Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agata Duda-Gracz: Jestem wolnym człowiekiem

Małgorzata Matuszewska
Agata Duda-Gracz, reżyserka, malarka, scenograf i córka malarza Jerzego Dudy-Gracza
Agata Duda-Gracz, reżyserka, malarka, scenograf i córka malarza Jerzego Dudy-Gracza Konrad Polesch
Z Agatą Dudą-Gracz, reżyserką koncertu galowego tegorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej, o rewolucjach, wolności, paleniu trawy, Polsce, patriotyzmie i Ojcu rozmawia Małgorzata Matuszewska

Jest Pani autorką scenariusza, reżyserii, scenografii i kostiumów koncertu galowego 31. Przeglądu Piosenki Aktorskiej "...rewolucyjna". Tak jest Pani łatwiej pracować?
Nie potrafię oddzielić reżyserii od pisania scenariusza, bo jedno wynika z drugiego. Podobnie jest z kostiumami i scenografią. Raz tylko zdarzyło mi się spróbować współpracy z kostiumologiem - po dwóch dniach, przy akompaniamencie wrzasków i trzaskania drzwiami, współpraca się skończyła. Oczywiście była to moja wina. Nie potrafię dyskutować o plastyce swoich przedstawień: bo jest moja, subiektywna, intuicyjna i niedemokratyczna. Kilka razy widziałam arcydzieła wynikające z fenomenalnego dogadania się twórców. Szczerze je podziwiam i nie zamierzam naśladować.

Zamierza Pani połączyć dwie na pierwszy rzut oka nieprzystające do siebie daty: Rok Chopinowski i 30. rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Zrobi to Pani rewolucyjnie?
To się okaże. Chciałabym, żeby ta Gala była bardzo polska, w złym i dobrym tego słowa znaczeniu. Jestem typowym przedstawicielem swojego pokolenia: cieplarnianej młodzieży, która żadnej rewolucji nie przeżyła, no, chyba że do wydarzeń rewolucyjnych można zaliczyć wypalenie trawki w szkolnej ubikacji. Pokolenia, które się naczytało, naoglądało i wydaje mu się, że "już wie"...

Myślę, że mówienie o rewolucji z takiego punktu widzenia ma sens z jednego tylko powodu: nasze życie - takie a nie inne - jest wynikiem przełomów, jakich dokonali nasi rodzice, dziadkowie i prapradziadkowie. Jesteśmy "dziećmi cudzych rewolucji" i tylko przyznając się do tego, możemy wygłaszać własne sądy.

Jesteśmy "dziećmi cudzych rewolucji" i tylko przyznając się do tego, możemy wygłaszać własne sądy

Ale nie opowie Pani tylko o polskich rewolucjach?
Ale o wszystkich mowa będzie z polskiego punktu widzenia. Chcę zacząć od "Etiudy rewolucyjnej"; nie dlatego, że to Rok Chopinowski i wypada, ale dlatego, że jest ona dla mnie SUMĄ REWOLUCJI, muzyką, która płynie nam w żyłach od urodzenia. Są w niej marzenia, młodzieńcze bunty, wspomnienia dziadków i to coś nieuchwytnego, co tłumaczę sobie jako "pamięć narodową" - przynależność do historii tego kawałka Europy. Biedny on, zapyziały, ale mój. Słuchając tej muzyki, nie słyszę w niej ani roszczeń, ani politycznej agitacji ani "signum temporis" rozbiorowej Polski - odnoszę natomiast wrażenie, że jest ona piękną, zbiorową modlitwą o wolność, w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu.

Obiektywna rewolucja chyba nie istnieje?
Ale podobno istnieją obiektywne prawdy. Jedna z nich mówi: "Rewolucja zawsze wynika z potrzeby wolności". Chcę opowiedzieć również o takich rewolucjach, które wyniknęły z innych potrzeb.
Muzułmański mędrzec Tierno Bokar w spektaklu Petera Brooka "11 and 12" mówi: "Jest twoja prawda, moja prawda i prawda". Może podobnie jest z rewolucją?
Jean Genet twierdził: "Prawda obiektywna nie istnieje. Istnieje tylko prawda danej chwili. Gdy ta chwila minie, prawda stanie się kłamstwem". Coś, co wydaje nam się prawdą absolutną w danym momencie, za pięć minut może już nią nie być, a z punktu widzenia drugiego człowieka być może nie było nią nigdy. Dlatego staram się usłyszeć i zrozumieć utwory, które kiedyś były dla ludzi hymnami wolności i wyrażały ich niezachwianą potrzebę obalania starego i tworzenia nowego. To była ICH PRAWDA: "Marsylianka", "Międzynarodówka", "Wyrwij murom zęby krat", "Comandante Che Guevara", "Get up, stand up" i wiele innych. Żeby zrozumieć lepiej, posiłkuję się obrazami, bo tak jak muzyka, stanowią zapis emocji i "prawdy chwili".

Jakie to są obrazy?
"Wolność prowadzącą lud na barykady" dopełniam "Marsylianką". "Wyrwij murom zęby krat" rozumiem lepiej, oglądając obrazy mojego Ojca opowiadające o PRL, stanie wojennym i tym, co potem. Kasia Brewińska, moja asystentka, znalazła niezwykłą XIII-wieczną pieśń, śpiewaną przez francuskich krzyżowców idących budować Królestwo Niebieskie po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Jest w niej rytm, energia i wiara, a także - co niezwykłe, biorąc pod uwagę jej "kościelność - zupełny brak pychy. Dopełnia ją Dürer i ryciny z XIII-wiecznych modlitewników. Utworów składających się na spektakl "...rewolucyjna" jest 17; każdy z nich ma swoją ikonografię. Oczywiście nie zamierzam jej przenosić na scenę 1 do 1, ale z jej pomocą staram się zrozumieć "prawdę chwil", których już nie ma.

Reżyseruje Pani sercem czy palcem, jak nakazał kiedyś Pani Jerzy Jarocki?
Trzeba wielkiej mądrości, żeby umieć to robić. Reżyseruję sercem, choć czasami staram się również używać rozumu.

Kiedyś Ojciec Pani powiedział: "(...) maluję wyłącznie w Polsce, bo jestem człowiekiem chorym na Polskę. Gdzieś w świecie najpewniej zgłupiałbym do reszty, zmarniał i wreszcie umarł z tęsknoty (...)". Z Panią też tak jest?

Tato malował Polskę z każdej możliwej perspektywy - a, jak nieraz mawiał, najczęściej "od dupy strony"

Nie. Moja "choroba na Polskę" ma raczej umiarkowany przebieg. Mój Ojciec był patriotą. Ja jestem Polką. A to, niestety, nie zawsze jest to samo. Dla mojego Taty wszystko, co dotyczyło tego kraju, miało pierwszoplanowe znaczenie: malował Polskę z każdej możliwej perspektywy - a, jak nieraz mawiał, najczęściej "od dupy strony" - malował polskie choroby narodowe, polską religijność, świat PRL, stanu wojennego, aksamitnej rewolucji i tzw. wolności, która nastała później. Z największą miłością opisywał ludzi, zapyziałe wsie i polski pejzaż... To tu przenosił motywy mitologiczne, historyczne, biblijne, jego "pochody śmierci" odbywały się w krajobrazie Jury Krakowsko-Częstochowskiej, nawet wątki zaczerpnięte z literatury czy muzyki zawsze stroił w polskie barwy narodowe. Ja tak nie umiem. Moja Polska jest inna. Być może dlatego, że nie musiałam o nią walczyć? Że została mi podana na talerzu, a ja teraz siedzę nad nią marudnie, kręcę nosem i wolałabym, żeby była inna. Tolerancyjna. Uczciwa. Mniej parafialno-głupkowata. Mój Ojciec kochał ją pomimo wszystko, ale ja potrafię kochać tylko "za". Ale za co? Za wielką przeszłość, wielkie malarstwo i paru fantastycznych ludzi, których pomniki obsrywają teraz gołębie? Wstydzę się za tych, co nami rządzą, i tych, których wymalowane pyszczki mówią mi z ekranu i z gazet, jak należy żyć. Wstydzę się nietolerancji, szowinizmu i pogardy dla drugiego człowieka tylko dlatego, że jest inny. Może właśnie ten głęboki wstyd i szukanie w książkach i obrazach dowodów na to, że nie zawsze tak było, jest jedyną odmianą patriotyzmu, na jaką mnie stać.
Jest Pani rewolucjonistką?
Nie. Rewolucja powinna wynikać z potrzeby wolności, a ja jestem wolnym człowiekiem.

Czuje Pani na sobie rękę Ojca? Robiąc kolejny spektakl, myśli Pani: co On by powiedział?
Zawsze. Wszystko zawdzięczam Jemu. A to, czego mnie nauczył, daje mi siłę bycia sobą, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Był najbardziej bezlitosnym krytykiem moich spektakli. Tylko jeden raz zdarzyło Mu się powiedzieć coś dobrego o tym, co zrobiłam. I potem żadna, nawet najbardziej entuzjastyczna recenzja nie wzbudziła we mnie nigdy takiej radości, jak to jedno zdanie: "Nie było tak źle".

Wymaga Pani od siebie, od innych? Od kogo najbardziej?
Może się to wydawać pychą, ale myślę, że najbardziej wymagam od siebie.

Tak powinno być, prawda?
Oczywiście, choć przyznawanie się do tego jest niezręczne. Tym bardziej że zdaję sobie sprawę, jak wiele wymagam od ludzi, z którymi pracuję. No bo jak mogłoby być inaczej? Jeżeli się nie oddaje wszystkiego temu, co się robi, to po co to robić?

Zdaję sobie sprawę, jak wiele wymagam od ludzi, z którymi pracuję. Ale jeszcze więcej wymagam od siebie

Udaje się Pani oddzielić życie od zawodu? Jest miejsce, które zamyka Pani przed nawałem pracy?
Nie wiem, czy to się udaje... chyba wszystko polega na "staraniu". Staram się więc chronić moich bliskich przed moją pracą, a moją pracę przed swoją prywatnością. I, co najtrudniejsze: staram się nie być zmuszoną do dokonywania wyboru pomiędzy jednym a drugim.

Jest coś, z czego Pani rezygnuje dla pracy?
Tak i nie zamierzam się skarżyć z tego powodu. Ze świadomością wszystkich tych rezygnacji, tego, co tracę i, przez różne moje wybory, nigdy mieć nie będę, wiem, że jednak żyję na wyspach szczęśliwych. Bo to, z czego rezygnuję, jest mniej ważne niż powód, dla którego to robię.
Staram się chronić moich bliskich przed moją pracą i odwrotnie

Agata Duda-Gracz jest reżyserką teatralną i scenografką. Córka sławnego malarza, rysownika i scenografa Jerzego Dudy-Gracza jest absolwentką historii sztuki na UJ i reżyserii teatralnej w PWST w Krakowie. Zaczynała w Teatrze im. Witkacego. Razem z ojcem przygotowała scenografię do wyreżyserowanej przez siebie sztuki "Kaligula" wg Camusa w Teatrze im. Słowackiego (2003). Rok wcześniej gościła w Teatrze Polskim we Wrocławiu, reżyserując "Justynę, siostrę Mojej" Mroczkowskiej w czasie Forum Dramaturgii Współczesnej "EuroDrama 2002".

Jej spektakle porównywane są do realizacji Józefa Szajny i Tadeusza Kantora.

Koncert Galowy 31. PPA w Teatrze Polskim grany będzie 27 i 28 marca o godz. 16 i 20. Bilety po 200, 160 i 90 zł. W tym roku Gali nie będzie w telewizji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska