żeby wyleczyć. Nie dołuje się. Bierze herceptynę - co trzy tygodnie, jak chemię. Ta herceptyna, tłumaczą lekarze, zamyka nowotwór na kolejne spusty, żeby potwór nie powyłaził z powrotem. Ma troje dzieci: tę córkę, co wyszukiwała pozytywne przykłady w internecie, lat już 30, syn 28 i druga córka - 19. Dzieci się nie żenią ani nie wychodzą za mąż. Dziwne czasy. Ona z mężem poznali się jako młodzi, 20-letni, pobrali i są małżeństwem do dziś.

Lipiec. Albo maj - to ładne słoneczne miesiące. Teresa Czajkowska, trzecia z Torunia. W marcu minęło 7 lat, jak lekarze amputowali jej pierś. Elegancka. - Nie miałam wtedy 30 lat, jak Ola, na pewno już nie byłam w wieku, żeby mieć dzieci, ale utrata piersi to był dla mnie dramat - opowiada.

Mówi, że dla kobiety w każdym wieku taka operacja na początku jest końcem świata. Ale najważniejsze, to nie dać się złamać. - Kobiecość jest w głowie, dziewczyny, nie w piersiach - wtrąca się Elżbieta Rutkowska-Jaworska, kwiecień albo lipiec 2012.

Kalendarz "Jestem amazonką" będzie można kupić we Wrocławiu w październiku. Pieniądze ze sprzedaży zostaną przeznaczone na pomoc dla amazonek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska